Trwa ładowanie...

Mogłaby zainspirować twórców "Gry o tron". Bona była chciwa, żądna władzy i podobno podtruwała przeciwników

Plotki, skandale, spiski i przekupstwo. Nie potrafiła nawet być matką dla własnego syna. Bona od zawsze wywoływała skrajne emocje. W sierpniu do księgarni trafi nowa książka o jej bujnym życiu.

Mogłaby zainspirować twórców "Gry o tron". Bona była chciwa, żądna władzy i podobno podtruwała przeciwnikówŹródło: Filmpolski.pl
d110r5j
d110r5j

Życie nauczyło ją spiskować
Bona Sforza była królową Polski i wielką księżną litewską. Już jako dziecko była świadkiem okropieństw: zdrady, śmierci i ludzkiej bezwzględności. Być może właśnie wychowanie na dworze nauczyło ją, że władzę zdobywa się sposobem, a wszystkie środki są dozwolone. Jej biografowie opisywali ją jako złośliwą i nieprzebierającą w środkach, by osiągnąć postawione sobie cele. Ludzi miała traktować jak pionki na szachownicy. Tych, którzy jej pomagali, nagradzała urzędami, tych, którzy się sprzeciwiali, miała podtruwać. Mężczyźni zarzucali jej chciwość i przekupstwo, lecz ona sama nic sobie z tego nie robiła, twierdząc, że udział w spiskach jest konieczny, by utrzymać władzę w rękach.

Choć jako dziecko była wychowywana na pokorną księżniczkę gotową do zamążpójścia, to ona miała inne plany. Była odważna, miała niewyparzony język i stawiała sobie dalekosiężne cele. W małżeństwie z Zygmuntem Starym upatrywała środka do zdobycia władzy i bogactwa. Zaślepiony nią małżonek w cichym przyzwoleniu aprobował jej plany, dzięki czemu stworzyła własne stronnictwo polityczne.

Bona wychodziła z przekonania, że jedną z najważniejszych rzeczy, potrzebnych do skutecznej realizacji planów politycznych jest posiadanie odpowiedniego zaplecza finansowego, więc zaczęła gromadzić majątek, który przynosił Jagiellonom całkowitą niezależność od innych rodów. Trudno powiedzieć, czy miała tak dobrych doradców, czy może sama była niezwykle przedsiębiorcza, bo do 1524 r. posiadała już księstwa pińskie i kobryńskie, dobra sieluckie i bardzo duży pas puszczy w okolicach Narwi. Później skupowała także posiadłości na Litwie, by w latach 1536–1546 przejąć nadzór nad komorami celnymi na terenie całego Wielkiego Księstwa Litewskiego, co przynosiło ogromne dochody.

Domena publiczna
Źródło: Domena publiczna

Bona, chcąc zapewnić ciągłość dynastii na tronie polskim, postanowiła zmusić magnatów do koronacji jej małoletniego syna, Zygmunta Augusta. Najpierw, po długich układach i rozdaniu wielu stanowisk i intratnych beneficjów, szlachta litewska oddała mu tron wielkoksiążęcy, a kilka lat później koronowano Zygmunta II Augusta na króla Polski. Gdy syn dorósł nie miała z nim najlepszych relacji. Gdy objął samodzielną władzę na Litwie w 1544 r., królowa straciła szacunek i poparcie na polskim dworze. Jego ślub z Barbarą Radziwiłłówną, tylko umocnił ten konflikt i sprawił, że matka i syn nigdy tak naprawdę się nie pojednali.

d110r5j

Przedsiębiorcza kobieta, ale kiepska matka
Gdy syn dorósł, Bona straciła swoich popleczników, więc gotowa była wrócić do Włoch. To jednak nie należało do łatwych zadań, bowiem senatorowie oraz duchowieństwo sprzeciwiali się jej i przeszkadzali w przekroczeniu granicy. I nie ma w tym niczego dziwnego, w końcu Bona przez ostatnie lata zgromadziła wielkie bogactwo z gospodarowania na ziemiach litewskich i polskich. Politycy obawiali się, że wraz z jej odejściem Polska straci większość dochodów. Ostatecznie jednak wdowie udało się wyjechać z wozami pełnym antyków do ojczystego kraju. Na miejscu jednak srodze się zawiodła. Okazało się, że jej ojczysty zamek był w ruinie, a na miejscu zastała ludzi, których nie znała. Jakby tego było mało, dwór włoski wcale nie był lepszy od polskiego - tak samo obfitował w plotki, skandale, spiski i przekupstwo. Chcąc zdobyć sobie nowych sprzymierzeńców, Bona zdecydowała się udzielić pożyczki księciu Albie, wicekrólowi Neapolu, za czym opowiadał się Filip II. Bona zamierzała jednak wycofać się z tej obietnicy. Przekazanie sporych sum koronie hiszpańskiej wzbudziło zawiść na dworze, ale i apetyt na kosztowności i dukaty Bony. Do udzielenia pożyczki królowa wyznaczała najbardziej zaufanego dworzanina Jana Wawrzyńca Pappacodę.* Krótko po tym ogarnęły ją wątpliwości. I słusznie. Jak podają niektórzy biografowie, to właśnie on kazał otruć Bonę, gdy ta zwierzyła się z planów powrotu do Polski. *

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka prezentujemy fragment książki Magdaleny Niedźwiedzkiej "Bona. Zmierzch Jagiellonów", która ukaże się 21 sierpnia 2018 r.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

"Wy, Polacy"
Kraków, rok 1518

Zygmunt patrzy na swoją młodą żonę i nie wie, jak zareagować i czy w ogóle powinien zauważać jej dziwne zachowanie. Kobieta leży na plecach z rozrzuconymi na poduszce włosami i śmieje się, jakby ktoś jej opowiedział jakiś przedni żart. Jest kompletnie naga i wygląda zachwycająco, pewna swej urody i figury, przypomina rzeźbę. Mężczyzna przygląda się jej zębom, zarysowi brody, wielkim, ciemnym oczom. Powinien się obrazić? Może zwariowała? Zranił ją i straciła zmysły? Co się dzieje? Ledwie napełnił ją nasieniem, pewny, że wszystko idzie jak najlepiej i mają szansę stworzyć udany związek, ledwie zdyszany miłosnym zbliżeniem wypuścił żonę z objęć i siadł na łożu, zastanawiając się, jakich użyć komplementów, Bona rozchyliła ramiona, opadła na poduszki i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. – Uraziłem cię, pani? Kobieta przestaje się śmiać, czujnym wzrokiem spogląda na męża, prawa dłoń opada jej na pierś. Zygmunt odwraca wzrok, zmieszany jej swobodą.
– Jesteś ze mnie niezadowolony, panie? – Niezadowolony? – parska Zygmunt. – Jestem w siódmym niebie! Z żadną kobietą nie czułem się tak… tak wspaniale – zapewnia, zapominając o stosownej delikatności. Bona zrywa się na równe nogi i robi piruet pośrodku komnaty, zaraz jednak owija się futrzaną kołdrą. – Wy, Polacy, jesteście naprawdę dziwni – chichocze. – Przeraziła mnie twoja mina, Zygmuncie, tymczasem w taki akurat sposób wyrażasz zadowolenie. Muszę to zapamiętać. Chcę dziś tańczyć ze szczęścia. Zatańczysz ze mną, niedźwiedziu? Jagiellończyk nie spotkał podobnej kobiety, niby dojrzałej, a żywiołowej niczym dziecko, dobrze ułożonej, a bezwstydnej, skromnej, a świadomej swoich wdzięków. Pierwszy raz przydarza mu się coś takiego: żona domaga się pieszczot i odgaduje jego pragnienia, staje przed nim obnażona, przybierając pozy, które doprowadzają go do szaleństwa. Zwariował na jej punkcie, chciałby zamknąć ją w uścisku i nigdy nie wypuszczać. Bona odzyskuje pewność siebie. Zachwyciły ją ślub i koronacja, błyszczała bardziej niż rozgwieżdżone niebo w swej błękitnej sukni w złote ule z niezliczoną liczbą klejnotów. Zygmunt szedł w szkarłatnym płaszczu bramowanym sobolami, w koronie na głowie, przed nim kanclerz Szydłowiecki z berłem i wojewoda poznański Mikołaj Lubrański z jabłkiem królewskim w ręku. Stąpali po czerwonym dywanie wyściełającym drogę od zamku do katedry. Przed świątynią tłoczyły się karoce, w tym jedyna czarna należąca do Anny Mazowieckiej. Bonie cierpnie skóra, ilekroć przypomina sobie o istnieniu tej kobiety. W dniu koronacji jej obecność była jedynym przykrym akcentem dla młodej królowej, właściwie nie wie nawet dlaczego. Młodzież, ciekawa widowiska, do tego stopnia napierała na zajętych utrzymywaniem porządku Tatarów, że musieli oni użyć nahajek, w odpowiedzi na co posypał się na nich grad kamieni i wyzwiska. Ale to akurat nie uraziło przyzwyczajonej do gwałtownych reakcji Włoszki.

d110r5j

Bona siada przy mężu i śmiałym ruchem bierze go za rękę. Bała się, że jest nieczuły na jej wdzięki, tymczasem on po prostu zaniemówił, kiedy wstała z łoża, ukazując mu się nago w pełnym świetle. Dziwny i ponury kraj, gdzie ludzie chowają się pod ciężkimi, złoconymi kapami. Czas rozjaśnić zamek i oblicze króla. Bona lękała się, że zbliżenie z mężem będzie przykre, ale niepotrzebnie. Dojrzałość Zygmunta i jego zachwyt mają swoje zalety, mężczyzna przedłużał pieszczoty, nie chcąc jej urazić ani skrzywdzić, do tego stopnia, że sama go błagała o zbliżenie, dysząc prosto w jego usta, oddając pocałunki i delektując się rozkoszą. Zdała najważniejszy egzamin w życiu, jest pewna, że za dziewięć miesięcy urodzi zdrowego syna, i cieszy się, że obowiązki żony dają jej tyle przyjemności, szczerze mówiąc, chętnie powtórzyłaby szaleństwo, jakiemu się oddali minionego wieczoru i ponownie tuż po przebudzeniu. – Czy wasza miłość zasiądzie dziś ze mną do posiłku? – pyta Bona, stając przed królem we wdzięcznej pozie, z lekko rozchyloną kołdrą, by ukazać zarys krągłych piersi. Zygmunt kiwa głową, ma odrobinę podkrążone oczy, lecz wygląda młodo. – Jeśli tylko sobie życzysz. Właśnie o to jej chodziło, o pełną zgodę z małżonkiem, o to też, by spełniał jej zachcianki. Matka ją uczyła, że zawsze zyska więcej pozorną uległością niż kłótniami. Bona przygląda się Zygmuntowi, docenia jego męską i przystojną twarz. Ma olbrzymie, smutne oczy, jest potężny w barach, silny w lędźwiach, jego dłonie są nie tylko piękne, ale delikatne, usta potrafią wywołać dreszcz rozkoszy. Nie może narzekać, chyba się jej poszczęściło. – Wytłumacz mi, panie – mówi po namyśle, celowo obejmując ramieniem szyję męża – jak to jest, że prowadzisz wojnę z wielkim mistrzem zakonu krzyżackiego, a jego brat wita mnie na granicy twego państwa, eskortuje do Krakowa i bawi się na naszym weselu? Jak to w ogóle jest możliwe?

East News
Źródło: East News

Zygmunt uśmiecha się mimowolnie. Znów ucieka wzrokiem. Sypialnia jest obita materią wygłuszającą, co ją nieco ociepla, wystrój wnętrza jest włoski, meble także, zasłona oddzielająca łoże od komnaty ciężka, przetykana srebrną nitką. – Polityka to skomplikowane zagadnienie – mówi ubawiony. – Wiem, czym jest, ponieważ zajmuję się nią od urodzenia… jako jedyna córka matki… jak wiesz, samodzielnie zarządzającej księstwem Bari i Rossano. – W takim razie po co pytasz? – śmieje się król, a jego dłonie sięgają do włosów Bony. Mężczyzna ujmuje je z wyraźną przyjemnością, zbliża do nich twarz i całuje ich końce. – Wiem, że to twoi siostrzeńcy, jednak wojna jest wojną, Zygmuncie. – Królowa delektuje się brzmieniem imienia małżonka, tym również, że ma prawo go używać. – Margrabia Kazimierz reprezentował cesarza… – Ależ ja to wszystko rozumiem – przerywa mu wyniośle Bona. – Rzecz w tym, żebyś nie pozwalał więcej cesarzowi na podobny nietakt. Zygmunt robi wielkie oczy. Naturalnie pojmuje, w czym rzecz, i zdaje sobie sprawę, że żona ma rację, mimo to czuje się niezręcznie, nie nawykł, by kobiety go pouczały, i nie wie, jak zareagować. – Napomknę o tym delikatnie gdzie trzeba – kwituje Bona po chwili, czym kompletnie oszałamia króla. – Czy wasza wysokość zdaje sobie sprawę, że spędził noc w sypialni świeżo poślubionej żony? – Nie rozumiem. – Nie pozwoliłeś mi, panie, cię odwiedzić, tylko sam mnie odwiedziłeś. Biorę to za komplement. Bona cmoka Zygmunta w koniec nosa, co wydaje mu się urocze. – Poznasz dziś mojego syna. Kobieta nieruchomieje, zmrużonymi oczami lustruje twarz Zygmunta. Godzi się z faktem, że mąż ma już pięcioro dzieci, niemniej nie powinni chyba zbyt często o nich mówić?

d110r5j

W zamyśleniu żegna męża. Ledwie król wychodzi, klaszcze w dłonie, przywołując dwórki, i zaczyna się rejwach. Wreszcie można rozmawiać po włosku! Kobiety okrążają królową, radośnie wypytując ją o noc poślubną. Znają się od dawna, nawykły do porannych ploteczek podczas toalety księżniczki, to, że została królową, niczego w ich stosunkach nie zmienia. Ciekawe są nowego kraju i obyczajów Polaków, tego również, czy przystojny, ale nieco podstarzały król będzie dobrym mężem dla ich pani.

Kobiety wyglądają strojnie i, zdaniem Polek i Polaków, co ogromnie je bawi, nieco frywolnie z powodu głębokich dekoltów. Beatrycze Roselli w aksamitnej sukni z szerokimi rękawami przeciera perfumowaną wodą twarz i ramiona królowej, popatrując na nią z rozbawieniem. Jest młodsza od Bony, trochę niższa, czarne, naturalnie kręcące się włosy opadają jej na ramiona. – Rozmawiałyśmy dziś, najjaśniejsza pani, o sali, gdzie się odbywała uczta weselna. Żadna z nas nie widziała dotąd komnaty równie wspaniale obitej złotą materią – mówi Beatrycze, nie przestając się uśmiechać. – A mnie zachwyciła szafirowa czara na złotej nóżce – wtrąca Porcja Arcamone, osiemnastolatka w niebieskiej sukni, której głębokie wycięcie ukazuje ozdobny brzeg białej, jedwabnej koszuli. Oczy Porcji są niebieskie, co ją zdecydowanie wyróżnia spośród pozostałych dziewcząt fraucymeru Bony. Królowa patrzy na nią pogodnie, przypominając sobie imponujący kredens, który stał u wejścia do komnaty, gdzie jedli, pełen złotych naczyń, mis i pucharów. Były ich setki, niektóre stanowiły dzieła sztuki. – A ja umieram z przejedzenia – jęczy Laura Effrem, najmłodsza z kobiet. – Próbowałam dziczyzny i drobiu, raczyłam się deserami i winem, a potem w nocy śniły mi się potwory. Dwórki śmieją się głośno, szczęśliwe, że królowa jest w doskonałym humorze, co zdaje się dowodzić, że król Zygmunt nadal jest mężczyzną i że przypadł ich pani do gustu. Imponuje im jej wtajemniczenie, każda pragnie męża, dzieci i majątku.

Beatrycze spokojnymi ruchami kończy toaletę jej wysokości, Laura zaś płynnie i nie zaprzestając rozmowy, przechodzi do ubierania Bony. Jej suknia na ten dzień jest mniej szykowna, niemniej elegancka, jak cała garderoba młodej królowej. Ledwie kończy się poranna toaleta Bony, ubieranie jej i fryzowanie włosów, zjawia się kasztelan sochaczewski Mikołaj Wolski, wybrany przez Zygmunta na ochmistrza jej dworu, mąż siostrzenicy prymasa Łaskiego. Królowa zaczyna kojarzyć pewne osoby po parodniowym oszołomieniu, wywołanym ustawicznym przedstawianiem jej kolejnych osobistości. – Powinnaś, najjaśniejsza pani, jak najszybciej mianować członków swego dworu – mówi uprzejmie Wolski, złożywszy niski ukłon. Ma w sobie coś, co sprawia, że nawykła do etykiety Bona pozwala sobie w jego obecności na swobodniejsze zachowanie. Lubi go, choć go nie zna. Bywają ludzie, których się darzy przyjaźnią od pierwszej chwili, poza tym Zygmunt sprytnie odgadł, że humanistyczna ogłada Wolskiego, jego znajomość świata i ujmująca twarz z pewnością zjednają sympatię królowej. – Nic w tym trudnego – odpowiada mu wesoło Bona. Siada przy ciężkim gdańskim stole i ruchem dłoni daje znak, by uczynił to samo.

d110r5j

Kosmyk jej włosów wyswobodził się z siatki, którą są okryte, co dodaje kobiecie dziewczęcości. Subtelnie podkreślona czerwień warg uwypukla biel jej zębów. – Alifio pokieruje moją kancelarią. Podskarbim nadwornym zostanie Mikołaj… no proszę, sami Mikołaje wokół mnie… Carmignano. – Poeta? – Masz coś przeciwko poetom? – obrusza się Bona, widać jednak, że żartuje. Myśli o Zygmuncie, chce mu towarzyszyć w każdej czynności, chce, by ją podziwiał, żywi nadzieję, że stanie się centrum jego wszechświata. – Zapewniam cię, że zna się na finansach jak mało kto, wiesz zresztą, że my, Włosi, jesteśmy w tym biegli. Wolski śmieje się, popatrując na piękne dwórki królowej. Nie przeszkadzają mu nowoczesne kroje ich sukien, ich widok raczej go oszałamia. Panny siedzą w drugim końcu komnaty, jedna czyta coś pozostałym, ale wszystkie, łącznie z lektorką, zerkają na przystojnego Polaka, zdziwione nieco, że tak dobrze radzi sobie z ich kapryśną panią. – Kuchmistrzem zostanie Mikołaj… – Wolski nie umie powstrzymać śmiechu, Bona mu wtóruje. – Mikołaj Maria de Charis. Nie dziwisz się chyba, że pragnę się otoczyć rodakami. – Ależ skąd, skrzętnie notuję wszystkie sugestie waszej wysokości. – Czy to prawda, że dwór mojego męża znany był dotąd z dość swobodnych obyczajów? – pyta nagle Bona. Mikołaj Wolski maskuje zmieszanie, poprawiając obcisły, uszyty na włoską modłę, sajan z doszytą do niego długą do pół uda spódniczką i szerokimi rękawami. Co powinien bowiem odpowiedzieć?

Królowa śmieje się przebiegle, utwierdzając go w przekonaniu, że nie poluje na czarownice, tylko zżera ją ciekawość. Nic dziwnego, swoboda obyczajów na dworze króla Zygmunta jest komentowana w całej Europie. – Co powiesz o Krzyckim i Dantyszku? Wolski nie umie ukryć zdziwienia, ponieważ królowa trafia w sedno, w samo centrum dworskiego rozprzężenia tak celnie, że musi mieć świetnego informatora. – Krzycki i Dantyszek to birbanci – przyznaje szeptem i poprawia marszczoną koszulę, wypełniającą kwadratowy dekolt sajanu. – Ale to porządna szlachta, pani, nie pozwala sobie na żarty poniżej pewnego poziomu, chociaż… – Zastanawia się chwilę, dając do zrozumienia, że chce być pomocny. – Bywają okrutni i nieznośni, to fakt, ale da się na nich wpłynąć. – Założyli towarzystwo opilców i ożralców?

Dopiero po pewnym czasie dociera do Wolskiego, co powiedziała, ponieważ wypowiedziała nazwę po polsku. Jego zdumienie rośnie, obawy również, jako że wszyscy spodziewali się naiwnej, po kobiecemu niemądrej Włoszki, tymczasem królowa przypomina młodą wilczycę. – Przyznam, że nie jestem w tym ekspertem – wykpiwa się niewiedzą Wolski. – Ale czego właściwie wasza wysokość się obawia? Nadmiernej rozpusty na dworze? Bona wydyma wargi, wznosząc oczy do nieba. – Zjadliwości, człowieku. Co mnie obchodzą jakieś moczymordy? – Królowa pochyla się ku sekretarzowi, dzięki czemu mężczyzna może się przyjrzeć jej legendarnej, nieskazitelnej cerze. – Podobno ludzie boją się Krzyckiego, bo bez zahamowania mówi rzeczy niepochlebne, to prawda? – Owszem, wasza wysokość – kapituluje ochmistrz. – Ale nie wydaje mi się, żeby jego ostrze mogło sięgnąć aż do królowej. – Wyobrażasz sobie, panie Wolski, że u nas we Włoszech nie kolportuje się paszkwili? Albo że są wymierzone w kmieciów? Przyznaj, że go lubisz. – Kogo, wasza miłość? – A o kim rozmawiamy, panie ochmistrzu? – irytuje się królowa, stukając palcem o blat stołu. Posyła dwórkom lodowate spojrzenie, więc natychmiast wracają do lektury. – Ma pracować dla mnie. – Kto? Krzycki? – Mężczyzna nie nadąża za nią. – Przecież jest sekretarzem jego wysokości. – I niech sobie będzie, czyim chce, ale ma pracować dla mnie, słyszysz? I ty to załatwisz. Wolski składa pokorny ukłon, przekonany, że wkrótce straci posadę, ponieważ skaptowanie Andrzeja Krzyckiego, najbardziej cynicznego z dworzan na Wawelu, wydaje mu się niemożliwością. Bona odprowadza go wzrokiem, zastanawiając się nad swoją przyszłością.

d110r5j

Musi zdobyć popleczników, powinna się otoczyć zaufanymi ludźmi, mężczyznami, którzy będą jeść jej z ręki. Jej matka Izabela rzuca urok na mężczyzn, manipuluje nimi jak chce, wiedziałaby, co odpowiedzieć Wolskiemu. Królowa czuje nieznośne drapanie w gardle, łzy cisną jej się do oczu, ponieważ zdaje sobie sprawę, że nie ma siły matki i jej wpływów, że księżna jest daleko i że wszystko w życiu Bony się zmieniło. Boli ją głowa, przychodzą jej na myśl dziesiątki pomysłów, żadnego jednak nie jest w stanie zrealizować, nie ma swoich ludzi. Przyjechało z nią do Krakowa mnóstwo Włochów, upłynie jednak dużo czasu, nim będą w stanie doradzić jej w sprawach Polski. Albo króla.

d110r5j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d110r5j