Trwa ładowanie...

Miłość, która potrafi przetrwać pokolenia. Przeczytaj przedpremierowo fragment książki: Zapomniany pokój

Nowy Jork. Trzy epoki, trzy historie, trzy kobiety. Każda uderzająco piękna. Każda zakochuje się w mężczyźnie, z którym nie ma szans na szczęśliwy związek. I każda będzie próbowała łamać konwenanse. Odkryj co je łączy. Przeczytaj przedpremierowo fragment książki ”Zapomniany pokój”, którą napisały trzy cenione pisarki: Beatriz Williams, Lauren Willing i Karen White.

Miłość, która potrafi przetrwać pokolenia. Przeczytaj przedpremierowo fragment książki: Zapomniany pokójŹródło:
d4i1ydt
d4i1ydt

Czerwiec 1944

Kate

Promień słońca przedzierał się przez szparę przy zasłonie, przecinał pokój na poddaszu i raził mnie w oczy. Obudziłam się z wrażeniem, że nie jestem sama. Przeciągnęłam się ostrożnie na szezlongu obitym spłowiałym kretonem. Prawdopodobnie kiedyś był to piękny mebel, często używany i lubiany, ale teraz stał właściwie bezużyteczny z powodu zniszczenia. Przez poduchę siedziska przebiła się sprężyna, a część oparcia trzymała się na słowo honoru. Uważając, by za bardzo nie naciskać na mebel i się nie skaleczyć, zeszłam powoli z szezlongu, na którym spędziłam większość nocy. Kapitan Ravenel spał twardo, głównie za sprawą morfiny, którą mu zaaplikowałam. W nocy musiałam ponownie otworzyć jego ranę i porządnie oczyścić – pomyślałam, że błogosławiony brak przytomności przyda się nam obojgu. Noga została mocno uszkodzona, a rana się jątrzyła, bo zaszyto ją, zanim zdołano usunąć wszystkie odłamki kości i kuli, a poza tym wdało się zakażenie, bo zwlekano z podaniem penicyliny. Wątpiłam, czy uda mi się uratować nogę, ale
zachowałam to dla siebie. Wciąż wyraźnie pamiętałam wyraz oczu kapitana, kiedy błagał mnie o ocalenie nogi, i nie mogłam pozwolić sobie na myślenie o porażce. Zerknęłam na zegarek przypięty do bluzki i uświadomiłam sobie, że najwyższy czas na kolejną dawkę morfiny.

Siostra Hathaway, dziewczyna zaledwie dwudziestoletnia, a więc zbyt młoda, by kierować się typowym sposobem myślenia, najwyraźniej nie miała nic przeciw wykonywaniu poleceń lekarki, dlatego przyniosła wieczorem wiele dawek morfiny w strzykawkach gotowych do podania, oszczędzając mi konieczności biegania po schodach. Kiedy stanęłam przy łóżku, na którym leżał kapitan Ravenel, i sprawdziłam jego kartę, zorientowałam się, że pielęgniarka zajrzała na poddasze, kiedy spałam, i już zaaplikowała lekarstwo, a ponadto postawiła na stoliku nocnym tacę ze stosem gazy, bawełnianych wacików i środkiem odkażającym. Uśmiechnęłam się do siebie, zbyt wdzięczna, by próbować odgadnąć jej motywy. Pacjent nadal spał, kiedy odchyliłam pościel, by móc zbadać zranioną nogę, i zobaczyłam jego ciało ledwie osłonięte szpitalną koszulą. Odkąd pojawiłam się w szpitalu Stornaway, widziałam mnóstwo obnażonych mężczyzn, lecz teraz po raz pierwszy odczułam pewne skrępowanie. Ranny jęknął coś niewyraźnie, a ja zastygłam, wpatrzona w jego
rysy. Był nazbyt piękny jak na mężczyznę, jednak muskularność jego szerokich ramion, rąk oraz torsu upewniły mnie, że niewątpliwie jest mężczyzną.

d4i1ydt

Od zawsze skupiałam się tylko na tym, żeby zostać lekarką, i nigdy nie pozwalałam, by postrzegano mnie jako jedną z tych głupiutkich dziewcząt rozpływających się nad męską urodą, tak jak moja przyjaciółka Margie Beckwith. Zachowywała się tak, od kiedy skończyłyśmy dwanaście lat, i pewnie nie przestanie, dopóki nie znajdzie sobie męża. Utrudniła jej to jednak wojna oraz wyjazd większości zdatnych do żeniaczki mężczyzn, a ponadto Margie pracowała w nowojorskiej bibliotece publicznej, wśród starych akt, w gronie kobiet w tym samym kłopotliwym położeniu. Wpatrując się w twarz kapitana, w piękny prosty nos i oliwkową cerę, silny podbródek i ciemne brwi, pragnęłam, by otworzył oczy, bo chciałam je znów zobaczyć. Szybko jednak odwróciłam wzrok, zawstydzona, że widok atrakcyjnego mężczyzny przesłonił mi cel działania. I w tym momencie powróciło nagle wspomnienie chwili, gdy matka i ja stałyśmy przed tym budynkiem i milcząc, wpatrywałyśmy się w okna tego właśnie pokoju. Przez całe życie starałam się zrozumieć matkę,
pojąć tę jej nieokreśloną tęsknotę za czymś nieosiągalnym. Wiedziałam, że kocha mojego ojca i mnie, jednak zawsze dzieliła nas jakaś bariera, ściana, która odgradzała od nas połowę jej serca, jakby chciała je zachować dla siebie. Od najmłodszych lat wiedziałam, że nie chcę być taka. A więc kiedy postanowiłam zostać lekarką, oddałam się temu całym sercem. Różnica między moją matką a mną była taka,
że ja nie wierzyłam w półśrodki.

Znów wpatrzyłam się w tego pięknego mężczyznę, przypominając sobie wszystko, co osiągnęłam i poświęciłam, oraz to, co mogę robić jako lekarka, i od razu opanował mnie znajomy spokój. Będę dobrze wykonywała swoją pracę, będę pracowała jeszcze intensywniej, żeby się nie dekoncentrować.

Zbadałam pacjenta, a potem, zadowolona z wyników, wzięłam jego kartę ze stolika w nogach łóżka, by je na niej zanotować. Chociaż w nocy gorączkowo czytałam historię choroby, żeby móc zastosować odpowiednie leczenie, nie zwróciłam uwagi na to, skąd pochodzi kapitan ani jak mu na imię. Teraz powędrowałam wzrokiem na górę karty, gdzie przeczytałam wcześniej, że pacjent ma stopień kapitana, a jego nazwisko brzmi Ravenel – zresztą dziwnie znajomo. Okazało się, że ma na imię Cooper. I że pochodzi z Karoliny Południowej.

Zeszłej nocy powiedział zbyt mało, bym mogła stwierdzić, czy ma południowy akcent, ale moja rozbudzona wyobraźnia podpowiadała mi, że zapewne tak, a przeciągane samogłoski i niewyraźne spółgłoski wychodzące z tych ust z pewnością brzmią cudownie. Zacisnęłam powieki i napomniałam siebie, że mam być skupiona, niezmiernie wdzięczna losowi, że jestem sama w pokoju, bez świadków mojej głupoty.

d4i1ydt

– Victorine.

Wzdrygnęłam się na dźwięk tego imienia i omal nie upuściłam dokumentacji medycznej na ranną nogę. Oczy pacjenta były otwarte, choć nadal szkliste od gorączki i morfiny. Chociaż wiedziałam, że nie jest do końca świadomy, sposób, w jaki na mnie patrzył, sprawił, że znów się poczułam, jakby mnie znał. Odłożyłam papiery na stolik i się nachyliłam.

– Kapitanie Ravenel? Czy pan mnie słyszy?

– Victorine – powtórzył, wpatrzony w moją twarz.

d4i1ydt

Wypowiadał to imię z taką nadzieją i zachwytem, że miałam ochotę potwierdzić. Jednak po raz pierwszy w życiu odebrało mi mowę. Ani moja siła wewnętrzna, ani autorytet lekarski nie dały mi tego, by móc odpowiedzieć na tęsknotę w głosie żołnierza. Wytrącona z równowagi, poczułam, jakbym straciła coś, czego nie znałam.

Obejrzyj też:”21 razy Nowy Jork” - fragment filmu

Choć nadal się we mnie wpatrywał, odzyskałam panowanie nad sobą i wróciłam do roli doktor Kate Schuyler.

d4i1ydt

– Kapitanie Ravenel, jest pan w nowojorskim szpitalu. Obrażenia pańskiej nogi są poważne, ale robimy, co w naszej mocy, by ją uratować. Jakby w ogóle nie usłyszał tych słów, chwycił mnie mocno za rękę. Wiedziałam, że nie udałoby mi się jej wyswobodzić, nawet gdybym chciała.

– To ty – wyszeptał ze wzrokiem utkwionym w moją twarz.

Poczułam, jakby spływała mi do gardła gorąca czekolada, jakbym znalazła się w kokonie. Byłam tylko ja i ten mężczyzna, nasze gorące splecione dłonie. Mój logiczny umysł próbował mnie przywołać do rozsądku, przypomnieć, że Cooper Ravenel bredzi w gorączce i nie ma pojęcia, kim jestem. Jednak wyraz jego oczu kazał mi podtrzymać błędne przekonanie, że może jest w tym coś istotnego.

d4i1ydt

– Jestem tutaj – wydusiłam. – Jestem tu, by się tobą zaopiekować.

– Wiem – wyszeptał z trudem suchymi ustami.

Wiedziałam, że na stoliku nocnym jest szklanka wody i powinnam dać mu się napić, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku ani puścić jego ręki. Jeszcze nie. Zaczął pospiesznie wyrzucać z siebie słowa, jakby przez długi czas powstrzymywał się od mówienia, zdania zawieszał w połowie, zbierając siły, by je dokończyć.

d4i1ydt

– Długo czekałem… na spotkanie z tobą… – Z wielkim wysiłkiem podniósł drugą rękę i dotknął moich włosów.

– Rozpuść je…

Od czasów studiów medycznych nosiłam długie włosy zwinięte w ciasny kok, przytrzymywany dużym grzebykiem z tyłu głowy. Włosy były moim jedynym ustępstwem na rzecz próżności i nie mogłam się zdobyć, by je obciąć, chociaż wiedziałam, że byłoby to prostsze niż upinanie ich co rano. Były długie i ciemne jak włosy mojej matki, a na czole tworzyły wdowi szpic, zupełnie jak u niej. Pamiętam, że kiedy byłam małą dziewczynką, pozwalała mi szczotkować swoje włosy przed pójściem do łóżka – sto pociągnięć szczotką, aż zaczynały się elektryzować. Nikt w szpitalu nie widział moich włosów rozpuszczonych. Byłby to ukłon w stronę kobiecości, przyznanie się do słabości. Uczepiłam się tej myśli, słowo ”nie” zawisło mi na wargach, kiedy kapitan sięgnął ku mnie ręką.

– Rozpuść je – powtórzył.

Zanim zdążyłam się cofnąć, wyciągnął wolną rękę i wyjął grzebyk. Sięgnęłam, by przytrzymać włosy, ale zbyt wolno. Opadły mi za ramiona, sięgając prawie do pasa. Były na tyle długie, że mógł je chwycić, przyłożyć do twarzy i chłonąć ich zapach, a ja nie byłam w stanie się nawet ruszyć.

– Zawsze myślałem… że są właśnie takie… – powiedział i usłyszałam śpiewną intonację, akcent muskający każdą sylabę, tak jak sobie wcześniej wyobrażałam.

Usiadł, krzywiąc się z bólu, jakby nie był świadom tego, że jest ranny i leży w szpitalnym łóżku. Jego słowa mnie zaskoczyły, zapomniałam, gdzie jestem. I kim jestem.

– Skąd mnie znasz? – spytałam, porażona jego spojrzeniem, akcentem i sposobem, w jaki wdychał zapach moich włosów.

Począł przymykać oczy, a ja miałam ochotę zaprotestować, bo chciałam móc w nie patrzeć, i to bez względu na to, jak bardzo było to niestosowne. Znów poruszył wargami.

– Ja… zawsze cię znałem – powiedział, już trochę niewyraźnie, bo znów zapadł w sen, a moje włosy wysunęły mu się z dłoni. Nagle usłyszałam kroki na schodach prowadzących na moje poddasze i po raz pierwszy ucieszyłam się, że nie dochodzi tam winda. Była bardzo cicha, więc wiedziałabym o przybyciu gościa dopiero tuż przed jego wejściem. Zdążyłam jeszcze zwinąć włosy w kok i spiąć z tyłu głowy grzebykiem, zanim drzwi otworzyły się gwałtownie, bez pukania. Wiedziałam, że to doktor Greeley, dlatego nie obejrzałam się ze zdziwieniem, by nie sprawić mu satysfakcji. Pochyliłam się ku misce, którą przyniosła w nocy siostra Hathaway, i zanurzyłam ściereczkę w wodzie, a potem łagodnie obmyłam twarz Coopera. Był zlany potem z powodu gorączki, a poza tym na poddaszu panował upał mimo elektrycznego wiatraka, który kupiłam w Hanson Drugstore i którego strzegłam jak oka w głowie.

– Jak pacjent? – spytał, siląc się na neutralny ton.

Bądź co bądź lekarzowi nie wypada pragnąć pogorszenia stanu pacjenta. Wziął kartę chorobową i przebiegł wzrokiem ostatnie wpisy.

– Nie ma zmian, co oznacza, że mu się nie pogarsza – odrzekłam optymistycznie.

Doktor Greeley odchrząknął, po czym odłożył kartę na stolik. Skrzyżował ramiona, a potem uniósł jedną rękę, by podeprzeć podbródek. Zapewne uważał, że dzięki temu wygląda na intelektualistę, ale czułam, że robił to, by ukryć brzuch, który zdążył już dość wcześnie sobie wyhodować, w wieku trzydziestu jeden lat.

– Ale też mu się nie poprawia – zauważył.

Pokręciłam głową.

– Jest u nas niecałą dobę. Gorączkuje, ale widać, że ma silną wolę. To mu pomoże wrócić do zdrowia.

Doktor zrobił znudzoną minę.

– Od leczenia są lekarstwa, a nie myślenie życzeniowe. W końcu i tak trzeba mu będzie odjąć tę nogę. Trzymam w pogotowiu salę operacyjną numer jeden.

Skupiłam się na ocieraniu twarzy Coopera, zadowolona, że ręce mam zajęte, bo miałam ochotę czymś rzucić w doktora. By zmienić temat rozmowy, powiedziałam:

– Wciąż powtarza imię Victorine, chyba typowo południowe, bo nigdy go nie słyszałam. Czy rodzina w Charleston została powiadomiona, że pacjent przebywa u nas? Krewni są zwykle zawiadamiani zaraz po przybiciu statku, ale jego sytuacja jest inna, bo przywieziono go tutaj, a nie odesłano pociągiem do domu. Strach pomyśleć, że rodzina zamartwia się o niego i nie wie, czemu nie dostała od niego żadnego znaku życia. Już miałam dodać, że ta cała Victorine musi wiele dla niego znaczyć, bo wciąż wymawia jej imię, ale nie mogłam się na to zdobyć. Wcale nie znałam tego mężczyzny, więc nie było żadnego logicznego powodu, żebym odczuwała zazdrość o również nieznaną kobietę.

– Zawsze może pani sama napisać do jego krewnych. W wolnym czasie, oczywiście. Przyszedłem tu, by przypomnieć, że spóźnia się pani na obchód.

Wrzuciłam ściereczkę do miski i szybko wstałam.

– Oczywiście. Straciłam poczucie czasu. Już idę.

– Naturalnie, będziemy zachwyceni, jak pani do nas dołączy. A jeśli potrzebny pani adres kapitana, mam jego teczkę osobową w gabinecie. Może pani do mnie zajrzeć po obchodzie.

Wiedziałam, że nie ma sensu prosić go o przyniesienie dokumentacji. Jego zamysł polegał na tym, by znów zwabić mnie do gabinetu i spróbować przygwoździć do biurka. Zdarzyło się to już dwukrotnie i za każdym razem udało mi się wywinąć i umknąć. A że doktor Greeley był moim przełożonym, tylko dlatego nie użyłam jego złotego nożyka do otwierania listów w innym celu.

– Tak zrobię – powiedziałam, kombinując już, jakby tu zdobyć teczkę bez konieczności wchodzenia do jego gabinetu.

Mój problem rozwiązał się, kiedy mijałam siostrę Hathaway na pierwszym piętrze, idąc z klatki schodowej do sali balowej, zamienionej obecnie na oddział szpitalny. Nie chciałam żerować na jej chęci niesienia pomocy, ale wiedziałam, że nie mam dość energii, by odpierać zaloty doktora.

– Siostro Hathaway, czy mogę prosić o przysługę?

– Tak, pani doktor. – Uśmiechnęła się życzliwie, zupełnie inaczej niż większość personelu w Stornaway.

– Teczka osobowa kapitana Ravenela znajduje się w gabinecie doktora Greeleya. Czy byłaby pani tak miła, by mi ją przynieść w wolnej chwili? Mam teraz obchód, tak samo jak doktor Greeley.
Dodałam tę ostatnią informację, żeby wiedziała, że może bezpiecznie wejść do gabinetu pod nieobecność doktora. Nie łudziłam się, że jego zalecanki dotyczą tylko mnie.

– Kapitan Ravenel został przyjęty do szpitala poprzedniej nocy – powiedziałam. – A więc jego teczka powinna być na samym wierzchu, na biurku albo w szafce z dokumentami.

– Tak, pani doktor – powtórzyła, a jej spojrzenie powiedziało mi, że dobrze wie, o co mi chodzi.

Udało mi się odbyć obchód bez myślenia o kapitanie Ravenelu. Pacjenci byli przeważnie młodzi, czasem niewiele starsi ode mnie. Jednak ich twarze przedwcześnie się postarzały wskutek tego, co ci mężczyźni widzieli i przeszli. Odnieśli tak ciężkie rany, że nie można ich było odesłać do domu – głównie chodziło o amputacje i poparzenia – a wielu straciło wzrok w ogóle bądź w jednym oku. Pewien dwudziestoośmioletni porucznik z Muncie w Indianie ogłuchł od eksplozji bomby. Kiedy zaczynałam leczyć tych pacjentów, spodziewałam się, że będą zadowoleni z powrotu do domu na stałe, i paru takich spotkałam. Ale niektórzy bardzo chcieli wrócić do swoich towarzyszy broni i żałowali nie tego, że stracili rękę czy nogę, lecz tego, że już nie zostaną wysłani na front.

Po obchodzie udało mi się niepostrzeżenie odłączyć od zespołu lekarzy, tak że doktor Greeley tego nie zauważył, i skierować prosto na klatkę schodową. Jak się spodziewałam, teczka kapitana Ravenela czekała na najwyższym stopniu, więc podniosłam ją, zanim cicho weszłam do pokoju na poddaszu.

Zauważyłam od razu, że siostra Hathaway już była tu podczas mojej nieobecności – posprzątała na stoliku nocnym i umyła pacjenta. Spał pokryty cienką warstewką potu, a jego stan najwyraźniej się nie zmienił. Zajrzałam do karty i zobaczyłam, że siostra zmierzyła puls i temperaturę, która się wprawdzie nie zmniejszyła, ale też nie wzrosła, czyli stan był stabilny. Na razie wszystko szło dobrze.

Przypomniałam sobie wyraz oczu kapitana, kiedy nazwał mnie Victorine i poprosił, bym rozpuściła włosy. Musiałam więc jasno przyznać przed sobą, że Victorine to inna kobieta, która pewnie chciałaby się dowiedzieć, gdzie się podziewa jej kapitan. A im prędzej tu się pojawi, tym szybciej będę się mogła znowu skoncentrować na tym, na czym mi w życiu najbardziej zależy. Zaniosłam teczkę na prowizoryczne biurko, wyjęłam papeterię i pióro. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam powoli pisać swoim nierównym charakterem, mając nadzieję, że ten list możliwie szybko dotrze do Charleston, chociaż jakaś
cząstka mnie chciała, by wcale nie dotarł.

”Zapomniany pokój” , Beatriz Williams, Lauren Willing i Karen White. Premiera: 2 sierpnia 2017 | Seria: poza serią | literatura obyczajowa/fikcja, Wydawnictwo W.A.B.

Wydawnictwo W.A.B.
Źródło: Wydawnictwo W.A.B.
d4i1ydt
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4i1ydt

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj