Minister kultury Francji Frederic Mitterrand (bratanek nieżyjącego już prezydenta Francois Mitterranda) ma kłopoty w związku ze swą autobiografią z 2005 roku, w której przyznał się do płacenia za seks z chłopcami w Tajlandii.
Socjaliści i skrajna prawica wzywają go do ustąpienia, kwestionując moralne kwalifikacje Mitterranda do piastowania teki ministerialnej. Głosy krytyki pojawiły się teraz, gdy francuski minister kultury wystąpił z żarliwą obroną Romana Polańskiego, oskarżonego w USA o seks z 13-latką przed ponad 30 laty.
Mitterrand, który w autobiografii La mauvaise vie (Złe życie) opisuje m.in. swój brzydki zwyczaj płacenia za chłopców w Tajlandii, zaprzecza, jakoby był pedofilem. Polityczni oponenci nie dają jednak za wygraną.
Marine Le Pen ze skrajnie prawicowego Frontu Narodowego czytała w telewizji fragmenty książki Mitterranda, domagając się dymisji ministra. Rzecznik Partii Socjalistycznej Benoit Hamon oświadczył, że jest zaszokowany treścią La mauvaise vie i zastanawiał się, jak Francja może kontynuować walkę z turystyką seksualną, mając w rządzie Mitterranda.
W związku ze sprawą Polańskiego, któremu grozi deportacja do Stanów Zjednoczonych, Mitterand jest też przez francuski świat polityki ostro krytykowany za wypowiedź o Ameryce, budzącej strach. Minister przyznał później, że zareagował zbyt emocjonalnie.
Na odsiecz Mitterrandowi ruszył doradca prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, Henri Guaino, oświadczając, że francuska debata polityczna przyjmuje czasem żałosną formę.
Pytany w telewizji, czy minister kultury powinien ustąpić, Guaino uznał, że w przypadku tak żałosnej kontrowersji, z takim opóźnieniem, nie powinno być tak drastycznych konsekwencji.
Mitterrand wszedł do centroprawicowego rządu w czerwcu. Reuters pisze, że Sarkozy był zachwycony pozyskaniem go do swojej ekipy, ale teraz również w rządzącej UMP pojawiają się wątpliwości, czy był to słuszny wybór.