Uklęknięcie kanclerza RFN Willy'ego Brandta przed Pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie 7 grudnia 1970 roku było z historycznego i moralnego punktu widzenia imponującym, a być może nawet jednym z najbardziej doniosłych gestów w historii świata - uważa niemiecki historyk Michael Wolffsohn.
Pracownik wyższej szkoły Bundeswehry w Monachium poświęcił okolicznościom oraz międzynarodowym echom gestu Brandta swoją najnowszą książkę Burzenie pomnika? Uklęknięcie Brandta, która ukazała się w Niemczech na krótko przed przypadającą dziś 35. rocznicą tego wydarzenia.
Jak wynika z badań autora, władze Polski sugerowały złożenie przez kanclerza wieńca przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Brandt uzależnił jednak zgodę od umożliwienia mu udania się pod Pomnik Bohaterów Getta. „Albo oba wieńce, albo żaden” - zanotował szef niemieckiego protokołu dyplomatycznego po konsultacji z urzędem kanclerskim.
Polska strona powstrzymała się od jakiegokolwiek komentarza, pozwalając na złożenie wieńca pod pomnikiem na terenie byłego getta. Polskie władze jednak, nawet po sugestiach niemieckiego MSZ, nie zaproponowały żadnego ceremoniału dyplomatycznego - odegrania hymnów państwowych, akompaniamentu werbli czy też wyłożenia księgi pamiątkowej. Władzom PRL chodziło o obniżenie rangi tej uroczystości - sugeruje autor.
Decyzja o uklęknięciu nie była zaplanowana, lecz była wynikiem intuicyjnego impulsu. Spontaniczny gest poprzedziły jednak wydarzenia pozwalające lepiej zrozumieć decyzję kanclerza.
Jak twierdzi Wolffsohn, stosunki między kierowanym przez Brandta koalicyjnym rządem SPD/FDP, a Żydami były od początku napięte. W pierwszym expose nowego rządu 28 października 1969 roku Brandt jako pierwszy kanclerz RFN nie podkreślił szczególnego znaczenia Izraela. Niemieccy Żydzi oraz organizacje żydowskie za granicą wytykali socjaldemokratom proarabskie stanowisko i ignorowanie interesów Izraela. Doradcy kanclerza, w tym Klaus Harpprecht, sugerowali mu wykonanie gestu, który uspokoiłby nastroje. Autor uważa, że ten aspekt mógł odegrać rolę w decyzji o uklęknięciu.
Zdaniem Wolffsohna, uklęknięcie w Warszawie stanowiło cezurę w karierze Brandta i sprawiło, że stał się postacią kultową. Autor przypomina jednak opory w społeczeństwie zachodnioniemieckim, z jakimi początkowo spotkał się gest kanclerza. 48 proc. obywateli RFN uznało zachowanie Brandta za przesadę, 41 proc. za odpowiednie, 11 proc. nie miało zdania.
Władze polskie ani słowem nie ustosunkowały się do zachowania Brandta. Gest kanclerza całkowicie zignorował I sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Premier Józef Cyrankiewicz, sam więzień obozów koncentracyjnych Auschwitz i Mauthausen, jedynie w prywatnej rozmowie w przerwie oficjalnego programu wyraził uznanie dla Brandta. Powiedział mu, że jego żona płakała, opowiadając o tym wydarzeniu swej koleżance z Wiednia.
Dla wielu Polaków uklęknięcie pod Pominikiem Bohaterów Getta było pomyłką lub wręcz afrontem, ponieważ odbyło się w niewłaściwym miejscu i nieodpowiednim momencie - ocenia Wolffsohn. To wydarzenie niemal zupełnie przemilczały polskie media.
Zastanawiając się nad przyczynami polskich reakcji, autor przypomina antysemicką nagonkę wywołaną przez władze PRL w marcu 1968 roku. Wolffsohn zwraca uwagę na stanowisko jednej z głównych postaci marcowych wydarzeń - generała Mieczysława Moczara, który demonstracyjnie pytał, dlaczego świat mówi stale o żydowskich ofiarach, a pomija ofiary polskie.
Gest Brandta pod Pomnikiem Bohaterów Getta był - zdaniem niemieckiego historyka - afrontem wobec Gomułki. Brandt był moralnym zwycięzcą wizyty w Warszawie. Przemilczenie uklęknięcia przez polskie władze było oznaką wstydu z powodu ich antysemickiej przeszłości.
Wolffsohn podkreśla, że 30 lat po wydarzeniach pod pomnikiem, 6 grudnia 2000 roku kanclerz Gehrad Schroeder i polski premier Jerzy Buzek uczestniczyli w zmianie nazwy placu w pobliżu Pomnika Bohaterów Getta na plac im. Willy'ego Brandta.