Wiemy wszystko o naszych bohaterach, ale co wiemy o naszych zerach? – prowokacyjnie pyta francuska historyczka Clémentine Porttier-Kaltenbach w książce Grand zhéros de l’histoire de France. I przedstawia poczet wielkich nieudaczników narodowej historii, którzy – niestety – zajmowali wysokie stanowiska, uczciwie wyłączywszy ze spisu tych, którzy w swoich czasach niesłusznie uchodzili za durniów, jak np. dotknięty chorobą psychiczną król Karol VI (1380–1422) – im bardziej pogrążał się w szaleństwie, tym bardziej kochali go poddani.
Po starannej selekcji książka i tak dostarcza wielu żałosnych przykładów tchórzostwa, głupoty, niekompetencji czy po prostu bezmyślnego szkodnictwa. Znalazł się wśród nich m.in. Henri Deledicq, sekretarz marszałka Focha, który 7 listopada 1918 roku miał napisać na maszynie tekst układu o zawieszeniu broni kończącego I wojnę światową. Przy czym tak skutecznie poprzestawiał kalki, że kopie własnoręcznie podpisane przez słynnych dowódców wojsk okazały się całkowicie nieczytelne, co zresztą po dziś dzień nikomu nie przeszkadzało...
W galerii znalazł swe miejsce żeglarz Kerguelen, który roztoczył przed Ludwikiem XV rajską wizję archipelagu, nazwanego później jego nazwiskiem. I cóż z tego, że jego stopa nigdy nie stanęła na żadnej z tych wysp? Wystarczy, że dużo opowiadał królowi o „czarnoskórych mieszkańcach”, którymi okazały się tamtejsze pingwiny.
Swoje pięć minut ma też admirał Villeneuve, współsprawca klęski pod Abukirem (1798), który cieszył się tak wielką estymą Napoleona, że mógł ponownie pogrążyć swego pryncypała siedem lat później pod Trafalgarem. Palmę pierwszeństwa dzierży jednak wicehrabia de Chaumareys, któremu w 1815 roku Ludwik XVIII powierzył komendę nad fregatą Meduza mimo 25-letniej przerwy w żeglarskiej karierze. Osadziwszy okręt na mieliźnie w okolicach Senegalu, dowódca wskoczył na luksusową szalupę, pozostawiając własnemu losowi 160 marynarzy. Ocalało 15 – pozostali zostali zjedzeni przez współtowarzyszy...
Jest tu również książę de Soubise, który w samym środku bitwy z Prusakami pod Rossbach (1757) pomylił oddziały swoje z wrogimi i gwałtownie zmienił front... Dysponując dwukrotnie liczniejszą armią niż Fryderyk II, stracił 10 tys. ludzi wobec 500 po drugiej stronie. Warto również wspomnieć marszałka Grouchy’ego, który w bitwie pod Waterloo uparł się ścigać Prusaków tam, gdzie ich zdecydowanie nie było.Premię za najbardziej rozbrajającą wypowiedź autorka przyznaje marszałkowi Bazaine’owi, zhańbionemu kapitulacją nietkniętej armii w Metzu podczas wojny francusko-pruskiej w 1870 roku: Przecież cesarstwo upadło! Clémentine Porttier-Kaltenbach kończy swą opowieść – zapewne z litości – na roku 1900. Czytelnikom spragnionym dalszego ciągu pozostaje lektura codziennej prasy.
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.