Słynne "ręce, które leczą". 20 lat później ustawiają się do niego tłumy
Nowak miał cudowne ręce i leczył celebrytów. Cegliński przyjmuje w swojej Piramidzie pielgrzymki klientów. A uzdrowiciel Piotrowicz chciał zostać prezydentem Polski. Osiągnęli szczyt popularności. Nigdy z niego nie spadli.
Zbigniew Nowak podobno uzdrowił żonę szacha w Kuwejcie. To część jego legendy. Blisko 20 lat temu był celebrytą wśród znachorów w Polsce.
- Parał się w życiu różnymi zajęciami. Zawsze był bardzo przedsiębiorczy i zaradny, tak jest zresztą do dziś. Zajmował się ogrodnictwem szklarniowym. Miał zakład przeróbki włókien. Handlował dewocjonaliami. Aż do słynnego programu w telewizji – opowiada w rozmowie z WP Katarzyna Janiszewska. W książce "Ja nie leczę, ja uzdrawiam" opisała swoje spotkania z polskimi bioenergoterapeutami.
Resztki prochu wychodzą przez oczy
Patrząc na to jedno nagranie można mieć wrażenie, że lata 90. w Polsce były zupełnie innym kosmosem we wszechświecie.
Oto Zbyszek Nowak, który doczekał się własnego programu w Polsacie. "Ręce, które leczą" były fenomenem. Jak i cały życiorys Nowaka.
Z wykształcenia rolnik, z zamiłowania pszczelarz. Miał szklarnie z warzywami i sklep z dewocjonaliami. Podróżował po świecie. Na swojej stronie internetowej Nowak wspomina Kuwejt, Katar, Arabię Saudyjską. Podobno – choć akurat tym się nie chwali – uzdrowił żonę szacha podczas jednej z takich podróży.
- Cierpiała na gruczolaka przysadki mózgowej. Nowak położył ręce na jej głowie i guz zniknął, kobieta wyzdrowiała. Wcześniej pomagał nieświadomie, intuicyjnie, czasem przypadkiem – opisuje Janiszewska w książce.
Po powrocie do Polski mógł dopisywać kolejne rozdziały do swojej legendy. Nowak wystąpił w najbardziej popularnym talk show lat 90., czyli w "Na każdy temat". Do studia przyszedł z osobami, które poświadczyły o jego sukcesach w leczeniu. Ich historie wprawiały w zdumienie.
A dodatkowo, nie byli to pierwsi z ulicy wariaci. W talk show o swojej historii opowiedział wtedy pułkownik Wojska Polskiego. Przeżył wypadek na poligonie. Oślepł i ogłuchł. Wspominał na antenie, że żona pojechała do uzdrowiciela z jego zdjęciem. Nowak uzdrowił go na odległość.
- Pan pułkownik do dziś, jak się ze mną widzi, to ręce trzyma za plecami. Bo jak mi podaje rękę, to resztki prochu wychodzą przez oczy – opowiadał w programie.
Energetyzowana woda, tanio
- Tylko moje dłonie są do państwa skierowane. Państwo wszyscy wyciągacie ręce i kierujecie je przed siebie. Uwaga! Zaczynamy nasz główny, potężny przekaz energetyczny – instruował Nowak w swoim programie "Ręce, które leczą".
Show emitowane przez Polsat wtedy nikogo nie dziwiło. Ba, Nowak cieszył się szacunkiem.
- Bioenergoterapeuci w latach 80. i 90. byli zdecydowanie bardziej poważani niż dziś. Byli jak guru, którym ufano i nie podważano ich wiedzy czy umiejętności. To była wtedy nowość, ludźmi kierowała czysta ciekawość. Dzisiaj do uzdrowicieli jest o wiele większy dystans, zdania na ich temat są mocno podzielone, często bardzo krytyczne – mówi Katarzyna Janiszewska.
W książce opisała, co teraz dzieje się u Nowaka. Choć od złotych czasów w Polsacie trochę minęło, dalej ciągną do niego tłumy.
Kiedyś "pacjentów" przyjmował w prowizorycznych warunkach, teraz stać go na większe luksusy. Ma ochroniarza, który towarzyszy mu podczas wyjazdowych spotkań, własną stronę internetową. Nowak występuje też dalej w telewizji. Ręce, które leczą, czasem leczą widzów Superstacji.
Do Nowaka można przyjechać na terapię, można zadzwonić, wysłać SMS. Można też skorzystać z energetyzacji wody. Tu Nowak opracował cały proces w kilku krokach i przestawił go na swojej stronie. Jest też Tryb Intensywnej Opieki Przez Zdjęcie. W skrócie TIOPZ. Wystarczy wysłać zdjęcie i pokrótce opisać swoje dolegliwości.
Zobacz też: Lekarze ostrzegają przed znachorami
Piramida w sercu miasta
Janiszewska po latach dotarła także do Tadeusza Ceglińskiego i Kazimierza Piotrowicza.
Ten pierwszy wybudował w Tychach Piramidę. To taka prawdziwa piramida, w której mieści się kompleks wypoczynkowy.
Jest restauracja, bar Ramzes, pokoje hotelowe, grota Ozyrysa. Tam w 2007 roku Tadeusz energetyzował piłkę reprezentacji Polski przed meczem z Belgią. W Piramidzie można też dziś zorganizować wesele i przyjść na uzdrawianie do bioenergoterapeuty Tadeusza.
Cegliński to po Nowaku kolejny uzdrowiciel-celebryta. Janiszewska uczestniczyła w spotkaniu, podczas którego Cegliński czarował tłum historią sprzed wielu lat. Jest o tym, jak w telewizji zobaczył pierwszy raz cygańskiego księcia, a który to po jakimś czasie przyjechał do niego na terapię. Książę miał raka krtani.
Po terapii u Tadeusza po raku nie było śladu. Zadowolony książę wypisał czek na milion dolarów. Cegliński nie przyjął pieniędzy. Gdy dziennikarze dowiedzieli się, że mężczyzna w cudowny sposób uzdrowił Cygana, zjechali do Tych. Podobno podczas konferencji prasowej książę położył na stole walizkę z tysiącem dolarów w gotówce.
- Dziś pan Cegliński mógłby mieć piętnaście milionów dolarów, gdyby był zachłanny. Ale nie jest. Ma za to dozgonną przyjaźń księcia – opowiada Janiszewska w "Ja nie leczę…".
Spotkała się też z Kazimierzem Piotrowiczem. Dla niezorientowanych – to mógł być nasz prezydent. Piotrowicz startował w wyborach prezydenckich w 1995 roku. Wałęsa reklamował swoje zasługi w walce z komunizmem. Kwaśniewski o walce z podziałami. Piotrowicz opowiadał o swoich wkładkach do butów (nazywanych też wdzięcznie biostymulatorami).
Hasło wyborcze: "Rozsądek, sprawiedliwości, zdrowie". Program wyborczy Kazimierz napisał w miesiąc. Kampania kosztowała go około miliona złotych. W wyborach zajął jednak 12. miejsce. Miał trochę ponad 12 tys. głosów. Ale kariera Piotrowicza dopiero się rozkręcała.
Podobnie jak Nowak i Cegliński utrzymał się na wysokiej fali – choć z daleka od mediów głównego nurtu. Piotrowicz sprzedaje dziś specjalne materace. Koszt? 7 tys. złotych za sztukę. Można wcześniej przyjechać, przetestować. – Ale trzeba się liczyć, że pan Kazimierz wygłosi długi wykład na temat zdrowia. Przyjął sobie, by edukować o zdrowiu społeczeństwo – opowiada mi Janiszewska.
Ksiądz u znachora
- Polak chodzi do znachora, ale Polak to przecież też często katolik. To się kłóci zdaniem pacjentów i uzdrowicieli? – pytam.
- Nie. Uzdrowiciele przeważnie twierdzą, że moc, energia, która przez nich przepływa, jest im dana przez Boga – mówi Janiszewska.
Oficjalnie Kościół jest przeciwny bioenergoterapii. Uznaje, że jest ona grzechem przeciwko pierwszemu przykazaniu. Księża porównują często działania uzdrawiaczy do stosowania okultystycznych praktyk. Te z kolei mogą prowadzić do opętania. Ale nawet wśród samych duchownych są pewne rozbieżności co do oceny bioenergoterapii.
- Lubelski arcybiskup Bronisław Pylak przyznaje, że sam korzysta z radiestezji i różnych innych form medycyny naturalnej. Ksiądz Leon Kantorski, proboszcz parafii Św. Krzyża w Podkowie Leśnej, był propagatorem działalności Zbyszka Nowaka. Tacy księża to oczywiście wyjątki – opowiada autorka książki.
W różnych badaniach i sondażach niemal co czwarty Polak deklaruje, że on lub ktoś z rodziny stykał się z medycyną niekonwencjonalną, korzystał z takiej formy pomocy.
- Człowiek dla ratowania życia zrobi wszystko. Sięgnie po każdą pomoc, jaka jest dostępna. I nie ma się czemu dziwić. Nadzieja zawsze umiera ostatnia. Uzdrowiciele nie oferują co prawda zaawansowanej diagnostyki, farmakologii, operacji. Ale nie o to chodzi. Chorzy wcale tego nie oczekują. Pacjent czasem chce usłyszeć: będzie dobrze, wyciągnę cię z tego, nie martw się. To właśnie znajdują u bioenergoterapeutów: dobre słowo, nadzieję i zrozumienie – tłumaczy Janiszewska.
Książka "Ja nie leczę, ja uzdrawiam" oddaje, jak dziś wygląda świat bioenergoterapeutów. Obok tych "celebrytów" sprzed lat, mamy tu świeże przypadki i historie. Popularność znachorów nie maleje. I nie działają wcale w podziemiu. Często raczej w okazałych willach. Co na to mówi prawo, a co lekarze? Przeczytajcie, co udało się ustalić Janiszewskiej.
Kim naprawdę są bioenergoterapeuci? Cudotwórcami? Rzemieślnikami Pana Boga? Oszustami? Książka "Ja nie leczę, ja uzdrawiam" trafiła do księgarni 27 lutego 2019 roku nakładem wydawnictwa Otwarte.