Martyna Majok pierwszy raz o nagrodzie Pulitzera: "Ja chyba oszaleję"
Pisarka otrzymała nagrodę za najlepszą sztukę teatralną. Amerykańskie jury nie kryło zachwytu jej dziełem. To przełomowy moment w historii Polskiej kultury. - Pisałam do teatru, zanim się zorientowałem, czym on jest - wyznała laureatka.
Majok nie była dotąd znana polskiej publiczności. Pochodzi z Bytomia, jednak jako małe dziecko przeniosła się z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Statuetkę otrzymała za dojrzała sztukę "The Cost of Living", wystawianą m.in. w Nowym Jorku w Manhattan Theatre Club. Sztuka pokazuje skomplikowane relacje między ludźmi z niepełnosprawnością a resztą społeczeństwa.
– Chciałam podzielić się historiami o ludziach, z którymi dorastałam: o matce, rodzinie, o wielu samotnych matkach, które wiele przeżyły i musiały być niewiarygodne twarde, aby przetrwać – wyznała Majok.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Jako autorka nie chciała pokazywała słabych bohaterek, tylko takie, które stawiają wszystko na jedną kartę i chcą wygrać. Dzięki temu trafiła na prestiżową listę „Women Theatre Project”.
Dzisiaj jak sama przyznaje, jest zasypywana zamówieniami. Gdy dostała Pulitzera, powiedziała: „Ja chyba oszaleję”. Od razu zyskała ogromną popularność. W 2016 roku na festiwalu "Boska Komedia" w Krakowie powiedziała, że ma wspólne DNA z Adamem Mickiewiczem, ponieważ w Ameryce scena służy rozrywce, a w Polsce opisuje procesy społeczne. Mówiła też, że jest zainteresowana adaptacją dla amerykańskiej publiczności tekstów Wyspiańskiego czy Gombrowicza. Możliwe, że dokona adaptacji jednego z utworów w ramach programu "Niepodległa".
Zanim nie skończyła 17 lat, nie widziała ani jednego spektaklu. – Pewnej nocy wygrałam w bilard 45 dolarów i zdecydowałam się wydać je na coś, czego bym nigdy nie kupiła za zapracowane pieniądze. Wśród czasopism, które przyniosła mama, sprzątając u innych, znalazłam ulotkę "Kabaretu". Telewizyjny gwiazdor John Stamos był w obsadzie. Cokolwiek by to było, chciałam go zobaczyć. Wzięłam więc 45 dolarów i poszłam zobaczyć tę piękną, mroczną, zabawną historię, jaką jest „Kabaret” w teatrze Studio 54 - wyznała w rozmowie z Rzeczpospolitą.
Wygrana w bilard zmieniła jej życie na dobre. – Pod wpływem "Kabaretu" postanowiłam poszukać wydziału dramaturgii i zapisać się na studia. To było coś podobnego do tego, co robiłam wcześniej, inny rodzaj zajęcia scenarzystki. Byłam kiedyś zaangażowana w realizację programu nauki języka angielskiego w New Jersey dla rodziców imigrantów i ich dzieci w wieku przedszkolnym. Napisałam wiele skeczy. W końcu ktoś powiedział: "Martyna, oni muszą umieć spytać, jak gdzieś trafić. Tylko tyle". A ja rozkochałam się w swoim pisaniu. Pisałam do teatru, zanim się zorientowałam, czym on jest - opowiadała w wywiadzie.
Nagroda Pulitzera to jedno z najbardziej prestiżowych wyróżnień, przyznawane w Stanach Zjednoczonych od 1917 roku za osiągnięcia w dziennikarstwie, literaturze i kompozycji muzycznej. Zwycięzcy otrzymują świadectwo i czek na 10 tysięcy dolarów.