Metamorfozy Margot Margot
No jak jedziesz, chujku niedomyty?! Gdzie mi się
wciskasz, baranie? Nie widzisz, że wiozę materiał niebezpieczny?
Dla ciebie niebezpieczny! Rodzona matka
ci niemiła?! Chcesz dzwona zaliczyć? Jest sytuacja pogodowa?
Jest. Warunki na drodze takie, a nie inne?!
Od tygodnia gnoi. Przyczepność nie za zajebista!
Ogólnie mówiąc, chlapa, szaruga. Niż, mówią w radiu,
niż znad Skandynawii! Lipiec stulecia. Na głowę
mi jeszcze wjedź! Ożeż ty! Chyba cię, chopie, wali trochę,
nie? Tu mnie całuj! Fuck you, motherfucker! Bez
odbioru.
Aż wyciągam głowę przez uchyloną szybę, żeby
mój gest łatwiej się przebił do jego pustej głowy. To on
trąbi i zjeżdża na margines. Pokazuje różne zbereźne
miny, różne gesty, co by ze mną robił. Ha, gdybyś
mógł, tatuśku! Spadaj, koleżko. Miłego dzionka. Za
mały masz gaźnik na mnie, he he! Myślą, że jak baba
jedzie, to zaraz musi się wlec. Honor mu nie pozwoli
jechać za babą, wyprzedzi. Choć jest skrzyżowanie.
A ja już i tak pędzę na złamanie karku, bo mi się roz...
ale cicho. No i zaraz o zbereźności myśli. Bo babę
zobaczył. Droga – babska pustynia. Zero baby na kilometr.
To on mi mówi w CB:
– Te, Margot! – Tyle tylko umie powiedzieć. – Te,
Margot, zjedź na margines, to pogadamy! Bajo, bajo.
Odbiór.
– Takie rzeczy to w Erze. Jeszcze czego. Wal się,
dupku, bez odbioru. Życzę ci niskich wiaduktów.
– I lustereczko!
– Lustereczko?! Ożeż ty! Nie widzisz, że jestem
chłodnią? A ty jesteś pekaesem, nie? Znaj swoje miejsce,
chamie. I po cholerę mi dajesz te znaki wszystkimi
światłami, chcesz, żeby cię krokodyle ugryzły?
Misie stoją tu z suszareczką! – On ma napisane na
przedniej szybie „Kazek”. Taki wypierdek z wąsikami
i w bejsbolówce z napisem HBO. – Wal się, Kazek, koleżko,
zaraz będzie kurwidołek, to se po Czarnej Grecie
coś weźmiesz. Kulawa se weźmiesz, ha, ha! A ja
muszę uważać na ścieżynkę. Bajo, bajo, szerokości!
– Przyczepności.
– Szerokości.
– Przyczepności.
– Szero, powiedziałam, kurna, wiem, że przyczepność
ważna rzecz. Ale jest zwyczaj święty, że się mówi
szero, a ty nie będziesz mi tu nagle zmieniał obyczajów
na dróżce! Przycze owszem, ale w zimie.
– A kaj tu do tego hotela bedzie takiego? Co dziołchy
so? Odbiór. – W lewo, w lewo i jeszcze raz w lewo – krzyczę,
po czym szybko skręcam w prawo, w prawo i jeszcze
raz w prawo. Zgubiony, kurna, zatopiony!