Wyciągnięcie konsekwencji wobec kardynała Dziwisza może być trudne, bo on za dużo wie na temat wysoko postawionych ludzi, do dziś pracujących w Watykanie - mówi Marcin Gutowski z TVN24, autor książki "Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza".
W głośnym reportażu "Don Stanislao" Marcin Gutowski z TVN24 postawił tezę, że sekretarz Jana Pawła II mógł przez lata tuszować przypadki pedofilii na całym świecie, a także brać duże pieniądze (nawet po 50 tys. dol.) za załatwienie audiencji u Jana Pawła II. Protekcją miał także otaczać okryte złą sławą Legiony Chrystusa. Teraz te wątki Gutowski rozwija w swojej książce reporterskiej.
Sebastian Łupak: Czy postać kardynała Stanisława Dziwisza – prostego księdza górala - jest fascynująca?
Marcin Gutowski, TVN24: Dla dziennikarza, im bardziej ktoś nie chce o sobie mówić i próbuje coś ukryć, tym jest ciekawszy. A to jest podręcznikowy przykład takiej osoby: milczenie, umywanie rąk, ucieczki od odpowiedzi, odrzucanie próśb o rozmowy. Zatem jest to postać, która bardzo mnie intryguje. W pewnym momencie kardynał Dziwisz był przecież w Watykanie w oku cyklonu. Skupiał w sobie wszystkie ciemne, brudne i bulwersujące sprawy, które trafiały, bądź powinny były trafić do papieża Jana Pawła II.
Był to właściwy człowiek, we właściwy czasie, we właściwym miejscu...
Bądź niewłaściwy człowiek…
Mógł przecież skończyć jako wikary w małym kościele na Podhalu, ale los chciał, że dzięki znajomości z Karolem Wojtyłą jeszcze z seminarium w Krakowie, trafił do Watykanu, gdzie został sekretarzem papieża. Kiedy Jan Paweł II zapadł na chorobę Parkinsona, to Dziwisz mógł rządzić Kościołem, mówiąc, że przecież wykonuje "wolę papieża" – il Papa vuole.
Rzeczywiście watykaniści przyglądający się temu, jak funkcjonował wówczas kościelny aparat władzy, mówią, że w ostatnich latach życia Jana Pawła II, kiedy papież był już bardzo chory, oddał władzę swojemu otoczeniu. Stanisław Dziwisz miał cechy, które pozwoliły mu odnaleźć się w watykańskim kotle i wykorzystać swoją pozycję. A to była pozycja kluczowa – obrotowego. To on mógł otworzyć bądź zamknąć drzwi do apartamentu papieża, to on mógł coś do ucha papieża szepnąć bądź przemilczeć, to on mógł wreszcie przekazać dalej wiadomość albo zachować ją dla siebie.
Czy kardynał Dziwisz wciąż jest zdumiony, że śmie mu pan zadawać trudne pytania i żąda od niego odpowiedzi?
Na początku miałem wrażenie, że on jest wręcz zszokowany tym, że ktoś śmie mu zadawać niewygodne pytania. Był zaskoczony, że w obliczu jego wielkich zasług w obaleniu komunizmu, ktoś śmie pytać o inne sprawy, które położyły się cieniem na nim i na Janie Pawle II.
Ale spotkałem go ostatnio w Sanktuarium Jana Pawła II, które zbudował w Krakowie, i odniosłem wrażenie, że teraz jest mu już wszystko jedno. Ani go to ziębi, ani grzeje, że ja mu zadaję pytania. Myślę, że czuje się nieprzemakalny, na zasadzie "i co mi zrobisz?". Sądzę, że jest przekonany, że nic mu nie grozi.
Skąd to przekonanie?
Wielu komentatorów mówi wprost, że wyciągnięcie konsekwencji wobec kardynała Dziwisza może być trudne, bo on za dużo wie na temat wysoko postawionych ludzi do dziś pracujących w Watykanie. Zatem nikomu z kościelnej hierarchii specjalnie nie zależy, żeby dobrać się do skóry kardynałowi Dziwiszowi.
Być może kardynał Dziwisz milczy ze szlachetnych pobudek: nie chce pociągnąć na dno polskiego świętego - Jana Pawła II?
Jeszcze kilka miesięcy temu oburzałem się, że Stanisław Dziwisz zasłania się Janem Pawłem II, że czyni mu krzywdę, gdy instrumentalnie traktuje papieża w celu obrony własnej skóry. Ale im dalej szukam, im więcej pytań zadaję, tym większe mam wątpliwości. Może być tak, że kardynał Dziwisz rzeczywiście jest lojalny wobec swojego przełożonego i do końca chce ratować jego dobre imię.
Co by oznaczało, że podstawowe pytanie nie powinno brzmieć "czy papież w ogóle wiedział o pedofilii w Kościele", ale raczej "ile wiedział"?
Te pytania powinny dziś brzmieć: czy papież wiedział, ile wiedział oraz czy w ogóle chciał wiedzieć? Czy papież celowo nie odsuwał się od tych spraw? Być może nie chciał, by przypisano mu odpowiedzialność? Niektórzy moi rozmówcy stawiają tezę, że nie jest tak, że Stanisław Dziwisz był filtrem i nie dopuszczał pewnych rzeczy do Jana Pawła II z własnej inicjatywy. Raczej był przydatnym filtrem, żeby nikt nie mógł potem mówić, że papież za cokolwiek odpowiada.
Trudno bowiem uwierzyć w to, że Jan Paweł II mógł nie wiedzieć o pedofilii. Papież pod wieloma względami był człowiekiem wybitnym, o wielkim intelekcie. Dlaczego akurat w sprawach tuszowania pedofilii robimy z niego naiwniaka? To byłoby urąganie jego wielkiej inteligencji.
Znakomitym świadkiem w sprawie Jana Pawła II i Stanisława Dziwisza byłaby długoletnia przyjaciółka Wojtyły – Wanda Półtawska. To ona przemycała pod bluzką list informujący papieża o nadużyciach abpa Juliusza Paetza, tak, żeby jego sekretarz się o tym nie dowiedział. Spotkał się pan z nią, ale nie zgodziła się, aby cytować ją w książce…
Spędziłem w krakowskim mieszkaniu pani profesor kilka godzin. Była to długa, momentami bardzo nieprzyjemna rozmowa. Kiedy doszliśmy do pytań o wiedzę Jana Pawła II o nadużyciach seksualnych w Kościele, rozmowa się natychmiast urwała. Pani profesor odmówiła publikacji choćby zdania z tej rozmowy. To jest smutne, że najbliższe otoczenie Jana Pawła II nie jest gotowe rozmawiać na te tematy.
Przejdźmy do finansów Kościoła. Czy to jest okoliczność łagodząca, że pieniądze zebrane przez Legiony Chrystusa, na których czele stał pedofil o. Maciel, szły potem m.in. na wsparcie "Solidarności" w Polsce?
Przypomnę, że założyciel Legionów Chrystusa, ojciec Marcial Maciel Degollado był gwałcicielem, oszustem i narkomanem. Wykorzystywał seksualnie własne dzieci. Według oficjalnego raportu wykorzystał seksualnie 60 członków własnego zgromadzenia, ale mogło ich być nawet dwustu. Miał dwie rodziny, jedną w Meksyku, a drugą w Hiszpanii, które o sobie nie wiedziały.
Ale przy tym wszystkim potrafił się uwiarygodnić i zadbać o to, aby być potrzebnym. Zgromadził majątek sięgający kilku miliardów dolarów, wybudował kilka uniwersytetów, także w Rzymie. Miał dostęp do najważniejszych hierarchów, ze Stanisławem Dziwiszem i Angelo Sodano na czele. Był niezwykle cennym nabytkiem dla Jana Pawła II, bo przekazywał pieniądze na walkę z komunizmem, a ideologicznie zwalczał teologię wyzwolenia w Ameryce Południowej. Dostarczał Watykanowi nie tylko pieniędzy, ale także setek konserwatywnych kandydatów do kapłaństwa.
Takich jak on było więcej. Choćby chilijski ksiądz Fernando Karadima, seryjny pedofil, czy Theodore McCarrick – były arcybiskup Waszyngtonu i pedofil. On również zbierał miliony dolarów za pomocą Fundacji Papieskiej i transferował je na konta watykańskie. Podobnie jak Maciel czy Kardima, także McCarrick dbał o konserwatywną, antykomunistyczną wizję Kościoła, która była tak ważna dla polskiego papieża.
W swojej książce wspomina pan o tuszowaniu pedofilii przez Kościół w Polsce, Meksyku, USA, Austrii, Irlandii, Niemczech, Chile. Ofiary idą w tysiące.
Tuszowanie pedofilii miało charakter systemowy. To nie jest tylko kwestia "pedofilskiego karnawału" ostatnich lat pontyfikatu Jana Pawła II. To miało miejsce i przed Janem Pawłem II i pewnie ma miejsce do dziś, choć powoli się to zmienia.
Jednak dla watykańskich hierarchów, którzy po całym świecie głosili Ewangelię, perspektywa ofiar dotąd nie istniała. Dopiero teraz przebija się ona do świadomości opinii publicznej za sprawą presji społecznej i śledztw dziennikarskich.
Tacy autorzy, jak Jason Berry w USA, Frederic Martel we Francji czy Franca Giansoldati we Włoszech, od lat otwarcie opisują zarzuty wobec Jana Pawła II. A w Polsce wciąż się zastanawiamy, czy rzeczywiście papież coś wiedział i jaką rolę odegrał w tym kardynał Dziwisz. Czy nie wyważamy otwartych drzwi?
Oni wcale nie wiedzą więcej niż my. Oni mają te same dane, a być może w Polsce mamy tych danych więcej. Bardzo mi kibicują w moim śledztwie, bo to jest dla nich unikatowa sprawa, że ktoś w ojczyźnie papieża próbuje dotrzeć do ludzi, do których oni dostępu nie mają. To zupełnie nowa perspektywa, której dotąd brakowało.
Na pewno poza Polską te trudne pytania i trudne odpowiedzi są łatwiejsze do przyjęcia, bo Jan Paweł II nie znaczy dla nich tyle, co dla nas. To jest zresztą zrozumiałe, bo papież był postacią wyjątkową i nie można mu odbierać gigantycznych zasług na wielu polach. Ale tym bardziej powinniśmy w Polsce stawiać drażliwe pytania co do jego pontyfikatu.