"Mamy do czynienia z konstytucyjnym zamachem stanu". Prof. Andrzej Rzepliński o sytuacji w Sądzie Najwyższym
Temat Sądu Najwyższego to ostatnio temat numer jeden w polskiej polityce. Prezydent ma zamiar przerwać sześcioletnią kadencję prezes SN i wysyła jedenastu sędziów na wcześniejsze emerytury, wybierając na ich miejsce innych.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyńki i S-ka prezentujemy wam fragment książki "Sędzia gorszego sortu" - wywiadu rzeki z prof. Andrzejem Rzeplińskim, który jest prawnikiem i sędzią Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku. Choć książka miała swoją premierę w maju, rozmowa z byłym prezesem Trybunału Konstytucyjnego jest aktualna jak nigdy. Wywiad przeprowadził i spisał Jan Osiecki.
Co się dzieje w Polsce?
Mamy do czynienia z konstytucyjnym zamachem stanu.
Chyba Pan jednak trochę przesadza.
Niestety, nie przesadzam nawet ociupinę. Proszę zobaczyć, że dziś szereg instytucji ma zupełnie nowe role – przypisane czy to przez Sejm ustawami, które zostały przyjęte z naruszeniem prawa, czy to samodzielnie, za pomocą różnego typu działań rządzących. W efekcie poszerzyła się władza państwa nad obywatelami, natomiast zawęziły wolności osobiste oraz polityczne, które obywatelom przysługują. A to oznacza, że przez tego niewysokiego nienawistnika tworzony jest w wyścigowym tempie, wręcz na złamanie karku, nowy ustrój, tyle że bez zmiany konstytucji. A więc bez możliwości wypowiedzenia własnego zdania przez naród w referendum.
Jakie państwo wymarzył sobie Jarosław Kaczyński?
Kaczyński, który chce mieć całą władzę w swoich rękach, wyraźnie pokazuje, w jakim kierunku idziemy. Zresztą on nigdy ciągot do zniszczenia tego, co jest, i tworzenia wszystkiego od początku nie ukrywał; partyjne czasopismo nosiło, i chyba nadal nosi, tytuł "Nowe Państwo”. W tekstach pojawiających się tam widać było totalitarne zapędy tego człowieka i jego współtowarzyszy. Oni wiedzą, że jedynie tą drogą dadzą radę zbudować wymarzony przez nich: nowy naród, nowych ludzi, nowe instytucje, nowych funkcjonariuszy, nową gospodarkę i nową politykę zagraniczną, napisać nową historię, anihilować dowolnie wskazanych zdrajców o mordach kanalii itd. W tym celu niszczą sądy, bo im chodzi o to, żeby wprowadzić i zabezpieczyć własne interesy i trwanie tego wymarzonego faszystowskiego państwa nowego typu.
(...)
Gdy rząd wstrzymywał się z publikacją marcowego orzeczenia TK, do sprawy włączyło się – 26 kwietnia 2016 roku – Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego. W podjętej uchwale stwierdziło, że: „Zgodnie z art. 190 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu. Nieopublikowany wyrok Trybunału Konstytucyjnego, stwierdzający niezgodność z Konstytucją określonego przepisu, uchyla domniemanie jego zgodności z Konstytucją z chwilą ogłoszenia wyroku przez Trybunał Konstytucyjny w toku postępowania”.
Co to oznacza w praktyce?
Była to dla nas, sędziów Trybunału, informacja, że mamy partnera. Sąd Najwyższy bronił nie tylko naszej pozycji konstytucyjnej, ale generalnie sądownictwa jako całości.
Wyobrażam sobie, jak trudna to musiała być debata, ale proszę zwrócić uwagę, że żaden z dziewięćdziesięciu sędziów Sądu Najwyższego nie zgłosił zdania odrębnego. To podkreśla wagę tego dokumentu. W praktyce była to również informacja dla wszystkich sędziów w Polsce, że sędzia może wydać orzeczenie wprost na podstawie konstytucji. Sędzia bowiem podlega prawu, ustawie, ale jeżeli to prawo uniemożliwia mu orzekanie, to podobnie jak Trybunał w wyroku z marca 2016 roku odwoła się on wprost do ustawy zasadniczej.
To było istotne od tej strony.
Czy wspomniana uchwała SN mogła dostarczyć PiS-owi pretekstu do próby przejęcia go latem 2017 roku?
O ile sama uchwała była bardzo ważna, o tyle jednak dla akcji przejmowania Sądu Najwyższego nie miała żadnego znaczenia. Idée fixe PiS-owców są nowe, z istoty rzeczy tajne izby SN.
Już w 2015 roku Janusz Wojciechowski, ówczesny europoseł PiS-u, narzekał, że wymiar sprawiedliwości jest poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, i postulował stworzenie w SN tak zwanej izby ludowej, w której zasiadaliby nie tylko sędziowie zawodowi, ale też członkowie społeczni. Kiedy słyszę "sąd ludowy” czy "izba ludowa”, to mi się to bardzo źle kojarzy. Boże, chroń nas od sądów specjalnych czy od komisji specjalnych wyposażonych we władzę specjalną! To elementy totalnego posybilizmu!
Po co zatem PiS tak naprawdę chciał reformy sądów?
Zacznijmy od tego, że to nie była żadna reforma. Za tą sprawą kryła się wyłącznie chęć zdobycia wpływów i obsadzenia strategicznych stanowisk oraz instytucji swoimi ludźmi. Po to, żeby mieć wpływ na wyroki, by mieć to, co nazywa "demokratyczną kontrolą nad sądami”. Właśnie dlatego powstały te trzy ustawy demolujące wymiar sprawiedliwości w Polsce.
Może zatem wyjaśnijmy po kolei, co chciano zyskać dzięki tym ustawom. Zacznijmy od Sądu Najwyższego, gdzie zaczęło się od ataków personalnych na panią prezes, profesor Małgorzatę Gersdorf. Za wywiad dla portalu onet.pl, w którym stwierdziła: „Władza lansuje taki obraz, że sędziowie to tłuste koty, którzy opływają w luksusy za państwowe pieniądze. Spójrzmy od dołu. Przeciętny radca prawny zarabia więcej niż sędzia sądu rejonowego. 7 tys. to straszne pieniądze? (…) Nieco lepiej jest w sądach okręgowych, ale za te ok. 10 tys. brutto dobrze żyć można tylko na prowincji”.
Może to nie było najbardziej szczęśliwie sformułowane, ale miała rację. Sędzia powinien zarabiać odpowiednio, choćby po to, żeby nie pojawiały się pokusy związane z korupcją, o czym już wspomniałem w naszej rozmowie. I czy te dziesięć tysięcy to naprawdę tak dużo, gdy prokurator krajowy Bogdan Święczkowski – według informacji "Gazety Wyborczej” – w tym samym czasie zarabiał 26 175 złotych i miał jeszcze dodatkowo blisko trzy tysiące złotych ryczałtu na mieszkanie? I to wcale nie była najwyższa płaca w prokuraturze.
Ataki na prezes Gersdorf miały zapewne przygotować grunt pod skrócenie jej kadencji i związane z tym plany przejęcia SN przez Prawo i Sprawiedliwość. Ale po co rządowi, czy raczej partii, ten sąd? Chodziło o ewentualną próbę obrony byłego szefa CBA przed utratą stanowiska i więzieniem?
Pewnie trzeba będzie rewitalizować tak ważne i popularne słowo-wytrych z lat 2005–2007: układ. Układ serdecznych kolegów, którzy obsiedli tajne policje w III RP i zawiązali sprytny biznesplan reprywatyzacyjny w Warszawie. O ile sama decyzja Sądu Najwyższego w sprawie ułaskawienia Mariusza Kamińskiego jest ważna, o tyle nie najważniejsza. W moim przekonaniu chodziło przede wszystkim o Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych oraz Izbę Dyscyplinarną, za pomocą której PiS będzie mógł trzymać w szachu sędziów. Tak, przede wszystkim o kontrolę nad izbą spraw publicznych.
A po co ona PiS-owi?
Bo to w niej sędziowie będą, między innymi, stwierdzać legalność wyborów, czyli fakt, że były wolne i rzetelne. A bez wolnych i uczciwych wyborów nie ma demokracji konstytucyjnej. Nie ma demokracji parlamentarnej.
(...)
Rozumiem już, po co PiS-owi ustawa o Sądzie Najwyższym. Ale jaki interes miała ta partia w przejęciu Krajowej Rady Sądownictwa?
(...) Krajowa Rada Sądownictwa stała dotąd (...) na straży niezależności i niezawisłości sądów. I te cele realizowała skutecznie, choćby decydując o nominacji sędziów czy ich awansach i przesyłając do prezydenta listę osób do powołania na stanowiska. Miała również możliwość usunięcia kogoś z zawodu. Skupiała w swoich rękach naprawdę dużą władzę nad sądami. Dlatego PiS tak chciał ją zdobyć.
Dzięki PiS-owi w KRS zasiądzie piętnastu nowych sędziów. Większość z nich wydaje się mieć dosyć oryginalne kompetencje. Według mediów sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka to prywatnie koleżanka ministra sprawiedliwości ze szkoły oraz z resortu. Z ministerstwa trafiła zresztą na stanowisko prezesa sądu okręgowego. Sędzia Paweł Styrny, zanim znalazł się w KRS, podejmował aż pięć prób awansowania do sądu wyższej instancji, ale na przeszkodzie stała jego niska skuteczność. Ponoć spory odsetek jego wyroków był uchylany w wyższej instancji. Natomiast Marek Jaskulski w 2017 roku miał wydać siedemdziesiąt orzeczeń, z czego uzasadnienia do sześćdziesięciu czterech przygotował po przepisowym czasie. Do tego blisko jedną czwartą wydanych przez niego wyroków uchylił sąd apelacyjny. I tacy ludzie będą teraz uzupełniać skład Sądu Najwyższego oraz wskazywać prezydentowi kandydatów do powołania na sędziów! To jest operetkowe.
Co PiS robi z demokracją?
On ją niszczy, i robi to z premedytacją. Są ludzie specjalnie wybrani do tego zadania. Szczególnie cyniczni. Niedawno czytałem wywiad z wicemarszałkiem Senatu należącym do jednej z partii zjednoczonej prawicy. On rządzenie sprowadza do narracji przykrywającej poprzednie, cienkie już narracje, rzucanej ciemnemu ludowi i ciemniakom z instytucji unijnych.
Ile dziś pozostało z artykułu 2 konstytucji, mówiącego, że: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”?
Ten fragment konstytucji z dnia na dzień blaknie jak stare płótno. Polska, niestety, jest coraz mniej państwem prawa. Staje się coraz mniej demokratyczna, bo Prawo i Sprawiedliwość powoli próbuje zawładnąć każdym elementem państwa, przejąć nad nim kontrolę. Szykowane są kolejne zawłaszczenia, doszczelnienia monopolu samoograniczonej władzy jednolitej, wprowadzane za pomocą coraz bardziej niemądrych Piotrowiczowych ustaw. Następna na celowniku będzie samorządność terytorialna. PiS nie jest w stanie tolerować jej pstrokacizny tworzonej przez ludzi tak innych od jego żołnierzy. A do tego jest tam tyle stanowisk i tyle pieniędzy do wzięcia, że uzna, iż najlepiej zarządzać samorządami centralnie.
Można Kaczyńskiego i jego współpracowników zatrzymać w tym pędzie niszczenia?
[Profesor wskazuje na zawieszone nad drzwiami słynne zdjęcie przedstawiające samotnego człowieka, który w pojedynkę próbuje zatrzymać kolumnę czołgów pacyfikującą protest studentów na placu Tiananmen] Warto próbować, nawet jeśli ma się świadomość, że można stracić wszystko, co najcenniejsze. Z tego człowieka gąsienice batalionu czołgów mogły zrobić czerwoną plamkę. Ale on miał odwagę i zatrzymał je choć na chwilę. Tym działaniem inspirował takich jak ja. Czy jak Państwo czytający tę książkę.
Zatem jak to zrobić?
Nie wiem, co robić, żeby nie było gorzej. Dziś naprawdę boję się o to, czy nadchodzące wybory w latach 2019–2020 będą wolne i rzetelne.
Rządzący mogą dziś bez skrupułów sięgnąć po doświadczenia Orbána i tak pogrzebać w kodeksie wyborczym, żeby – za pomocą finansowania partii rządzącej, nękania policyjnego i finansowego opozycji, monopolu mediów, przyjaznego podziału okręgów i mandatów – zapewnić sobie większość. Mogą również wykorzystać metody fałszowania wyborów, jakie wprowadzano w Polsce po 1926 roku. Wtedy było jasne, że wybory mają być wolne, a wygrać mają „elementy propaństwowe”. I wygrywały.
Jak to osiągną?
Właściwie mają to już zagwarantowane. PiS robi dziś z sądami rzecz bardzo podobną do tego, co robili kiedyś stronnicy Piłsudskiego. Władza najpierw rozbiła Sąd Najwyższy i powsadzała tam swoich ludzi. Następnie w ten sam sposób wzięła się do sądów apelacyjnych i w końcu okręgowych. Komisarzami wyborczymi zostawali zaufani sędziowie i oni na przykład, pod byle pretekstem, delegalizowali lokalne komitety wyborcze do gmin.
Teraz może być zastosowany podobny scenariusz. A najgorsze jest to, że po zmianach pana Ziobry nie można mieć odrobiny zaufania do tego, że protest wyborczy, który trafi do sądu, zostanie rozpatrzony uczciwie. Ta utrata zaufania do uczciwości wyborów jest poważną szkodą, bo dzień wyborów powinien być przecież świętem demokracji.
Jak długo będzie trwać naprawianie Polski po rządach PiS-u?
Obawiam się, że to będzie robota na pokolenia. Stajemy się państwem gorszego sortu w europejskiej rodzinie. A najgorsze, że choć wystartujemy z podobnego poziomu jak po upadku komuny, to nie dostaniemy już, niestety, takiego kredytu zaufania, jakim obdarzono nas w 1989 roku. Czeka nas potężna praca związana z odbudową zaufania na arenie międzynarodowej. Trzeba będzie znowu udowadniać, że jesteśmy częścią Zachodu, i w związku z tym latami naprawiać prawo i odbudowywać przez dekady zniszczone instytucje państwowe. A także odbudowywać służbę cywilną. Nie wykluczam, że w efekcie szalonej polityki PiS-u będziemy też musieli zmagać się z odbudową gospodarki. Czarno to widzę.