Trwa ładowanie...
fragment
15 kwietnia 2010, 10:11

Małe trzęsienie ziemi

Małe trzęsienie ziemiŹródło: Inne
dmj1gqp
dmj1gqp

W jej edukacji szczególny nacisk kładło się na klasyków - dużo Szekspira, Miltona, Donne’a, no i Biblia. Ayinde przeczytała wszystko o nieżyjących białych ludziach, opasłe tomy pełne symboli i znaków. Patrząc w przeszłość, sama powinna oczekiwać jakiegoś znaku: pioruna, błyskawicy, gradu lub plagi robactwa. Przynajmniej zalanej piwnicy. A tu nic. Dzień, w którym runął jej świat, był jak każdy inny, a nawet lepszy.
Spała z Julianem w przepastnym łóżku, bez Richarda. Dziecko obudziło się o szóstej rano. Ayinde odsłoniła rolety i usiadła po turecku, opierając się o ścianę i wsłuchując w szum miksera, w którym kucharz przygotowywał koktajl białkowy dla Richarda; szelest przerzucanych stron gazet, leżących na stoliku w jadalni; dźwięk zajeżdżającego na podjazd samochodu florystki.
Rozległo się delikatne pukanie do drzwi.
- Dzień dobry! - zawołała Ayinde. Do pokoju wślizgnęła się Clara, skinęła głową na powitanie, postawiła tacę z herbatą, tostem, miodem i poranną prasą na stoliku w nogach łóżka i wymknęła się. Ayinde zamknęła oczy. Była pewna, że pracownicy gadają o niej. Wiedziała, że żony graczy też. Podczas ostatniego nieoficjalnego spotkania drużyny, w czerwcu, na grillu w letnim domu sędziego w Jersey Shore, zasypały Juliana prezentami: ręcznie robionym sweterkiem z numerem ojca, miniaturowymi Nike’ami, kurteczką z dżinsu i skóry, nylonowym dresikiem Sixersów w rozmiarze dla niemowlaka.
Potem zaczęły się pytania. Tak naprawdę to jedno pytanie: czy znalazł nianię. Wszystkie żony miały stałą pomoc, w większości przypadków z zamieszkaniem. I żadna z nich nie pracowała. Ayinde przypuszczała, że spędzały dnie na zakupach, lunchach, w klubach fitness, zawsze gotowe wyjechać z mężem na mecz do innego miasta, wspierać go i uprawiać z nim seks. Nie mogły uwierzyć, że nie chciała mieć opiekunki. Ayinde milczała, cytując sobie w myślach fragment „Sukcesu dziecka”: Jeśli Twoja praca ma służyć jedynie poczuciu celu, poczuciu, że coś znaczysz w świecie, chcę, byś podeszła do swojego maleństwa (jeśli oczywiście nie śpi!) i wzięła Kluseczkę na ręce. Całe znaczenie, cały sens, wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłaś i czego chciałaś, jest w Twoich ramionach. Już masz pracę. Twój zawód to Matka. Nie ma na świecie ważniejszego zajęcia niż to.
Dawniej Ayinde odrzuciłaby retorykę poradnika Priscilli jako reakcyjne, antyfeministyczne bzdury i może nawet cisnęła książką o ścianę. Ayinde po urodzeniu dziecka, Ayinde z Julianem w ramionach, prześladowana wspomnieniami z dzieciństwa, zdecydowana wychować swoje dziecko w sposób doskonały, a przynajmniej bliski doskonałości, i jeśli miała być szczera, postanowienie wynikało z trudności ze znalezieniem pracy, łyknęła to. Zakładając, że ktoś by ją, matkę z maleńkim dzieckiem zatrudnił, co takiego mogła dać jej praca, czego nie mogło dać dziecko? „Mój zawód to Matka „ - powtarzała. Mówiła to tylko do siebie. Raz popełniła błąd i wypowiedziała te słowa głośno przy przyjaciółkach i Becky o mało nie zakrztusiła się ze śmiechu, popijając latte.
Znów rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju wszedł Richard, pachnący wodą po goleniu i mydłem. Luźne nylonowe spodenki do kolan opinały się na jego biodrach. Koszulka bez rękawów ukazywała umięśnione ramiona. „Świetnie wygląda„ - pomyślała Ayinde, ale był to podziw podobny do tego, jakim obdarzała rzeźby w muzeum.
- Cześć, kochanie - powiedział, całując ją w czoło. - Cześć, człowieczku - dodał i pogładził Juliana po głowie. Przedstawił swój plan dnia - cały dzień spędzi w Temple, gdzie prowadzi krótki kurs dla graczy ze szkół średnich. Po kolacji spotka się z menedżerem i rzecznikiem prasowym, by omówić szczegóły warunków nowej karty kredytowej.
Ujął podbródek Ayinde i delikatnie ją pocałował. Poszedł do kuchni, gdzie czekały na niego gazety i koktajl, potem zapewne na zewnątrz, do samochodu z kierowcą, który miał go zawieźć do Temple, gdzie kilkudziesięciu uczniów oczekiwało na niego, podekscytowanych na samą myśl o tym, że będą oddychać tym samym powietrzem co wielki Towne.

Był piękny jesienny poranek, niebo jasne i niebieskie, liście klonów zaczęły zmieniać barwę. Ayinde prowadziła wózek z Julianem wzdłuż długiego podjazdu. Zastanawiała się, czy w Halloween przyjdzie do nich dużo przebierańców. Czy dzieciaki z sąsiedztwa odważą się podejść do drzwi, czy też Richard po prostu umieści ochroniarza w hummerze przy bramie ze skrzynką na listy z torbą cukierków. O dziesiątej położyła dziecko na zalecaną przez Priscillę Prewitt drzemkę, wzięła prysznic, umyła zęby i ubrała się.
O drugiej pojechała do miasta na lunch z Kelly. Zjadły kurczaka z grilla i sałatkę z arugula we Fresh Fields. Dzieci w tym czasie siedziały w wózkach, nie zwracając na siebie uwagi.
- Jak praca? - zapytała.
- Dobrze! - odparła Kelly, przygładzając rzadkie, proste blond włosy. - Wciąż szukamy opiekunki, na razie Steve siedzi w domu z dzieckiem, ale jest dobrze!
Oliver zaczął się wiercić. Kelly podniosła go, powąchała pupę, skrzywiła się i sięgnęła po torbę.
- O Boże! O nie! Masz pieluszkę? I chusteczki? Steve zawsze tak robi. Wszystko zużywa i nie wkłada nowych. Jak mogłam wyjść z domu bez sprawdzenia?
Ayinde nie mogła powstrzymać uczucia zadowolenia, gdy podawała Kelly paczkę ekologicznych chusteczek z odzyskanej bawełny i pieluszkę z tetry (najlepsze dla środowiska i delikatnej pupki Kluseczki - pisała Priscilla Prewitt). Po lunchu przypięła fotelik z dzieckiem na tylnym siedzeniu samochodu i sprawnie schowała wózek do bagażnika. „Mój zawód to Matka” - szepnęła, jadąc do domu. „I jestem w tym dobra” - pomyślała, mimo że czasami nudziło ją to i nużyło, czas ciągnął się jak guma i łapała się na tym, że ciągle spogląda na zegarek, licząc godziny, a nawet minuty do kolejnej drzemki Juliana lub wieczornego spania, gdy mogła w końcu chwilę odpocząć. Z zawodu była matką i całkiem dobrze jej szło.
Gdy dojechała do domu, na podjeździe stało sześć zaparkowanych pośpiesznie samochodów, jakby ich właściciele chcieli podjechać jak najbliżej drzwi wejściowych, nim wbiegli do środka. Ayinde zaparkowała obok ostatniego pojazdu, czując pierwsze ukłucie niepokoju. Cztery obce samochody i dwa, które rozpoznała: czarny lincoln, lśniący i anonimowy, wożący Richarda tam, gdzie musiał dojechać, i audi z napisem na tablicy rejestracyjnej: TRENER - pojazd w charakterystycznym srebrnym kolorze jak włosy jego właściciela. „Nie ma karetki” - stwierdziła, myśląc o Lii. Przerzuciła torebkę przez ramię, wyciągnęła fotelik z Julianem z samochodu i weszła do domu. Kucharz powoli przecierał blat, który wyglądał na zupełnie czysty, a stojący w pobliżu drzwi menedżer skinął na przywitanie głową, nie patrząc Ayinde w oczy.

Richard siedział w jadalni, zgarbiony, sam jeden u szczytu stołu, przy którym mogło zmieścić się osiemnaście osób. Jego mahoniowa cera miała szary odcień, a usta były sine w kącikach.
- Richard. - Postawiła fotelik z Julianem na stole. - Co się stało?
Uniósł wzrok, by na nią spojrzeć. Na widok malującej się na jego twarzy udręki Ayinde zaczęła się cofać i niemal przewróciła się, zahaczając obcasem o skraj perskiego dywanu.
- Co się stało?
- Muszę ci coś powiedzieć - odparł Richard. Miał przekrwione oczy. „Chory” - pomyślała Ayinde.
„Jest chory i potrzebuje pomocy lekarskiej. Powinien być w szpitalu, a nie tutaj...” Rozejrzała się w koło. W jadalni zaczęli pojawiać się obcy ludzie. Mężczyzna w spodniach khaki i wymiętej koszuli w kratę, z dużą kopertą FedExu w ręce, za nim kobieta w granatowym kostiumie, z włosami upiętymi w kok. Żadne z nich nie miało stetoskopu ani lekarskiego fartucha.
- Co się dzieje?
- Może usiądziemy - zaproponował trener. Emanujący łagodnością ton głosu przypominał Ayinde jej ojca - nie tego z prawdziwego życia, oczywiście, ale bohatera, w którego wcielił się na Broadwayu w sztuce „Księżyc o północy”, wtedy gdy mówił swojej scenicznej córce, że jej matka zmarła. Dostał za to nagrodę Tony, pamiętała jak przez mgłę.

dmj1gqp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dmj1gqp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj