Makabryczne morderstwo prawicowego redaktora - rozmowa z Marcinem Wrońskim
O pierwszym lubelskim kryminale retro _ Komisarz Maciejewski. Morderstwo pod cenzurą_ z autorem, Marcinem Wrońskim , rozmawia Olena Suchanowa-Kosiorek. Olena Suchanowa-Kosiorek: Co możemy odnaleźć w pierwszym lubelskim kryminale retro?
* Marcin Wroński*: Przede wszystkim Zygmunta Maciejewskiego – kierownika Wydziału Śledczego, a prywatnie niechluja, miłośnika boksu i Kafki. Przeżywa czarny tydzień wymuszonego pracoholizmu, nie ma kiedy zjeść, wyspać się ani spotkać z kochanką. Nawet gdy pije, to pije służbowo. Poza tym, oprócz wątku czysto kryminalnego, czytelnicy odnajdą w książce atmosferę lat 30. i kawałek historii Lublina. _ Komisarza Maciejewskiego_ można więc czytać jako powieść policyjną, historyczną, obyczajową i regionalną jednocześnie. Wszystko zaczyna się od makabrycznego morderstwa redaktora naczelnego prawicowego „Głosu Lubelskiego”. Maciejewski ma prowadzić na pozór zwyczajne śledztwo, jednak gra toczy się o znacznie wyższą stawkę, niż ktokolwiek mógłby sądzić.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Dlaczego fabuła powieści osadzona jest akurat w okresie międzywojennym?
* Marcin Wroński*: Ciągnie mnie do tych czasów. W dorosłe życie wkraczałem, gdy rodziła się III Rzeczpospolita, a w telewizji Joanna Szczepkowska co chwilę mówiła, że „jesteśmy wreszcie we własnym domu”. Ale osobiście czułem w tym powtórkę roku 1918 i 1920. Potem widziałem, jak ludzki entuzjazm i zaraźliwa przedsiębiorczość słabły częściowo w sposób naturalny, częściowo zduszone przez urzędników – zupełnie tak samo jak w latach 30., w których rozgrywa się akcja _ Komisarza Maciejewskiego_.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Brzmi to tak, jakby przez siedemdziesiąt kilka lat nic się nie zmieniło. Naprawdę?
* Marcin Wroński*: Naprawdę, przynajmniej jeśli chodzi o ważne sprawy, a nie cywilizacyjne gadżety, jak telefon komórkowy. Historia międzywojnia, zwłaszcza historia międzywojennego Lublina, ciekawi mnie już wiele lat, aż w końcu postanowiłem zaciekawić nią czytelników. Ale im bardziej docierałem do sedna – jak żyło się ludziom w l. 30. XX w., tym bardziej dostrzegałem, że niemal tak samo jak dziś. I ja, i komisarz Maciejewski żyjemy w kraju władzy-kontrolerki, napastliwych mediów, niedofinansowanej policji... Choć z drugiej strony muszę przyznać, że Polska l. 30. w porównaniu z dzisiejszą była znacznie weselsza i bardziej kolorowa jako państwo wielonarodowe i o nieporównywalnie wyższej kulturze życia codziennego.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Zapewne więc u Pana lata 30. wyglądają nieco inaczej niż np. w słynnym _Vabanku_...
* Marcin Wroński: Rzeczywiście, więcej tu brudu niż Kwinty grającego na trąbce, ale sporo też całkiem ładnych rzeczy, które w tamtych czasach były powszednie, a dziś już ich nie zobaczymy. Starałem się pokazać atmosferę dawnego polskiego miasta, w którym Żyd w chałacie był równie na miejscu jak urzędnik w garniturze. *Olena Suchanowa-Kosiorek: Ma Pan na myśli dawny Lublin, w którym rozgrywa się akcja kryminału? Dlaczego właśnie to miasto?
* Marcin Wroński*: Bo Lublin to ani żadna stolica, ani wizytówka naszego kraju czy inny kurort – tylko właśnie Polska w pigułce. Zarazem ciekawe miasto: duże, ale i lekko senne, polsko-żydowskie, takie zachodnio-wschodnie, trochę zakompleksione, choć dynamiczne. No i w tamtych czasach nie leżało na żadnej „ścianie wschodniej” czy w „Polsce B”, ale niemalże w geograficznym środku II Rzeczpospolitej i oficjalnie zwało się „Wielkim Miastem Lublinem”.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Czym Lublin i komisarz Maciejewski zaskoczą czytelników?
* Marcin Wroński*: Jeśli mnie Pani pyta, kto zabił, to przepraszam, ale nie mogę powiedzieć, żeby nie zepsuć nikomu zabawy. Ale myślę, że książka zaskoczy czytelników wieloma drobnymi, nieistotnymi dla śledztwa sprawami, które bardzo zaskoczyły autora. Bo jeszcze praca nad żadnym tekstem nie była dla mnie tak odkrywcza i zaskakująca jak nad Komisarzem Maciejewskim. Przeglądając międzywojenną prasę, czytając relacje zwykłych ludzi i monografie na temat historii Lublina oraz lubelskiej policji, napotykałem fakty tak nieprawdopodobne, że gdybym je wymyślił, nie odważyłbym się umieścić ich w powieści, bo sam bym nie potrafił w nie uwierzyć. Wyobraźmy sobie na przykład komendanta policji, który całkiem na serio pisze rozkazy dotyczące tego, jak często jego podwładni powinni się myć i zmieniać bieliznę. Albo mundurowych z tzw. pierwszej linii, którzy przed przyjazdem śledczych porządkują miejsce zbrodni, bo nikt ich nie uczył podstaw kryminalistyki, a tego, że oficerowie lubią
porządek – jak najbardziej.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Czy ma Pan w planach napisanie kolejnych części Komisarza Maciejewskiego?
* Marcin Wroński*: Fabuła Morderstwa pod cenzurą ma w książce swój początek i koniec jak każde porządne śledztwo. Inaczej jest z samym komisarzem Maciejewskim, którego czytelnik opuszcza w ważnym momencie jego życia – właśnie podpadł wielu ważnym osobom i niewątpliwie przyjdzie mu za to zapłacić. Dlatego już teraz zapraszam do sięgnięcia po kolejną powieść o nim i do wspólnego tropienia kolejnego przestępstwa. W następnej książce będzie m.in. o handlu żywym towarem, który w międzywojennej Polsce był wielkim problemem – podobnie jak i dziś.
Olena Suchanowa-Kosiorek: Dziękuję za rozmowę.
* Marcin Wroński*: A ja gorąco zapraszam do Lublina pięknych lat 30.