Jak maskarada, to maskarada! Nie to, żebym szczególnie kochała przebieranki, ale w moim zawodzie daleko się bez nich nie zajdzie, więc musiałam opanować niezbędne umiejętności. Czyli nauczycielka...
Powiedzmy, że będzie się nazywać Flossi Niks. Poprzednim razem ta dama spisała się na medal, więc teraz również ujdzie. Poza tym to proste imię, niezbyt pompatyczne, czyli coś w sam raz dla skromnej nauczycielki. Doskonale. Teraz należało zadbać o ubranie.
Po przetrząśnięciu garderoby zdecydowałam się na trzy zestawy. Wystarczy, bym założyła suknię, i od razu robię się podobna do stracha na wróble. Jednak w obecnej sytuacji dokładnie taki efekt chciałam uzyskać. Co prawda krój pozostał ładne parę lat za obowiązującą modą, ale tym lepiej. Moim zdaniem, właśnie takie ubrania powinna nosić już nie wiośnianej młodości, ale jeszcze niezbyt stara kobieta, która dorabia sobie jako guwernantka. Suknia uszyta została w ten sposób, że figura wydawała się kompletnie płaska (nie żebym posiadała jakieś rzucające się w oczy krągłości), a obniżona talia skutecznie skracała nogi. Do tego wysoki koronkowy kołnierz, złoty łańcuszek na szyję...
Teraz fryzura. Sprawiła mi trochę więcej problemów niż ubranie, włosy miałam zbyt długie, by uczesać je tak, jak zwykle robią to damy, a nie miałam najmniejszego zamiaru skracać ich wyłącznie w celu zagrania roli nauczycielki. Po chwili namysłu upięłam je w zwykły węzeł na karku. Ta gładka fryzura stała się niemodna jeszcze przed suknią i jak ulał pasowała do całości obrazu. Szkoda tylko, że włosy miałam nie tylko długie, ale też nieposłuszne i od razu kilka kosmyków uciekło spod władzy spinek, luźno zwisając wokół twarzy. Zwykle zawiązuję na głowie chustę, ale tym razem musiałam skorzystać
z paskudnych przyrządów, za pomocą których kobiety zwykle konstruują na głowach skomplikowane fryzury.
Odrobina makijażu i natychmiast zrobiłam się o dziesięć lat starsza. A, tak, przydałoby się też dodać parę siwych włosów. Zresztą – uśmiechnęłam się – skoro już mowa o wieku, to na pewno byłam starsza od kobiety, którą miałam zamiar udawać. Tylko nadal mi czegoś brakowało. Po chwili namysłu pogrzebałam w szufladzie i wyciągnęłam spomiędzy rozmaitych błyskotek okrągłe okulary. Oczywiście takie ze zwykłymi szkłami, gdyż miałam doskonały wzrok. A okulary były mi potrzebne w zupełnie innym celu – zmieniały twarz do tego stopnia, że kompletnie nie można było mnie poznać. Szczególnie jeśli zsunęłam je na koniec nosa.
Mimo swojej niezaprzeczalnej przydatności okulary nie były w Arastenie powszechnie używane. Bogaci ludzie woleli zapłacić magomedykowi i rozwiązać wszystkie problemy ze wzrokiem raz a dobrze. A ludzie biedni po prostu nie mieli pieniędzy na taki, jednak nie najtańszy, przyrząd, więc musieli radzić sobie za pomocą zwykłej lupy albo po prostu mrużąc oczy. Z okularów korzystali więc najczęściej niezbyt majętni handlowcy, urzędnicy i ludzie podobnego kalibru – czasem nawet nie dlatego, że musieli, tylko dla dodania sobie powagi. Tak więc ten rekwizyt akurat nadawał się dla dość dobrze sytuowanej nauczycielki.
Problem miałam tylko z rękoma, których nie mogłam zamaskować kosmetykami, tak jak twarzy. A nawet jeśli, to wcześniej czy później i tak przyjdzie mi je zamoczyć. Tymczasem moje ręce w żaden sposób nie mogły należeć do kobiety w średnim wieku i gdyby ktoś zwrócił na to uwagę, cały mój kamuflaż zdałby się psu na budę. Ale po chwili namysłu i ten problem udało mi się rozwiązać. Zupełnie niepasujące kolorem do reszty stroju koronkowe rękawiczki dodały mi niezgrabności, a przy okazji doskonale ukryły ręce.
Przejrzałam się w lustrze, zadowolona z wyniku. Patrzyła na mnie zaczynająca się starzeć wysoka i chuda kobieta, ubrana schludnie, acz niemodnie. Łańcuszek na szyi i bezsensowne koronkowe rękawiczki wydawały się jedyną próbą ubarwienia jej wyglądu. Sądząc z chłodnego spojrzenia znad okularów i surowo zaciśniętych warg, uczniowie owej damy byli z pewnością ciemiężonymi biedactwami. Tylko dobrze znający mnie człowiek zdołałby rozpoznać w tym strachu na wróble Flossię Naren, a ja miałam nadzieję, że takowych ludzi w majątku Liselle’ów nie spotkam.
Niestety, moja zwykła torba podróżna katastrofalnie nie pasowała do tej maskarady. Po chwili namysłu uznałam, że postaci guwernantki doskonale dopełniłby sfatygowany kufer. Nie miałam w swoim gospodarstwie niczego podobnego, ale o ile wiedziałam, dziadek a i owszem, posiadał tego rodzaju skrzyneczkę.
Wysłałam Dima po potrzebny mi przedmiot, a sama bez przebierania się usiadłam w fotelu i zapaliłam. Swoją drogą, z palenia również tymczasowo będę musiała zrezygnować – skromna nauczycielka nie może przecież dymić jak komin. Z drugiej strony mało prawdopodobne,bym musiała mieszkać w jednym pokoju z dziećmi, a nikt nie musi wiedzieć, co robię u siebie. Koniec końców lekka ekscentryczność nie powinna za bardzo wadzić...
Ale co takiego dziwnego mogło być w tych dzieciach? Co tak przestraszyło ich babcię? No dobrze, królowa twierdziła, że jej przyjaciółka ma bardzo bogatą wyobraźnię.
Czy mogła wziąć zwykłe wybryki dorastających dzieci za „coś dziwnego”? Któż to mógł wiedzieć... Nie, bawienie się w zgadywanki nie miało sensu, musiałam obejrzeć to wszystko na własne oczy i dopiero potem decydować co i jak.
A przy okazji, czego ja miałam te dzieci uczyć? Tak, to mogło stanowić pewien problem! Posiadałam od groma wiadomości wszelakich, ale jakoś nie sądziłam, by należało opowiadać jedenastolatkom o sposobach określenia przyczyn oraz czasu śmierci denata czy podobnych niesmacznych drobiazgach. Hm... Chyba powinnam odświeżyć sobie coś bardziej pokojowego, tym bardziej że czas na to jeszcze miałam.
Cały następny dzień spędziłam nad tymże ciekawym zagadnieniem. Nie byłam orłem w dziedzinie matematyki, postanowiłam więc położyć nacisk na nauki przyrodnicze, z którymi radziłam sobie doskonale. Poza tym zawsze mogłam wyciągnąć również języki obce, których znałam aż osiem, nie licząc gwar regionalnych, a jeszcze kolejnych parę całkiem znośnie rozumiałam, choć nie potrafi łam nimi mówić.
Ostatecznie uznałam, że z tym wszystkim będę radzić sobie na miejscu. Zawsze można będzie dostosować się do aktualnej sytuacji, nie pierwszy raz zresztą. A poza tym jak tu cokolwiek planować, nie mając pojęcia, z czym przyjdzie mi się zetknąć i czy przyjdzie w ogóle!