Maciej Stuhr: "Nie będę się spowiadał z życia prywatnego"
_Pokłosie_ przecierało szlaki za pomocą siekiery, więc _Obywatel_ będzie już miał łagodniejszy przebieg - zauważa, jakby zaklinając rzeczywistość, Maciej Stuhr w wywiadzie udzielonym Ewie Winnickiej, autorce książki "Obywatel Stuhr". - Ja mam nadzieję, że film taty będzie zabawny. Bo jak nie, to leżymy.
Obywatele Stuhrowie
Książka "Obywatel Stuhr" pozornie wydaje się być jedynie "dodatkiem" dla widzów najnowszego obrazu Jerzego Stuhra. Pozornie to jednak dobre słowo. Ewa Winnicka postanowiła zadać reżyserowi - Jerzemu oraz odtwórcy jednej z głównych ról w "Obywatelu" - Maciejowi serię pytań. Wyszły z tego nie tylko szalenie ciekawe, ale także zaskakująco intymne rozmowy. Obfitujące w anegdoty o życiu gwiazd w PRL-u, o rodzinnych tradycjach w domu Stuhrów, o absurdalnych sposobach na wykorzystanie ich nazwiska. Ale także poruszające trudne tematy Polski, Kościoła, Solidarności, kwestię polskich Żydów czy patriotyzmu. O chorobach, rozwodach, sympatii widzów, ludzkiej zawiści i walki z tabloidami o uszanowanie swojej prywatności (czy osoby publiczne w ogóle mają do niej prawo?).
Wywiady te są ciekawe z jeszcze jednego powodu: odpowiedzi Macieja i Jerzego są świetnym dowodem na to, jak bardzo różni się mentalność tych dwóch pokoleń: jednego wciąż pełnego entuzjazmu, drugiego zrezygnowanego, wkurzonego i pełnego lęków.
Wszystko przez Kieślowskiego!
Jerzy Stuhr nie był przy narodzinach syna. Niedługo przed jego przyjściem na świat po raz pierwszy spotkał mało znanego dokumentalistę Krzysztofa Kieślowskiego, który planował w końcu nakręcić debiutancki film fabularny. A Stuhrowi, już popularnemu, choć kojarzonemu z występami kabaretowymi i teatralnymi aktorowi, marzyła się sława. Zgodził się więc pojechać z Krakowa do Puław na plan zdjęciowy, gdzie okazało się jednak, że zdjęć nie będzie, bo scenograf nawalił. Wsiadł więc w pierwszy pociąg i wrócił do domu, ale nie zdążył. Maciek był już na świecie.
Jak sam przyznaje, przez zawodowe wyjazdy stracił codzienny kontakt z dziećmi, szczególnie z córką, która w okresie dorastania bardzo się buntowała. Z Maćkiem było trochę inaczej. Chłopak wszędzie chodził z ojcem, znał na pamięć wszystkie jego występy. Trudno się więc dziwić, że już od małego zainteresował się sceną.
Co kogo bawi
Podstawówka Maćka Stuhra mieściła się dwieście metrów od Rotundy, w której odbywał się przegląd kabaretów PAKA. Ojciec był tam jurorem, więc chłopaka też nie mogło zabraknąć. Czasy liceum to fascynacja takimi klasykami, jak kabaret Koń Polski, Fajf czy Potem. Zaczęły się także pierwsze samodzielne występy, prowadzenie pierwszych imprez, pisanie monologów. Wciąż jednak pozostawała w nim obawa przed byciem nikim więcej, jak tylko synem swojego ojca. Tym bardziej, że podglądający popisy syna Jerzy nigdy nie był łagodnym recenzentem.
Zamiast jednak od razu pójść na studia, Maciej wraz z Bogusławem Kaczmarczykiem założył w 1995 roku kabaret Po Żarcie. Do dziś dla wielu artystów pozostaje on wzorem. Niedoścignionym.
- Kiedyś kabaret był dawkowany widzom, a jakieś dziesięć-dwanaście lat temu okazało się, że trzeba rozśmieszać kilka godzin dziennie - zauważa Maciej Stuhr. - Nie ma takiej głowy (...) w której zrodziłoby się tyle dobrych tekstów. Więc pisze się to, co ślina na język przyniesie.
Jako przykład złego skeczu artysta przywołuje ten, w którym "facet (...) przebiera się za Mariolkę, a następnie przez dwadzieścia pięć minut opowiada coś na scenie, a w tym czasie można się uśmiechnąć może ze trzy razy (...). Dla kogoś, kto para się tym rzemiosłem, jasne jest, że jeśli po dziesięciu minutach nieśmiesznego tekstu pada słowo "dupa" albo "ku*wa" [ocenzurowane przez redakcję], to znaczy, że się skończyły pomysły na dowcip".
Sam przeciw wszystkim
Wkrótce po skończeniu przygody z kabaretem Maciej Stuhr zagrał główne w role w aż trzech popularnych komediach (m.in. uwielbianej przez publiczność "Chłopaki nie płaczą"). Później, nieco zaszufladkowany, długo czekał na rolę pokroju tej, którą w końcu udało mu się zagrać w "Pokłosiu" Pasikowskiego. Okazała się ona jednocześnie jego nagrodą i przekleństwem.
Wszyscy widzowie zapewne pamiętają, jak ogromne kontrowersje wzbudził ten obraz, opowiadający o trudnych relacjach polsko-żydowskich - w przeszłości, jak i obecnie, o zbrodniach, o których wielu z nas wolałoby nie wiedzieć. Co zaskakujące, cały ciężar obrony filmu spoczął na barkach głównego aktora, który atakowany był przez różne środowiska z każdej strony.
"Nie jest tajemnicą, że Władysław Pasikowski nie udziela wywiadów po swoich filmach. (...) Ja zaś byłem zobowiązany kontraktem do promowania filmu. Nie jest tak, że się zmuszałem. Uważam, że to najważniejszy film, w jakim brałem udział, i jestem z tego dumny. Ale po dwóch-trzech tygodniach, kiedy ostro dyskutowano, czy film jest polakożerczy, czy kłamliwy, spojrzałem za prawe, potem za lewe ramię i nie zobaczyłem nikogo".
Jak poznać Żyda?
Również "Obywatela" już dziś uznaje się za film kontrowersyjny, który przedstawia Solidarność w nie tak pozytywnym świetle, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, w którym znajdziemy zdanie o "staniu tam, gdzie stało ZOMO", w którym nie brakuje nawiązań do relacji polsko-żydowskich.
Jerzy Stuhr tłumaczy jednak w rozmowie, że wiele z pokazanych w filmie scen nawiązuje do prawdziwych wydarzeń, w jakich sam brał udział (np. namiętne wybieranie go do władz i komisji krajowych na Zjeździe Solidarności Artystów, mimo że o pracy w takich strukturach nie miał bladego pojęcia, co nikomu nie przeszkadzało). Co się zaś tyczy wątku o empirycznym sprawdzaniu, czy aby na pewno jest się prawdziwym Polakiem, Jerzy Stuhr zauważa:
"Ja monologu Ciecierki nie wymyśliłem! Zaczerpnąłem go z dostępnej w kioskach książeczki pod tytułem Kto jest Żydem w Polsce?. Kupiłem ją na Marszałkowskiej, przy placu Konstytucji, figuruję w niej zresztą jako Josek Fajngold".
Walka z tabloidami
Jak doskonale wiemy, zła prasa nie dotyczy jednak tylko spraw zawodowych artystów, lecz także - jeśli nie przede wszystkim - sfery ich życia prywatnego. A czas nagonki medialnej po wejściu "Pokłosia" do kin był dla Macieja Stuhra tym trudniejszy, że media właśnie odkryły jego problemy małżeńskie.
"Nigdy nie zapraszałem tabloidów do mojego życia prywatnego. I moja czujność została uśpiona, bo po Pokłosiu zostałem tak zwaną osobą kontrowersyjną. A takie osoby mają zupełnie inny status. (...) Fatalnym zbiegiem okoliczności w tym czasie moje życie prywatne znalazło się na zakręcie. Te dwie rzeczy nałożone na siebie skończyły się tym, że dziś nie mam już pewności, jak należy postępować, a wręcz tak zostały przekroczone granice, że jakiś czas temu wytoczyłem sześć czy osiem procesów, które w tej chwili jeszcze trwają. Zobaczymy, czy sędziowie podzielą mój pogląd, że złamano prawo" - szczerze opowiada aktor.
Zupełnie inny sposób walki z własnymi demonami znalazł jego ojciec, który w najtrudniejszym momencie życia sam przyszedł do dziennikarzy.
"Bali się, że im umrę..."
W 2011 roku u Jerzego Stuhra wykryto nowotwór w bardzo zaawansowanym stadium. Lekarze dawali aktorowi cztery miesiące życia. Wprowadzono mu metalowy stent (który zresztą trwale uszkodził przełyk), w związku z czym odmówiono mu radioterapii i skierowano na chemię. Niebawem wdało się zakażenie, z wysoką gorączką trafił do szpitala, gdzie nie chciano go przyjąć. "Byłem w takim stanie, że prawdopodobnie bali się, iż im umrę i będą mieli kłopoty z prasą. (...) Gdy to opowiadam ludziom, to łapią się za głowię i mówią: 'Rany boskie, to jak z panem tyle błędów zrobili, to co będzie ze mną, zwykłym obywatelem?'. Mówię: 'Wie pan, byli zdenerwowani po prostu, córce Gomułki też nożyczki w brzuchu zostawili z nerwów!'. To a propos popularności".
Tego się nie spodziewał...
Kiedy Maciej Stuhr postanowił wesprzeć akcję oddawania szpiku kostnego, był przekonany, że jego zadanie ograniczy się do kilku fotografii, ciepłych słów i "firmowania" przedsięwzięcia swoją znaną twarzą. Kiedy jednak dziennikarze wymyślili, że najchętniej zrobią mu zdjęcia w trakcie oddawania próbki krwi do banku, wiedział, że wycofać się nie może. Los chciał, że już po trzech miesiącach zadzwonił telefon i okazało się, że aktor ma niezwykłą zgodność z osobą, która jego szpiku potrzebuje. Już bez wahania zgodził się na przeszczep - nie z kości, lecz z krwi. Po kilku dniach zażywania specjalnego leku pojechał do szpitala, gdzie przez pięć godzin z jednej ręki pobierano mu krew, a do drugiej ją pompowano po odsączeniu komórek macierzystych.
Swojego biorcę poznał rok później, podczas kongresu dawców szpiku. Okazała się nim być... mała dziewczynka, Patrycja. Jak sam przyznaje, tego się nie spodziewał i najzwyczajniej w świecie się rozkleił. Aktor wciąż utrzymuje z nią kontakt, przesyłając z każdego wyjazdu pocztówkę.
Rozterki katolika
Z rozmów Ewy Winnickiej wyłania się bardzo ciekawy portret dwóch pokoleń mężczyzn, artystów, Polaków, myślący w sposób tak różny, lecz kierujący się podobnymi (bo wyniesionymi z domu) wartościami.
- Nasze myślenie o ojczyźnie, wierze, katolicyzmie jest zupełnie inne u mnie niż u moich dziadków. Ale to nie znaczy, że ja mogę całkiem sprzeniewierzyć się spuściźnie , przeszłości - zauważa Maciej Stuhr. I całkiem szczerze odpowiada na pytania dotyczące swojej religijności: - Moim zdanie wiara jest kwestią bardzo prywatną, mam duże problemy z zaakceptowaniem udziału naziemnego personelu Boga w cywilnym życiu politycznym, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Jednocześnie zauważa jednak, że więcej mu daje chwila pogawędki z zaprzyjaźnionym duszpasterzem niż wysłuchanie listu biskupów o gender na niedzielnym kazaniu.
Jego ojciec także zrezygnował z udziału w niedzielnych mszach, lecz z zupełnie innego powodu. Jak się okazuje, niektórzy współwierni nie widzą nic zdrożnego w tym, żeby w trakcie mszy podejść i poprosić go o autograf... Zdarzały się także komentarze typu: "O, nie idzie do spowiedzi, do komunii też nie poszedł". W związku z tym pan Jerzy do kościoła chodzi... w poniedziałki.
Raz zabawnie, raz na poważnie
Intymnych tematów, poruszanych w tej książce, znajdziemy jeszcze wiele. Dowiemy się z niej m.in. czy Jerzy Stuhr bił syna w dzieciństwie, dlaczego media rozpisywały się o śmierci jego żony, choć ta miała się świetnie, jak i z kim imprezowało się w czasach PRL-u, a nawet o trwającym lata sporze z sąsiadem. Maciej Stuhr opowiada zaś o tym, dlaczego odstawił alkohol, dlaczego w przeciwieństwie do ojca władza nie budzi w nim strachu, ale go wkurza, jaką najdziwniejszą propozycję reklamową otrzymał i jak mądrze ripostuje się zawistnika, który nie wierzy w dobre intencje Agaty Kuleszy, kiedy ta oddała wygrane w "Tańcu z gwiazdami" porsche na cele charytatywne. Tłumaczy również, dlaczego zdecydował się zagrać w rosyjskim serialu i dlaczego, mimo wszystko, uwielbia Polskę.
A.L./WP.pl