- Coście tu wyprawiali? - zapytała Melody, mierząc dzieciaki surowym spojrzeniem.
- Nic takiego - odparła słodko Amy.
- Ona pewnie nie jest przyzwyczajona do dzieci - dodał Polk, szczerząc zęby.
W głębi pokoju widać było porozrzucane strzępy dwóch wypchanych gąbką poduszek i coś, co wyglądało na pozrywane sznury od zasłon okiennych.
- Odbyliśmy pojedynek na poduszki - wyjaśniła Amy.
- A potem próbowaliśmy ślizgać się w łazience - dokończył Polk.
Melody popatrzyła w kierunku łazienki, której drzwi stały otworem, a na podłodze rozlewała się warstwa wody. Przestała się dziwić pośpiesznej rejteradzie leciwej opiekunki. Ją czeka to samo, w dodatku nie wiadomo na jak długo. Co się stanie z jej mieszkaniem? A wszystko dlatego, że zrobiło jej się żal człowieka, który jest jej najbardziej zajadłym wrogiem!
- Po co tu przyszłaś? - buntowniczym tonem zapytał Guy. - Gdzie jest tata?
Pytanie chłopca sprowadziło ją na ziemię. Będzie im musiała wyjaśnić, co się stało i z czym do nich przychodzi.
Usiadła na kanapie i powoli odłożyła na bok torebkę, zastanawiając się, jak im to zakomunikować.
- Coś się stało - powiedział Guy, widząc wyraz jej twarzy. - Co?
Mimo młodego wieku chłopiec miał twardy charakter. Widać było, że potrafi stawić czoło przeciwnościom losu. W porównaniu z nim Amy i Polk sprawiali wrażenie bezradnych dzieci.
- Wasz ojciec ma wstrząs mózgu - zaczęła Melody. - Odzyskał już przytomność, ale nadal bardzo cierpi. Musi przez parę dni zostać w szpitalu. Wyraził życzenie, żebym na ten czas zabrała was do siebie.
- Przecież on ciebie nie znosi - wycedził Guy. - Dlaczego miałby nas posyłać właśnie do ciebie?
- Bo nie ma nikogo innego, kto mógłby się wami zaopiekować - odparła chłodno. - Czy wolicie, żebym zadzwoniła do ośrodka dla bezdomnych?
Guy stracił pewność siebie. Zwiesiwszy głowę, odwrócił się do niej plecami. Amy tymczasem usiadła jej na kolanach i przytuliła się do niej.
- Ale tata wyzdrowieje, prawda? - zapytała przez łzy.
- Oczywiście - odparła Melody, obejmując małą ramionami. - Jest bardzo silny i na pewno szybko dojdzie do siebie.
- Pewnie, że tak - przytaknął Polk, ale musiał się odwrócić, bo broda zaczęła mu niebezpiecznie drgać.
- A teraz spakujemy wasze rzeczy i w drogę - rzekła Melody, wstając z kanapy. - Jedliście coś?
- Pizzę i lody czekoladowe.
Domyśliła się, że starsza pani pozwoliła im jeść, co chcieli, byle zyskać trochę spokoju. Ale ona musi zapewnić im przyzwoite odżywianie. Tym zajmie się później. Zdała sobie bowiem sprawę, że w tej chwili najbardziej się martwi o stan Emmetta. Gdy tylko dotrą do domu, zadzwoni do szpitala i zapyta, jak się czuje. Na pewno błyskawicznie wyzdrowieje, jest taki silny!
Popatrzyła na dzieci i ogarnęło ją nagłe współczucie. Wiedziała, co to sieroctwo. Po śmierci rodziców Randy pracował na dwóch posadach, żeby utrzymać siebie i siostrę, bo Melody chodziła jeszcze do szkoły. Oczywiście pomagała mu jak mogła, ale mieli tylko siebie i sami borykali się z losem.
Oby dzieci Emmetta nie musiały przeżywać tego, co stało się udziałem jej i Randy’ego.