Literacka Nagroda Nike dla Cezarego Łazarewicza za reportaż ”Żeby nie było śladów”. Przeczytaj fragment
Cezary Łazarewicz w swoim reportażu szczegółowo opisuje historię Grzegorza Przemyka – od zatrzymania na placu Zamkowym po wydarzenia, które nastąpiły później. Pokazuje cynizm władz komunistycznych, zacierających ślady zbrodni, a także bezsilność władz III RP, którym nie udało się znaleźć i ukarać winnych. To jedna z najgłośniejszych zbrodni lat osiemdziesiątych w PRL. W pogrzebie Przemyka wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którzy z podniesionymi w znaku wiktorii dłońmi, w całkowitym milczeniu odprowadzali trumnę na Powązki. To również zbrodnia, która nie doczekała się sprawiedliwego wyroku.
26 maja, czwartek
Milicja bierze pod uwagę cztery najprawdopodobniejsze wersje wydarzeń: został pobity na komisariacie, w karetce lub pogotowiu, we własnym domu lub przez przyjaciela Czarka F. Wątki bada powołana do tego celu grupa w Komendzie Głównej MO (KGMO), na której czele stoi komendant główny – generał Józef Beim. Choć z czterech wersji najbardziej możliwa jest ta z udziałem milicjantów, nie sprawdza jej nikt. A nawet milicja prewencyjnie robi wszystko, żeby nie mogła znaleźć potwierdzenia.
Inspektor Jerzy Kulczycki dostaje polecenie udowodnienia, że śmiertelny cios został zadany w karetce. To logiczne – sanitariusze sami ściągnęli na siebie winę, wpisując w karcie wyjazdu informację o agresywności pacjenta i użyciu siły. Kulczycki odnajduje kremowego fiata kombi (WAX-147K), którym przewożono Przemyka. Sadza pozoranta na noszach i próbuje zadać mu cios z zajętego przez siebie fotela kierowcy.
– To niemożliwe – melduje pułkownikowi Kazimierzowi Otłowskiemu, dyrektorowi Biura Dochodzeniowo-Śledczego KGMO. Wściekły Otłowski robi wyrzuty Kulczyckiemu:
– Nie potrafisz tego udowodnić? – pyta.
27 maja, piątek
List przebywającego w więzieniu Jacka Kuronia do Barbary Sadowskiej.
”Zdawało mi się, że 23 listopada umarłem razem z Grażynką[1], że nic nie jest w stanie zmartwić mnie ani ucieszyć. Śmierć Grzegorza i Twoje cierpienie poraziły mnie bólem. […] Teraz jestem z Tobą i Grzegorzem tak dosłownie, materialnie i wiem, że nie ja jeden i nie ja pierwszy. Więc w nas wszystkich Grzegorz jest, a ty nie jesteś samotna.
Mówił mi Marek Edelman o wierszach Grzegorza, więc jego egzystencja będzie, jest – rzeczywistością niezaprzeczalną. Ten byt to zaledwie cień, cienia Grzegorza. Ale wiem, że to jego życie po życiu jest nam wszystkim bardzo potrzebne. I to jest dla Ciebie ważny obowiązek wobec niego. Znowu masz obowiązki, tak jak przez całe lata jego życia. Ale z obowiązków składa się miłość, więc ona trwa póki masz obowiązki”.
[1] Grażyna Kuroń, żona Jacka Kuronia. Zmarła 23 listopada 1982.
Fragment pochodzi z książki ”Żeby nie było śladów”, Cezarego Łazarewicza, Wydawnictwo Czarne.