Trwa ładowanie...
fragment
08-11-2012 12:10

Lawenda w chodakach

Lawenda w chodakachŹródło: Inne
d1lcimm
d1lcimm

PROLOG W ciepłe majowe popołudnie pod centrum handlowym na warszawskiej Pradze, przypadkowo spotkały się dwie pary. Znali się tylko chłopcy, bo ich rodzice przyjaźnili się od lat. Dziewczyny poznały się dopiero teraz. Mając za plecami symbol Pragi, czyli pomnik czterech śpiących i trzech walczących, stali i gadali. Tłum przelewający się od pociągu i do pociągu zepchnął ich w końcu pod samą ścianę centrum handlowego — już od strony Radzymińskiej, gdzie z kolei przeszkadzali czekającym na prywatne autobusy mieszkańcom Zielonki, Rembertowa, Kobyłki, Wołomina i innych tonących w zieleni i świeżym powietrzu podwarszawskich miejscowości. Gadali ponad pół godziny.

W końcu przenieśli się do parku koło ZOO, gdzie siedząc na ławce, nagle wpadli na śmiały pomysł wyruszenia w podróż po Europie — długą, wspaniałą, niebanalną, ale też niedrogą. Wszystkim zaświeciły się oczy. Namiot, noce pod gwiazdami, cudowne zdjęcia i kąpiel w oceanie. A co najważniejsze — nieprzerwana bliskość ukochanej osoby. Kto by nie chciał pojechać?

W przypadku dziewięćdziesięciu ośmiu par na sto skończyłoby się tylko na gadaniu. Ale oni byli właśnie tymi dwoma wyjątkami. Od razu podzielili się: kto kalkuluje koszty, kto zapewnia samochód, kto sprawdza formalności, ubezpieczenia, apteczkę i kto szykuje listę niezbędnego sprzętu.
Po dwóch tygodniach spotkali się nad mapą Europy i wymyślili trasę. Właściwie nie wymyślili — postanowili jechać gdzie ich oczy poniosą. Taka to miała być trasa.

*

Magda Różycka, lat dwadzieścia, mieszkająca na Powiślu w Warszawie studentka pierwszego roku germanistyki, o wysokich uzdolnieniach ogólnych. Od półtora roku dziewczyna Kuby Gwidosza. Bardzo zasadnicza. Niepełnosprawna — od urodzenia cierpi na mózgowe porażenie dziecięce. Ma młodszą siostrę — Dominikę, znaną z genialnych wypieków domowych.

d1lcimm

Damroka Czerdesz, lat osiemnaście, jedynaczka; mieszka na Pradze, okna jej mieszkania wychodzą na ZOO, ma bardzo dobrze sytuowanych rodziców (ojciec dyplomata, mama niepracująca). Lubi jeść. Kocha szaleństwa. Nienawidzi pijaństwa, a przez to nie przepada za własnym ojcem. Wojowniczo nastawiona do życia. Uważa, że ma antytalent do języków (co nie jest prawdą).

Wiktor Rybacki, lat dziewiętnaście, brat Wiki i posiadacz trzech wielkich papug (z czego jedna umie naśladować sygnały dźwiękowe). Mieszka na Bródnie w Warszawie w nowym, dużym mieszkaniu. Wysoki — były zawodnik akrobatyki sportowej. Syn pisarki Wandy Rybackiej, która notorycznie opisuje go w swoich książkach. Nieco nieśmiały, chociaż przy Damroce nabiera pewności siebie.

Kuba Gwidosz, lat dwadzieścia, brat Malwiny, Marysi i Celinki, student germanistyki. Mieszka na parterze w maleńkim mieszkaniu na Bródnie, uwielbia Mozarta i czyta wszystko, co mu wpadnie w ręce. Niegdyś podrywacz i bawidamek, dziś zakochany po uszy chłopak Magdy. Nie może się już doczekać ślubu. Przystojny. Bardzo przystojny. ###ROZDZIAŁ I Mariusz Gwidosz spał, siedząc w krótkich spodenkach na parapecie swojego mieszkania na parterze. W prawej dłoni trzymał pędzel, z którego kropelki farby do metalu niespiesznie kapały mu na owłosione udo, tworząc ciemnozieloną plamę. Głowę natomiast oparł o świeżo malowane kraty w oknach. Razem z zasychającą farbą zasychały też jego włosy. Wystarczył jeden krótki moment dekoncentracji, żeby sen dopadł go w swoje szpony i zawładnął nim bez reszty. Śnił zapewne o tym, że ma dwie głowy, aż sześć kończyn górnych, a doba trwa trzydzieści godzin, co w jego sytuacji rodzinnej byłoby jak znalazł.

Jego młodsza córka — Marysia, lat siedem — stanęła przed ojcem i widząc jego włosy przyklejone do świeżo malowanych krat, z dezaprobatą pokręciła główką. Na głowie miała dziurawe cienkie rajstopy, których nogawki świetnie imitowały długie warkocze Klary z Dziadka do orzechów, którą zapamiętale udawała od jakichś dwóch dni.

d1lcimm

Zamknęła cicho drzwi i poszła wytłumaczyć swojej dziesięciomiesięcznej siostrze, że budzenie steranego życiem ojca lub przeszkadzanie w zabawie starszej siostrze nie jest posunięciem właściwym.
— Śpij — nachyliła się nad sosnowym łóżeczkiem. — Nie rozumiesz jak się do ciebie mówi? Śpij. Zamknij oczy i policz do dziesięciu — poradziła niemowlakowi.
Bez skutku.
— Zamknij oczy — zmieniła ton na bardziej zasadniczy.
Nadal bez skutku.

Poszła do kuchni, napełniła miskę płynem do zmywania naczyń, potem uzupełniła gorącą wodą i dokładnie umyła butelkę i smoczek. Od niechcenia wypłukała całość. Znalazła lejek, napełniła butelkę zimnym zakrzepłym mlekiem z wielkim kożuchem i wróciła do kwilącej siostry.
— Ty jesteś jakaś genetycznie obciążona. W ogóle nie rozumiesz co się do ciebie mówi. Nie rozumiesz, że nie dajesz innym spać i żyć? Zamknij oczy. Mówię ostatni raz — Marysia naprawdę traciła cierpliwość. Potrząsnęła butelką i nalała zimnego mleka prosto w oczy siostry.

Udało się. Niemowlak natychmiast zmrużył oczy. Zaskoczony zimnem na powiekach, przestał nawet kwilić. Słodka pacia powoli sklejała mu rzęsy górnej i dolnej powieki. Marynia potrząsnęła łóżeczkiem, udając, że buja siostrę i zaczęła jej cicho nucić stosowną w jej mniemaniu kołysankę:

d1lcimm

I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze
Bóg uległ i Jakuba błogosławił
Wprzód mu odjąwszy władzę w jednej nodze
By wolnych poznać po tym że kulawi…

Miała w repertuarze sporo takich pieśni. Magda, dziewczyna Kuby, za którą Marysia przepadała, zdradziła jej ostatnio, że to jej ulubiony fragment. Marysia też go lubiła. Spodobał się chyba również maleństwu, bo przekręciwszy główkę na bok, zaczęło słodko posapywać przez sen.

Zazgrzytał klucz.
Wróciła mama. Marynia dała jej znak, że ma być cicho i pokazała najpierw przytulonego do krat okiennych ojca, a potem siostrę.
— Widzę, że ją karmiłaś. Dziękuję Maryniu — mama przytuliła córkę do siebie.
— To niezupełnie tak było — odparła Marynia, bowiem brzydziła się kłamstwem od wczesnego dzieciństwa.

d1lcimm

Obie poszły do kuchni, gdzie mama wyciągnęła z dolnej szuflady (spomiędzy widelców i łyżek wazowych) aparat fotograficzny i zrobiła obojgu zdjęcia, zaciskając usta, żeby nie parsknąć śmiechem.
— I co, kupiłaś? — zwróciła się Marynia do matki.
— Tak — odpowiedziała jej szeptem Joanna Gwidosz. — Zobacz sama.
Szeleszcząc niemiłosiernie folią, mama wyciągnęła z wielkiej torby turystyczny, składany grill i grubą książkę pod tytułem Przyjemne grillowanie.

Marynia przez chwilę patrzyła na obie rzeczy. Potem wzięła książkę do ręki i przerzuciła kilka kartek.
— Mamo, zdaje się, miałaś kupić Kubie mapę. Mapę kempingów w Europie.
— Nie zrzędź. Grill też im się przyda.
— Na pewno. Mogą go rozpalić i jechać tam, gdzie skieruje ich dym.
— Masz rację, źle zrobiłam. Ale nie mogłam się oprzeć. Zawsze pociągało mnie pieczenie. Grill zostawimy sobie i będziemy piec na balkonie. Wszyscy tak robią.

Marynia znacząco popatrzyła na okno. Nie mieli balkonu. Mieszkali na parterze bez balkonu. Mieli za to kraty w oknach, do połowy pomalowane ciemnozieloną farbą przeciwko rdzy.
— Strasznie piętrzysz trudności — zdenerwowała się mama. — W takim razie będziemy częściej odwiedzać Rybackich.
— Na pewno się ucieszą — mruknęło dziecko i zaczęło czytać na głos: — Jeśli jesteś już przygotowany do podróży, masz apteczkę, kurtkę, niezbędną mapę — tu Marynia znacząco spojrzała na mamę — nie zapomnij o grillu i o tej książce. Dzięki niej twoja podróż będzie transcendentalnym przeżyciem…

d1lcimm

— Tam jest napisane „transcendentalnym”? — Asia Gwidosz aż nachyliła się nad książką.
— Nie. Chciałam tylko sprawdzić czy mnie słuchasz — odparła Marynia, nie odrywając oczu od książki. *

Kuba Gwidosz i Wiktor Rybacki od kilkunastu minut snuli się po wielkim trawniku szczelnie obstawionym rozmaitymi namiotami. Pojechali na Modlińską do sklepu sportowego, żeby wybrać namiot. Mieli kupić dwa małe dwuosobowe namioty. Jeden dla nich, a drugi dla Magdy (dziewczyny Kuby) i Damroki (dziewczyny Wiktora). Bo spanie w dwóch oddzielnych namiotach było absolutnym warunkiem uzyskania rodzicielskiej zgody na ten szalony wyjazd. Chcieli przez sześć tygodni przejechać całą Europę, od kempingu do kempingu, i nie zrujnować przy tym finansowo swoich rodzin. To i tak cud, że rodzice się na to zgodzili — te dwa namioty to była pestka.

Obaj stali teraz w milczeniu i po raz kolejny oglądali duży rodzinny namiot z dwiema oddzielnymi sypialniami. Miał spory przedsionek, mocną podłogę, podklejane od środka szwy. Łatwo się rozkładał i na dodatek był w cenie promocyjnej, bo odstraszał ohydnym zgniło-brązowym kolorem. Ten właśnie wpadł im w oko.
— To co robimy? — Zapytał Wiktor po raz dziesiąty.
— Bierzemy ten.
— Ale jest jeden. Myślisz, że rodzice to łykną? Szczególnie rodzice dziewczyn. Znów w milczeniu patrzyli na namiot „Freedomland 4”. Postanowili, że najpierw jednak zapytają dziewczyn. W końcu obowiązywała odpowiedzialność zbiorowa.
Wyjazd za dwa dni. A konkretnie za trzydzieści osiem godzin. Naprawdę powinni już kupić namiot.
— Ja jestem pewien, że z Damroką nie będzie żadnych problemów. Ona jest bardzo elastyczna.
— Z Magdą tym bardziej.
— Magda jest inna… — burknął Wiktor.
— Inna? Co chcesz przez to powiedzieć?
— Nic. Tylko to, że jest inna. Stanowcza. Nie jest elastyczna. Tacy ludzie są trudni na dłuższą metę.
— I bardzo dobrze. Zobaczysz, że z Magdą nie będzie najmniejszych problemów.
— To raczej z Damroką…
— Wiesz co? Załóżmy się. Jestem pewien, że akurat z Damroką będą kłopoty, bo to jest, chłopie, niespokojny duch i naprawdę nie wiem jak ty jej dotrzymasz kroku.
— Jak ja… — Wiktora aż zatkało z oburzenia. — Mogę się założyć. Magda to góra lodowa, zawsze trzyma dystans. Ja się zakładam, że to z nią nie będzie łatwo się dogadać. Ona zawsze chce wszystkimi rządzić.
— W porządku, załóżmy się z którą z dziewczyn będą kłopoty.

d1lcimm

Chłopcy uścisnęli sobie dłonie. W pobliżu było kilka osób, które mogłyby przeciąć ich zakład. W końcu poprosili młodego sprzedawcę, który wcześniej pokazywał im namioty. Podszedł do nich chętnie i zamaszyście wyciągnął dłoń przed siebie, ale zanim przeciął zakład, podrapał się palcem wskazującym po czole i z wahaniem zauważył:
— Wiecie panowie o tym, że gdzie dwóch się zakłada, tam zawsze jeden jest głupi, a drugi świnia?
— Tak, wiemy — ironicznie uśmiechnął się Kuba. — Kolega jest głupi, a ja jestem świnia.
— O co się zakładacie?
— O przekonanie.
— Dobrze, o przekonanie.

Podeszli do kasy trochę naburmuszeni i nie dyskutując już dłużej, kupili szybko rozkładalny, angielski namiot w kształcie igloo, z dwoma sypialniami i wielkim przedsionkiem. Kiedy wieźli go na Bródno, Kuba przez cały czas podśpiewywał, partię Guglielma z Così Fan Tutte Mozarta. Ten sam fragment plątał mu się po głowie aż do wieczora.

d1lcimm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1lcimm

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj