Jesień 2011
Motyle w brzuchu bywają nie na miejscu, kiedy obok leży mąż, którego chrapanie nie pozwala zasnąć. A jednak pojawiały się za każdym razem, gdy Małgorzata myślała o nim. O nowym dyrektorze szkoły, w której uczyła nauczania początkowego klasy I–III, aktualnie klasę II B. Dyrektor zastąpił na stanowisku kobietę, która miała sześćdziesiąt pięć lat i już się dostatecznie wysłużyła w opinii ministerstwa. Mimo że szkoła miała opinię jednej z najlepszych podstawówek w Warszawie oraz świetnego gimnazjum, była dotowana i wspomagana we wszelki sposób przez wpływowych rodziców, nie było zmiłuj i pracy Jadwigi Baranowskiej nadszedł kres. Sama zainteresowana wyrażała żal, że jej wieloletnia kariera dobiega końca, i dawała do zrozumienia, że chętnie by pozostała na dotychczasowym stanowisku. Rodzice poczuli lęk przed nieznanym i organizowali przeróżne pikiety w myśl, że lepsze jest wrogiem dobrego. Niestety „na górze” Adam Zalewski już przebierał nogami w oczekiwaniu na nową posadę i znajomości rodziców nie na wiele się
zdały. Istniała też możliwość, że kandydat miał również znajomości, i to w bardziej wpływowych kręgach, co wydawało się bardzo prawdopodobne, zważywszy, że nie miał wielkiego doświadczenia na stanowisku pedagoga szkolnego i zupełny brak takowego na stanowisku dyrektora. Sama Małgorzata wolałaby, żeby dyrektor Baranowska pozostała na swoim stanowisku, ponieważ nauczyła się wyczuwać jej zmienne nastroje oraz manipulować jej sympatią w taki sposób, żeby ona, Małgorzata, mogła pracować tak, jak sama tego chciała. Za starej dyrekcji miała decydujący głos w wyborze podręczników, lektur uzupełniających, dogodne godziny oraz wszelkie przywileje. Nieznane wiązało się z tym, że być może trzeba będzie od początku budować swoją pozycję i udowadniać, że należy się z nią liczyć. Przewracając się na drugi bok, Małgorzata przypomniała sobie pierwsze wrażenie, jakie na niej wywarł nowy szef.
– Oczekuję wszelkiej współpracy ze strony państwa – oznajmił na radzie pedagogicznej, tej, która rozpoczyna rok szkolny, jeszcze w czasie wakacji.
– A konkretnie? – zapytała Ania Wajnert, nauczycielka plastyki, kolorowo ubrana istota z czerwonymi dredami. Była znaną artystką i performerką, miała bogatego męża i nie musiała pracować, ale bardzo lubiła uczyć dzieci plastyki. Zależało jej zatem na współpracy z nowym dyrektorem w sposób zupełnie zdrowy i odpowiedzialny.
– Tego, co powiedziałem – zapewnił. – Współpracy z państwa strony, inicjatywy oraz wspólnoty. – Małgorzata westchnęła wtedy odrobinę za głośno, co nie uszło uwagi nowego dyrektora. Współpraca, wspólnota… Co to miało do rzeczy? Trzeba realizować program, i już.
– Pani, pani… – dyrektor popatrzył na nią uważnie – czy pani chciałaby jakoś skomentować moje słowa?
– Małgorzata Daniszewska, nauczanie początkowe. – Kiwnęła lekko głową. – Nie uważam, że jest co komentować.
– Dlaczego? – zainteresował się dyrektor. – Zgadza się pani ze wszystkim, co powiedziałem, czy nie zechce pani współpracować?
„Co za dupek” – pomyślała.
– Panie dyrektorze – powiedziała spokojnie – odpowiem przecząco na każde z postawionych przez pana tez, bo nie były to pytania. – Lubiła, zwłaszcza wobec mężczyzn, używać zagmatwanego stylu i wprowadzać chaos do ogólnej dyskusji.
– To nie jest prawda, że nie chcę współpracować. Taki zarzut, jeśli to zarzut, wprowadza pejoratywny wydźwięk do naszej dyskusji – kontynuowała. – Ja tylko nie chciałabym kiwać głową w myśl: „Idźmy już do domu”. Rozumiem, że poznaliśmy podczas tego zebrania pana, a nie sposób, w jaki zechce pan zarządzać naszą szkołą. Z pana słów wynika, że dopiero zdecyduje pan, czy zechce kontynuować politykę dyrektor Baranowskiej czy też wprowadzi własny program oparty na strategii rozwoju ogólnego i osobistego.
– Ja niczego pani nie zarzucam, pani Małgorzato – powiedział z naciskiem dyrektor. – Chciałem poznać tylko opinię koleżanek, z którymi mam nadzieję blisko współpracować.
Małgorzata przez chwilę zastanawiała się, czy zasypać go nową porcją pozornie sensownych zdań wyrzucanych z ust z prędkością karabinu maszynowego, ale dała spokój. Na to będzie czas później. On najwyraźniej nie rozumiał, co miała na myśli. Zresztą może i dobrze, że nie zorientował się, że Małgorzata przejrzała go od samego początku. Zwyczajny karierowicz, który dostał stanowisko od „mogących” – oto kim był. Niespecjalnie inteligentny, ale pewny siebie. Najgorsze połączenie.„Najrozsądniej byłoby, żeby kontynuował to, co robiła Baranowska” – myślała. Jeśli zechce wprowadzać swoje porządki, może się w tym pogubić. Trzeba będzie nim pokierować, a to może być ryzykowne. Trzeba będzie umówić się na rozmowę i od początku zaznaczyć swoją pozycję.
– Bardzo wszystkim kolegom i koleżankom dziękuję – oświadczył tymczasem zadowolony z siebie Adam Zalewski. – Jestem niezmiernie szczęśliwy, że los rzucił mnie w te strony.
W ogólnym pomruku podziękowań i pożegnań uczestnicy zbierali programy i notatki do teczek, patrząc tęsknie na sierpniowe słońce atakujące okna sali, w której odbywały się rady pedagogiczne. Dyrektor pierwszy opuścił salę, a za nim pojedynczo nauczyciele.