Trwa ładowanie...
włochy
23-04-2010 13:55

La dolce vita we Włoszech

La dolce vita we WłoszechŹródło: Inne
d3t6b9x
d3t6b9x

Nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazała się powieść Tysiąc dni w Toskanii Marleny de Blasi .

Do przepięknej starej willi San Casciano dei Bagni, wspaniałego toskańskiego pejzażu i lokalnej winnicy, miejscowych kulinariów i starego poczciwego sąsiada Barlozzo. Marlena i Fernando opuszczają Wenecję i osiadają w Toskanii. Odkrywają uroki prostego miejscowego życia, wtapiają się w społeczność, poznają miejscowe tradycje i zwyczaje.

Opowieść została wzbogacona przepisami z toskańskiej kuchni.

Marlena de Blasi – amerykańska pisarka, dziennikarka, dawniej krytyk kulinarny i konsultantka w zakresie win. Autorka beletryzowanych książek wspomnieniowych w Wenecji, Toskanii i Sycylii oraz trzech książek kucharskich. W 2010 roku ukaże się jej kolejna powieść Tysiąc dni w Orvieto.
Z autorką rozmawiała Marta Bartosik z Wydawnictwa Literackiego:
Dwadzieścia lat temu opuściła pani na dobre Amerykę i zamieszkała we Włoszech. Ale i tu ciężko było pani zatrzymać się w jednym miejscu. Gdzie właściwie mieszka Marlena de Blasi ?

d3t6b9x

* Marlena de Blasi*: Jestem wędrowcem. Od zawsze. Wcześnie urodziłam dzieci, ale nawet gdy były małe cały czas gdzieś podróżowaliśmy. Na plażach nad Atlantykiem rozkładaliśmy namioty, nie dbając o to, czy nie zmyją nas fale. Z jednym dzieckiem w nosidełku przy piersi i drugim trzymanym za rączkę przemierzaliśmy nieznane miasta… To były wspaniale czasy. Często o nich myślę, może kiedyś opiszę je w kolejnej książce. Nie bez przyczyny też wybrałam taki a nie inny zawód. Pisząc o podróżach i kulinariach, musiałam być ciągle w ruchu, poznawałam nowe miejsca. Chwytałam wiatr w żagle. Kiedy poznałam Fernanda, mojego męża, rzadko kiedy wyjeżdżał z Włoch. Dwa lub trzy razy spędził wakacje w Grecji. Tyle. Był jednak gotowy to zmienić – i od tej pory cały czas jesteśmy w drodze.

W takim razie czym jest dla pani dom?

* Marlena de Blasi*: Dawniej takie pytanie sprawiało mi ból. Dzieciństwo nie dało mi poczucia zakorzenienia, ale dzięki temu miałam poczucie nieskrępowanej wolności i swobody. Gdziekolwiek trafiałam, tam był mój dom. Nowy. Kolejny. Mam już całą kolekcję takich domów. W moim odczuciu dom stanowi przestrzeń obszerniejszą od tej, w której przebywam w danym momencie. Utożsamiamy stałe miejsce z bezpieczeństwem, a to często okazuje się bardzo iluzoryczne.

Nie tęskni pani za Stanami?

* Marlena de Blasi*: Nie, nie tęsknię. Głównie z powodów, o jakich mówiłyśmy przed chwilą. Oczywiście są jeszcze inne przyczyny: polityczne, filozoficzne, kulturowe. Bardziej niż tęsknię martwię się o Amerykę i Amerykanów. Dla Włochów zawsze będę straniera, obca. Ale to nie jest dokuczliwe. Nawet jeśli dorastaliśmy w tym samym miejscu, zdarza się, że jesteśmy dla siebie obcy. W różnoraki sposób, na różnych poziomach naszej egzystencji. To jest normalne, ludzkie. W każdym razie ja lubię być osobno, trochę particolare. We Włoszech mieszka wielu cudzoziemców. Żyją tu od dwudziestu, trzydziestu lat, albo i dłużej, a nadal zachowują się niczym „kolonizatorzy”. Mieszkają przeważnie na wsi, ale codziennie robią krótkie wypady do miasta lub pobliskiego miasteczka – na zakupy lub po to, by posiedzieć w kawiarni. Poza tymi krótkimi momentami, gdy stykają się z lokalnymi mieszkańcami, utrzymują kontakty wyłącznie ze swoimi rodakami. Wychodzą wspólnie do restauracji, nie znając
włoskiego, posługują się jakąś dziwaczną mutacją tego języka, walą pięścią o kontuar w małej gastronomii domagając się imbirowych ciasteczek. Oczywiście wyłączając contessę, marchese i innych arystokratów. Chełpią się tymi znajomościami naokoło: My friend, the contessa… Ale jest i inna strona medalu. Jeśli cudzoziemiec nie jest na lokalnej scenie jakimś użytecznym celem – bo nie jest bogaty albo rozrzutny, albo też nie sprowadza przyjaciół, którzy mogą finansowo zasilić lokalną społeczność – traktuje się go obojętnie, ignoruje.

Jest wiele książek typu _la dolce vita_ w Italii pisanych przez anglosaskich autorów. Dlaczego tak chętnie piszą – pani również – o Włoszech i w czym tkwi tajemnica popularności takich książek?

Marlena de Blasi : Włochy zawsze przyciągały ludzi. Chciano je podbić, zdobyć, chciano w nich zamieszkać. Dzisiaj takich chętnych też nie brakuje. Ale ja podchodzę do tego tematu inaczej, niż inni cudzoziemcy piszących o tym kraju. W moich książkach Włochy są tłem. Na pierwszym planie jest miłość, we wszystkich jej przejawach i formach. Gdyby Fernando był Hiszpanem, mieszkałabym w Hiszpanii i o niej pisała. A przede wszystkim pisałabym o miłości. Oczywiście tym, którzy lubią podróżować czy choćby czytać o podróżach, zawdzięczam fakt, że moje książki stały się bestsellerami. Niektórzy czytelnicy przyjeżdżają do Włoch tylko po to, by nas poznać. Są ciekawi tego jak żyjemy, chcą żyć podobnie, jeść podobne potrawy, i tak dalej. Być tam, gdzie my jesteśmy. Czasami odnoszę wrażenie, że chcą być nami.

d3t6b9x
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3t6b9x