Nasza polska prawda o II wojnie światowej jest zupełnie niekompatybilna z prawdą rosyjską, z tym, co podają rosyjskie podręczniki - uważa była korespondentka polskich mediów w Rosji (1990-2004) Krystyna Kurczab-Redlich .
W ten sposób dziennikarka, autorka dwóch książek o Rosji Pandrioszka i Głową o mur Kremla , skomentowała powołanie we wtorek przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa specjalnej komisji, która zajmie się przeciwdziałaniem próbom fałszowania historii na szkodę interesów Rosji.
Głównym zadaniem komisji ma być zbieranie i analizowanie informacji o fałszowaniu historycznych faktów i wydarzeń, mających na celu pomniejszanie międzynarodowego prestiżu Federacji Rosyjskiej, a także przygotowywanie raportów dla prezydenta FR.
Przy okazji niedawnych obchodów 64. rocznicy zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej - jak w Rosji nazywa się tę cześć II wojny światowej, kiedy ZSRR walczył po stronie koalicji antyhitlerowskiej (lata 1941-45) - rosyjski prezydent kilkakrotnie ostrzegał, że jego kraj nie dopuści do wypaczania historii II wojny światowej.
Kurczab-Redlich zwróciła uwagę, że to, co my nazywamy II wojną światową, Rosjanie określają jako Wielką Wojnę Ojczyźnianą, która dla nich rozpoczęła się 21 czerwca 1941 roku, kiedy Niemcy hitlerowskie zaatakowały ZSRR.
- A wtedy „nasza” wojna, której oni w ogóle nie uznają, trwała już dwa lata - dodała.
- Tym, co prezydent Medwiediew i Duma (niższa izba parlamentu) uważają za naruszanie prawdy o historii II wojny światowej, jest mówienie prawdy - tej, zgodnej z ogólnie znanymi faktami historycznymi - zaakcentowała Kurczab-Redlich .
Według dziennikarki, pomijając polityczne sprawy, pozostają te czysto faktograficzne. Kurczab-Redlich zauważyła, że przypominanie faktów, mówiących o tym, że w 1941 roku, czyli wtedy, kiedy Europa spływała już krwią, Związek Radziecki żył militarnie z pomocy niemieckiej, że ogromna ilość sprzętu, którym się posługiwali żołnierze Armii Czerwonej, to był sprzęt niemiecki, jest w ogóle nieuznawane przez Rosję.
Podobnie Rosjanie niechętnie reagują na przypominanie o wielkiej pomocy, jaka od momentu przystąpienia Stanów Zjednoczonych do wojny płynęła z USA, w postaci okrętów z żywnością do Związku Radzieckiego - dodała Kurczab-Redlich .
Według niej podręczniki rosyjskie przedstawiają niepełną wiedzę na temat II wojny światowej.
- Takie fakty, jak drugi front, walki w Afryce czy lądowanie w Normandii - w ogóle nie istnieją lub są zupełnie marginalizowane w podręcznikach rosyjskich - podkreśliła.
Kurczab-Redlich zwróciła uwagę, że już w 2003 roku zaciekle walczono z autorem rosyjskiego podręcznika historii, który - jak powiedziała - ośmielił się wspominać o tej pomocy (...), który ośmielił się wspomnieć też o Katyniu.
- Został on zupełnie zaszczuty, a ten podręcznik, choć nie jest oficjalnie usunięty, nie jest używany - powiedziała polska reportażystka, dodając, że podobnych sytuacji było co najmniej kilka.
- Przestałam już właściwie polemizować z moimi rosyjskimi przyjaciółmi na tematy historyczne, bo kiedy tłumaczyłam im, że wszystko o czym mówię, znajduje się w dokumentach, które można znaleźć w instytutach historycznych, odpowiadali mi, że wszystko można podrobić. To jest bardzo bolesne, pozostaje tylko bezradnie rozłożyć ręce - oceniła Kurczab-Redlich .