Porastające dno glony kołysały się łagodnie. Woda była tu ciepła, równie ciepła jak tam, na południu, skąd przypłynęli. Kieresz oświadczył, że kłębowisko nie będzie dalej podążać za srebrzystym dostawcą, lecz kusząca woń nadal się unosiła w słonej wodzie. Statek nie był zatem daleko. Węże płynęły za nim, choć zachowywały stały dystans. Szarpia przez chwilę zastanawiała się nad sensem rozmowy z przywódcą, ostatecznie jednak zrezygnowała. Z niepokojem przypatrywała się Kiereszowi. Rany, które odniósł podczas krótkiej bitwy z białym wężem, goiły się bardzo powoli. Głębokie żłobienia szpeciły piękny układ łusek. Symbolizujące proroczą moc złote oka, które biegły przez całą długość jego ciała, pobladły i zmatowiały.
Wężyca również była wyczerpana.
Kłębowisko wyprawiło się daleko w poszukiwaniu Tej, Która Pamięta. Kieresz, na początku podróży bardzo pewny siebie, teraz wydawał się równie skonfundowany jak Szarpia i Sessurea. Tylko ich troje pozostało z licznej grupy węży morskich, które rozpoczęły migrację. Inne straciły wiarę w cel poszukiwań i porzuciły przywódcę. Gdy widziała je ostatnio, podążały za wielkim dostawcą i zajadały się bezmyślnie ludzkimi ciałami, które im wydzielał. Spotkanie to jednak nastąpiło wiele przypływów temu.
– Nieraz tracę poczucie czasu – zwierzył jej się cicho Kieresz podczas odpoczynku. – Odnoszę wrażenie, że już kiedyś płynęliśmy tym szlakiem, może nawet wymienialiśmy te same spostrzeżenia. Niekiedy wierzę w to tak mocno, że teraźniejszość jest dla mnie jak wspomnienie lub sen. Zdaje mi się wówczas, że... nic nie musimy robić, ponieważ wszystko i tak się samo zdarzy. Chyba że już się zdarzyło. – Mówił głosem drżącym i niepewnym. Zbliżyła się do niego. Zafalowali lekko wraz z nurtem, nieznacznie machając płetwami dla utrzymania równowagi. Pod nimi Sessurea nagle potrząsnął grzywą i wypuścił cienką smugę toksyn, która miała zwrócić ich uwagę.
– Patrzcie! Jedzenie! – zatrąbił.
Podpłynęła do nich ławica srebrnych, błyszczących ryb. Za nią sunęło maleńkie kłębowisko. Węże już się posilały. Trzy jaskrawoczerwone, jeden zielony i dwa błękitne. Cała szóstka robiła wrażenie ożywionych i zdrowych. Ich połyskująca skóra i zaokrąglone kształty wyraźnie kontrastowały z matowymi łuskami i zapadniętymi bokami członków wężowiska Kieresza.
– Chodźcie – zachęcił przywódca swoje węże do uczty.
Szarpia wydała cichy jęk ulgi. Przynajmniej napełnią brzuchy.
Poza tym, a nuż obce węże uznają Kieresza za proroka i podążą za nim.
Ryby na pierwszy rzut oka wyglądały jak niepodzielna, iskrząca się srebrem masa. Poruszały się zgodnie niczym jedno stworzenie, choć potrafiły się też nagle rozdzielić, czmychnąć na boki i ze wszystkich stron opłynąć niezdarnego myśliwego. Węże z kłębowiska Kieresza nie były niezgrabiaszami i wszystkie trzy polowały z dużą wprawą. Obce węże trąbiły na nie ostrzegawczo, lecz Szarpia nigdzie nie dostrzegała zagrożenia. Machnęła ogonem, skręciła w sam środek ławicy i w otwartą paszczę wpadły jej co najmniej trzy ryby. By je połknąć, rozszerzyła gardło.
W pewnym momencie dwa jaskrawoczerwone węże odwróciły się i zaatakowały Kieresza. Uderzały go pyskami niczym rekina lub innego wspólnego wroga. Do Szarpia podpłynął błękitny wąż z rozdziawioną paszczą. Wężyca wykonała szybki unik i umknęła. Kątem oka dostrzegła, że jeden z czerwonych próbuje owinąć się wokół Sessurei, który trząsł grzywą i wypluwał truciznę wraz z przekleństwami.
Szarpia uciekła, piszcząc ze strachu. Kieresz wypuścił chmurę toksyn, czym oszołomił dwie jaskrawoczerwone bestie. Wycofały się, potrząsając otwartymi szczękami i intensywnie poruszając skrzelami, chcąc również wystrzelić truciznę.
– Co się z wami dzieje? – zapytał osobliwe kłębowisko Kieresz, po czym skręcił ciało w spiralę i podniósł grzywę. Gdy strofował węże, oka na jego skórze słabo zajaśniały. – Dlaczego napadacie na nas jak bezduszne bydlęta walczące o jedzenie? Nie tak się zachowują przedstawiciele naszego gatunku! Nawet jeśli ryb jest niewiele, każdy może zapolować, a nie jedynie ci, którzy dostrzegli je jako pierwsi. Zapomnieliście już, kim jesteście? Ktoś wam odebrał rozum?
Przez jakiś czas drugie wężowisko pozostawało w bezruchu. Ławica ryb rozproszyła się, zapomniana przez wielkie bestie. Potem obce węże zaatakowały Kieresza. Dla postrachu otworzyły szeroko paszcze, odsłoniły zęby, wyprostowały grzywy i zacinając ogonami, wyrzucały toksyny. Szarpia obserwowała z przerażeniem, jak owijają się wokół przywódcy i ściągają go ku mulistemu dnu.
– Pomóż mi! – zatrąbił Sessurea. – Uduszą Kieresza!
Krzyk Sessurei wyrwał ją z odrętwienia. Dwa węże natychmiast wystrzeliły w dół. Chłostały ogonami i gryzły kłębowisko, które osaczało ich przywódcę. Krew zawzięcie walczącego Kieresza zmieszała się z wydzielanymi przez niego toksynami, tworząc wokół duszący obłok. Oka na skórze proroka migotały w mroku. Szarpia krzyczała z odrazy na widok bezmyślnej brutalności napastników. Na szczęście znalazła w sobie dość sił, by atakować.
W odpowiednim momencie Sessurea otulił własnym ciałem poranionego Kieresza i wyrwał go z uścisku rozwścieczonego kłębowiska. Udało im się uciec. Szarpia popłynęła za nimi. Kolorowe węże nie ścigały ich, lecz ogarnięte dzikim, zaraźliwym szałem zwróciły się przeciwko sobie, rycząc i prowokując się wzajemnie do walki. Bezmyślnie obrzucały się pozbawionymi sensu obelgami, chłostały się ogonami i rozszarpywały.
Szarpia długo smarowała pokiereszowane ciało przywódcy gojącym śluzem wydzielanym przez jej ciało i wydostający się porami skóry.
– Zapomniały – rzekł wówczas Kieresz. – Całkiem zapomniały, kim są. Upłynęło zbyt wiele czasu, Szarpie. Z umysłów tych węży zniknął już cel i wszelkie wspomnienia. – Skrzywił się, gdy przyklepywała brzegi rany, zalepiając ją warstewką śluzu. – Kiedyś i nas to czeka. – Ciii – uspokajała go wężyca. – Ciii, odpoczywaj.
Owinęła się wokół niego i zaczepiła ogonem o skałę, by chronić Kieresza przed nurtem. Splątany z nimi Sessurea już spał. A może tylko milczał – ogłuszona i beznamiętna ofiara tego samego zniechęcenia, które ogarnęło Szarpię.
Najważniejszy był Kieresz. Spotkanie ze srebrzystym dostawcą go zmieniło. Inni dostawcy, przemieszczający się zarówno po Kraju Niedostatku, jak i w Krainie Obfitości, stanowili po prostu źródła łatwo dostępnego jedzenia, jednak srebrzystego przywódca potraktował inaczej. Zapach statku obudził zresztą wspomnienia w całej grupie, toteż ścigali go, pewni, że jego woń doprowadzi ich do Tej, Która Pamięta. Statek okazał się przedstawicielem ich gatunku. Ciągle go przywoływali. Nie odpowiadał, choć rzucił ciało żebrzącemu białemu wężowi. Kieresz odwrócił się wówczas do towarzyszy i oświadczył, że dostawca nie jest Tą, Która Pamięta, nie podążą więc za nim dalej. Tyle że... w wodzie nadal unosił się jego zapach. Statku co prawda nie było już widać, lecz Szarpia wiedziała, że znajduje się niedaleko. Czyli – wbrew zapewnieniom – przywódca nadal za nim płynął.