Trwa ładowanie...
fragment
08-11-2012 16:07

Kuna za kaloryferem czyli nasze przygody ze zwierzętami

Kuna za kaloryferem czyli nasze przygody ze zwierzętamiŹródło: Inne
d28nx4e
d28nx4e

OCENZUROWANA WRONA ###Kwiecień 1997 Wiedziałem, że nasza wrona nie była byle jakim ptakiem, ale o tym, że była uwikłana w politykę, dowiedziałem się dopiero wiele lat po jej zaginięciu. - Co ja miałem przez tę wronę' - wzdycha fotograf Tomasz Kłosowski. - Cenzura chciała zdjąć cały numer "Świata Młodych". Zmienialiśmy wszystko w pośpiechu już w drukami.

Rodzice mojej wrony mieszkali na wysokiej topoli na Żoliborzu, jednej z bardziej zielonych dzielnic Warszawy. Małe wronki przyszły na świat wczesną wiosną 1987 roku. Kiedy zaczęły im wyrastać na skrzydłach pierwsze lotki, zdarzyła się tragedia. Nie wiadomo, czy spowodowała to wichura, czy też wronka za bardzo się wychyliła z gniazda, dość, że mój kolega z klasy Maciek Wygnański znalazł ją na ulicy.

Mała darła się okropnie. Maciek wsadził ją do pudełka i wyniósł na dach - no bo może rodzice znajdą małą. Ale tak się oczywiście nie stało. Wrona trafiła więc do mnie. A ja nie miałem pojęcia, co robić z ptakiem, jak go karmić, jak ogrzewać. Na szczęście od pana Jerzego Desselbergera, który wychował masę ptaków, dowiedziałem się, że małym ptakom daje się do jedzenia kluseczki zrobione z sera białego, glukozy, mączki kukurydzianej, witamin i nie pamiętam już z czego jeszcze. Za to znakomicie pamiętam naszą pierwszą wspólną noc.

Wrona spała w pudełku przykrytym szmatką, a z góry grzała ją żarówka. Leżałem już w łóżku, kiedy coś mnie podkusiło, żeby zajrzeć do pudełka. Podniosłem szmatkę i zdębiałem. Wronka leżała z wyciągniętym dziobem, jakoś tak sztywno rozciągnięta. "Umiera" - pomyślałem i omal się nie rozpłakałem, bo od razu pokochałem to ptaszysko. Bałem się jej dotknąć. Wstawałem co jakiś czas i zaglądałem do pudełka. Wronka nie zmieniała pozycji, ale cały czas oddychała.

To była strasznie długa noc. W końcu zasnąłem. Obudził mnie wrzask wrony. Siedziała w pudełku z rozdziawionym dziobem i wymachując skrzydłami, domagała się jedzenia. Uszczęśliwiony, pognałem do lodówki po masę serową na kluseczki i nakarmiłem żarłoka. Kiedy się już najadła, wypięła kuper na zewnątrz pudełka i trysnęła na podłogę kałem.

d28nx4e

Później dowiedziałem się, że nie miałem się czego bać, bo pisklaki śpią właśnie w tak dziwny sposób, sztywno wyprostowane. W końcu w lecie wronie lotki wyrosły na tyle, że ptak zaczął latać. ###NA WOLNOŚCI Każda młoda wrona zna mniej więcej teren, nad którym będzie latać, bo może się rozglądać z gniazda. Dla naszej wrony, której daliśmy imię Kra, takim światem było nasze mieszkanie, a właściwie mój pokój. Przelot do kuchni lub sypialni rodziców był wyprawą w zupełnie nie znany jej świat. Widać to było wyraźnie, bo wszystkie pióra kładła wtedy po sobie.

Powoli jednak opanowała geografię mieszkania na tyle, żeby poruszać się po nim swobodnie i zostawiać wszędzie ślady swej bytności w postaci rzadkich kup. Było to tak nieprzyjemne, że rodzina postanowiła eksmitować wronę na balkon. Ale wcześniej wydarzyło się nieszczęście: wrona sama wyleciała na dwór przez niedomknięte okno.

Co to była za tragedia! Świat pełen drzew nie przypominał mieszkania. Z rozpędu wrona przywaliła w siatkę ogrodzenia. Jeszcze do niedawna w zbiorach rodzinnych przechowywano zdjęcie mojej siostry, na którym widać było, jak niesie do domu wronę z wybałuszonymi z przerażenia oczami i rozdziawionym dziobem.
Szkoda, że się gdzieś zawieruszyło.

Ale był to pierwszy krok do życia na wolności. Zaczęliśmy zostawiać ją na balkonie, aby mogła zobaczyć, jak naprawdę wygląda świat wron. Pierwszy przelot na drzewo skończył się tym, że Kra z niego spadła i musiała wrócić do domu na rękach któregoś z członków rodziny. Ale już za drugim razem usiadła całkiem sprawnie na gałęzi.

d28nx4e

Problemem był powrót na balkon. Staliśmy na nim wszyscy - babcia, mama, tata, siostra i ja - i na zmianę krakaliśmy, żeby wronę zachęcić do przelotu. Przechodzący przez podwórko ludzie podnosili głowy i z dziwnym uśmiechem szli dalej. A wrona siedziała na gałęzi i krakała do nas, żebyśmy po nią przylecieli - tak zrobiłby każdy wroni rodzic.

W końcu sama zdecydowała się na lot. Najpierw wylądowała na sąsiednim parapecie, ale w końcu udało jej się osiągnąć balkon. To był wielki sukces, i tak zaczęło się życie Kry na wolności. Bardzo szybko zorientowała się, że jest tam o wiele ciekawiej niż w mieszkaniu. Świat oferował różne atrakcje, takie jak przystanki, koty, psy czy śmietniki.

Nie wiem od kogo, bo przecież nie ode mnie, bardzo szybko nauczyła się, jak skubnąć kota w ogon i nie dać mu się złapać. Wracał sobie taki biedny, wygłodzony kociak ze śmietnika, a tu nagle parę metrów przed jego nosem lądowało spasione ptaszysko. Zaczynał się więc powoli skradać. Wrona udawała, że go nie widzi, dopiero gdy gotował się do skoku, zrywała się i lądowała za nim. Skubała go mocno w ogon i zanim zdążył się odwrócić, była już na gałęzi. ###Z ŻÓŁWIEM W DIOBIE Na zewnątrz można też było nawiązać nowe znajomości. Z punktu widzenia naszej wrony, wychowanej wśród ludzi, dwunożne istoty to był jej "gatunek". Wrony, kawki i gawrony jej nie interesowały. Przyjaźnie Kry koncentrowały się w dwóch miejscach. Na przystanku tramwajowym, obok którego urzędowały kwiaciarki, i w okolicach nieistniejącego już baru-dansingu Kosmos, gdzie zbierały się najgorsze okoliczne szumowiny. Ci ludzie byli dla niej bardzo serdeczni. - Ptaszek, ptaszek - wołali i zawsze coś tam dla niej mieli.

d28nx4e

Kiedyś wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Krę przycupniętą na oparciu drewnianej ławki na podwórku. Na ławce siedziało dwóch podchmielonych panów z flaszką taniego wina, z której mocno pociągali. Co chwila któryś nalewał ostrożnie złocistą ciecz do plastikowego kapsla i podawał wronie, a ona z ochotą wypijała. Tego było już za wiele. Rozgniewany, zakrakałem na wronę. Jak gdyby nigdy nic chwiejnym lotem przyleciała na balkon. Czuć było od niej alkohol. Zaprosiłem ją do mieszkania i powiedziałem, co o niej myślę i że lepiej by było, gdyby zaczęła się obracać w innym towarzystwie.

Chyba nie wzięła sobie tego do serca, bo jej zachowanie z dnia na dzień robiło się coraz gorsze. Pewnego dnia wpadła do mieszkania i rozpruła poduszkę. Zaczęła wydłubywać kit z okien. Zabierała nam długopisy i różne inne małe przedmioty, które chowała w dziwnych miejscach. Kiedyś dostała parówkę. Jakoś sobie zasłużyła na ten rarytas lat osiemdziesiątych. Parówka zniknęła dziwnie szybko, a po paru dniach odnalazłem ją w bucie, który usiłowałem założyć.

Jakby tego wszystkiego było mało, wyciągnęła z mojego terrarium maleńkiego wodnego żółwia i zaniosła do innego mieszkania. Nie złapałem jej na tym, ale to ona była główną podejrzaną. Przecież żółwik sam by nie przeszedł z mieszkania na pierwszym do mieszkania na czwartym piętrze, i to jeszcze na drugim końcu podwórka.

d28nx4e

Najgorsze było jednak to, że z wielką namiętnością i niezwykle bezczelnie kradła pranie wieszane na podwórku. Nie pomagały groźby i prośby. Skarpety, bielizna damska i męska były zbyt wielką pokusą. wyciągała je nawet z miski, wystarczyło, że właściciel na chwilę się odwrócił. Dobrze, gdy ktoś taki udawał, że nie zwraca na ptaszysko uwagi, ale gdy tylko próbował odgonić ją jakąś szmatą, nabierała jeszcze większej ochoty do zabawy. Skakała wokół nieszczęśnika, chwytając co chwila za szmatę albo szczypiąc dziobem w kostki.

Pomimo tej całej masy kłopotów kochaliśmy ją wszyscy bardzo. Była oczkiem w głowie całej rodziny. Mama co prawda narzekała, że Kra opaskudza mieszkanie, ale kiedy ptak znikał gdzieś na dłużej, strasznie się martwiła.

Każdego ranka, kiedy tata szedł do pracy, wrona leciała za nim z głośnym krakaniem. Ze wszystkich ptaków, które miałem, ją lubił najbardziej. Uwielbiał ją pieścić. Pieszczoty polegały na tarmoszeniu za dziób. Wtedy wrona puszyła się na głowie i dziwnie bulgotała, przymykając z rozkoszy oczy.

d28nx4e

Wronę kochało też całe podwórko. Odwiedzała państwa Bellenów, panią Ulę Zaniewską, panią Bożenę Wyrzykowską, Jacka Kuronia. Kra uwielbiała msze za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki. Spacerowała wśród tłumu wiernych, a ponieważ była bardzo muzykalnym ptakiem, z namiętnością słuchała religijnych pieśni.

Podobno pewien porządkowy, który pilnował grobu księdza Jerzego Popiełuszki, opowiadał, że dość często widuje Krę przesiadującą na klęczniku przed grobem. Na dziedzińcu kościoła zachowywała się chyba przyzwoicie, bo nigdy do mnie nie dotarła na nią żadna skarga.

Mówiono też, że kiedy kościół odwiedził wiceprezydent George Bush, wrona maszerowała razem z nim w szpalerze porządkowych aż do samego grobu księdza Popiełuszki. Nigdy natomiast nie była widziana w towarzystwie milicji, która co pewien czas pojawiała się w wielkich ilościach w okolicach kościoła. Widać milicja była dla niej czymś równie obcym i groźnym jak dla nas.

d28nx4e
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d28nx4e

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj