Kuba Wojewódzki napisał autobiografię. Życie (nie)celebryty w mocno ubarwionej pigułce
"Przygotujcie się na największy show Kuby Wojewódzkiego" głosi hasło reklamujące "Nieautoryzowaną autobiografię" etatowego błazna, skarbnicy popkulturowych anegdot i zawodowego przeginacza pały. Bywa zabawnie, krępująco i niesmacznie, czyli zgodnie z oczekiwaniami.
- Zawsze uważałem, że książki celebrytów to g...o i pewnie dlatego nigdy nie zostałem celebrytą – pisał kilka miesięcy temu w mediach społecznościowych, zapowiadając wydanie autobiografii. We właściwej książce, która trafi do sprzedaży 26 października, wrócił do tej deklaracji. I znowu wbił szpilę etatowym celebrytom, którzy realizują literackie zapędy dla kasy i sławy. Wojewódzki zapewnił swoich czytelników, że i sławy, i pieniędzy mu nie brakuje.
Dlaczego więc powstała ta książka? Krytycy czekający na detronizację samozwańczego króla TVN-u powiedzą, że to łabędzi śpiew. Z kolei 55-letni Wojewódzki widzi w niej podsumowanie pierwszej połowy swojego życia. I ze skromnością podkreśla:
"Uważam, że jestem typem, który nie zasługuje na autobiografię, bo takie powinny być puentą życia istotnego i znaczącego".
Ale i tak ją napisał. Po swojemu, bez naciskania na hamulec i trzymania rąk na kierownicy, co w wielu rozdziałach doprowadziło do bolesnej (głównie dla czytelnika) kraksy.
Prozatorskie spełnienie
"Nieautoryzowaną autobiografię" Wojewódzki nazywa prozatorskim spełnieniem. Pisał ją ponoć przez sześć lat i uważa, że było warto. Tę opinię podzielą jego wierni fani, którzy chłoną słowną ekwilibrystykę, balansującą pomiędzy inteligencję i erudycję a wulgaryzmami i prostactwem. To trudna sztuka, którą Wojewódzki opanował do perfekcji lata temu i cały czas ją uprawia. Ku uciesze jednych i zażenowaniu innych.
To, czego Wojewódzkiemu nie można odmówić, to dystansu do siebie i jednoczesnej świadomości własnej wartości. Przejawia się to tym, że w jednym rozdziale pisze:
"Jestem żywym dowodem na brak jakiejkolwiek wyższej inteligencji, która sprawuje nad nami pieczę. W związku z tym jestem ateistą. Wierzę tylko w reinkarnację, a więc w swoim testamencie wszystko zapisałem sobie".
Dalej przyznaje, że kariera prowadzącego talk show jest jak praca prostytutki. "Najpierw robisz to dla przyjemności, później dla przyjemności innych, a w końcu – dla kasy".
To pozorne samobiczowanie kontrastuje szpilami wbitymi w nieżyczliwych celebrytów. Rapera Tedego, który nie kryje się z niechęcią do Wojewódzkiego, nazwał "małym chłopcem w wielkich portkach o ukruszonym ego". Tymon Tymański, który w prywatnej rozmowie powiedział Wojewódzkiemu, że ten się kończy, usłyszał od "króla TVN-u": "Obyś ty się tak zaczął, jak ja się dzisiaj kończę".
Światopoglądowa pałka
Nie od dziś wiadomo, że za wizerunkiem błazna gotowego obnażać się przed publicznością, kryje się twardy zawodnik, który gdy zachodzi potrzeba, wali przeciwników pałką sprecyzowanych poglądów. Wszyscy pamiętają wetknięcie polskiej flagi w kupę i od czasu tamtej "deklaracji" u Wojewódzkiego niewiele się zmieniło. "Jesteśmy zdziwaczałą resztką Europy" – głosi w swojej książce, tęskniąc za otwartością polskich umysłów i wyrażając wprost swój negatywny stosunek do Kościoła.
Najwyraźniej zrobił to w rozdziale rozpoczynającym się sceną pogrzebu Ani Przybylskiej, która była dla niego "kimś więcej niż kumplem i czymś mniej niż miłością". Wydarzenie w Gdyni sprzed czterech lat wspomina słowami: "To było moje najgorsze kilka godzin w tym mieście w całym moim życiu". Winę za to w dużej mierze ponosi ksiądz, który prowadził ceremonię i "mówił z zaangażowaniem sprzedawcy mebli z salonu Agata Meble. O jednej z najcudowniejszych istot, jakie znałem, wygłaszał frazesy rodem z Wikipedii".
Wojewódzkiego szczególnie ubodło, że "padały slogany o tym, że Bóg jest łaskawy i sprawiedliwy. To największe kłamstwo, jakie słyszałem od 2000 lat. Tylko bezlitosny egoista potrafi zabrać młodą matkę trójce dzieciaków. Jak padły słowa: 'Przeprośmy za nasze grzechy', to aż zacisnąłem pięści z bezradności. A kiedy wy przeprosicie za swoje, za obłudę, za pedofilię, za bizantyjski styl życia?" – grzmi w swojej książce z pasją charakterystyczną dla wojującego ateisty z gimnazjum.
Bo to, że jest ateistą, Wojewódzki podkreślił w kilku miejscach. Takim w wydaniu antykościelnego krzykacza, który nawet jeśli zadaje pytania, to i tak nie liczy się z odpowiedziami. Nie przeszkadza mu to jednak żartować, że przed śmiercią przejdzie na Islam, żeby obiecane mu 72 dziewice się nie zmarnowały.
Brody, suchary, kulisy
"Nieautoryzowana biografia" jest pełna takich niewybrednych dowcipów, które u Wojewódzkiego nie powinny nikogo dziwić. Autor namiętnie wplata w wątki autobiograficzne żarty z brodą, np. do opisania postaci, z którymi miał kiedyś do czynienia. "To był człowiek w typie tego, który wchodząc do McDonaldsa prosi o frytki. A na pytanie: małe czy duże, odpowiada: pan da trochę tych i trochę tych". Takie żarty, mniej lub bardziej śmieszne, kontrastują z totalnymi sucharami. Jak tym z opisu pewnej koleżanki, która uwielbiała konie, zbierała zdjęcia koni, w programie telewizyjnym zakreślała programy z końmi – szczególnie "Bonanzę". A później potrącił ją samochód. Dwustukonny.
Tendencją Wojewódzkiego jest ubarwianie rozmaitych wątków fragmentami rozmów z gośćmi jego programu. Czyta się to słabo, gdy ma się w pamięci dany odcinek, bo często kojarzy się to z opowiadaniem humorystycznej sceny z jakiegoś filmu. Na tym tle o wiele ciekawiej wypadają mniej lub bardziej znane anegdotki spoza studia. Zapewne wiele z nich Wojewódzki opowiada po raz pierwszy. Dowiadujemy się np., że tylko raz w swoim życiu usłyszał, że jest do czegoś za młody:
"Od Małgosi Leitner, przezmysłowej menadżerki Joanny Krupy, kiedyś modelki, dziś właścicielki agencji modelek. Uwielbiam ją za to wyznanie do dziś".
To, że jest za stary, słyszy z kolei od dawna. Wiek 30-letniego Kuby nie podobał się twórcom "Halo!gramy" w Polsacie. "Potem ten sam wyrok padł z ust dyrektora telewizyjnej Jedynki, ale o nim krążyły pogłoski, że interesują go tylko kadry 'Roweru Błażeja', a ja miałem koło trzydziestki i dupę zorientowaną na całkiem inne zadania" – wali bez ogródek Wojewódzki.
Dziś sam przyznaje, że ma ponad 50 lat i nie robi w życiu nic, na co nie ma ochoty. A w "Nieautoryzowanej autobiografii" miał ochotę żartować ze śmierci Madzi z Sosnowca ("Jej przykład pokazuje, że dzieci czasem wymykają się spod kontroli"), deklarować, że nigdy nie porzucił masturbacji, a jednym z jego "natchnień" do samogwałtu była 12-letnia Monica Rosca grająca Nel w ekranizacji "W pustyni i w puszczy". Wojewódzki miał wtedy 10 lat i jak zapewnia, na jednym seansie z dodatkowymi wrażeniami się nie skończyło. Czytelnicy liczący na opisy sytuacji z jego życia seksualnego, od wczesnych doświadczeń szkolnych, nie powinni być zawiedzeni.
Wojewódzki równie chętnie, choć prawie zawsze zasłaniając się ironią, pisze o alkoholu czy marihuanie ("Po papierosy nigdy nie sięgnąłem"). Opowiada o rodzicach, bliższych i dalszych znajomych, czasach komuny, powtarzaniu klas w liceum i przygodzie z aktorstwem. Z "Nieautoryzowanej autobiografii" dowiadujemy się, że za rolę dziennikarza w "True Crime" z Jimem Carreyem zaproponowano mu 2 tys. zł, dlaczego wypisał się z obsady "Ciacha" Patryka Vegi i w jakich okolicznościach dostał pierwszą perkusję.
Czy takie wątki wystarczą, by chcieć sięgnąć po autobiografię (nie)celebryty? Wszystko zależy od stosunku czytelnika do autora. Bo choć "Nieautoryzowana autobiografia" jest czymś znacznie więcej niż przedłużeniem programu kręconego od 17 lat (sic!), to prowadzący pozostał ten sam.