Komentarze i glosy
Dorobek plastyczny tego wielkiego pisarza oraz wybitnego rysownika i grafika jest nam znany tylko cząstkowo. Ocalała i odnaleziona do dziś spuścizna artystyczna autora Sklepów cynamonowych, składająca się z około 400 rysunków i grafik, stanowi zaledwie cząstkę ogromnej liczby prac, których większość zaginęła lub uległa unicestwieniu.
Przeważającą część zachowanych rysunków stanowią prace ołówkowe wykonane na lichym, żółknącym papierze, rzadko sygnowane i opatrzone datą. W spisie ilustracji wprowadzono tylko przybliżone datowanie; i tak jednak błędy są nieuniknione.
Rysunki piórkiem i tuszem – przynajmniej te, którymi dysponujemy – w większości przeznaczone były do druku jako ilustracje do wydanej w 1937 roku książki Sanatorium pod Klepsydrą i w tej technice – wykonywane na kalce kreślarskiej. Zaledwie kilka z nich ocalało. Pozostałe reprodukujemy z zamieszczonych w druku ilustracji, nie chcąc z nich rezygnować mimo zaginięcia oryginałów. Podobnie ilustracje rysowane ołówkiem, a zamieszczone w przedwojennych czasopismach, włączyliśmy do zbioru, choć ich techniczna jakość jest nieuchronnie niższa.
Do niniejszego zbioru wchodzą nie tylko ostateczne wersje ilustracji do utworów własnych, lecz również szkice i warianty powstałe w toku ilustratorskiej pracy i prowadzące do jej finalnych rozwiązań. Grupujemy je według utworów, do których się odnoszą. Są to wyłącznie rysunki związane z tomem Sanatorium pod Klepsydrą. Nie oznacza to jednak, że opowiadania spoza tego zbioru nie były przez autora ilustrowane; świadczy tylko, że wśród ocalałych rysunków nie ma, jak się zdaje, ilustracji do innych utworów.
Zastrzec wypada, że nie zawsze można ustalić, czy pewne prace są ilustracjami, czy też nie. Tak jest w wypadkach, gdy utwór literacki, do którego pewne rysunki były, być może, przypisane, zaginął i nie znamy bliżej jego treści. Dotyczyć by to mogło przede wszystkim nigdy przez Schulza nieukończonej i zaginionej w rękopisie powieści Mesjasz. Można by zaryzykować supozycję, że cykl o tematyce żydowsko-chasydzkiej, który został przedstawiony w części piątej Księgi obrazów, to właśnie seria ilustracji i szkiców do Mesjasza. Przypuszczenie to jednak jest zbyt wątłe, by upoważniało do zamieszczenia rysunków „żydowskich” wśród prac, których funkcja ilustracyjna i konkretne odniesienia nie budzą żadnych wątpliwości.
Publikowana ilustracja Schulzowska miała w zamierzeniu twórcy być dopełnieniem tekstu, równoległą do pisanego słowa twórczością towarzyszącą. Zasięgiem i siłą swego kreatorstwa nie usiłowała konkurować z pisarską wizją i ekspresją, ustępując jej jakby i nie wchodząc jej w drogę. Tylko bowiem proza Schulza jest w stanie dozować rzeczywistość, rozrzedzać i zagęszczać jej tkankę, interpretować jej konkret tak, by skutecznie wszczepiać weń nowe cechy i możliwości – jak gdyby wydedukowane z jego własnej natury – skłaniać rzeczywistość do nowego sposobu bycia. Taką przekształcającą mocą rysunek nie rozporządza. Pisząc kiedyś o swoim rysowaniu, Schulz zapewniał: „Na pytanie, czy w rysunkach moich przejawia się ten sam wątek, co w prozie, odpowiedziałbym twierdząco. Jest to ta sama rzeczywistość, tylko różne jej wycinki. Materiał, technika działają tutaj jako zasada selekcji. Rysunek zakreśla ciaśniejsze granice swym materiałem niż proza. Dlatego sądzę, że w prozie wypowiedziałem się pełniej”.
Można by uzupełnić nieco tę diagnozę. Rzecz zdaje się polegać nie tylko na tym, że rysunek jako rodzaj ekspresji i środków, jakimi dysponuje, jest z natury rzeczy mniej pojemny niż proza artystyczna w ogóle, a proza Schulza w szczególności. Także możliwości tego artysty, skala jego rewelatorstwa są znacznie bogatsze w słowie niż w rysunku, bliskim w wielu swych cechach dokonaniom wiedeńskiego ekspresjonizmu, w którego zasięgu, w kręgu jego stylistyki, pozostawał i z pewnym opóźnieniem ulegał jego wpływom. Nie przejawiło się to jednak w postaci biernych zapożyczeń i posłuszeństwa wobec zastanych wzorów. Zbyt silna i samorodna była indywidualność twórcza Schulza jako malarza, grafika i rysownika, zbyt wielkie były potencje jego wyobraźni, zbyt przemożne jej obsesyjne motory, by mógł poddać się ówczesnym prądom, nie odciskając w swych dziełach niepowtarzalnego, samoswojego piętna. Jeśli w literaturze jest Demiurgiem, to w plastyce osiągnął rangę Argonauty.