Lokal „Pod słoniem” był zadymiony do tego stopnia, że sala dla niepalących straciła właściwie rację bytu. Przy niewielkim stoliku na piętrze, od kilku już godzin tkwiła chuda, ostrzyżona na Sinead O`Connor, a może na Annie Lennox - kobieta, oraz towarzyszący jej mężczyzna, lekko łysiejący czterdziestolatek, w tym oświetleniu i dymie, może nawet trochę przystojny. Między mini stała butelka coca-coli, sok pomidorowy w kartonie, dwie szklanki i opróżniona prawie do końca butelka „Siwuchy”. Druga. Pierwszą kelnerka zabrała godzinę temu. W pewnym momencie, pod koniec przedłużającej się chwili ciszy, głowa chudej kobiety opadła dość raptownie na drewniany stolik i tam już pozostała. Jej właścicielce blat wydawał się cudownie miękki i wygodny, choć przede wszystkim praktyczny. Towarzyszący jej dżentelmen trzymał bohatersko pion i nawet nie chciało mu się rzygać, więc uniósł jeszcze raz uroczyście szklankę i z wyczuciem policjanta po służbie zaintonował – Krew naszą długo leją katy....
Nadludzkim wysiłkiem kobieta uniosła głowę. Był to czyn o tyle mężny i heroiczny, co przede wszystkim – altruistyczny, bowiem miał w swojej genezie troskę.
- Ssssórki sprawdziłeś? – wypowiedziała się ze szczerą turbacją.
- Są już u dziadków – mężczyzna nabrał głęboko powietrza – Spwdziłem – zameldował z niemałym trudem – Telllefonisznie.
Myśl o bliskich zawisła nad nimi tak gęstą, ciemną chmurą, że nie zauważyli, iż nad stolikiem z kolei zawisła postać kobieca (choć na pierwszy rzut oka bez biustu), ubrana dyskotekowo, w raźne kolory. Trzeźwa.
- O! – wydobyła z siebie kolejną myśl siedząca przy stoliku kobieta znajdując wzrokiem nowoprzybyłą.
Ta jednak nie wiedzieć, czemu zwróciła się do mężczyzny.
- Dzień dobry, nazywam się Monkiewicz-Święcicka primo voto... - niestety ostatniego członu jej rozbudowanego nazwiska siedzący przy stoliku nie dosłyszał.
- Srasznie dłuhie nazwisko – zauważył refleksyjnie – A imię?
- Nazwisko powinno chyba panu powiedzieć, z kim pan rozmawia – głos paniusi wiszącej nad stolikiem stał się piskliwy.
- No nie mówi – przyznał mężczyzna.
- Jestem dziennikarką, pracuję w tygodniku...
- Spierdalaj – zaproponowała wstępnie siedząca przy stoliku kobieta, utrzymując z wysiłkiem głowę nad blatem.
- To skandaliczne zachowanie jest nie do przyjęcia! – syknęła paniusia – Przyszłam porozmawiać z komisarzem Michałem Kępiskim lub z podkomisarz Ewą Nowicka!
- Spierdalaj – zachęciła ponownie Ewa dziennikarkę. Mimo pokaźnej ilości alkoholu we krwi głos pani Monkiewicz-Święcickiej primo voto coś tam, wdzierał się do głowy nieznośnie dźwięcznie. Najgorsze jednak było to, że śmierdziało jej z ust tak przejmująco, że żaden alkohol powstrzymać tego nie był w stanie.
- Nie wolno odmawiać państwu rozmowy z prasą! – ogłosiła przez zęby dziennikarka.
- Jesteśmy po służbie – odparł oficjalnie Michał.
Ewa podniosła z trudem wzrok.
- Jezu, jaka ty jesteś brzydka – westchnęła ze szczerą troską policjantka.
- Obawiam się – kontynuował oficjalnym tonem Kępiński – że nie możemy pani w niszym pomós.
- Państwa kolega, podkomisarz Załuska jest innego zdania.
Michał dość nagle zyskał chęć natychmiastowego wytrzeźwienia.
- Ewa – zwrócił się do koleżanki, usiłując jak najszerzej otworzyć oczy – Gucio dał tej pani wywiad.
Wzrok Nowickiej stał się gniewny.
- Czego chcesz kaszalocie? – buchnęła parą zmieszaną z alkoholem w stronę dziennikarki, rewanżując się srogo za jej oddech.
- Z szacunkiem proszę! – wyskrzeczała wkurzona do granic możliwości żurnalistka – Szukam informacji o zaginionej lekarce ze szpitala psychiatrycznego. Państwo prowadzą to śledztwo!
- Myli się pani – odparł uprzejmie Michał – Nic o takiej sprawie nie syszeliśmy.
- Ty, primo voto, mówiłam ci, żebyś spierdalała? – zapytała dla porządku Ewa.
- Mówiłaś – przypomniał Kępiński – Ale ta pani się po prostu pomyliła.
- Nic nie pomyliłam! – włączyła się pani Monkiewicz-Święcicka - Pan podkomisarz zdał mi sprawozdanie oraz pomógł mi państwa znaleźć! Żądam informacji, albo w krótkim czasie sprawię, że pożegnacie się z posadami!
- A w jak krótkim? – zainteresowała się Ewa, ale niestety nie starczyło jej sił i osunęła się z powrotem na stolik zasypiając niemal natychmiast.
- Pani chyba nie rosumie – wyręczył niedysponowaną koleżankę Michał – Podkomisarz Gucio mija się z prawdą i nie moszemy pani pomós.
Uśmiech ukazany przez policjanta pod koniec tego zdania był przejmująco miły.
- Państwa postawa to skandal! – uniosła niepotrzebnie głos pani primo voto coś tam - Zgłoszę to odpowiednim organom! Nie są w stanie państwo nawet trzeźwo rozmawiać!
Obserwujący od pewnego czasu zdarzenie pan Zenek, szerokobarczysty ochroniarz, podszedł do stolika.
- Czy ta pani, państwu przeszkadza? – spytał oficjalnie.
- Obawiam się, że tak – przyznał Kępiński.
- Proszę natychmiast opuścić lokal – wzrok pana Zenka skierowany w stronę dziennikarki był groźny i zdecydowany.
Paniusia prychnęła z oburzeniem, ale szybko wycofała się i podreptała w stronę drzwi.
- Chamstwo, drobnomieszczaństwo i prymitywizm! – pomstowała znikając za oparami dymu.
Pan Zenek nachylił się nad policjantem.
- Michał, kontaktujesz jakoś?
- Kiepsko – przyznał Kępiński.
- Mam kogoś wysłać, żeby ją przepytał?
- Nie, ale sprawdź czy ktoś za nią poszedł.
- Załatwione.
- I każ mi przynieść mocnej kawy.