Krytyczny słownik mitów i symboli nazizmu
W zbiorowej wyobraźni współczesnego Zachodu Hitler figuruje jako wcielenie najwyższego Zła. Nawet inni przywódcy mający na swym koncie akty ludobójstwa, jak Stalin, nie zdołali wytrącić mu palmy pierwszeństwa jako demonicznemu bohaterowi mitologii współczesnych społeczeństw. Rola ta w sposób szczególny kontrastuje z mesjanistyczną rolą zbawcy, którą pełnił za życia jako przywódca mas. Jak stwierdził Joachim Fest, „By zdefiniować spotykające ich nieszczęścia, ludzie potrzebują nadać im łatwo rozpoznawalną postać. W zeświecczonym świecie, gdzie Zło w postaci Szatana przestało istnieć, rolę tę przejął Hitler.” Wyraźnie widać to chociażby na przykładzie imion: podczas gdy Goebbels nadał sześciorgu swoich dzieci imiona rozpoczynające się na literę H, by kojarzyły się z Hitlerem, obecnie w krajach niemieckojęzycznych imię Adolf – kiedyś dość popularne – zniknęło niemal całkowicie. Nie ulega wątpliwości, że rozmiary, konsekwencje i wystudiowana, bezduszna realizacja zbrodni Hitlera dają mu niekwestionowane
pierwszeństwo wśród całej rzeszy krwawych wodzów, jakich zna historia. Niemniej jednak – i nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek próbą usprawiedliwienia Hitlera – prawdą jest również fakt, że demonizacja ten postaci pociągnęła za sobą niemożność wytłumaczenia jego działań w oparciu o konwencjonalny, ludzki sposób pojmowania świata: nawet dziś literatura ezoteryczna przypisuje mu moce nadprzyrodzone, a traktowanie go w kategoriach konkretnej postaci historycznej jest niesłychanie utrudnione.
Wśród przyczyn obiektywnych, przywoływanych setki razy na wytłumaczenie czy usprawiedliwienie przemożnego wpływu Hitlera na masy, pojawia się jego słynne hipnotyzujące spojrzenie. Niewielu ludzi, czy to zwolenników, czy przeciwników dyktatora, po osobistym spotkaniu nie potwierdziło fascynującej przenikliwości niebieskoszarych oczu Hitlera, silnie kontrastujących z dość topornymi rysami twarzy. On sam był w pełni świadom wrażenia, jakie wywoływało jego spojrzenie, i podczas wystąpień publicznych umiejętnie to wykorzystał. Prywatnie wypróbowywał tę zdolność, wbijając w kogoś uporczywe spojrzenie, póki nie zmusił tej osoby do odwrócenia oczu. Zadziwiająca przenikliwość wzroku Hitlera działała na wyobraźnię autorów takich, jak Karl Gustav Jung, którzy przypisywali mu spojrzenie wizjonerskie i zapewniali, że jego moce magiczne czy też nadprzyrodzone przerastały zdolności polityczne, jakimi się szczycił. Spojrzenie to było też do obłędu wysławiane przez oficjalną poezję w służbie reżimu, z pominięciem wszelkich
innych cech fizycznych Hitlera.
Połączenie magnetycznego spojrzenia z pełną emfazy, urywaną mową, gwałtowną, nietypową dla Niemców gestykulacją i inteligentnie wplatanymi pauzami dramatycznej ciszy (to wszystko także ćwiczył Hitler w domu albo w studio swojego prywatnego fotografa, Heinricha Hoffmanna), podobnie, jak świadome wykorzystywanie możliwości, jakie daje sztuczne oświetlenie – wszystkie te cechy i zabiegi może tłumaczą w jakiś sposób niezwykłą władzę, jaką miał Hitler nad masami, nawet, jeśli dzisiaj trudno ją zrozumieć, gdy ogląda się filmy dokumentalne z tamtych czasów. Reżyser filmów nazistowskich Veit Harlan, który znał dyktatora osobiście, pisał o nim: „Jego siły przekonywania nie dało się sfilmować. Dlatego nikt nie dostrzegał jej na licznych ujęciach znanych z kronik filmowych. Doświadczyć jej można było tylko w obecności człowieka z krwi i kości. Ale nie chodziło tylko o to, co było widać: to było niczym strumień prądu elektrycznego.” Niesamowicie brzmi też świadectwo Speera, który twierdził, że podczas swych przemówień
Hitler emanował miłością – do swojego audytorium i do każdego z przybyłych Niemców z osobna. Według historyka Joachima Festa sekretem sukcesu oratorskiego Hitlera była zręczność, z jaką umiał łączyć rozsądek i opanowanie z nagłymi wybuchami emocji.
Kolejną z osobliwych cech Hitlera, które przyczyniły się do jego mitu jako osoby obdarzonej nadprzyrodzonymi zdolnościami, było jego niebywałe szczęście. Co najmniej do czasu bitwy pod Stalingradem sukcesy, jakie towarzyszyły jego zuchwałym przedsięwzięciom politycznym i wojskowym, często były zaskoczeniem nawet dla niego samego. Według słów generała Jodla, głównego doradcy wojskowego Hitlera, dyktator nabrał w końcu „prawie mistycznego przeświadczenia o własnej niezawodności jako wodza narodu i dowódcy wojskowego”. Hitler był głęboko przekonany, że jego zwycięstwa – podobnie, jak fakt przeżycia zamachu z 20 lipca 1944 roku – są niezbitym dowodem na działanie Opatrzności [ŕBóg], siebie zaś zaczął postrzegać jako magiczny totem, którego obecność czyni dane miasto niezwyciężonym. Któregoś razu powiedział do Wilhelma Keitela: „Jeśli opuszczę Prusy Wschodnie, poniosą klęskę; jeśli zostanę, ocaleją.” I rzeczywiście, Prusy Wschodnie padły krótko po wyjeździe Hitlera, choć z bardziej obiektywnych przyczyn. A jednak
właśnie owo przekonanie kazało Hitlerowi pozostać w Berlinie do samego końca: wierzył, że sama jego obecność sprawi, iż stolica Niemiec nie zostanie zajęta.
Już w roku 1923 zaczęto go porównywać z Mesjaszem. Propaganda nazistowska umiejętnie wykorzystała ów mesjanistyczny wymiar Hitlera, którego na szkolnych lekcjach religii wciąż przyrównywano do ŕJezusa Chrystusa. Innych przywódców reżimu wolno było w pewnej mierze krytykować, lecz wytykanie wad Adolfa Hitlera traktowane było jak najprawdziwszy grzech i wśród nazistów mało kto był skłonny go popełnić. Sam Hitler bez ogródek mówił o zabitych podczas nieudanego puczu z 1923 roku jako o „swoich apostołach”. Goebbels z kolei podsycał tendencje do utożsamiania Führera z Mesjaszem, przedstawiając go jako wodza wypełniającego misję i gotowego do wszelkich poświęceń, jako człowieka, który z miłości do swego narodu zrezygnował z małżeństwa i rodziny wiódł przykładne, skromne i proste życie [ŕParsifal]. Himmler zaś oświadczył w roku 1937, że narodziny Hitlera – którego często nazywał człowiekiem-Bogiem (Gottmensch) były „wydarzeniem, które może nastąpić najwyżej raz na dwa tysiące lat”, w oczywisty sposób nawiązując do
przybycia chrześcijańskiego Mesjasza. Rytuały inicjacyjne SS, wykazujące pewne podobieństwa do katolickiej liturgii chrztu, odbywały się pod portretem Hitlera, umieszczonym nad ołtarzem i udekorowanym swastykami. Korespondent wojenny Alan Moorehead wspomina swoją wizytę w jednej z nazistowskich kaplic poświęconych adoracji Hitlera; mieściła się przy kwaterze głównej wojsk morskich pod Hamburgiem. Na ołtarzu i na ścianach umieszczono portrety dyktatora i innych przywódców nazistowskich, ozdabiając je swastykami i hasłami nawołującymi do lojalności i do wojny.
W trosce o potencjalne sojusze polityczne i militarne, propagandziści nazistowscy starali się przekazać ów mesjanistyczny wymiar swojego przywódcy za granicę. Zwłaszcza po wybuchu wojny czyniono wysiłki, by przedstawiać Hitlera jako charyzmatycznego proroka również w świecie islamu; by osiągnąć ten cel, Himmler rozkazał przestudiować Koran pod kątem ustępów, które mogłyby przepowiadać przyjście wodza o cechach niemieckiego Führera – wyniki były jednak mizerne. Niemniej jednak Himmler sądził, że znalazł odpowiedni fragment w księdze Bhagawadgity, gdzie opisana jest postać zbawcy: „Fragment ten napisano dla Führera. […] Pojawił się on w chwili największej potrzeby, gdy naród niemiecki zabrnął w ślepą uliczkę. […] Karma germańskiego ludu kazała mu wypowiedzieć Wschodowi wojnę i ocalić germańskie narody.”
Kult Hitlera wrósł także głęboko w wierzenia ludu. Jak wspomina Alma Mahler, w roku 1938 w Wiedniu, pod gigantycznym portretem Hitlera umieszczonym w witrynie biura turystycznego, miejscowi dewoci (zwłaszcza kobiety) złożyli tak niewyobrażalną ilość kwiatów, że zasypały one nawet jezdnię, blokując ruch uliczny. Najwymowniejszym przykładem na to, jak wielkie, choć nieuświadomione nadzieje pokładano w osobie dyktatora jako w wybawcy, jest stereotypowa formułka: „Wierzę w Adolfa Hitlera”. Wyznanie to, umieszczone na początku nazistowskiego katechizmu rozdawanego chłopcom z Hitlerjugend, rozpowszechniło się potem i było szczególnie często powtarzane pod koniec wojny, gdy w obliczu nieuniknionej klęski można już było jedynie odwoływać się do bezsensownej, świeckiej wiary w Führera. Liczne były także nekrologi poległych na froncie żołnierzy, kończące się zdaniem „zginął wierząc w Adolfa Hitlera”. W szkołach dzieci uczyły się zmieniać w popularnych modlitwach chrześcijańskich imię Jezusa na „naszego Führera”, a
chłopcy z Hitlerjugend często porównywali go z Bogiem. Tak zwani Niemieccy Chrześcijanie (Deutsche Christen) zmienili tekst modlitwy dziękczynnej odmawianej przed posiłkiem i zamiast imienia Boga wzywali Hitlera, jakby to jemu winni byli wdzięczność za chleb powszedni. Wielu Niemców całkowicie utożsamiało Hitlera z niemiecką ojczyzną, której zalety rzekomo ucieleśniał. Co znamienne, w miarę jak niektóre ze zbrodni, błędów i bezeceństw nazistowskich dochodziły do uszu jego zwolenników, ci zwykle zakładali, że Hitler o niczym nie został poinformowany. „Gdyby Führer się dowiedział!” – tak brzmiało hasło najczęściej przez Niemców wypowiadane. Siła kultu Hitlera była tak wielka, że – paradoksalnie – jego osoba przestała być kojarzona z ruchem politycznym, który reprezentował i za który bez cienia wątpliwości największą odpowiedzialność ponosił właśnie Hitler.
Rola Hitlera jako narodowego symbolu zaczęła się na długo zanim doszedł do władzy. Już w roku 1923, krótko po nieudanym zamachu stanu, kioski i sklepy papiernicze sprzedawały pocztówki z jego portretem i podpisem; atrakcyjność niektórych podnosił jeszcze sensacyjny wówczas chwyt marketingowy: świeciły w nocy. Przemianę Hitlera w symbol nieomalże religijny wzmagał jeszcze zwyczaj wieszania jego portretów w szkołach, pod krucyfiksem. Reprodukcje obrazu Heinricha Knirra, przedstawiającego Hitlera stojącego w postawie wojskowej na szczycie góry, były bardzo tanie i sprzedano ich miliony. Prywatny fotograf dyktatora Hoffmann, który miał wyłączność na zdjęcia Hitlera, zgromadził niesłychaną fortunę, sprzedając jego wizerunek. Wszyscy powinni byli posiadać portret wodza, a jego profanacja była surowo karana. Już w roku 1936 odbyły się pierwsze procesy oskarżonych o to przestępstwo; skazanym groziło więzienie, a podczas wojny – zsyłka do obozu koncentracyjnego.