Krwawa rzeź na ulicach Paryża. Noc św. Bartłomieja
Krwawa rzeź na ulicach Paryża. Noc św. Bartłomieja
Masakra na niewyobrażalną skalę
Szesnastowieczna Europa była rozrywana wojnami religijnymi. Francja, Anglia, Niderlandy, Rzesza Niemiecka - krwawe konflikty pomiędzy katolikami i reformatorami były tak powszechne, że stanowiły niemal ponurą codzienność. Wyjątkowo niechlubną kartą w historii zapisała się rzeź hugenotów, która miała miejsce pod koniec sierpnia 1572 roku w Paryżu.
Pogrom nazywany "nocą świętego Bartłomieja" albo "krwawym weselem paryskim" był jednym z najkrwawszych i najokrutniej zaplanowanych ataków na francuskich protestantów. A wszystko to wydarzyło się przy okazji ślubu, który miał symbolicznie zakończyć etap religijnych wojen we Francji.
Dlaczego, choć doszło do ślubu, jego znaczenie zostało tak dramatycznie zmienione? Kto stał za wydaniem rozkazu, by mordować paryskich hugenotów? Jak wielu ludzi poniosło śmierć i jakie były konsekwencje tej przerażającej nocy?
Na te i wiele innych pytań odpowiadamy na kolejnych stronach galerii, gdzie cytujemy najmocniejsze fragmenty książki Tima Willocksa pt. Dwanaścioro z Paryża (Dom Wydawniczy REBIS), która właśnie trafia do księgarń. Powieść przenosi czytelnika na jedną dobę do owładniętego morderczym szałem Paryża Anno Domini 1572.
Demoniczna Włoszka i problemy z religią
W 1560 roku królem Francji został Franciszek II Walezjusz, mąż późniejszej królowej Szkocji - Marii Stuart. Ponieważ małżeństwo zostało zawarte przez nieletnich, faktyczną władzę sprawowała Katarzyna Medycejska - z pochodzenia Włoszka, z przekonania - ultrakatoliczka. Protestantyzm stawał się coraz bardziej popularny także we Francji - w połowie XVI wieku hugenoci byli liczni i bardzo dobrze zorganizowani.
Ponieważ Katarzyna rządziła twardą ręką, wojny religijne były nieuniknione. Po dziesięciu latach niepokojów i ciągłych napięć wydawało się, że religijny spór można zażegnać. W Saint Germain został zawarty pokój, który gwarantował wolność religijną. Jego symbolem miał być ślub księżniczki Małgorzaty Walezjuszki (Dumasowskiej "królowej Margot") z hugenockim Henrykiem Burbonem.
Kruchy rozejm
Ślub zaplanowano i uroczystość odbyła się w poniedziałek 18 sierpnia 1572 roku. Mimo że miał być symbolem upragnionego pokoju, w oczach wielu budził jawną niechęć:
"Małżeństwo Małgorzaty z protestantem Henrykiem - nadmieńmy, że żadne z nich nie miało jeszcze dwudziestu lat - było ostatnim wysiłkiem Katarzyny na rzecz utrzymania kruchego rozejmu między możnowładcami poszczególnych prowincji. Związek ten, najdelikatniej mówiąc, był raczej niepopularny; nie budził entuzjazmu nawet w nowożeńcach.
Większość hugenockiej szlachty oraz paryskich katolików uważała go wręcz za wybryk natury. [...] Cały Paryż był przeciwny zaślubinom. Rzym także. Nie uzyskano wszak dyspensy papieskiej, tylko sfałszowano ją, by skłonić kardynała de Bourbon do poprowadzenia ceremonii".
Macchiavelli w spódnicy
Mimo nieskrywanej niechęci wobec idei ślubu katoliczki z protestantem, trzeba dodać, że sam dwór był rozdarty na dwa obozy - pierwszy, skupiony wokół księżniczki Margot, Ludwika Kondeusza i admirała de Coligny, sympatyzował z protestantami, drugi - pod wodzą Katarzyny Medycejskiej, wprost przeciwnie.
Karol IX, który królem był tylko formalnie, miał chwiejny charakter. To właśnie wykorzystała jego matka. Ponieważ na ślubie Małgorzaty i Henryka w Paryżu miała zebrać się niemal cała hugenocka szlachta, Katarzyna obmyśliła diabelski plan.
Zabijcie ich wszystkich
Zaraz po uroczystościach ślubnych doszło do przykrego i - jak się okazało - fatalnego w skutkach incydentu. Wielki admirał Coligny został postrzelony w ramię podczas wieczornego spaceru. Nieudany zamach na jego życie szybko stał się przyczyną politycznych nacisków.
Powiało grozą, gdy z Luwru natychmiast odjechał ambasador Hiszpanii. Dwór zaczął obawiać się wojny. Tymczasem Karol IX osobiście odwiedził rannego admirała wraz ze swym chirurgiem, słynnym Ambrożym Pare. To właśnie wtedy król wypowiedział słowa: "Rana jest pańska, ból jest mój".
Demonstracja Karola nie trwała długo. Pod naciskiem Katarzyny udzielił pozwolenia na zamordowanie wszystkich hugenotów w Paryżu. Plotka głosi, że zdenerwowany król wykrzyknął, by zabito wszystkich bez wyjątku, tak aby nikt nie mógł go potem o nic oskarżyć.
Luwr spływa krwią
Pozwolenie od króla szybko stało się królewskim rozkazem. O trzeciej nad ranem, sześć dni po uroczystości zaślubin, 24 sierpnia 1572 roku, rozległo się bicie dzwonów. Na rozkaz Katarzyny królewska gwardia szwajcarska rozpoczęła systematyczną rzeź - od komnat Luwru aż po ulice Paryża.
"Kusznicy i arkebuzerzy zgromadzili się na południowym krańcu dziedzińca. Nie czekając na rozkaz, strzelali wprost w tłum hugenotów. Nieszczęśnicy, którzy w swym szaleństwie próbowali ucieczki, trafiali wprost pod ostrza gwardzistów, mordujących wręcz na wyścigi [...].
Tu i tam padały słowa pożegnania, niektórzy całowali bliskich po raz ostatni, a inni klęczeli na zbryzganych krwią kamieniach i się modlili. Wściekłość, przerażenie i śmiech królowały tej nocy. Przeklinano króla i wzywano Boga, lecz żaden z nich nie zamierzał przerwać tej rzezi" - czytamy w książce.
Iskra w beczce prochu
Według jednych "rodzina królewska przyglądała się temu z balkonu królowej, jak na balu maskowym", według innych Karol IX próbował wpłynąć na rozwój wypadków. Było już jednak za późno. O ile Szwajcarom z królewskiej gwardii wystarczył rozkaz, o tyle mieszkańcom Paryża nie potrzeba było aż tak wiele:
"Paryżanie są zmęczeni. Głód, drożyzna, zaraza. Podatki, które trzeba płacić na wojny wypowiedziane, lecz niewygrane. Podatki, którymi trzeba przekupić najemników sprowadzonych przez hugenotów, by się stąd wynieśli. Podatki na własnych najemników. Podatki na budowę majestatycznych gmachów, których nie możemy ukończyć, bo nas na to nie stać. Podatki na to dziwaczne wesele. Czy ktokolwiek wierzy, że to dobrana para? Na pewno nie pan młody ani panna młoda. I jeszcze oczekują, że pójdziemy na wojnę z Hiszpanami? Paryżanie chcą, by te problemy nareszcie się skończyły, a to oznacza, że skończyć trzeba z hugenotami, ot co".
Miasto, które stało się więzieniem
Puszczona w ruch machina zabijania działała sprawnie. W ciągu dwóch dni zabito około trzech tysięcy protestantów. W obawie przed mogącą nadejść z odsieczą armią hugenotów bramy miasta zostały zatrzaśnięte, a Paryż stał się dla swoich mieszkańców więzieniem.
"We wtorek szaleństwo krucjaty przeciwko hugenotom sięgnęło apogeum. [...] Apatia rzekomych sił porządkowych - królewskich, wojskowych i cywilnych - tylko ośmielała członków konfraterni i hord przestępców. Król nie ośmielił się skierować gwardii przeciwko swym najzagorzalszym zwolennikom, bo prócz nich nie miał już prawie nikogo.
Wysłannicy, których ustami wyrażał swą dezaprobatę wobec niszczenia stolicy, byli bezlitośnie wyśmiewani i ignorowani [...]. W środę, gdy stało się jasne, że władza królewska jest zbyt wątła, by zapanować nad anarchią, król zwołał Parlament i ogłosił, że wszystko, co się do tej pory wydarzyło, było skutkiem jego wyraźnego rozkazu, wydanego "celem udaremnienia niecnego spisku".
Piękny, krwawy sukces
Jak się okazało, ta nagła zmiana frontu przyniosła niespodziewany skutek: "Lud odkrył mianowicie - niestety, tylko chwilowo - że w sumie jednak kocha swego władcę [...]. W Rzymie, Madrycie i wielu innych miejscach wieści o pogromie przyjęto z zachwytem. Giorgio Vasari otrzymał zlecenie na wykonanie w Watykanie fresków upamiętniających to wydarzenie. Dominowało przekonanie, że rzeź hugenotów była pięknym sukcesem [...].
Choć masakra nie zniszczyła ruchu hugenockiego ze szczętem, była dla niego poważnym, niemal śmiertelnym ciosem, po którym już nigdy nie odzyskał dawnej siły. Jego przywódcy zostali uśmierceni; utracono też środki, które mogłyby posłużyć do finansowania dalszej walki. Tysiące hugenotów wyrzekły się swej wiary; zniechęciła ich obojętność Boga, który dopuścił do tego, by tak bestialsko pomordowano jego wierne dzieci. Masowo przyjmowali więc chrzest w wierze katolickiej i żyli w spokoju. Jeszcze więcej było jednak takich, którzy szukali wolności w krajach, gdzie stosy rezerwowano dla heretyków innej maści".
"Paryż wart jest mszy"
Pogrom w Paryżu - nazywany nocą świętego Bartłomieja albo krwawym weselem paryskim - nie zakończył rzezi hugenotów. Represje i mordy na terenie Francji skończyły się dopiero pod koniec września 1572 roku. Łącznie w pogromach zginęło kilkanaście tysięcy ludzi. To wydarzenie dało też początek kolejnym wojnom religijnym, które trwały aż do objęcia tronu przez pechowego pana młodego - Henryka Burbona.
To on miał powiedzieć "Paryż wart jest mszy" i zakończyć etap wojen religijnych edyktem nantejskim. Wolność wyznania została zanegowana dopiero przez Ludwika XIV, który w niespełna sto lat później, wydał kolejny edykt, tym razem zmuszający protestantów do masowych emigracji.
Tymczasem w Rzeczypospolitej...
Warto dodać, że podczas gdy Europą targały nieustanne wojny na tle religijnym, Rzeczpospolita była oazą spokoju i dobrobytu. Panowała wolność wyznania, o której Francja mogła tylko marzyć - i to na długo przed edyktem nantejskim. Już od 1573 roku swobody religijne miały swoją podstawę prawną - był nią Akt Konfederacji Warszawskiej.
To właśnie dlatego, jeden z bohaterów powieści Willocksa, z pochodzenia Polak z Krakowa, mógł powiedzieć: "W Polsce katolicy i protestanci nie toczą nieustannych wojen. Nikt u nas nie głoduje. Nie płoną pola uprawne. Nie wydaliśmy też całych zapasów złota, by zapłacić Niemcom za spustoszenie naszego kraju. Co więcej, potrafimy pozbywać się własnego gówna, zamiast układać je w sterty, jak to się czyni w Luwrze".
O książce i autorze
Paryż, 23 sierpnia 1572, za kilka godzin rozpocznie się noc świętego Bartłomieja. Trzy wojny religijne zmieniły stolicę Francji w kocioł nienawiści, intryg i zepsucia. Królewskie zaślubiny, które miały być radosnym symbolem pojednania katolików i hugenotów, w rzeczywistości stały się impulsem do rozpętania rzezi na niewyobrażalną skalę.
Mattias Tannhauser, wróciwszy z afrykańskiej podróży, przybywa do stolicy w wigilię dnia świętego Bartłomieja z zamiarem odnalezienia żony i sprowadzenia jej do domu. Kiedy jednak rozpoczyna się masakra hugenotów i miasto pogrąża się w anarchii, Carla zostaje uprowadzona przez Grymonde'a, króla dzielnicy nędzy, Tannhauser zaś aresztowany w Luwrze. Ich kłopoty nie są dziełem przypadku.
Sam przeciw wszystkim - stróżom prawa, katolickim fanatykom i armii Pielgrzymów Świętego Jakuba - Mattias musi przelać rzekę krwi, by odzyskać ukochaną i odnaleźć własne człowieczeństwo. Przemierza piekło w poszukiwaniu kobiety, lecz jego życie odmieni na zawsze dwanaścioro dzieci Paryża.
Tim Willocks urodził się w 1957 r. w Stalybridge, w hrabstwie Cheshire. Z wykształcenia jest psychiatrą, z zamiłowania pisarzem, scenarzystą i producentem filmowym. Napisał powieści "Bad City Blues", "Bunt w Green River" (REBIS 2009), "Bloodstained Kings", "Religia" (REBIS 2006, 2013) oraz scenariusze do takich filmów, jak "Nieukończona podróż" Stevena Spielberga, "Kochankowie sztormowego morza" czy "Wyrzucony na brzeg" według opowiadania Josepha Conrada.
Tekst: Kama Margielska. Oprac. GW, WP.PL.