Lestacie,
Gdy tylko znajdziesz ten list w swoim domu przy rue Royale – a szczerze wierzę, że go znajdziesz – zdasz sobie sprawę, że złamałem Twoje zasady.
Wiem, że Nowy Orlean to ziemia zakazana łowców krwi i że zniszczysz każdego, kogo tam znajdziesz. I w przeciwieństwie do całej hołoty, której już się pozbyłeś, rozumiem Twoje powody. Nie chcesz, aby wytropili nas członkowie Talamaski. Nie chcesz wojny z czcigodnym Zakonem Śledczych Zjawisk Nadprzyrodzonych, zarówno ze względu na zakon, jak i na nas.
Ale proszę Cię, błagam, zanim zaczniesz mnie ścigać, przeczytaj to, co mam do powiedzenia.
Nazywam się Quinn. Mam dwadzieścia dwa lata i niecały rok jestem łowcą krwi, jak nazywał tę kondycję mój stwórca. Że tak powiem, stałem się sierotą i dlatego zwracam się do Ciebie o pomoc.
Zanim jednak przedstawię moją sprawę, proszę, zrozum, że wiem o Talamasce, że wiedziałem o niej, zanim w ogóle otrzymałem mroczną krew, że wiem o wrodzonej dobroci i legendarnej neutralności członków Zakonu w sprawach zjawisk nadnaturalnych i zadam sobie wiele trudu, aby mnie nie zauważyli, gdy będę Ci dostarczał ten list.
Nie wątpię, że twoje telepatyczne umiejętności pozwalają Ci sprawować straż nad Nowym Orleanem. Nie wątpię, że znajdziesz to pismo.
Jeśli faktycznie przybędziesz wymierzyć mi sprawiedliwość, bezzwłocznie ukarzesz mnie za nieposłuszeństwo, daj słowo, że zrobisz wszystko, co w Twojej mocy, aby zniszczyć ducha, który od dziecka był moim towarzyszem. Ten stwór, ten mój duplikat, który rósł ze mną od poczęcia, teraz zagraża nie tylko mnie. Ludziom również.
Pozwól, że wytłumaczę, o co mi chodzi.
Jako chłopiec nazwałem go „Goblin”, chrzcząc go tym imieniem dużo wcześniej, nim zaczęto czytać mi wiersze czy bajki, w których występują takie postaci. Czy sam się tak nazywał, tego nie wiem. Jednakże wystarczyło mi pomyśleć, powiedzieć, zawołać: „Goblin!”, a pojawiał się przy mnie. Wiele razy czynił to z własnej woli i nie dał się odpędzić. Często bywał moim jedynym przyjacielem. Z biegiem czasu stał się nieodłącznym towarzyszem, dojrzewając wraz ze mną, i nauczył się wyrażać swoje życzenia. Można powiedzieć, że przydałem mu sił i ciała, niechcący tworząc potwora.
Prawdę mówiąc, nie wyobrażam sobie życia bez niego. Ale muszę. Muszę z nim skończyć, zanim całkowicie wymknie się spod kontroli.
Dlaczego nazywam go potworem – to stworzenie, które kiedyś było moim najbliższym towarzyszem? To proste. Od kiedy zrobiono mnie łowcą krwi – a zrozum, nie miałem w tej sprawie żadnego wyboru – Goblin sam zasmakował we krwi. Po każdym karmieniu bierze mnie w objęcia i wysysa ze mnie krew tysiącem drobniutkich ranek, stając się bardziej widoczny i wydzielając łagodną woń, której nigdy wcześniej nie miał. Nabiera sił z każdym miesiącem i przysysa się do mnie na coraz dłużej.
Już nie potrafię go odpędzić.
Chyba nie zdziwi Cię informacja, że jego napaści dostarczają mi nieuchwytnej przyjemności, chociaż nie tak wielkiej jak spożywanie ludzkiej krwi, i nie zaprzeczam, że czuję wtedy dreszcz słodki jak orgazm. Teraz jednak nie o siebie się boję, nie przeraża mnie własna bezbronność. Boję się przemiany, która w nim zachodzi.
Tak się składa, że przeczytałem od deski do deski Twoje „Kroniki wampirów”. Zostały mi przekazane przez mojego stwórcę, wiekowego łowcę krwi, który przekazał mi również, jak sam twierdzi, ogromną siłę. W swoich opowieściach mówisz o powstaniu wampirów, cytując egipskiego krwiopijcę sprzed tysięcy lat, Starszego, który opowiedział tę historię mędrcowi, Mariusowi, który z kolei przed wiekami przekazał ją tobie.
Nie wiem, czy Ty i Marius wpletliście zmyślenia w swoje historie. Być może Ty i Twoi towarzysze, Sabat Wymownych, jak się teraz nazywacie, faktycznie macie skłonność do folgowania wyobraźni.
Ale nie sądzę. Jestem żywym dowodem, że łowcy krwi istnieją – bez względu na to, czy nazwie się ich krwiopijcami, wampirami, dziećmi nocy czy dziećmi milenium – a sposób, w jaki zostałem stworzony, potwierdza Wasze opisy.
Więcej, chociaż mój stwórca nazywał nas częściej łowcami krwi niż wampirami, używał określeń, które pojawiły się w Twoich opowieściach. Przekazał mi umiejętność swobodnego przemieszczania się w powietrzu i nazwał ją darem chmur, umiejętność telepatycznego wynajdywania grzesznych ofiar i nazwał ją darem umysłu, umiejętność rozpalania ognia w żelaznym piecu, który zapewnia mi ciepło, i nazwał ją darem ognia.
Tak więc wierzę, że Wasze opowieści są prawdziwe. Wierzę, że faktycznie istniejecie.
Wierzę, gdy mówisz, że Akasza, pierwszy z wampirów, została stworzona, gdy zły duch przeniknął każdą jej tkankę, i że zanim ją zaatakował, zasmakował w ludzkiej krwi.
Wierzę, gdy mówisz, że ten duch, Amel, jak nazywały go dwie czarownice – Maharet i Mekare – które miały moc widzenia i słyszenia tego rodzaju istot, egzystuje teraz w nas wszystkich, gdy jego niewidzialne ciało, jeśli można je tak nazwać, rozrosło się niczym bujne pnącze i rozkwitło w każdym, kolejno stwarzanym łowcy krwi, aż do obecnych czasów.
Wiem również z Waszych opowieści, że gdy Mekare i Maharet stały się łowcami krwi, straciły umiejętność widzenia duchów i rozmawiania z nimi. I co więcej, mój stwórca powiedział mi, że i ja stracę tę moc.
Zapewniam Cię jednak – nic takiego się nie stało. Nadal przyciągam duchy jak magnes. I to być może ta moja zdolność, ten rodzaj wrażliwości i wcześniejszy pociąg do Goblina dały mu dręczycielską siłę, z którą teraz mnie prześladuje, wysysając moją wampirzą krew.
Lestacie, jeśli ta kreatura nabierze jeszcze większej siły, a wygląda na to, że nic jej przed tym nie powstrzyma, czy zdoła wejść w człowieka, jak przed tysiącami lat zrobił to Amel? Czy to możliwe, że z wampirzego pnia powstanie kolejny gatunek, a z tego pnia kolejne pnącze?
Nie wyobrażam sobie, że mógłbyś pozostać obojętny na ten problem, na tę możliwość, że Goblin stanie się zabójcą ludzi, chociaż teraz jeszcze jest na to o wiele za słaby.