Kroniki abisyńskie
Gdy Serenity znikał w szczękach ogromnego krokodyla, przez jego głowę przebiegły trzy ostatnie obrazy: rozkładający się bawół pełen dziur, z których wypełzały nitki larw i wylatywały roje much; jego długoletnia kochanka, ciotka jego zaginionej żony - oraz tajemnicza kobieta, która, gdy był dzieckiem, uleczyła go z opętania przez duże kobiety.
Tych parę osób, które w młodości znały mojego ojca i żyły jeszcze, gdy byłem mały, przypominało sobie, że do siódmego roku życia podbiegał niemal do każdej przechodzącej dużej kobiety i miękkim, drżącym od wyczekiwania głosem mówił: "Witaj w domu, mamusiu. Tak długo cię nie było, że bałem się, że już nigdy nie wrócisz". Zaskoczona kobieta uśmiechała się wtedy, głaskała go po główce i patrzyła, jak zaciska rączki, a potem wyjaśniała mu, że znowu się pomylił.
Kobiety z zagrody jego ojca próbowały go tego oduczyć; straszyły go - co potwierdzają niektórzy mieszkańcy wsi - mówiąc, że kiedyś podbiegnie do przebranego za dużą kobietę ducha, który zabierze go ze sobą i wsadzi do głębokiej dziury pod ziemią. Równie dobrze mogły próbować doić wodę z kamienia, bo ojciec mój, jak zwykle, z upartym wyrazem twarzy nadal Pędził w kierunku dużych kobiet i raz za razem doznawał rozczarowarna.
Aż w południe pewnego gorącego dnia 1940 roku podbiegł do kobiety, która się nie uśmiechnęła i nie pogłaskała go po główce. Nie rzuciwszy mu nawet jednego spojrzenia, złapała go za ramiona i odepchnęła od siebie. Ta tajemnicza uzdrowicielka, która uwolniła go od jego obsesji, zdobyła tym sobie raz na zawsze miejsce w jego życiu. Nigdy więcej nie podbiegał już do dużych kobiet i nie chciał o tym rozmawiać, nawet wtedy, gdy Babcia, jedyna jego ciotka ze strony ojca, obiecywała mu słodycze. Zamknął się w grubym kokonie i odrzucał wszelkie próby pocieszenia. Najego twarzy pojawiła się życzliwa, samotnicza obojętność, tak zdecydowana, że nadano mu imię Serenity, choć mieszkańcy wsi nazywali go "Sere", co jak na ironię oznacza również roślinkę z czarnymi kolcami, występującą w zapuszczonych ogrodach lub zaroślach i czepiającą się ubrań oraz zwierzęcych boków.
Matka Sere, kobieta, która w jego myślach przyjęła postać wszystkich tych obcych kobiet, pozostawiła go swemu losowi, gdy miał trzy lata; mówiło się, że poszła do odległych sklepów na drugim końcu Mpande Hill, gdzie robiono większe zakupy, i nigdy nie wróciła. Zostawiła też dwie dziewczynki, obie starsze od Sere, które z wielką pokorą pogodziły się zjej nieobecnością i nie mogły znieść opętańczego zainteresowania brata dużymi kobietami.
W idealnej sytuacji Sere powinien był się urodzić jako pierwszy, bo wszyscy mieli nadzieję, że Dziadek będzie mieć wnuka, przyszłego przywódcę okręgu. Ale na świat przychodziły tylko dziewczynki, z czego dwie umarły zaraz po urodzeniu, w okolicznościach, które trąciły matczyną rozpaczą. Kiedy urodził się Sere, jego matka postanowiła odejść, ponieważ wszyscy oczekiwali od niej, że wyda na świat jeszcze jednego syna - jako rezerwę, bo jeden syn jest jak świeca wobec nagłego powiewu wiatru.
Napięcie niesłychanie wzrosło, gdy ogłoszono, że znowu jest w ciąży. Wiele na ten temat spekulowano: będzie dziewczynka czy chłopiec, będzie mieć szanse na przeżycie czy nie, czy jest to dziecko Dziadka czy mężczyzny, w którym była zakochana po uszy? Zanim można się było czegokolwiek dowiedzieć, odeszła. Ale nie miała szczęścia: trzy miesiące później, w nowym życiu, Pękła jej macica i wykrwawiła się w drodze do szpitala, na tylnym siedzeniu rozklekotanego morrisa minor.
Tymczasem Serenity coraz bardziej zamykał się w swoim kokonie, unikał ciotek, kuzynów i kuzynek oraz zastępczych matek, o których myślał, że go nienawidziły, ponieważ był spadkobiercą majątku ojca, na który składało się kilka hektarÓw płodnej ziemi przodków. Jego wyobcowania nie zmniejszyły narodziny Kawayidy, przyrodniego brata, zrodzonego z muzułmanki, kochanki ojca. Zgodnie z prawem Kawayida stanowił niewielkie zagrożenie dla Sere i w ten sposób wszystko pozostało po staremu. Aby uciec duchom błąkającym się po jego głowie i wśród skażonej atmosfery nad zagrodą ojca, Sere wałęsał się po okolicznych wsiach. Wiele czasu spędzał w domu Skrzypka, mężczyzny o dużych stopach i serdecznym śmiechu, wokół którego roztaczał się ostry zapach cebuli. Człowiek ten przychodził zawsze zaśpiewać Dziadkowi serenadę podczas weekendów, spędzanych przez niego w domu.
Serenity nie mógł zrozumieć, dlaczego Skrzypek chodzi z szeroko rozstawionymi nogami. Bardzo niegrzecznie byłoby pytać go o to wprost, a Serenity obawiał się, że gdyby zapytał o to jego dzieci, powtórzyłyby to swemu ojcu, a on z kolei wygadałby się przed jego ojcem, który ukarałby Serenity. Dlatego pytanie zadał ciotce:
- Dlaczego Skrzypek ma piersi między nogami?
- Kto mówi, że Skrzypek ma piersi między nogami?
- Nigdy nie zauważyliście, jak on chodzi?
- A jak chodzi?
- Z szeroko rozstawionymi nogami, jakby miał pod tuniką dwa owoce chlebowca.
Po czym Serenity zademonstrował, grubo przesadzając, sposób chodzenia Skrzypka.
- Dziwne, ale nigdy nie rzuciło mi się to w oczy. - Babcia udawała głupią, jak zwykli to robić dorośli, kiedy znaleźli się w trudnej sytuacji.
- Jak mogło nie rzucić się to wam w oczy? Ciotko, on ma duże piersi między nogami.
- Skrzypek nie ma piersi rniędzy nogami, tylko jest chory. Ma mpanama.
Siostry Serenity dowiedziały się w jakiś sposób o tym i nie mogły się powstrzymać, by na wsi, z przyjaciółkami i koleżankami ze szkoły, nie plotkować na temat Skrzypka z piersiami i małego klowna, który go tak śmiesznie przedrzeźniał. Skutek był taki, że gdy w pobliżu nie było dorosłych, wyśmiewano Serenity, wykrzykując za nim "Mpanama" - słowo o wstrętnym, mokrym dźwięku krowiego łajna, wypadającego na twardą ziemię wprost z zada cierpiącej na biegunkę krowy. Znowu został wyleczony z fascynującej obsesji, choć nadal zachodził do domu tego biednego człowieka, z nikłą nadzieją, że przyłapie go podczas sikania albo jeszcze lepiej kucającego w wychodku, bo koniecznie musiał się dowiedzieć, czy piersi Skrzypka są równie duże i miękkie jak piersi kobiet z zagrody ojca.
Oprócz zweryfikowania tych tajemniczych fantazji Serenity chciał również nauczyć się grać na skrzypcach. Uwielbiał te jednostrunowe jęki, skargi, wzdychania i skowyty, które Skrzypek wyskrobywał ze swojego niewielkiego instrumentu. Wizyty Skrzypka u Dziadka były najważniejszym momentem tygodnia, ajego muzyka była jedyną, której Sere słuchał z przyjemnością, bez przymusu czy nacisków ze strony dorosłych bądź rÓwieśników. Chciał nauczyć się grać na skrzypcach, dumnie przykładać instrument do ramienia i stroić jedyną strunę za pomocą grudki wosku - a ponad wszystko zwabiać do swego zaklętego koła obce kobiety i trzymać je tam tak długo, jak długo będzie mieć na to ochotę. W szkole słynął z pięknych szkiców skrzypiec. Ale jego marzenie nigdy się nie spełniło. Dziadek, który był katolikiem, utracił mandat i z powodu fanatyzmu religijnego został zastąpiony przez protestanckiego rywala.
Pod koniec lat pięćdziesiątych, kiedy Dziadek został pozbawiony władzy, a tym samym stracił to, co było najważniejsze w jego życiu, jego dom opustoszał, ponieważ rodzina, przyjaciele i zwolennicy odchodzili jeden po drugim albo grupkami. Zniknęły kobiety, nawet Skrzypek zabrał swój talent w inne okolice. Gdy miałem tyle lat co podbiegający do dużych kobiet Serenity, Dziadek mieszkał sam w domu, który od czasu do czasu dzielił z którymś z członków rodziny lub kobietą, kilkoma szczurami, pająkami i wężem zrzucającym skórę za stosami worków z kawą.
Babcia, jego jedyna żyjąca jeszcze siostra, także: mieszkała sama, w odległości trzech boisk do piłki nożnej. Kawalerskie mieszkanie Serenity, skromny domek wybudowany na kawałku ziemi podarowanym mu przez Dziadka i Babcię, znajdowało się pomiędzy tymi dwoma zagrodami. Był to martwy, pusty dom, który od czasu do czasu ratowano przed upadkiem, porządkując go czy to na cześć jakiegoś gościa, czy też po prostu w celu ograniczenia szkód wyrządzonych przez korniki i inne pałające żądzą zniszczenia robactwo. Ożywał w pełni jedynie wtedy, gdy na jakiś czas przyjeżdżały siostry Serenity i wujek Kawayida; oświetlano go wówczas złotymi promieniami latarni sztormowych, belki drżały od głosów i śmiechów, a dym z ognia, na którym grzano wodę do kąpieli, unosił się wokół dachu w postaci długich, efektownych nitek wywołujących odległe wspomnienia, równie przekonujące jak moje własne dzieciństwo.
Exodus kobiet, członków rodziny, przyjaciół i innych osób, często wc~eśniej przebywających w domu ważnego człowieka, pozostawlł po sobie przerażającą pustkę, zagrodę spowiła pełna glorii nostalgia. Nostalgia, która przetrwała lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte, a nam przysporzyła opowieści zachowanych, wygładzonych i upiększonych przez pamięć. Każda dusza, która zniknęła, stawała się zjawą ubraną w profetyczne słowa Dziadka i Babci, wyczarowaną z pustki i użytą w celu zaszczepienia w naszym dzisiejszym ubogim istnieniu elementów dawnego życia.
Te mroczne duchy, występujące w przepełnionych nostalgią opowieściach, znikały jedynie wtedy, gdy osoby, o których była mowa, niczym zmartwychwstali stawiali czoła niebezpiecznym wzniesieniom Mpande Hill i zdradliwym mokradłom papirusowym, by pojawić się u Dziadka i osobiście przedstawić swoją sprawę. Skrzypek nigdy nie powrócił, ale jego wpływ pozostał, jako że Dziadek przypominał go żałosnym wykonywaniem jego piosenek, które serwował otoczeniu podczas golema, podczas inspekcji plantacji kawy czy podczas medytacji w cieniu, kiedy zastanawiał się, jak zdobyć młodą dziewczynę ze starą duszą, która pomogłaby mu przeżyć jego ostatnie dni.
(Opublikowano za zgodą Wydawnictwa Albatros/Andrzej Kuryłowicz)