''Wszystko musi być zapisane''
Na ulicy Dubois, gdzie przez kilkanaście lat funkcjonowała redakcja "Polityki", Hanna Krall opowiadała towarzyszowi o tym, jak wraz z koleżanką z pracy, dziennikarką Danutą Zagrodzką, wypłakiwały się aktualnemu zastępcy redaktora naczelnego gazety Janowi Bijakowi, ponieważ redakcję miano zamknąć z powodu stanu wojennego. "Tu stał Janek, tu były dwie klapy jego marynarki i my z Danką Zagrodzką. I zaczęłyśmy jednocześnie na głos płakać. To było idiotyczne, ale Janek nas objął i ja płakałam mu w lewą klapę, a Danka w prawą. Co było całkiem logiczne, bo ona płakała za Solidarnością, a ja płakałam za socjalizmem, który nam spieprzono tymi czołgami" - relacjonowała Tochmanowi Krall.
Na Ursynowie, w bloku z wielkiej płyty, w mieszkaniu, w którym Hanna Krall żyje od trzydziestu sześciu lat, Tochman również pytał Krall o jej życie. Tam też z opowieści o prywatnym życiu przebijali się inni ludzie; kolejni bohaterowie. "Wszystko musi być zapisane" - powiedziała mu wtedy.