Kowalewski: "Jestem wyraźnie przeceniany"

Ponad tysiąc ról, w tym co najmniej kilka (jeśli nie kilkanaście) niezapomnianych: pan Sułek z "Kocham pana, panie Sułku", Michał Roman z "Bruneta wieczorową porą" czy Jan Hochwander, kierownik produkcji filmu "Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta" w kultowym "Misiu" Stanisława Barei. Krzysztof Kowalewski to aktor wszechstronny, mimo że przez reżyserów nie był często obsadzany w rolach pierwszoplanowych. Znajomi z teatru mówią o nim, że to dobry człowiek. On sam woli opowiadać o aktorstwie i wyzwaniach, jakie stoją przed aktorem, niż poruszać osobiste tematy. Dla Juliusza Ćwielucha robi czasem wyjątek i dlatego wywiad-rzeka, który jest efektem tego spotkania, jest tak fascynujący.

Nieznane oblicza Krzysztofa Kowalewskiego
Źródło zdjęć: © wydawnictwo Wielka Litera

/ 10Nieznane oblicza Krzysztofa Kowalewskiego

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

W galerii prezentujemy najciekawsze fragmenty książki pt. "Taka zabawna historia", która ukazała się nakładem wydawnictwa Wielka Litera.

Dowiecie się z nich, o tym, jak:
- Kowalewski przeżył II wojnę światową i stracił na niej ojca
- jego dwaj koledzy pozabijali się podczas szkolnej bójki - wspomina pogrom kielecki - zostawiła go pierwsza żona - śliczna, młoda Kubanka - o jego poglądach na aktorstwo - tłumaczy porażkę filmowego "Rysia"

/ 10Wszystko mi się przypomina

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Jak wiele wspomnień, również rozmowa Ćwielucha i Kowalewskiego zaczyna się od dzieciństwa bohatera - to dramatyczne momenty, bo przypadają na lata II wojny światowej. Wtedy właśnie Kowalewski stracił ojca - Cyprian Kowalewski był oficerem Wojska Polskiego, walczył z bolszewikami w 1920 roku, następnie w III powstaniu śląskim. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości próbował zakładać Bank Rolny na Wołyniu, ale oszukał go wspólnik, później został dyrektorem papierni w Jeziornej. Zmobilizowany przed wrześniem 1939 roku, trafił podczas wojny do sowieckiej niewoli. Matka, Elżbieta Kowalewska - aktorka z żydowskiej rodziny o rabinicznych tradycjach - za wszelką cenę starała się chronić syna, zaś ciotka w mieszkaniu zorganizowała punkt kontaktowy i pomagała w ukrywaniu Żydów, uciekających z warszawskiego getta.

W tych wspomnieniach nie brak też historii tragikomicznych, jak te o chłopcu, który unikał kąpieli strasząc matkę tym, że rzekomo słyszy nadlatujące bombowce. Kowalewski wspomina także dramatyczne losy własnej rodziny i tych, którzy przewinęli się przez mieszkanie ciotki Bieniewskiej: zarówno jako poszkodowani, jak i kolaboranci. Z tymi ostatnimi zdarzało się, że lata później... pracował w teatrze.

Na zdjęciu: jedno z niewielu wspólnych zdjęć matki i ojca (od lewej), Krynica w 1938 roku

/ 10Remis ze sztachetami

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Po wojnie w Kielcach matka zaangażowała się w odbudowę teatru, a sam Kowalewski korzystał z odzyskanej wolności - wspomina pierwsze miłości, pierwszego zapalonego papierosa i urzeczenie mocnymi emocjami, do których należało między innymi obserwowanie z ukrycia pogrzebów towarzyszy partyjnych. O tym, jakie były to czasy dobitnie świadczy przytaczana przez aktora opowieść o tym, dlaczego trafił do szkoły prywatnej. Stało się to po wypadku, w którym zginęli dwaj uczniowie szkoły, do której chodził: pokłócili się i postanowili rozwiązać spór za pomocą sztachet, "ale byli na tyle ambitni, że zremisowali. No, wzajemnie się pozabijali" - opowiada Kowalewski i komentuje: "To jednak duża sztuka". Takich komentarzy pełnych ironii i dystansu do samego siebie jest w tej książce bardzo wiele.

W kwietniu 1945 roku Elżbieta Kowalewska szykowała się do premiery "Dam i huzarów", we wrześniu dyrektorem teatru został Mieczysław Winkler, jej ówczesny partner, a 4 lipca 1946 roku odbywa się pogrom ludności żydowskiej. Na pytanie, jak pamięta ten dzień, Kowalewski odpowiada: "wyśmienicie!". Wybrał się z kolegą na wycieczkę samochodową. Gdy wrócili, było po wszystkim. "Później mi się wydawało, że jednak widziałem jakąś krew. Ale to przecież niemożliwe. A następnego dnia już wszystko było posprzątane, tak jakby nic się nie wydarzyło. Nie pamiętam. Jakby mi to ktoś wyciął". Dwa dni później Kowalewskich w Kielcach już nie było.

Na zdjęciu: lata 50.

/ 10Matka ręki do aktorstwa nie przyłoży

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Po przeprowadzce do Warszawy, nastał czas nauki. O tym, jak wyglądała "szkoła resortowa" i jej indoktrynacja Kowalewski opowiada chętnie, szczególnie, że nie jest to jednoznaczny obraz. Na klasowym zdjęciu część dzieci występuje w pionierskich chustach albo mundurkach, on sam - w koszuli z podwiniętymi rękawami. Tłumaczy: jednych ideologia "łapie" mocniej, innych nie i dodaje: "Każde z nas sporo już w życiu przeszło i wiele widziało. Każdy wyciągnął z tych przeżyć inne wnioski".

On sam nie bardzo wiedział, kim chce być. Nie był też jednym z tych ludzi, którzy na aktorstwo idą z przekonaniem, że wystarczy umieć i lubić recytować na apelach. Poczucie zagubienia było jednak tak duże, że aktorstwo wydawało się paradoksalnie skokiem na głęboką wodę, szczególnie, że Kowalewski podchodził do egzaminów bez przygotowania i bez matury. Matka, jak nietrudno się domyślić, nie popierała pomysłu syna. Po pierwszym egzaminie komisja zapamiętała tylko... brwi aktora. Za drugim podejściem było już lepiej.

Na zdjęciu:Vivian Rodriguez, pierwsza żona, Kubanka, jako 16-latka, na Florydzie w 1955 roku

/ 10Trudna bliskość

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

O rodzinnych sprawach Krzysztof Kowalewski opowiada niechętnie. Trudno z niego wyciągnąć opowieść o tym, jak matka zostawiła go jako piętnastolatka w Warszawie i pojechała pracować w olsztyńskim teatrze. Niełatwo również Ćwieluchowi namówić aktora na zwierzenia dotyczące Vivian Pineirio, pierwszej żony aktora, kubańskiej tancerki, która nijak nie pasowała nie tylko do szarości PRLu, ale po prostu do codziennego życia i która pewnego dnia wsiadła do pociągu jadącego do Paryża i już nie wróciła. Zostawiła za to w Warszawie nie tylko Wiktora, syna, którego miała z Kowalewskim, ale także Cliffa, czyli swoje pierwsze dziecko, ściągnięte do Polski z Kuby. Niewiele jest też szczegółów dotyczących długiego związku z Ewą Wiśniewską, dopiero przy opowieści o obecnej żonie, Agnieszce, Kowalewski się rozluźnia. To ona i ich córka, Gabriela, są najbliższą rodziną aktora, z synami - Wiktorem i Cliffem - kontakt był zawsze trudniejsze. Tym bardziej, że aktor mimowolnie uciekał w pracę.

Na zdjęciu: Krzysztof Kowalewski z rodziną, miś adoptowany

/ 10W oczekiwaniu na "łatkę"

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Szkoła teatralna zawiodła Kowalewskiego tak bardzo, że po pierwszym roku chciał ją rzucić. Szczególnie, że długo czekał na swoją "łatkę", tymczasem nie był ani amantem, ani tragikiem, ani komikiem. Studiował dramat, a ciągnęło go w kierunku estrady. W dodatku parcie na sukces nie było nigdy jego domeną, w przeciwieństwie do Elżbiety Czyżewskiej, koleżanki z roku. Ale pierwszy rok minął i to wystarczyło, by, jak mówi, "zaskoczył.

O teatrze Kowalewski mógłby zresztą opowiadać cały czas - wywiad aż roi się anegdot o pracy w teatrze. W jednej z nich opowiada, jak innego aktora, Pawła Wawrzeckiego, świeżo po angażu podpuszczano, by zaniósł dyrektorowi, Erwinowi Axerowi, alkohol, a gdy ten wpadł do gabinetu Axera i zdyszany postawił butelkę na stole, dyrektor tylko kręcił głową z politowaniem. W innej przywołuje sytuację z planu filmu "Potop" Jerzego Hoffmana, gdy w pewien wyjątkowo upalny dzień Daniel Olbrychski prowokował Selima:
"Mówi: "Ha. Turcy to podobno nieźli zapaśnicy". Selim się w ogóle nie odzywa, bo umiera. No więc szturchnął go butem. "Ty, słyszysz? Że Turcy to nieźli zapaśnicy". Selim uniósł głowę i powiedział: "Odpierdol się". I dalej umierał. A on go dalej męczy. I w pewnym momencie, kiedy Selim miał już dosyć tego zaczepiania, w ułamku sekundy zobaczyłem, jak Daniel ma łeb w piachu. Selim wczołgał się z powrotem na koc i jęczał: "Teraz umrę. Teraz to już na pewno umrę".

Na zdjęciu: Kowalewski z Ewą Wiśniewską

/ 10Żeby grać lekarza, nie trzeba siedzieć w szpitalu

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Poza anegdotami, Kowalewski dzieli się też uwagami na temat aktorskiego warsztatu, jak choćby na temat słynnej metody Stanisławskiego, która polega na tym, aby jak najlepiej wczuć się w kreowaną postać. Kowalewski wspomina, że wielu wykładowców w szkole teatralnej uwielbiało tę metodę, o której on sam mówi, że polega na tym, że jeśli ktoś chce zagrać Hamleta, powinien jechać do Anglii i miesiąc siedzieć w lochu. Zapytany o to, skąd czerpie inspirację i w jaki sposób buduje postać, opowiada o roli życiowego doświadczenia aktora. Ważne jest także to, by dużo czytać, ale do roli lekarza wcale nie trzeba siedzieć w szpitalu.

Szkoła teatralna to przede wszystkim wykładowcy i ich wpływ na rozwój aktora. Kowalewski wspomina profesorów: Marię Wiercińską, Aleksandra Bardiniego, Stanisławę Perzanowską. Jedni stawiali na myślenie, inni na rzemiosło, jeszcze inni na intelekt, ale potrafili też zdobyć się na bardzo obrazowe opisy teatralnych kreacji, jak choćby teoria Aleksandra Michałowskiego na temat Otella ("To jest taki gość, który jeszcze jest na morzu, ale ch... ma już na brzegu").

Na zdjęciu: Wdzydze Kiszewskie, wakacje, 2002

/ 10Ta impreza się nie kończy

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Wśród nazwisk, które przewijają się w wypowiedziach Krzysztofa Kowalewskiego, są między innymi: Bohdan Łazuka, Zdzisław Maklakiewicz, Zofia Merle, Tadeusz Łomnicki, Edward Dudek Dziewoński, Stanisław Tym.

Z tym ostatnim Kowalewskiego połączyły nie tylko plany filmowe u Stanisława Barei, ale także przyjaźń. Jednak zanim Kowalewski zaczął grać u Barei, nastąpiła zmiana: dołączył do zespołu kultowego Studenckiego Teatru Satyrycznego, czyli STS-u. Klasyczny teatr przestał mu wystarczać, w Satyrycznym nie brakowało świeżości i absurdu, który nie dość, że Kowalewskiemu zawsze był bliski, to jeszcze świetnie nadawał się do komentowania rzeczywistości na początku lat 70.

Było to środowisko, w którym obracali się Jonasz Kofta, Agnieszka Osiecka, Jan Tadeusz Stanisławski. Kowalewski mówi o nich "wielkie łby, a jednak nie nabzdyczeni".

Był to zresztą czas nie tylko umysłowego i teatralnego ożywienia, ale także ciągłych kontaktów z ludźmi. Wspólnie spędzany czas najczęściej polegał na ciągłym imprezowaniu, a kiedy kończyła się jedna posiadówka, albo zamykano lokal, przenoszono się po prostu do czyjegoś mieszkania. Z zewnątrz - zupełna strata czasu, od środka, według aktora, ciągłe, wzajemne inspirowanie się.

Na zdjęciu: Ojciec i syn w Warszawie, 2005. Wiktor z Saszą przyjechał do Polski poznać swoją siostrę i macochę

/ 10Komedia to dramat

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Gdy Kowalewski dołącza do ekipy Barei, jest już nie tylko znany ze spektakli w STS-ie, ale także z ról telewizyjnych. Do jego ulubionych kreacji stworzonych wspólnie z Bareją należy Michał z "Bruneta wieczorową porą", ale już roli prezesa Anioła w serialu "Alternatywy 4" nie przyjął (uznał, że skoro Stanisław Tym lekceważy scenariusz, to nie ma sensu wchodzić w taki film). Podczas tego fragmentu rozmowy opowiada nie tylko o pracy z Bareją i Tymem, dlaczego Ryś, czyli kontynuacja Misia, mógł się udać, ale się nie udał, a także o tym, dlaczego komedia i farsa choć z pozoru lekkie, są najtrudniejsze do zagrania.

"Cała sprawa w komedii polega na tym, żeby nie starać się być śmieszniejszym od scenariusza. Komedia to jest trudny do zagrania dramat. Jak aktor zaczyna dośmieszać postać, to już nie ma dla filmu żadnego ratunku. W ten sposób przepadł "Ryś", który miał świetny scenariusz wyjściowy, ale Stasiek Tym zaczął dośmieszać na planie. Po prostu zarżnął własny film".

Na zdjęciu: Sen w samolocie w trakcie podróży do Chicago z Teatrem Współczesnym. W tle Henryk Bista

10 / 10Przeceniany, nie zmałpiony

Obraz
© wydawnictwo Wielka Litera

Na pytanie Ćwielucha, czy Kowalewski wie, w ilu rzeczach zagrał, aktor odpowiada rozbrajająco: "W tylu, że przestałem liczyć". Nie zagrał "wielkiej" roli, jak Cybulski w "Popiele i diamencie" Wajdy, ale mówi sam, że bałby się gwiazdorstwa, nie nadaje się do niego. Nie odczuwa też, żeby kiedykolwiek zabiegał o sukces. To lekcja profesora Mariana Wyrzykowskiego, którą zapamiętał: aktor nie powinien zmałpieć, stać się próżnym ponad miarę. Co go uratowało? Kowalewski twierdzi, że wrodzona autoironia doskonale chroni przed sodówą. Szczególnie, że każde wyjście na teatralne deski to przygoda i nigdy nie wiadomo, co się stanie, ani jak zareaguje publiczność. Nie boi się dawać autografów, jeśli ktoś poprosi. Nie przejmuje się, że sprzedają je potem w internecie. Jego autograf i tak jest droższy od podpisu Dody. Poproszony o komentarz mówi: "Sam pan widzi. Jestem wyraźnie przeceniany".

Na zdjęciu: Krzysztof Kowalewski i kobiety jego życia, 2004

Wybrane dla Ciebie
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Po "Harrym Potterze" zaczęła pisać kryminały. Nie chciała, żeby ktoś się dowiedział
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Wspomnienia sekretarki Hitlera. "Do końca będę czuła się współwinna"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Kożuchowska czyta arcydzieło. "Wymagało to ode mnie pokory"
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
Stała się hitem 40 lat po premierze. Wśród jej fanów jest Tom Hanks
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
PRL, Wojsko i Jarocin. Fani kryminałów będą zachwyceni
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Zmarł w samotności. Opisuje, co działo się przed śmiercią aktora
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Jeden z hitowych audioseriali powraca. Drugi sezon "Symbiozy" już dostępny w Audiotece
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Rozkochał, zabił i okradł trzy kobiety. Napisała o nim książkę
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Wydawnictwo oficjalnie przeprasza synów Kory za jej biografię
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Planował zamach na cara, skazano go na 15 lat katorgi. Wrócił do Polski bez syna i ciężarnej żony
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
Rząd Tuska ignoruje apel. Chce przyjąć prawo niekorzystne dla Polski
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]
"Czarolina – 6. Tajemnice wyspy": Niebezpieczne eksperymenty [RECENZJA]