Kontrolerzy ruchu lotniczego. Dobrze opłacana praca dla garstki ludzi
Cały długi kurs i szkolenie sporo kosztują. Na wyszkolenie jednego kontrolera Polska Agencja Żeglugi Powietrznej wydaje tyle, ile wynosi główna wygrana w "Milionerach". Średnio do rekrutacji na szkolenia zgłasza się ponad tysiąc osób, w rekordowych sezonach chętnych jest ponad dwa tysiące. Miejsc – tylko dwadzieścia kilka.
Oto #TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy
Jak oszacowano, predyspozycje do tego zawodu ma tylko około 4 proc. ludzi. W Polsce pracuje tylko około 600 kontrolerów, samych pilotów jest dwa razy więcej. To jeden z najbardziej elitarnych zawodów na świecie. Ta praca potrafi być zarówno pasjonująca, jak i koszmarna. Potrafi wyniszczać, ale i dawać trudną do zdefiniowania satysfakcję. Zmienia ludzi, podbijając ich ego i utrudniając funkcjonowanie poza stanowiskiem operacyjnym.
To praca pod tak dużą presją, że po każdych dwóch godzinach, wymagana jest godzina przerwy. To zawód, który nie pozwala na błędy, chwile słabości. Tu najmniejsza pomyłka może kosztować życie setek, jak nie tysięcy osób. Ta świadomość bywa przytłaczająca.
Publikujemy fragment książki "Kontroler ruchu lotniczego" wydawnictwa Muza.
Najważniejsi są ludzie
Podczas praktyk uczą cię, abyś na daną sytuację miał przygotowane różne plany działania. Instruktor podaje jakiś przykład i pyta: "Jaki ma pan/pani plan na to?". Odpowiadasz, że zrobisz to i to. I on wtedy mówi: "To całkiem niezły plan, ale co, jeśli tego nie da rady zrobić?".
Praktykant mówi, że trzeba zrobić tak i tak, a instruktor na to odpowiada, że: "Zaraz, zaraz, tak się nie da". Wtedy człowiek głupieje i zdarza się, że palnie coś dziwnego. Na symulatorze jest to dopuszczalne, ale na stanowisku już nie. Gdy instruktor usłyszy twoją głupią propozycję albo konfliktowe zezwolenie, to po prostu przejmuje stanowisko, by prawidłowo rozwiązać problem.
Niestety czasem zdarza się, że starsi kontrolerzy nie traktują dobrze praktykantów. Bombardują nawet ich dobre pomysły. Tak dla zasady. Na szczęście są wyjątki. Ja miałem okazję trafić na kilku wyjątkowych wykładowców. Zasady wykonywania lotów IFR wykładał jeden z niewielu, a być może jedyny w Polsce kontroler, który miał uprawnienia zarówno na wieżę, zbliżanie, jak i obszar. To zdarza się bardzo rzadko. Był dla nas instytucją, tak jak kontroler, który obsługiwał tragiczny lot samolotu "Mikołaj Kopernik".
W marcu 1980 r. Ił-62 Polskich Linii Lotniczych LOT o numerze 007 z wizerunkiem urodzonego w Toruniu astronoma na burcie rozbił się niecały kilometr przed progiem pasa na Okęciu. Zginęli wszyscy na pokładzie, siedemdziesięcioro siedmioro pasażerów (wśród nich piosenkarka Anna Jantar) oraz dziesięcioro członków załogi.
Paradoksem jest, że kiedy wiadomość o katastrofie dotarła do ministerstwa komunikacji, odbywała się tam właśnie narada poświęcona bezpieczeństwu lotów pasażerskich. Komisja do spraw badania przyczyn katastrofy ogłosiła potem, że odpowiadała za nią ukryta wada materiałowa samolotu.
Nie oskarżono żadnego z kontrolerów, choć tuż po tragedii "Kopernika" kontroler został prewencyjnie – do czasu wyjaśnienia sprawy – aresztowany. Osiwiał w jeden dzień. W końcu go wypuścili. Wrócił potem do pracy i długo był kontrolerem, a potem został instruktorem na symulatorze. [...]
Konfrontacja z taką osobą jest bezcenna, bo jej doświadczenia są na wagę złota. Na kursach uczymy się, co dzieje się z człowiekiem podczas takiej dramatycznej zmiany. No i po niej. Ale to czysta teoria. Grzechem byłoby nie przekazać młodym ludziom, co faktycznie dzieje się po takim wydarzeniu. Dla nas fakt, że samolot spada ci na służbie, jest sytuacją abstrakcyjną, na którą nie jesteśmy w stanie się przygotować. Tak jak nie jesteś w stanie się przygotować na zabicie kogoś autem na pasach albo na śmierć rodziców. Możesz tylko poczynić pewne przydatne kroki przed takimi zdarzeniami. Ten, kto je przeżył, może pomóc w zrozumieniu pewnych mechanizmów.
Cały długi kurs i szkolenie sporo kosztują. Na wyszkolenie jednego kontrolera PAŻP wydaje tyle, ile wynosi główna wygrana w "Milionerach". Średnio do rekrutacji na szkolenia zgłasza się ponad tysiąc osób, w rekordowych sezonach chętnych jest ponad dwa tysiące. Miejsc – tylko dwadzieścia kilka. To tak, jakby o pracę starali się wszyscy mieszkańcy dolnośląskiego Lubomierza albo połowa ludności Świeradowa-Zdroju.
[...] Kilka lat temu można było próbować podchodzić do takiego kursu do skutku. Teraz można mieć tylko dwa podejścia.
ZOBACZ TEŻ: Które loty zostaną odwołane? "Plany na majówkę mogą ulec zmianie"
Wolne miejsca nie muszą być jednak wypełnione. Przyjmowani są tylko ci, którzy przejdą wszystkie etapy, a na koniec dobrze zaprezentują się podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Jest ona niezwykle istotna, bo rozmawia się na niej z kimś, z kim się potem pracuje. To ciężka przeprawa.
Wszystko wieńczy absurdalny relikt przeszłości. Kiedy już przejdziesz rekrutację, przed rozpoczęciem pracy musisz napisać do PAŻP prośbę o przyjęcie do pracy. Wskazuje się w niej konkretny organ, na który robi się uprawnienia, czyli lotnisko – jeśli jest to wieża – albo zbliżanie lub obszar.
Większość kandydatów chce pracować na większych lotniskach, gdzie nie tylko ruch jest większy, ale przede wszystkim prestiż i pieniądze. Pod tym względem można powiedzieć, że najbardziej atrakcyjna jest Warszawa, gdzie mieści się kontrola obszaru dla całej Polski oraz zbliżanie dla Okęcia i Modlina (a przed laty również dla Radomia). Zaraz za nimi jest Kraków (zbliżanie i wieża dla Krakowa i Katowic-Pyrzowic), potem Poznań (zbliżanie i wieża też dla Wrocławia) oraz Gdańsk.
Tyle w temacie zbliżań. Jeśli chodzi o porty krajowe z wieżami, zostanie nam jeszcze Szczecin, Zielona Góra, Łódź, Szymany, Bydgoszcz, Lublin i Rzeszów. Każde z tych miejsc ma swoją specyfikę, np. Łódź i Rzeszów to zagłębie szkółek lotniczych. [...]
To hermetyczne środowiska, do niedawna też niemal zamknięte dla kobiet. Tuż po drugiej wojnie światowej, w PRL, odsetek kobiet wśród kontrolerów był niewielki. Trochę jakby operowano według starej żeglarskiej zasady, że "kobiety na statku przynoszą pecha". Jednak od lat liczba kobiet na wieżach, zbliżaniu i obszarze się zwiększa. Dziś myślę, że wśród kontrolerów kobiety stanowią jakieś 30 proc.
Wśród kontrolerów pracujących na polskich lotniskach zdarzają się osoby urodzone w innych krajach, ale to raczej Polacy chcą pracować za granicą niż obcokrajowcy u nas. Intratnym finansowo kierunkiem zatrudnienia są Zjednoczone Emiraty Arabskie, ale to ciężkie miejsce. Pracownicy nie mają tam absolutnie żadnych praw.
Pandemia COVID-19 pokazała to wyjątkowo dobitnie. Firma zwolniła połowę załogi, kompletnie nie przejmując się ich sytuacją rodzinną i finansową. Ostro obchodzą się tam też z kontrolerami, którzy popełnią błąd. Nasza koleżanka po zaniżeniu separacji (czyli minimalnej odległości w pionie lub poziomie między samolotami) miała dwadzieścia cztery godziny na ucieczkę z kraju.
Niezależnie od tego, skąd pochodzimy, jakiej jesteśmy płci, wzrostu czy lubimy hip-hop, czy metal, kanapki z nutellą czy smalcem, łączy nas sporo. Chociażby wiara w to, że wykonujemy bardzo trudną pracę i jesteśmy grupą wybraną, wyjątkową. Pod pewnymi względami pewnie tak jest. Podobno do tej pracy ma predyspozycje cztery procent społeczeństwa. Jesteśmy trochę z innego świata, bo bierzemy na siebie absurdalnie dużą ilość stresu, odpowiedzialności. W pewnym sensie jesteśmy bandą idiotów. Doświadczyłem tego już na kursie. Spotkałem tam ludzi, o których chyba nie tylko ja pomyślałbym: "to niemożliwe, że on chce zająć się kontrolą ruchu lotniczego". Po trwającej dwadzieścia cztery miesiące rekrutacji, szkoleniach i praktykach niektórych z nich spotkałem w pracy.
Książka "Kontroler ruchu lotniczego" wydawnictwa Muza ukaże się w księgarniach 18 maja.
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.