Wcześniej mieliśmy przymusową ideologię, a teraz mamy przymusową pustkę – o życiu na gruzach imperium opowiada białoruska pisarka Swietłana Aleksijewicz , od lat mieszkająca na Zachodzie.
Praca Swietłany Aleksijewicz to coś wyjątkowego, świadectwo jej wielkiej osobistej odwagi. Po ukończeniu Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego pożyczyła od czołowych białoruskich pisarzy – Bykaua, Bryla i Adamowicza – pięć tysięcy radzieckich rubli. My, jej przyjaciele, byliśmy w szoku. A ona wzięła na kilka lat urlop w redakcji, kupiła ciężki magnetofon szpulowy i ruszyła w drogę. Jeździła po całym Związku Radzieckim i nagrywała wspomnienia kobiet, które walczyły na froncie. Tak powstały książki, które były przełomem w literaturze wojennej: U wojny żenskoje lico (Wojna ma twarz kobiety) i Poslednije swidietieli (Ostatni świadkowie)
. Kolejna książka Aleksijewicz Ołowiane żołnierzyki była jeszcze bardziej niezwykła. By ją napisać, autorka wielokrotnie jeździła do Afganistanu. Nad Krzykiem Czarnobyla pracowała w skażonej strefie. Obecnie pisze Wriemia siekond-hend: koniec krasnogo
czełowieka (Czas second-handu: koniec czerwonego człowieka) – o tym, co się dzieje z człowiekiem żyjącym na ruinach wielkiego imperium.
Przez tyle lat wysłuchujesz ludzkich spowiedzi, często tragicznych. Nie męczy cię ciągłe obcowanie z cudzym nieszczęściem?
* Swietłana Aleksijewicz*: Pewien niemiecki wydawca proponował mi wysokie honorarium – chciał, żebym napisała książkę o wojnie czeczeńskiej. Odmówiłam. W mojej pracy najważniejsze jest nie dotarcie do jakiegoś faktu, ale myśl: „jak OPISAĆ to, co dzieje się z człowiekiem, w imię czego to się z nim dzieje”. Wydaje mi się, że na świecie nie ma teraz idei, która warta byłaby ludzkiego życia.
Rozm. Jadwiga Jufierowa
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu „Forum”.