Trwa ładowanie...
aborcja
07-04-2016 14:18

"Kobiety wkładały do macicy wszystko, co było ostre" - tragiczne konsekwencje dekretu 770

"W ten oto sposób zapisujemy nową kartę w historii naszej chwalebnej walki przeciwko dekadencji imperializmu". Tymi słowami, 1 października 1966 roku, spiker państwowej rumuńskiej telewizji skomentował wprowadzenie w życie dekretu 770. Z dnia na dzień w komunistycznej Rumunii zapanował restrykcyjny zakaz aborcji. Zakaz, który na dziesięciolecia ubezwłasnowolni Rumunki, pochłonie 10 tysięcy kobiecych żyć, stworzy pokolenie niechcianych dzieci i odmieni całe społeczeństwo. A, pośrednio, doprowadzi także do upadku i śmierci jego autora - dyktatora Nicolae Ceaușescu.

"Kobiety wkładały do macicy wszystko, co było ostre" - tragiczne konsekwencje dekretu 770Źródło: wydawnictwo czarne
d1hd3f1
d1hd3f1

"W ten oto sposób zapisujemy nową kartę w historii naszej chwalebnej walki przeciwko dekadencji imperializmu". Tymi słowami, 1 października 1966 roku, spiker państwowej rumuńskiej telewizji skomentował wprowadzenie w życie dekretu 770. Z dnia na dzień w komunistycznej Rumunii zapanował restrykcyjny zakaz aborcji. Zakaz, który na dziesięciolecia ubezwłasnowolni Rumunki, pochłonie 10 tysięcy kobiecych żyć, stworzy pokolenie niechcianych dzieci i odmieni całe społeczeństwo. A, pośrednio, doprowadzi także do upadku i śmierci jego autora - dyktatora Nicolae Ceaușescu.

W latach 60. sytuacja Rumunek była nie do pozazdroszczenia. "Kobieta to krowa do dojenia i wół do ciągnięcia" - cytuje rumuńskie powiedzonko Małgorzata Rejmer, autorka reportażu "Kołyski i trumny" opublikowanego w nominowanym do nagrody Nike tomie * "Bukareszt. Kurz i krew". "Kobieta jest koniem, którego się dosiada, ujeżdża a potem przywiązuje do słupa" - mówi inne przysłowie. Zdaniem Marii, rozmówczyni Rejmer, za złą sytuacją Rumunek odpowiedzialne były przede wszystkim procesy społeczno-historyczne. Obywatele kraju, który przez wiele lat znajdował się pod panowaniem Turcji, przesiąknięci byli przekonaniem, że miejsce kobiety jest w domu, a jej życiowa misja polega na rodzeniu dzieci. "Mężczyźni uważali, że seks im się należy" - wyznaje Maria. "Nawet *nie było pojęcia gwałtu, bo czym niby miałby być gwałt? Kobieta miała dać, i już."

Co więcej, pomimo reform wprowadzanych przez komunistów, Rumunia pozostała bardzo konserwatywnym krajem. Edukacja seksualna nie istniała i nawet w domu matki wstydziły się rozmawiać ze swoimi córkami na "te tematy". "Wlej do środka wrzącą mamałygę", "Skacz na jednej nodze", "Biegaj po schodach" - Rejmer wymienia ludowe mądrości, przekazywane sobie przez kobiety, a mające zapobiegać ciąży. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji aborcja była dla kobiet jednym ze środków antykoncepcyjnych.

Pierwszą próbę przeciwdziałania temu zjawisku podjęto w 1948 roku, gdy swoją władzę w kraju umacniał Gheorghe Gheorghiu-Dej - mianowany przez Stalina sekretarz generalny Rumuńskiej Partii Robotniczej, krwawy dyktator odpowiedzialny za śmierć i tortury tysięcy Rumunów. Zakaz zniesiono w 1957 roku, co doprowadziło do lawinowego wzrostu liczby przerwanych ciąż. Jak pisze Sandra Scarlat, pomiędzy 1957 i 1965 liczba aborcji przeprowadzanych w rumuńskich szpitalach podwoiła się i z 500 tysięcy sięgnęła miliona. Szacuje się, że nawet 80 procent ciąż mogło być przerywanych.

d1hd3f1

Na zdjęciu: Gheorghe Gheorghiu-Dej

(img|640987|center)

Gdy więc Gheorghiu-Dej zmarł, a jego miejsce zajął Nicolae Ceaușescu, jednym z nowych priorytetów Partii było opanowanie sytuacji. Tym bardziej, że Ceaușescu chciał być prawdziwym Ojcem Narodu - wychwalanym w pieśniach wizjonerem i opiekunem, który zapewni Rumunii wielkość i niezależność, a jej mieszkańcom szczęśliwość. W tym wyśnionym, idealnym państwie nie do pomyślenia było, by kobiety rezygnowały z uświęconej roli matki i decydowały się na aborcje. W grę wchodził też czynnik ekonomiczny - wielkie plany Ceaușescu wymagały gigantycznych nakładów pracy, dlatego forsowano hasło "dwudziestu pięciu milionów Rumunów w 2000 roku". "W komunistycznej Rumunii kobieta miała być po pierwsze robotnicą, po drugie matką, a po trzecie żoną" pisze Małgorzata Rejmer i cytuje jedną z uczestniczek Krajowej Rady Partii, która w 1974 roku mówiła: "Kobiety cieszą się absolutnym poparciem partii." O ile, oczywiście, zgodzą się być robotnicami, matkami i żonami, rodzącymi przyszłych robotników, budujących nową, wspaniałą
Rumunię.

Wprowadzony 1 października 1966 roku dekret 770 był niezwykle surowy. Aborcja była całkowicie zakazana i pozwalano ją wykonywać tylko w kilku przypadkach. Po pierwsze: gdy ciąża stanowiła zagrożenie dla życia matki. Po drugie: gdy dziecko pochodziło z rodziny obciążonej wadami genetycznymi i istniało duże prawdopodobieństwo, że urodzi się chore. Po trzecie: gdy zachodząca w ciążę kobieta była upośledzona lub ciąża powstała w wyniku gwałtu. Po czwarte: ciąże mogły przerywać kobiety, które skończyły 45 lat (w 1972 roku obniżono ten wiek do 40 lat, w 1984 roku podwyższono do 42 lat). I po piąte: do aborcji miały prawo Rumunki, opiekujące się przynajmniej czwórką dzieci (a od 1984 roku - piątką). Kary za złamanie tego prawa były bardzo restrykcyjne: kobieta, która przerwała ciążę, mogła trafić na rok do więzienia; lekarzowi przeprowadzającemu zabieg groziło aż pięć lat.

d1hd3f1

Jednocześnie, jak pisze Joanna Suciu , ta "prorodzinna" polityka "opierała się na inwigilacji i przymusie" typowym dla państwa totalitarnego. W zakładach pracy przeprowadzano comiesięczne, obowiązkowe badania ginekologiczne. Oficjalnie po to, by zapobiegać nowotworom, ale w rzeczywistości chodziło o jak najwcześniejsze wykrycie ewentualnego płodu. Nie było mowy o intymności i zaufaniu pomiędzy lekarzem i pacjentem, gdyż w badaniach "często uczestniczył funkcjonariusz państwowy sprawdzający, czy lekarze lojalnie wypełniają obowiązki". Podobni "kontrolerzy" zostali przydzieleni szpitalom. Ich zadaniem polegało na nadzorowaniu zabiegów na oddziale ginekologicznym. Dochodziło do sytuacji absurdalnych, jak ta przywoływana w "Kołyskach i trumnach", gdy na badania ginekologiczne swoje pacjentki wysyłali dentyści. Bo "jeśli jest pani w ciąży, lek może zaszkodzić dziecku".

Na zdjęciu: Nicolae Ceaușescu

(img|641000|center)

d1hd3f1

Suciu pisze: "Zwiększaniu liczby urodzin służyć miała także polityka podatkowa. Wszyscy dorośli, którzy ukończyli 25. rok życia, a nie mieli dzieci, płacili specjalny karny podatek (10-20% dochodów), nawet jeśli byli samotni bądź nie mogli posiadać potomstwa ze względów medycznych. W tym samym czasie rodzice co najmniej trójki dzieci płacili podatki o 30% niższe."

Efekty widać niemal natychmiast - w wyniku wprowadzania dekretu 770 Rumunii zaczynają mnożyć się na potęgę.* Podczas gdy w 1966 roku urodziło się 273 tysiące dzieci, w 1967 roku urodzeń jest już 527 tysięcy. Sytuacja nie wygląda jednak wcale różowo. Dzieci z dekretu, jak nazwie je dokumentalista Florin Iepan, szczególnie mocno odczują niewydolność państwa rumuńskiego. "Zabraknie dla nich miejsc w żłobkach, przedszkolach, szkołach, zabraknie dla nich pracy i mieszkań" wymienia Rejmer. Wiele z nich zostanie porzuconych przez matki zmuszone rodzić wbrew swojej woli i sytuacji ekonomicznej. *Dziesiątki tysięcy trafią do sierocińców nie zasługujących na miano sierocińców, ani nawet przytułków **- po śmierci Ceaușescu wyjdzie bowiem na jaw, jak złe panowały w nich warunki i jak okrutnie obchodzono się w nich z dziećmi. Wiele celowo zarażono wirusem HIV, wiele sprzedawano za granicę.

(img|500583|center)

d1hd3f1

Jak zauważa Suci, "przymus posiadania dzieci połączony jest ze skrajnym brakiem podstawowych warunków materialnych do ich wychowywania". Bycie dzieckiem z dekretu, czyli "obywatelem pożądanym przez system, ale niechcianym przez rodziców" wiąże się z traumą, która naznaczy całe pokolenie.

Rejmer przywołuje słowa Stefana, Rumuna urodzonego w roku 1978, drugie dziecko swoich rodziców: "Dzieci pytały się nawzajem: 'A ciebie chcieli?'. Przezywały się: 'Ty wyskrobku'. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym; rodzice byli dla mnie dobrzy, bardzo troskliwi, nie miałem powodu, żeby o tym myśleć. Ale któregoś razu, gdy już byłem nastolatkiem, i to hardym, pokłóciłem się o coś z ojcem i nagle matka mi przerwała: 'Zastanów się, co mówisz, bo gdyby nie ojciec, nie byłoby cię na świecie'".

Dekret 770 nie wywołał bowiem jedynie zwiększenia liczby urodzeń, ale i lawinowy wzrost liczby nielegalnych aborcji. Przeprowadzanych pokątnie, w fatalnych warunkach sanitarnych, przez niedouczonych "znachorów", często chałupniczymi metodami. "Kobiety wkładały do macicy wszystko, co ostre" mówi pani Oana, jedna z bohaterek tekstu Małgorzaty Rejmer. "Robiły się rany, ale o to chodziło, żeby wywołać krwotok i żeby to się wreszcie wylało." I dalej: "Na wsi używało się wrzeciona, drutów, szydełek, ale też korzenia chrzanu, łodyg jakichś roślin, dziurawca, lubczyku. Najlepszy był łopian, bo miał długą, twardą łodygę, stosowało się go do leczenia ran. Łopian działał odkażająco i był jak nóż." Stefan zaś przyznaje, iż zapytał kiedyś matkę czy usunęła ciąże: "Wzruszyła ramionami: 'Raz tu w kuchni, na stole, a drugi raz na tapczanie w dużym pokoju'. I jak gdyby nigdy nic stała dalej przy kuchence i mieszała w garnku."

d1hd3f1

"Lekarzy" znajdowano dzięki poczcie pantoflowej. Wielu z nich bało się wykonywać zabiegi, gdyż usuwającemu groziła surowsza kara niż pacjentce. Solidarność pomiędzy pacjentkami i medykami niszczono także w bardziej wyrafinowany sposób - kobieta wykrwawiająca się w wyniku źle przeprowadzonej aborcji mogła otrzymać pomoc w szpitalu dopiero, gdy powiedziała, kto jej pomagał. Wiele Rumunek wykrwawiało się więc w strasznych cierpieniach, odmawiając odpowiedzi. "Zdrajczynie narodu", bo tak nazywano kobiety decydujące się na aborcje, upokarzano nawet pośmiertnie. W "Dzieciach z dekretu" Iepan przypomina makabryczną historię z 1985 roku, gdy po śmierci młodej robotnicy, władze zmusiły orszak pogrzebowy, by zatrzymał się pod oknami jej fabryki - jako przestroga dla koleżanek zmarłej, mogących myśleć o aborcji. "Każda z pracownic miała zobaczyć na własne oczy, czym może się skończyć nielegalny proceder" pisze Rejmer. A wszystko działo się na oczach trojga dzieci zmarłej, maszerujących za trumną.

(img|500585|center)

Dekret 770 i jego konsekwencje rozsławił w świecie film * "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni"* (powyżej: kadr z filmu) wyreżyserowany przez Cristiana Mungiu i nagrodzony Złotą Palmą w Cannes w 2007 roku. To historia studentki, która zachodzi w niechcianą ciążę i postanawia ją przerwać. Zorganizować zabieg pomaga jej przyjaciółka, ale dziewczyny trafiają na okrutnego "lekarza", który w zamian za przysługę gwałci je obie. To porażający obraz, przedstawiający świat pozbawiony zasad.* Kobiety traktowane są w nim przedmiotowo, a mężczyznom wokół wydaje się, iż są naturalnymi władcami ich ciał.* Wcielający się w rolę medyka Vlad Ivanow chętnie opowiadał w wywiadach, jak strasznym doświadczeniem było przygotowywanie się do roli i poznawanie tajemnic podziemia aborcyjnego. Jedna z akuszerek, z którymi rozmawiał wyznawała: "Robiłam to setki razy, byłam w więzieniu, potem znowu to robiłam. Sobie samej kilkanaście, dwanaście, czternaście,
kto by to zliczył".

d1hd3f1

Szacuje się, że w wyniku samodzielnie wywoływanych ronień i źle przeprowadzonych aborcji w latach 1966-1989 zginęło około 10 tysięcy Rumunek (za Suciu), w 1989 roku umieralność matek w Rumunii była najwyższa w Europie (za Rejmer).

Pierwsze pokolenie "dzieci z dekretu" wchodziło w dorosłość pod koniec lat 80. I nie było zadowolone z rzeczywistości, jaką zgotował im "Ojciec Narodu" Nicolae Ceaușescu. W kraju panowała bieda, reglamentowano prąd i ogrzewanie, telewizja nadawała tylko kilka godzin dziennie. Bukareszt był wielkim placem budowy, ale nie powstawały mieszkania dla obywateli, a Dom Ludu - jeden z największych budynków na świecie, szpetny kolos w samym centrum miasta, który miał być pomnikiem dyktatora i jego żony. "Przemarznięte szczury, żyjące w półmroku, w zawilgoconych klitkach jak w kanałach, tacy byliśmy" wspomina przywoływana już Oana. "Nikomu się nie śniło, że rok później Ceaușescu zostanie zabity, choć wszyscy sobie życzyli: 'Żeby zdechł'".

Kiedy w 1989 roku, na fali antykomunistycznych przewrotów w Europie Wschodniej, doszło i do rewolucji w Rumunii "dzieci z dekretu" skakały z radości. Na ich oczach "Ojciec i Matka" narodu zostali oskarżeni i, po dwóch godzinach procesu, skazani. Egzekucję wykonano natychmiast, transmitowała ją telewizja. *"My go zabiliśmy, my, ludzie z generacji, którą sam stworzył" *- wspomina w "Kołyskach i trumnach" Dan, uczestnik tamtych wydarzeń.

Jedną z pierwszych decyzji nowej władzy było uchylenie dekretu 770. I liczba legalnych zabiegów znów poszybowała w górę. W 1990 roku na jeden udany poród przypadały trzy aborcje. Dziś jest lepiej - w 2008 roku na 200 tysięcy urodzeń przypadało już "tylko" 127 tysięcy aborcji (czyli 0,67 aborcji na jeden udany poród). Taka proporcja sprawia, że Rumunia staje przed olbrzymim zagrożeniem demograficznym. Zagrożone są zarówno służba zdrowia, jak i system emerytalny. Rejmer konkluduje: "Wbrew nadziejom Ojca Narodu w 2000 roku nie świętowano narodzin dwudziestopięciomilionowego Rumuna. W kraju żyło wówczas ponad dwadzieścia jeden i pół miliona osób".* Dziś Rumunię zamieszkuje 19 milionów Rumunów.*

Tomasz Pstrągowski/Książki WP

Pisząc korzystałem między innymi z książki "Bukareszt. Kurz i krew" Małgorzaty Rejmer, artykułu "Sto lat za Rumunami?" Joanny Suciu, filmów "4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni" Cristiana Mungiu i "Dzieci z Dekretu" Florina Iepana.

d1hd3f1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1hd3f1