Trwa ładowanie...
fragment
06-08-2013 15:03

Kobieta bez twarzy

Kobieta bez twarzyŹródło: Inne
d4hwknp
d4hwknp

Wiedziałam, że coś mi się śniło, ale nie byłam pewna co. Coś zagrażało mojej rodzinie, ale nie widziałam konkretnego zagrożenia, nie umiałam więc nas obronić. Miotałam się we śnie, układałam barykady z czego popadło i rozglądałam się, niepewna, coraz szybciej i z coraz większym niepokojem, z której strony przyjdzie atak. Coś mnie wyrywało z tych napadów śnionej paniki i przenosiło nagłym rzutem w jawę. Drgałam, podskakiwałam, otwierałam oczy, spocona i zadyszana, zadziwiona, że nic mnie nie boli, choć tak nagle wpadałam w rzeczywistość. Patrzyłam na budzik świecący w ciemnościach i co noc widziałam tę samą godzinę: 1.47, co mnie przerażało jeszcze bardziej.

Tajemnicza i mistyczna powtarzalność. Zapalałam lampkę, przytykałam dłoń do rozszalałego serca i zastanawiałam się, kto i co chce mi w ten sposób powiedzieć. Do świadomości, że jest to przesłanie, nie dojrzałam jednak od razu. Drugiej bowiem nocy pomyślałam, że to przypadek, trzeciej, że bardzo dziwny przypadek, czwartej, że na pewno mam przed drugą w nocy dół fizjologiczny albo co. Niepokoiła mnie tylko ta zgodność co do minuty; na ogół mój zegar biologiczny nie bywał tak restrykcyjny. Piątej nocy, gdy znowu się przebudziłam, spanikowana i spięta, bałam się spojrzeć na zegar, ale miałam dziwną pewność, że znowu zobaczę na nim te same trzy cyferki. Jeden, cztery i siedem, cholerna sekwencja o znaczeniu zaplanowanym przez nie wiadomo kogo. Na dworze panowała cisza, dom chrobotał jak we wszystkie poprzednie noce – kojące odgłosy kołatków konsumujących grube deski w podłodze i ścianach wprowadzały pewną normę, do której zaczęłam się już przyzwyczajać. Kołysałam samą siebie w ramionach, mówiłam „ćśśśś”, jak do
dziecka, roztrzęsiona popłakiwałam nawet czasem ze strachu. Powoli, bardzo powoli powracał spokój i zasypiałam, tym razem bez snów, choć nicość nie była już tak kojąca. Przyzwyczajałam się. Zaczęły mnie śmieszyć cyfry na elektronicznym zegarze, ciągle takie same, bez innowacji. Stopniowo uczyłam się uspokajać oddech, otorbiać strach i chować go gdzieś głęboko, żeby pozwalał spać i żyć. Tyle że pewnej nocy w tę moją nową nocną normę wdarł się głos. Męski, agresywny, przerażający. Dopiero się obudziłam i zdążyłam spojrzeć na zegarek, gdzie świeciły na czerwono trzy dobrze znajome cyfry. Właśnie zaczynałam zwalniać oddech i powoli żegnać się z paniką, ale kiedy usłyszałam ten wrzask, spięłam się od razu.

– Zabiję cię, ty suko! Zabiję! – wrzeszczał jakiś facet.

Słychać było dokładnie każde słowo. Dochodziły z bliska. Z zewnątrz? Z wewnątrz?

d4hwknp

– Zabiję! – Nie poznawałam tego wrzasku, nie umiałam go dopasować do nikogo. Mężczyzna. Wściekły.

– Zabiję cię zaraz! – krzyk nabrał siły. – Zabiję! – zachrypiał na końcu. Zerwałam się z łóżka. Drzwi wejściowe. Pamiętałam, że zamknęłam je na klucz, ale co z tego, skoro bez kłopotu można było dostać się oknem. Muszę zamknąć okiennice. Pobiegłam do pokoju Miśki. Otworzyłam uchylone okno, wyjrzałam. Szybki rzut oka na podwórko. Nikogo. Złapałam za oba skrzydła okiennic, docisnęłam do siebie, założyłam sztabę. Uff. Jedno dziecko bezpieczne. Pognałam do pokoju Maksa. Spał, kompletnie rozkopany, czerwony na twarzy. Otworzyłam szerzej okno, ponownie złapałam za skrzydła okiennic…

– Zabiję cię, suko! – zachrypiało tuż za mną. Podskoczyłam.

Odwróciłam się i rozejrzałam. Nikogo. Spanikowana, skanowałam ciemne kąty, podbiegając do kontaktu. Zapaliłam światło, spojrzałam dokoła. Pusto. Dopadłam łóżka mojego dziecka, które miałam chronić. – Zabiję cię! – wrzasnął nagle Maks tym samym obcym głosem. Na jego ustach pieniła się ślina. – Już nie żyjesz, suko! To były groźby kogoś bardzo, ale to bardzo złego, a nie mojego syna, którego przez pierwszy rok i dwa miesiące jego życia karmiłam piersią. Co z tego, skoro wydobywały się z jego gardła. Doskoczyłam do łóżka i złapałam Maksa za ramię, żeby go obudzić. Niech już wreszcie przestanie! Potrząsnęłam nim raz i drugi. Zamachnął się ramieniem i uderzył mnie z całej siły w rękę, po czym ścisnął ją palcami jak obcęgami. Spał nadal, choć wydawało się to niemożliwe.

d4hwknp

– Maks, Maks! – wołałam. Druga jego dłoń, wielka jak męska, wpiła się w moje usta, tłumiąc kolejne słowa. Cofnęłam głowę, ale trzymał mocno i szczelnie. Nie umiałam się wyrwać, jeszcze trudniej było oddychać.

– Zabiję cię! – charczał, a jego dłonie zaciskały się jak imadła.

Głowę i rękę miałam unieruchomione. Szarpałam, usiłując się wyrwać, lewą dłonią próbowałam oderwać jego palce od moich ust, ale trzymał mnie mocno. Miał niewiarygodnie silne ręce ten mój syn. Uklękłam i rąbnęłam biodrem w łóżko. Łup. I łup. Jeszcze raz. I kolejny. Szpony na moich ustach nieco się rozluźniły. Łup! Jeszcze raz! Maks otworzył oczy.

d4hwknp

– Już do szkoły? – zapytał normalnym głosem. – Przecież ciemno na dworze. Boże, miałem taki koszmarny sen!

– Co ci się śniło?

Gapił się w sufit. Ciężko oddychał. Na jego czole perlił się pot. Ręce opadły mu na kołdrę. Potarłam obolałe usta. Co to za rozkosz móc nabrać powietrza!

– Maks, co ci się śniło?!

– Co tak krzyczysz? Nic takiego w sumie. Pachniał spoconym mężczyzną; w barach był dużo szerszy ode mnie. Pod nosem zaczęły mu rosnąć długie ciemne włoski, które już niedługo będzie można nazwać wąsami. Ostrożnie wyciągnęłam rękę, pogłaskałam go po policzku. Kiełkowały mu tam tylko pryszczyki, zarost jeszcze nie.

d4hwknp

– Co ci się śniło?

– Dlaczego obudziłaś mnie w środku nocy? Mamo, co się dzieje? – Oddychał szybko. Jego oddech obco pachniał.

– Wygadywałeś przez sen straszne rzeczy.

– Co? – zaniepokoił się. Przestraszony, wyglądał trochę bardziej jak dziecko. Wyciągnęłam ramiona. Maks patrzył przez chwilę, jakby nie do końca mnie poznawał, po czym przytulił się mocno. Kołysałam go w ramionach i mruczałam uspokajająco „już dobrze, już dobrze”. Mmm.

d4hwknp

– Śniły mi się – powiedział w moje ramię – śniły mi się świnie.

Kołysał się razem ze mną, oddychał coraz ciszej i wolniej. I szepnął mi prosto w ucho: – I śniło mi się, że kogoś duszę. Odsunął się ode mnie i ze zdumieniem spojrzał na swoje dłonie. – Że duszę dziewczynkę. Bardzo nieposłuszną dziewczynkę. A jednak.

– Kogo?

Spojrzał na mnie dziwnie. Zmarszczył czoło. Nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź.

d4hwknp

– Nie jestem pewien. Chyba jej nie znałem. Mamo, ja bym czegoś takiego nie zrobił – powiedział bezradnie ustami ocienionymi kiełkującym wąsem. Z tych samych ust parę minut temu dobywał się wrzask. „Zabiję cię, suko!”.

– Ćśśś, śpij już. Sen mara, Bóg wiara – użyłam dawno zapomnianego zaklęcia mojej babci. – Ćśśśś.

– Ćśśśś – powtórzył grzecznie i szybko wycofał się w krainę niebytu.

Oparłam czoło na materacu obok jego głowy; ciągle nie wstawałam z klęczek.

– Ćśśśś – szepnęłam. – Śpij, synku, śpij.

Patrzyłam na jego dłonie, które były zdolne zrobić krzywdę, na usta, które umiały wypowiadać słowa pełne nienawiści. Na głowę, w której nie wiadomo, co się kryło. Rano przyglądałam mu się, smażąc kolejne grzanki francuskie. Każdą pożerał dwoma kłapnięciami swoich wielkich ust.

– Jak ci się spało? – zapytałam kontrolnie.

– Okej – spojrzał na mnie zdziwiony ogromnymi błękitnymi oczyskami. – Okej. A tobie?

Nie pamiętał. Ale ja pamiętałam jego wielkie dłonie zaciśnięte na moich ustach.

– Maksie, dlaczego wybraliście akurat tamten grób? Spojrzał na mnie uważnie.

– Mamo, a co ty tak znowu o tym? Przecież przeprosiłem.

– Ale dlaczego akurat tamten?

Wzruszył ramionami.

– Bo jeszcze nie miał płyty. Sama ziemia, łatwo rozkopać.

– Nigdy przedtem nie widziałeś tej kobiety?

– Nie. No co ty. Mamo, o co ty mnie właściwie pytasz?

To ja, twój mały syneczek. – Uśmiechnął się i położył mi głowę na ramieniu. Była bardzo ciężka, ta jego głowa. I z chłopięcą głową wspartą na moim ramieniu postanowiłam sobie: nie spocznę, zanim nie dowiem się, kto zakłócił spokój we wsi mojego dzieciństwa i zrobił krzywdę dwóm Ukrainkom. Przysięgłam, że znajdę tego skurwysyna, znajdę i doprowadzę go przed sąd, bo nie chcę się bać i obwiniać własnego dziecka. Znajdę go i sprawię, że Świątkowice znowu będą miłym, bezpiecznym miejscem, gdzie ludzie są wścibscy, ale serdeczni. Tę samą obietnicę powtórzyłam w nocy, gdy po raz kolejny obudziłam się w samym środku ciemności i nasłuchiwałam, czy z pokoju Maksa nie dobiegają złe odgłosy. Było cicho. Budzik niewzruszenie oznajmiał, że jest 1.47. Po kilkudziesięciu sekundach zmienił zdanie o jedną cyfrę.

d4hwknp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4hwknp

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj