XIII. Intryga się komplikuje
"Czyż ta chwila nie napawa pana rozkosznym
dreszczem? Czyż nie czuje się pan jak myśliwy?
Co by się stało z tym dreszczem, gdybym był
tak suchy i lakoniczny jak rozkład jazdy?"
(A. Conan Doyle, Dolina Trwogi,
przekład Tadeusza Everta)
Najpierw z dala doszedł go czyjś głos, jakieś mamrotanie, którego nie potrafił zidentyfikować. Skupił się z wysiłkiem, domyślając się, że ktoś mówi do niego. Coś na temat jego wyglądu. Corso nie miał bladego pojęcia, jak w tej chwili wyglądał, ale też nie bardzo go to obchodziło. Dobrze mu było tam, gdzie leżał, z twarzą przy podłodze. Nie chciał otwierać oczu, głównie ze strachu, że ból w skroniach się nasili.
Ktoś go klepał po policzku. Nie ma rady, trzeba otworzyć przynajmniej jedno oko. Flavio La Ponte pochylał się nad nim z wyraźnym zaniepokojeniem. Ciągle był w piżamie.
- Przestań mnie walić po gębie - mruknął rozeźlony Corso.
Księgarz odetchnął z ogromną ulgą.
- Myślałem, że nie żyjesz - wyznał.
Corso otwarł drugie oko i spróbował wstać. Natychmiast poczuł, jak mózg chlupocze mu w czaszce na podobieństwo wielkiej galarety.
- Ale ci przywalili - nie wiadomo po co rzucił La Ponte, pomagając łowcy książek stanąć na nogach. W sparty na jego ramieniu, Corso obrzucił wzrokiem pokój, Liana T aillefer i Rochefort zniknęli.
- Widziałeś tego, co mnie kropnął?
- Jasne. Wysoki brunet, na twarzy miał bliznę.
- Widziałeś go już wcześniej?
- Nie - księgarz zmarszczył czoło zafrasowany. - Ale ona chyba zna go dobrze,.. Pewnie otworzyła mu drzwi, jak gadaliśmy w łazience, Bez wątpienia facetowi ktoś zrobił z wargi śliwę, Rozwalona w paru miejscach, cała w jodynie - musnął policzek, gdzie opuchlizna już zaczynała ustępować, i uśmiechnął się mściwie. - Z tego, co widzę, wszyscy ostatnio oberwali.
Corso posłał mu wściekłe spojrzenie i dalej bezskutecznie szukał okularów.
- Jednego nie rozumiem - powiedział - czemu tobie się upiekło?
- Chcieli i mnie przyłożyć. Ale powiedziałem, że nie trzeba, Żeby zajęli się swoimi sprawami. Że jestem przypadkowym turystą,
- Mogłeś próbować coś zrobić.
- Ja? Zartujesz. Wystarczy, że ty mi przyładowałeś.
Pokazałem palcami V, o, w ten sposób, jedną ręką i drugą, Na znak pokoju. Zdjąłem nakrętkę dezodorantu i usiadłem w kąciku bez słowa. Aż sobie poszli.
- Mój ty bohaterze.
- Lepiej być ostrożnym, niż się potem dziwić. Aha, patrz - podał mu złożoną w czworo karteczkę, - odchodząc zostawili to pod popielniczką z niedopałkiem Montecristo.
Litery długo tańczyły Corsowi przed oczami. Wreszcie zobaczył zdanie pięknie wykaligrafowane atramentem, pismem angielskim i ze skomplikowanymi zawijasami przy dużych literach:
"Z mojego rozkazu i dla dobra Państwa właściciel tego dokumentu uczynił to, co uczynił.
3 grudnia 1627.
Richelieu" (l)
Mimo niewesołej sytuacji zachciało mu się śmiać. Miał przed sobą list żelazny wręczony Milady podczas oblężenia La Rochelle, gdy ta zażądała głowy d'Artagnana. Ten sam, który później zabrał jej uzbrojony Atos - "Zmijo, kąsaj, jeśli potrafisz" (2) - i który później, pod koniec opowieści, ochronił czworo przyjaciół przed kardynałem Richelieu, usprawiedliwiając egzekucję dokonaną na kobiecie fatalnej...
Krótko mówiąc: trochę za wiele jak na jeden rozdział. Zataczając się, Corso wszedł do łazienki, odkręcił kran umywalki i wsadził głowę pod zimną wodę. Po chwili wyprostował się i popatrzył w lustro: oczy podpuchnięte, jednodniowy zarost, strużki wody... W skroniach buczało mu, jakby miał tam gniazdo os. Do zdjęcia idealnie, pomyślał. Fajnie zaczynamy dzień.
Obok w lustrze pojawił się La Ponte z ręcznikiem i okularkami.
- Oczywiście zabrali ci torbę.
- Skurwielu.
- Zaraz, a dlaczego mieszasz w to mnie? Ja w tym filmie tylko sobie trochę podupczyłem.
Corso był coraz bardziej niespokojny. Przebiegł hall hotelowy w ślad za zbiegami myśląc gorączkowo, ale prawdopodobieństwo ich złapania z każdą chwilą się zmniejszało. Wszystko przepadło, z wyjątkiem jednego ogniwa w łańcuszku: numeru Trzy. Tamci musieli go przecież zdobyć, więc jeśli się pospieszy, ma jeszcze jakąś szansę ich spotkać. Na razie La Ponte zwalmał pokoj, więc Corso wszedł do kabiny i zadzwonił do Fridy Ungern.
Linia była zajęta. Po chwili wahania zatelefonował do Louvre-Concorde i poprosił o połączenie z pokojem Irene Adler. Bał się także i o nią, toteż uspokoił go nieco głos dziewczyny w słuchawce. W kilku słowach zdał jej sprawę z wydarzeń i umówił się na spotkanie w siedzibie Fundacji Ungern. Odkładając słuchawkę, zobaczył, że La Ponte zbliża się doń ze zgnębioną miną i kartą kredytową w dłoni.
- Szczwana suka. Tak uciec bez zapłacenia rachunku.
- Do twarzy ci z tym, jeleniu.
- Zabiję ją tymi rękami. Przysięgam.
Hotel był z tych drogich. Księgarz czuł, że ogrom zdrady, jakiej padł ofiarą, zaczyna go przerastać. Już wcale nie zarzekał się, jak pół godziny temu, że jest osobą absolutnie postronną. Teraz miał w sobie tyle żółci co mściwy kapitan Ahab. W siedli do taksówki, Corso podał adres baronowej Ungern. Po drodze opowiedział Flaviowi resztę historii: o pociągu, dziewczynie, Sintrze, Paryżu, trzech egzemplarzach Dziewięciorga Wrót, śmierci Fargasa, incydencie nad brzegiem Sekwany... La Ponte słuchał, kiwał głową, a jego twarz, początkowo pełna niedowierzania, teraz była posępna.
- Dzieliłem łoże ze żmiją - poskarżył się zgorszony.
Corso nie był w najlepszym humorze, więc szybko odparł, że żmije raczej nie kąsają kretynów. La Ponte przemyślał sprawę. Nie wyglądał na urażonego.
- A jednak - odezwał się - potrafi iść po trupach. I ma mesamowite ciało.
Oczy zalśniły mu lubieżnie, choć nie minęła mu wściekłość po niedawnym nadgryzieniu jego konta. Pogładził się po brodzie.
- Bóg mi wybaczy - westchnął z głupawym uśmieszkiem. Corso patrzył przez okno na przejeżdżające samochody.
- To samo powiedział książę Buckingham.
- Buckingham?
- Tak, Trzech Muszkieterach. Po awanturze z brylantowymi spinkami Richelieu zleca Milady zgładzenie księcia, ta jednak zostaje aresztowana po przybyciu do Londynu. Tam uwodzi swojego strażnika Feltona, idiotę podobnego do ciebie, tyle że purytańskiego fanatyka, i namawia go, żeby pomógł jej w ucieczce i przy okazji zabił Buckinghama.
- Nie pamiętam tego fragmentu. Co się stało z tym Feltonem?
- Zasztyletował księcia, po czym został stracony, ale nie wiem, czy za zabójstwo, czy za głupotę.
- Ale przynajmniej nie musiał płacić za hotel.
Taksówka przejeżdżała Quai de Conti, zbliżając się do miejsca przedostatniego starcia Corsa z Rochefortem. W tym momencie La Pontemu coś się przypomniało:
- Słuchaj, czy Milady nie miała piętna na ramieniu?
Corso skinął głową. Właśnie mijali schody, z których stoczył się poprzedniego wieczoru
- Tak - odpowiedział. - Wypalone przez kata rozzarzoym żelazem. Piętno zbrodniarki. Miała je już, kiedy brała ślub z Atosem... D'Artagnan odkrył je idąc z nią do łóżka. O mało me stracił wtedy życia.
- A. Dumas, Trzej Muszkieterowie, przekład Joanny Guze
- Jak poprzednio.
(Opublikowano za zgodą Wydawnictwa Muza S.A.)