Kim Philby, największy zdrajca w historii
"Tak sądziłem, że to będziesz ty" - słowami, które słyszeliśmy w niejednym filmie szpiegowskim, Kim Philby przywitał się ze swoim przyjacielem, Nicholasem Elliotem. Znajdowali się w Bejrucie, był styczeń 1963 roku, obaj byli pracownikami brytyjskiego wywiadu MI6. Philby był jednak kimś jeszcze. Za chwilę, przyciśnięty przez Elliota, przyzna, że od dekad współpracował z KGB i zdradzał sekrety swych brytyjskich mocodawców. A miał co zdradzać - wszak w najlepszych latach swojej kariery pracował w Waszyngtonie, jako łącznik pomiędzy CIA i MI6. Znał wszystkie tajemnice obu służb. I choć Brytyjczykom udało się go w końcu zdemaskować, nigdy nie pozbierali się po ciosie, jaki im zadał.
Kim Philby, największy zdrajca w historii
Opowieść o Philbym i jego wpływie na brytyjski wywiad to jeden z najciekawszych wątków wydanej niedawno książki Gordona Corera "MI6. Tajna historia wywiadu Jej Królewskiej Mości" .
Kim był człowiek, który rzucił zachodnie wywiady na kolana? Brytyjska opinia publiczna przez wiele lat myślała, że to ledwie "urzędnik państwowy średniego szczebla". Słynny pisarz, John LaCarré unieśmiertelnił go w powieści "Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg" . Mike Copeland z CIA uważał, iż był to "jeden z najlepszych oficerów wywiadu XX wieku", a "sposób, w jaki wodził za nosy psy gończe, to mistrzostwo". Inni, głównie byli przyjaciele Philby'ego z MI6, mieli go za szumowinę i łajdaka. On sam zaś nigdy nie czuł się zdrajcą - wszak szczerze przysięgał wierność tylko Związkowi Radzieckiemu.
"Żeby zdradzić, trzeba najpierw coś porzucić" - powiedział w jednym z wywiadów. "A ja niczego nie porzuciłem".
Syn swego ojca
Słynny podwójny szpieg w rzeczywistości nazywał się Harold Adrian Russell Philby i, jak łatwo się domyślić po tych wszystkich imionach, pochodził z szanowanego brytyjskiego rodu, jednego z tych, które w rozwarstwionym klasowo społeczeństwie brytyjskim, cieszyły się wpływami i przywilejami.
Ojciec Philby'ego, St John Philby, był ważnym brytyjskim dyplomatą zakochanym w kulturze arabskiej. Wiele lat spędził w Indiach (to tam urodził się Kim), by następnie zainteresować się Arabią Saudyjską. Ta pasja skończyła się przejściem na islam i przyjaźnią z twórcą państwa saudyjskiego, słynnym królem ibn Sa'udem. Dalekim kuzynem St Johna i świadkiem na jego ślubie z matką Kima był sam Bernard Law Montgomery - jeden z najzdolniejszych brytyjskich wojskowych, dowodzący podczas II wojny światowej słynną 8 Armią. Co ciekawe, w latach 40. St John sympatyzował z faszystami. Do tego stopnia, że służby Wielkiej Brytanii internowały go na krótki czas, niepewne jego lojalności.
Mały Harold Adrian Russell swój przydomek zawdzięczał książce "Kim" autorstwa Rudyarda Kipling . Brytyjski noblista w swoich powieściach wychwalał Imperium Brytyjskie i jej wspaniałe (choć w tamtych czasach jeszcze nieistniejące) tajne służby. Opisywał świat, w którym dżentelmeni-szpiedzy walczą w tajemnicy o jedność i bezpieczeństwo wielkiego Imperium. Być może to właśnie dzięki tym zasłyszanym w dzieciństwie historiom Kim postanowił zostać szpiegiem.
(na fotografii: mały Kim z rodzicami)
Miłość w Wiedniu
Być może jednak powód był o wiele bardziej prozaiczny - miłość.
W 1933 roku Philby przybył do Wiednia. Dla stolicy Austrii były to niespokojne czasy. Europą targały coraz większe niepokoje, a graniczące z Niemcami państwo leżało na linii frontu wojny ideologicznej. Ścierały się tu interesy nie tylko faszystów i przyszłych aliantów, ale i proradzieckich komunistów. Jednym z nich był sam Philby, który podczas studiów w Cambridge rozczarował się polityką państw zachodnich i zwrócił w kierunku komunistycznej lewicy. Zdawało mu się, że jest to siła zdolna odmienić losy Starego Kontynentu. Jak pisze Corera, komunizm oferował dzieciom brytyjskich elit "intelektualną krytykę panującego wokół marazmu i emocjonalną rebelię przeciw samozadowoleniu poprzedniego pokolenia".
W Wiedniu Kim poznał niewiele od siebie starszą austriacką komunistkę - Litzi Friedmann. Dziewczynę całkowicie oddaną sprawie. Opowiadana przez Philby'ego anegdota mówi, że podczas pierwszego spotkania zapytała się go, ile ma pieniędzy. Słysząc, że jest to 100 funtów, które mają wystarczyć na rok w Wiedniu, policzyła szybko, że da się z tego oszczędzić 25. I kazała mu je przeznaczyć na rewolucję!
"21-letni brytyjski chłopak z prywatnej szkoły zadurzył się po uszy w aktywistce z Europy Wschodniej i wkrótce zostali kochankami" - kwituje Corera. To właśnie Litzi sprawiła, że rodzący się w Philbym bunt nabrał realnego kształtu.
"Nigdy nie zdradziłem"
Nie jest jednak jasne czy to właśnie Litzi zwerbowała Philby'ego. Zdaniem historyków najprawdopodobniej Kima i jego ukochaną skusiła Edith Tudor Hart, przyjaciółka Litzi. Spotkała się ona z Kimem w 1934 roku w Londynie i zaprowadziła go do doktora Arnolda Deutscha - radzieckiego szpiega odpowiedzialnego za przekonywanie młodych brytyjskich intelektualistów, by pracowali na rzecz rewolucji.
Warto szczegółowo opisać okoliczności zwerbowania Philby'ego, gdyż dla niego samego były zawsze dowodem niewinności. Po ujawnieniu zdrady i ucieczce do ZSRR wielokrotnie bronił się przed zarzutami o dwulicowość. Twierdził, że to radziecki wywiad był jego prawowitym pracodawcą, zaś on sam przysięgał wierność ideałom komunistycznym. Nikogo więc nie zdradził, jedynie zinfiltrował szeregi przeciwnika. Jest w tym twierdzeniu pewna przewrotna logika, którą, po latach, doceniał jeden z najbardziej oddanych przyjaciół podwójnego agenta - pisarz Graham Greene .
Młody Philby miał w Londynie proste zadanie - dowiedzieć się jak najwięcej o planach Brytyjczyków i nie dać się zdemaskować. Dzięki uprzywilejowanemu pochodzeniu nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Dystyngowanym angielskim szpiegom po prostu nie przyszło do głowy, że śledzić ich może jeden z nich.
Odznaczony przez Franco
W latach 30. Philby kręcił się wokół tajnych służb, ale nie był jeszcze prawdziwym szpiegiem. By być przydatnym dla swoich nowych pracodawców, wyruszył więc do Hiszpanii, jako dziennikarz. Kraj rozdzierała akurat krwawa wojna domowa. Ścierały się w niej dwie wielkie siły - z jednej strony republikanie, popierani przez komunistów i światową lewicę, z drugiej zaś siły generała Franco, popieranego przez faszystów z III Rzeszy. Philby wylądował w Sewilli i pisał dla magazynu "The Times". Co ciekawe, pomimo lewicowych sympatii, lepiej mu szło relacjonowanie konfliktu z drugiej strony - towarzysząc wojskom Franco.
Z tego okresu pochodzi jedna z najbardziej dramatycznych historii z życia młodego Kima Philby'ego. Podczas rozgrywającej się na przełomie lat 1937 i 1938 bitwie pod Teruel samochód, którym podróżował Philby i trzej jego koledzy-dziennikarze został przypadkowo trafiony przez siły republikańskie. Cało z tego wydarzenia wyszedł tylko Philby, pozostali pasażerowie zginęli. To wydarzenie sprawiło, że dziennikarz zyskał sławę wśród żołnierzy Franco. Wystarczająco dużą, by generał osobiście odznaczył go medalem. "Dzięki temu" - opowiadał później szpieg - "stałem się znany, jako Anglik-odznaczony-przez-Franco i wiele drzwi stanęło przede mną otworem".
Wbrew wątpliwościom
Podczas wyprawy do Hiszpanii Philby współpracował nie tylko z Sowietami, ale i z Brytyjczykami. Dostarczając im informacje, próbował wkupić się w łaski. I udało mu się - w 1941 roku został pracownikiem MI6. Co ciekawe, wybuch II wojny światowej nie odmienił sympatii agenta, ale nie pozostawił go też obojętnym. Philby był zbyt inteligentny, by kupić oficjalne wytłumaczenie paktu Ribbentrop-Mołotow i wielokrotnie zadawał sobie pytanie, czy cios w plecy Polaków i współpraca z faszystami były konieczne. Ostatecznie jednak uznał, iż musiały istnieć jakieś okoliczności, których nie znał, a które tłumaczyły ruch Stalina.
W trakcie wojny Philby rozpracowywał dla MI6 regiony, na których znał się najlepiej - Portugalię i Hiszpanię. Z czasem rozszerzono jednak jego obowiązki o Amerykę Północną, dzięki czemu poznał i zaprzyjaźnił się z Jamesem Jesusem Angletonem. Późniejszy szef CIA (w latach 1954-75) szybko zauroczył się w Philbym i całkowicie mu zaufał. Gdy na jaw wyjdzie jego zdrada, Angleton będzie tym, który zostanie zraniony najmocniej. I który, by nigdy więcej nie doszło do takiej sytuacji, rozpocznie w swojej agencji słynne polowanie na krety.
(na zdjęciu: James Angleton)
Po trupach
Wojna omal nie zakończyła się dla Philby'ego tragicznie. Gdy jasne stało się, że alianci wygrają, ale pozostaną skłóceni i podzielą między sobą świat, wielu szpiegów chciało wykorzystać ostatnią szansę, by zmienić strony. Okazji szukał też Konstantin Volkov, enkawudzista pracujący w Istambule pod przykrywką wicekonsula. W zamian za dużą sumę pieniędzy zaproponował Brytyjczykom wydanie dwóch radzieckich szpiegów pracujących w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i jednego inwigilującego tajne służby. Tym ostatnim najprawdopodobniej miał być sam Kim Philby.
Volkov miał jednak strasznego pecha. Brytyjczycy owszem, zainteresowali się jego ofertą, ale do rozmów z nim wyznaczyli swojego zaufanego agenta, świeżo upieczonego szefa Sekcji IX, odpowiedzialnej za rozpracowywanie służb radzieckich - Philby'ego. Ten poinformował o zdrajcy Moskwę i opóźnił swój wyjazd do Turcji. Dzięki temu Rosjanom udało się wywieźć Volkova do ZSRR. Wieść niesie, że szpieg opuszczał Istambuł w bandażach i został rozstrzelany tuż po wylądowaniu na radzieckiej ziemi. Philby'emu wprawdzie się upiekło, ale do końca życia zapamięta te dni jako "paskudną robotę" i najpoważniejszą przeszkodę w swojej misji.
Za służbę w trakcie II wojny światowej Kim Philby został odznaczony Orderem Imperium Brytyjskiego.
(na zdjęciu: współczesna siedziba MI6)
Raporty na biurku Stalina
Gdy wojna dobiegła końca, a na Europę opadła żelazna kurtyna, Philby stał się jednym z najcenniejszych szpiegów na usługach ZSRR. Miał wgląd w niemal wszystkie sekrety MI6 i bez skrupułów oddawał je Sowietom. Dzięki przekazywanym przez Philby'ego informacjom, albański wywiad udaremnił brytyjsko-amerykańską operację, mającą na celu obalić umacniający się w kraju reżim komunistyczny. Wydawani przez podwójnego agenta szpiedzy byli chwytani tuż po wylądowaniu w Albanii i zamykani lub mordowani.
"Ludzie wysyłani do Albanii byli uzbrojonym sabotażystami, którym zlecano morderstwa i zamachy" - tłumaczył się później - "Byli w równym stopniu co ja gotowi przelać krew za polityczne przekonania i wiedzieli, jakie wiązało się z tym ryzyko." Powtarzał też, że nie żałuje żadnego zamordowanego, gdyż "działał w interesie Związku Radzieckiego". Gordon Corera twierdzi nawet, że ówczesne raporty Philby'ego trafiały na biurko samego Stalina.
Co ciekawe, podwójny agent nie palił każdej misji, o której wiedział. Niektórym Sowieci pozwalali na ograniczony sukces, by podbudować pozycję swojego kreta. Jak pisze Corera, Philby "codziennie musiał podejmować decyzję, którą misją sabotować, a którą wspomóc, by popchnąć swoją karierę naprzód".
U szczytu kariery
Ta taktyka się opłaciła. W październiku 1949 roku Kim Philby został przeniesiony do Stanów Zjednoczonych. Oficjalnie pełnił funkcję pierwszego sekretarza w brytyjskiej ambasadzie. W rzeczywistości jednak był reprezentantem brytyjskiego wywiadu odpowiedzialnym za kontakty z amerykańskimi służbami. Mówiąc w skrócie - przekazywał informacje pomiędzy MI6 i CIA. Dokładnie w dniu, w którym przejął nowe obowiązki w Albanii wylądowała druga drużyna szkolonych przez Amerykanów dywersantów. Została, tak samo jak pierwsza, przechwycona i unieszkodliwiona.
"Philby był czarusiem" - mówił pracownik CIA, James McCargar. "Miał świetną reputację, wołali na niego młody gniewny, a amerykańska biurokracja docenia takie rzeczy... miało się wrażenie, że można mu zaufać". Największą ofiarą uroczego uśmiechy Philby'ego był wspominany już James Angleton, robiący coraz większą karierę w CIA. "Tak jak inni, którzy mieli z nim kontakt, Angleton uważał Philby'ego za nieskazitelnego profesjonalistę". Dwaj przyjaciele często spotykali się w restauracjach, wspólnie pili i wymieniali się informacjami. Przyszły szef CIA zaprosił nawet najgroźniejszego radzieckiego szpiega do swojego domu na kolację z okazji Święta Dziękczynienia (w swoim domu gościł Philby'ego również J. Edgar Hoover).
(na zdjęciu: współczesna siedziba CIA)
Początek końca
Zdaniem wielu historyków i znawców wywiadu, Kima Philby był jedną z najważniejszych przyczyn niepowodzeń zachodnich wywiadów w pierwszych latach zimnej wojny. "Co się stało? Ten cholerny Kim Philby kapował. To się stało" - miał na pytanie, o nieudane operacje, odpowiedzieć David Smiley z brytyjskiego wywiadu (nie mylić z George'em Smileyem, bohaterem powieści Johna Le Carre'a). "Lepiej byśmy wyszli, gdybyśmy po prostu siedzieli bezczynnie" - narzekał zaś bezimienny oficer CIA, mając na myśli zatrważającą liczbę operacji rozbitych przez KGB.
Philby'emu grunt zaczął palić się pod stopami dopiero w 1950 roku, 9 lat po wstąpieniu do MI6. Podejrzenie rzuciła na niego przyjaźń z Guyem Burgessem, innym radzieckim szpiegiem, niestabilnym emocjonalnie pijakiem, który przechwalał się swoimi szpiegowskimi sukcesami. Dziwaczna była także znajomość z Donaldem Macleanem, w sprawie którego FBI prowadziło śledztwo. Jak się później okaże Burgess, Maclean, Philby i Anthony Blunt byli członkami słynnej Piątki z Cambridge - zwerbowanej przez Arnolda Deutscha siatki szpiegowskiej. Do dziś nie jest jasne, kto był piątym członkiem grupy. Najprawdopodobniej chodziło o Johna Cairncrossa, który przyznał się do szpiegostwa w 1950 roku. Niektóre teorie mówią jednak nawet, że piątym był sam James Angleton.
(na zdjęciu: paszport Kima Philby'ego)
Ucieczka z Bejrutu
Kiedy Burgess i Maclean uciekli do Moskwy jasne stało się, że ktoś im musiał pomagać. Głównym podejrzanym został Philby. Wytrawny szpieg nie spanikował jednak i nie uciekł jak jego kompani. Zamiast tego jeszcze głębiej zanurzył się w niebezpiecznej, dwuznacznej rozgrywce. Udało mu się wymanewrować śledczych i uniknąć oskarżenia. Poproszono go jednak by złożył rezygnację. Nim odszedł, dostał od MI6 sowitą odprawę.
Philby był wybitny w odgrywaniu swojej roli. Pomimo odejścia z MI6 zachował wiele znajomości. Wielu dawnych przyjaciół z wywiadu nie wierzyło w jego zdradę. Przecież był jednym z nich, dżentelmenów-szpiegów. Skoro więc dawał słowo, że nie zdradził, dlaczego miałoby być inaczej?
Takie podejście było typowe dla brytyjskiego wywiadu. Jak dowodzi Gordon Corera w latach 50. Brytyjczycy wciąż żyli w cieniu swojej dawnej, kolonialnej potęgi. Przekonani o własnej wyższości oficerowie MI6 ufali sobie na słowo, a stosunki towarzyskie były często ważniejsze niż profesjonalizm. Co gorsza, w MI6 wszyscy się znali i lubili. "Ojcowie werbowali synów, oficerowie żenili się z sekretarkami (...). Nie przywiązywano więc zbyt wielkiej wagi do zachowania zasad bezpieczeństwa." "Był to klub dżentelmenów, a dżentelmenom zawsze można ufać" - opisuje tę mentalność Corera, podkreślając, jak paradoksalnie to brzmi, gdy mowa o szpiegach.
(na zdjęciu: Anatolij Golicyn)
Zdemaskowany
Philby musiał więc się tylko przyczaić, utrzymywać dawne znajomości i liczyć na to, że jego przyjaciele mu pomogą. Poskutkowało, w październiku 1955 roku doczekał się oficjalnego oczyszczenia z zarzutów. Prowadzący śledztwo Harold Macmillan twierdził publicznie, iż nie istnieją żadne przesłanki by uważać Philby'ego za zdrajcę. Najcenniejszy agent KGB mógł wrócić do służby.
Ostatnia potyczka z Philbym rozegrała się w Bejrucie. Kim trafił tam jako korespondent gazet "The Observer" i "The Economist", ale w rzeczywistości zbierał informacje dla MI6, licząc na to, że znów zyska zaufanie Brytyjczyków. W tym czasie, po raz pierwszy od 1939 roku, obudziły się w nim wątpliwości co do swojej misji. Obserwując tłumienie węgierskiego powstania z 1956 roku, Kim Philby zadawał sobie pytanie, czy na pewno przysiągł wierność właściwym ludziom. Być może właśnie z powodu tych wątpliwości nie był już tak ambitny jak wcześniej. Owszem, pracował dla MI6 i donosił KGB, ale nie pchał się na pierwszą linię frontu.
Wydał go inny podwójny agent - Anatolij Golicyn (poprzednie zdjęcie). Ten major KGB przeszedł na stronę wroga w 1961 roku, by następnie, po ucieczce do USA, powoli wyprzedawać tajemnice. Potwierdził on podejrzenia, jakie wobec Philby'ego żywił Dick White, nowy szef MI6. By zdemaskować superszpiega, wysłano do Bejrutu jego przyjaciela, Nicholasa Elliota. To właśnie on usłyszał od Philby'ego słynne zdanie: "Tak sądziłem, że to będziesz ty".
(na zdjęciu: pamiątki po Kimie Philbym wystawione w muzeum w Moskwie)
Życie w Moskwie
MI6 nie aresztowała Philby'ego. Co więcej, pozwolono mu uciec do Moskwy. Za taką decyzją stały względy towarzyskie i wizerunkowe. Kim Philby przez wiele lat uważany był za asa brytyjskiego wywiadu. Przyjaźnił się z wieloma wciąż aktywnymi szpiegami i urzędnikami. Nie chcieli oni przyznać, jak daleko w pole wyprowadził ich człowiek, który przez 20 lat pracował dla KGB. Gdyby Philby'ego aresztowano i oskarżono, ryzykowano głośnym procesem. Tymczasem jego ucieczkę przedstawiono w Wielkiej Brytanii, jako dezercję zwykłego urzędnika.
Sam Philby nie został przywitany w Moskwie tak, jak się tego spodziewał. Owszem, przyjęto go z honorami i obwołano bohaterem, ale nie ufano mu. Ludzie z KGB wątpili w czystość intencji wytrawnego szpiega. Podejrzewano, że Philby został zwerbowany przez MI6 i jest teraz potrójnym agentem. Człowiek, który przez dwie dekady przekazywał największe sekrety MI6 i CIA, dowiedział się nagle, że nie jest wcale pułkownikiem w KGB - jak mu wcześniej mówiono. Ba, przez 10 lat nie wpuszczono go nawet do siedziby służb, którym przysiągł służyć. Zamiast tego KGB umieściła go w czymś, co można by nazwać aresztem domowym - wypłacano mu pensję, ale i obserwowano. Pozwalano poruszać się po Moskwie, lecz zawsze towarzyszyła mu obstawa.
(na zdjęciu: radziecki znaczek pocztowy z podobizną Kima Philby'ego)
Rozczarowanie
Trudno powiedzieć, czy Philby kiedykolwiek żałował swoich wyborów. Sam nigdy nie pozwalał nazywać się zdrajcą i zawsze powtarzał, że służył tylko ZSRR i jego służbom. Jednak bliscy agenta twierdzą, że był rozczarowany nową ojczyzną. "Wierzył, że ideały były słuszne, ale uważał, że źle wprowadzano je w życie" - mówiła jego trzecia żona, Rufina Philby, autorka książki "Prywatne życie Kima Philby'ego" . Najwybitniejszy szpieg ZSRR i jeden z największych zdrajców w historii zmarł w 1988 roku na zawał serca.
(na zdjęciu: trzecia żona Philby'ego obok tablicy ku jego czci)