Francuski pisarz o Dziwiszu. Mówią o nim "Wdowa"
O kardynale Stanisławie Dziwiszu znów jest głośno. Wszystko za sprawą wywiadu, jakiego pod koniec października udzielił Piotrowi Kraśce. Osobisty sekretarz papieża Jana Pawła II jak ognia unikał odpowiedzi na pytania o oskarżenia ws. tuszowania pedofilii w Kościele katolickim w Polsce i na świecie.
Dzięki uprzejmości wyd. Agora publikujemy fragment książki "Sodoma" Frederica Martela, w której autor pisze także o kard. Stanisławie Dziwiszu.
"Wdowa". To polskie przezwisko kardynała Stanisława Dziwisza jest jednym z najczęściej powtarzanych żartów na jego temat - i nie jest to żart najszczęśliwszy. W trakcie mojego śledztwa dziennikarskiego w Warszawie i w Krakowie słyszałem to słowo tak często - wypowiadane ironicznie albo złośliwie - że trudno pominąć je milczeniem.
- Ja osobiście nie użyłbym tego określenia. Ludzie, którzy nazywają go "Wdową", powtarzają oszczerstwa. Prawdą jest natomiast, że Dziwisz mówi tylko o Janie Pawle II. To jedyna osoba, która liczy się w jego życiu. Jego jedyny cel to Jan Paweł II, jego historia i pamięć o nim. Dziś jest wykonawcą jego testamentu - wyjaśnia polski watykanista, wieloletni korespondent polskich mediów w Rzymie.
Wypytywałem dziesiątki księży, biskupów i kardynałów o drogę życiową Stanisława Dziwisza i z rozmów tych wyłania się bardzo niejednoznaczny obraz. W Warszawie, w siedzibie Konferencji Episkopatu, gdzie zostałem przyjęty, podkreśla się jego "szczególną" i "zasadniczą" rolę w otoczeniu Jana Pawła II. Takie same pochwały słyszę w siedzibie Papieskich Dzieł Misyjnych, również znajdującej się w stolicy Polski.
Kontrowersyjna instalacja Jana Pawła II. "Ta rzeźba jest koszmarna"
- Wszyscy tu jesteśmy sierotami po Wojtyle - mówi mi jeden z dziennikarzy Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI). Inny Polak, Włodzimierz Rędzioch, dobrze zna Dziwisza. Przez trzydzieści dwa lata pracował w Rzymie w "L'Osservatore Romano". Podczas naszego spotkania maluje mi entuzjastyczny portret sekretarza Jana Pawła II. Jeśli mu wierzyć, jego wielebność eminencja Dziwisz jest jednym z najuczciwszych i najcnotliwszych ludzi naszych czasów, jego wielkie serce, jego prawość i jego pobożność są niezwykłe, bardzo bliskie świętości.
Urodził się w ubogiej rodzinie w małym polskim miasteczku. Całą swoją karierę zawdzięcza jednemu człowiekowi - Karolowi Wojtyle. To z jego rąk otrzymał święcenia w 1963 roku, on też w 1998 mianował go biskupem. Przez kilka dziesięcioleci są nierozłączni: Dziwisz pełni funkcję osobistego sekretarza arcybiskupa krakowskiego, a potem papieża Jana Pawła II w Rzymie. Jest zawsze obok niego, jak mówią, osłania go nawet swoim ciałem w trakcie zamachu w 1981 roku. Zna wszystkie tajemnice papieża, zachował jego osobiste zapiski. Z czasów jego długiej choroby i bolesnej śmierci, uniwersalnego symbolu ludzkiego cierpienia, Dziwisz zachował jako relikwię pojemniczek z krwią ojca świętego, co wzbudziło niezliczone makabryczne komentarze.
- Kardynał Dziwisz jest postacią bardzo szanowaną w polskim Kościele. Proszę sobie uzmysłowić, był prawą ręką papieża Jana Pawła II - mówi mi podczas rozmowy w Warszawie Krzysztof Olendzki, ambasador tytularny, kierujący obecnie Instytutem Adama Mickiewicza, polską agendą rządową, bliską prawicy sprawującej władzę w Polsce.
Inni świadkowie mniej szczodrze szafują pochwałami. Mówią mi o Dziwiszu jako o "niezbyt imponującym wieśniaku" albo jako o "prostym człowieku, który stał się skomplikowaną osobowością". Niektórzy formułują surowe opinie: "idiota", "zły duch Jana Pawła II". Mówiono mi, że w Krakowie trzeba było nieustannie pilnować kardynała "jak garnka z mlekiem na ogniu", żeby nie zachował się lekkomyślnie albo nie chlapnął czegoś w wywiadzie.
- To na pewno nie jest intelektualista, ale przez lata poczynił znaczne postępy - stwierdza Adam Szostkiewicz, specjalista do spraw Kościoła w tygodniku "Polityka", który dobrze zna Dziwisza. Aby wyjaśnić ten niezwykły związek między papieżem a jego osobistym sekretarzem, niektórzy mówią o lojalności. To ona ma wszystko tłumaczyć.
- To prawda, nie jest to wybitna osobowość; on żył przede wszystkim w cieniu Jana Pawła II - przyznaje polski dziennikarz długo pracujący w Rzymie. Od razu jednak dodaje: - Ale to sekretarz idealny. Poznałem go, kiedy był młodym księdzem u boku Jana Pawła II w Watykanie. Godny zaufania i wierny, a to wielkie zalety. Dziwisz długo był raczej powściągliwy i dyskretny. Nie przyjmował dziennikarzy, choć ze mną często rozmawiał przez telefon, nieoficjalnie.
Ostatecznie, jak na księdza z jego korzeniami, zrobił w Kościele wspaniałą karierę. Kluczem jego relacji z papieżem była lojalność. Po śmierci Jana Pawła II Benedykt XVI odesłał Dziwisza do Krakowa i powierzył mu funkcję arcybiskupa metropolity krakowskiego. W ślad za tym wkrótce uczynił go kardynałem. Obecnie Dziwisz rezyduje w starej kamienicy przy ulicy Kanoniczej. Tam udziela mi audiencji. - Kardynał absolutnie nie zgadza się na wywiady - mówi mi jego włoski asystent Andrea Nardotto - ale pana przyjmie.
Czekam na "Wdowę" w nasłonecznionym patio pośród oleandrów i karłowatych iglaków. W holu herb papieski z brązu, z boku pomnik Jana Pawła II w kolorze kredy. Z daleka dobiegają głosy sióstr zakonnych. Widzę przechodzących dostawców gotowych dań. Nagle masywne drewniane drzwi biura otwierają się gwałtownie i niemal wpada na mnie surowy i sztywny Stanisław Dziwisz. Otoczony szeregowymi księżmi w koloratkach i starymi kobietami w kornetach jego eminencja zatrzymuje się wyprostowany jak świeca. Świętobliwy starzec wpatruje się we mnie uważnie, z radosną ciekawością, cały w uśmiechach.
Lubi tego rodzaju nieprzewidziane sytuacje, nieoczekiwane spotkania. Asystent Nardotto przedstawia mnie jako francuskiego dziennikarza i pisarza. Bez zbędnych formalności Stanisław Dziwisz zaprasza mnie do swej jaskini lwa.
Jest to obszerne pomieszczenie z trzema drewnianymi stołami. Małe prostokątne biurko pokryte papierami; kwadratowy stół jak do spożywania posiłków, pusty, wydaje się służyć do zebrań; drewniane biurko wyglądające jak stolik uczniowski, wokół niego wielkie fotele pokryte purpurowym aksamitem. Kardynał Dziwisz, skoncentrowany, daje mi znak, żebym usiadł.
Kardynał wypytuje mnie o "starszą córę Kościoła" (Francję), właściwie nie słuchając moich odpowiedzi. Teraz kolej na moje pytania, ale on również ich nie słucha. Rozmawiamy o francuskich intelektualistach katolickich, o Jacques'u Maritainie, Jeanie Guittonie, François Mauriacu... - I André Froissard, i Jean Daniélou! - nalega kardynał, cytując nazwiska intelektualistów, których czytał albo przynajmniej zna ze słyszenia.
Ta litania nazwisk, przerzucanie się nimi to jak przyznanie się do tego, że nie obcuję z intelektualistą. Emerytowanego kardynała nie interesują wcale idee. Potwierdza mi to zresztą podczas wspólnego śniadania krakowska menedżerka i promotorka kultury:
- Dziwisz jest tu bardzo dobrze znany, ale nie uważa się go za wielkiego intelektualistę. Jego znaczenie wynika przede wszystkim z tego, że był blisko Jana Pawła II. On przechowuje jego notatki, jego tajemnice i nawet jego krew! To okropne...
(...)
Kardynał Dziwisz przeprasza, że nie może dłużej ze mną rozmawiać. Musi teraz przyjąć przedstawiciela zakonu maltańskiego, drobnego, pomarszczonego staruszka, który już czeka w przedpokoju. "Ale nuda!" - zdaje się mówić. Proponuje mi jednak spotkanie nazajutrz.
Robimy sobie selfie. Dziwisz uroczy, nie spieszy się, kobiecym gestem, nie rezygnując bynajmniej ze swej dominacji, bierze mnie za ramię, aby unieruchomić obiektyw. Tak szczegółowo studiowałem tę postać, że teraz, w chwili konfrontacji, czuję, że coś idzie nie tak. Jestem nim zachwycony!
W Krakowie styl życia kardynała wywołuje niemałe zdumienie. Słyszę o jego szczodrości, o składanych wielokrotnie dobroczynnych datkach. Nasz człowiek, z coraz większym brzuszkiem i mieszczańskimi nawykami, uwielbia dobre jedzenie i miłe niespodzianki - to ludzka rzecz. Wieczorem po naszym pierwszym spotkaniu widzę go, jak je kolację w Fiorentinie, ekskluzywnej restauracji, w której spędza prawie trzy godziny. Jej menedżerka, Iga, powie mi później: "Jesteśmy jedną z najlepszych restauracji w mieście. Kardynał Dziwisz jest przyjacielem właściciela".
Skąd ma środki na to wszystko? Skąd pochodzi jego majątek? Jak to możliwe, że przy swojej księżowskiej emeryturze może prowadzić tak światowe życie? To jedna z zagadek tej książki.
Inna tajemnica to bezwarunkowe poparcie, jakiego Stanisław Dziwisz udzielał najbardziej ponurym postaciom Kościoła, w czasie gdy był osobistym sekretarzem Jana Pawła II. Nazwisko Stanisława Dziwisza powtarza się w dziesiątkach książek i artykułów o nadużyciach seksualnych kleru - nie dlatego, że oskarża się go o takie czyny, ale dlatego, że podejrzewa się go o chronienie zdeprawowanych księży z wyżyn Watykanu. Potwierdzono jego związki z Meksykaninem Marcialem Macielem, Chilijczykiem Fernando Karadimą, Kolumbijczykiem Alfonso Lópezem Trujillą i Amerykanami Bernardem Lawem i Theodore'em McCarrickiem.
Jego nazwisko pojawia się również przy okazji kilku skandali seksualnych w Polsce, przede wszystkim słynnej afery Juliusza Paetza. Dziwisz znał również osobiście księdza Józefa Wesołowskiego, który święcenia przyjął w Krakowie. Arcybiskup Wesołowski, mianowany nuncjuszem apostolskim w Republice Dominikańskiej, znalazł się w centrum wielkiego skandalu: chodziło o wykorzystywanie nieletnich i wymuszanie aktów seksualnych. Papież Franciszek nakazał żandarmerii watykańskiej zatrzymać go w Rzymie. Zmarł, nie doczekawszy ostatecznego wyroku w swojej sprawie.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Sodoma" Frederica Martela, która ukazała się nakładem wyd. Agora w lutym 2019 r.