Coraz częściej mamy do czynienia z nową wykładnią historii współczesnej. Kaci w mundurach Wehrmachtu przedstawiani są jako dzielni żołnierze.
Jak to na wojence ładnie, czyli dzielni chłopcy... wehrmachtowcy Spektakularnym przykładem takiej polityki wydawniczej w dzisiejszej Polsce jest książka Rolfa Hinzego 19 Dywizja Pancerna Wehrmachtu 1939-1945 opublikowana przez Bellonę. Dlaczego wydaje się w Polsce bezkrytycznie opracowania i albumy opiewające męstwo niemieckich żołnierzy i przebieg poszczególnych kampanii wojennych militarnej machiny III Rzeszy?
Bellona to dawne Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Specjalizuje się w tematyce militarnej i wojennej, należałoby zatem oczekiwać, że każda kontrowersyjna pozycja zostanie opatrzona krytycznym wstępem, przypisami i wyjaśnieniami. Nic z tego - polski wydawca raczy nas publikacją całkowicie pozbawioną szerszego tła, wprowadzenia i uzupełnienia o to, czego w tej książce bogato opatrzonej archiwalnymi zdjęciami nie ma. A zabrakło w niej najbardziej dramatycznych i bolesnych wydarzeń z historii II wojny światowej, także tych najważniejszych z polskiego punktu widzenia. 19. Dywizja Pancerna Wehrmachtu uczestniczyła w II wojnie światowej od jej początku, od ataku na Polskę 1 września 1939 roku, aż do ostatnich walk w maju 1945 roku na terenie Czech i kapitulacji przed Amerykanami i Sowietami.W książce Rolfa Hinzego kampanię polską obrazuje tylko jedno zdjęcie: udział jednostek 19. DP w defiladzie w podbitej Warszawie w październiku 1939 roku oraz surowy, lakoniczny komentarz
autora: „Uroczysta chwila w życiu każdego żołnierza dywizji: wejście do Warszawy i przemarsz przed dowódcą Wehrmachtu”. Ani słowa o tym, że stolica Polski została w znacznym stopniu zniszczona, nie ma mowy o mordach na ludności cywilnej i polskich jeńcach oraz represjach niemieckich od pierwszych dni okupacji.
Zgrozą napełniają też opisy zdjęć pacyfikowanej przez 19. DP Wehrmachtu powstańczej Warszawy. Oto niemieccy żołnierze maszerują przez ruiny: „Trzeba było najpierw wywalczyć drogę przez miasto dla zaopatrzenia dywizji”. Pod innym zdjęciem autor ubolewa: „Trzeba było liczyć się z niespodziankami z wszystkich stron: „koktajle Mołotowa”, granaty, pojedyncze strzały”. Lakonicznie przedstawiona jest pacyfikacja Mokotowa: „Gdy dywizja otrzymała rozkaz zlikwidowania powstania w dzielnicy Mokotów, do Warszawy weszły również czołgi”. I następne zdjęcie, z wypędzaną ludnością cywilną: „W ten sposób ludność mocno zniszczonego Mokotowa opuszczała dzielnicę, niosąc tylko najkonieczniejszy bagaż”. Kto zniszczył Mokotów? Jakie czołgi strzelały do okien budynków? Kto i dlaczego wypędzał ludność i co się z nią działo? O tym już mowy nie ma.
Zaczynamy mieć do czynienia z nową wykładnią najnowszej historii. Oto kaci przedstawiani są jako dzielni żołnierze. Niszczenie i palenie przez nich europejskiej stolicy to zwyczajna czynność. Gdy gładko przełkniemy takie otępiające naszą wrażliwość pigułki jak album sławiący 19. Dywizję Pancerną Wehrmachtu, to następnym krokiem będą równie cukierkowe albumy o SS, Gestapo, Einsatzgruppen pokazujące „przejmujący” los uczestników tych formacji, ściganych po wojnie za popełnione zbrodnie.