Jo Nesbo: Pisarz ze skalpelem w dłoni
- Powieść kryminalna odgrywa we współczesnym społeczeństwie rolę terapeutyczną. Zaspokaja potrzebę przeżywania napięcia oraz potrzebę bezpieczeństwa: wiemy bowiem, że na końcu książki powrócimy do stanu równowagi - mówi autor powieści kryminalnych Jo Nesbo.
- Powie*ść kryminalna odgrywa we współczesnym społeczeństwie rolę terapeutyczną. Zaspokaja potrzebę przeżywania napięcia oraz potrzebę bezpieczeństwa: wiemy bowiem, że na końcu książki powrócimy do stanu równowagi - mówi autor powieści kryminalnych Jo Nesbo .*
Henryk E. Malinowski: Dlaczego skandynawskie kryminały są tak popularne?
Jo Nesbo: Nie wiem! Często jestem o to pytany: dlaczego norweskie i ogólnie skandynawskie kryminały są tak popularne za granicą. Nie mam pojęcia! Zdarza się, że udzielam na takie pytania sprytnych odpowiedzi, ale prawda jest taka, że nie wiem. Kryminały skandynawskie stały się towarem eksportowym dzięki takim autorom, jak Sjöwall i Wahlöö, szwedzkim „ojcom chrzestnym" kryminału, którzy stali się popularni w Europie już w latach 70. Ich twórczość sprawiła, że kryminały przeniosły się z kiosków do poważnych księgarń i były recenzowane na równi z inną, poważną literaturą. Dzięki temu wielu młodych i zdolnych pisarzy w Skandynawii, którzy może w innym przypadku wybraliby inne gatunki literackie, zdecydowało się na kryminał. Także niektórzy wielcy i poważani pisarze w Skandynawii, znani wcześniej z innych rodzajów pisarstwa, w pewnym momencie zdecydowali się napisać kryminały – myślę o Janie Kjerstadzie, Larsie Saabye Christensenie, Royu Jacobsenie... Stąd bierze się tradycja skandynawskich kryminałów,
dlatego tak wielu je pisze i tak wielu je czyta. W Norwegii jest w czym wybierać, jest duża grupa pisarzy tworzących wysokiej jakości ambitną literaturę kryminalną. Ale też pewnie w Norwegii powstaje tyle samo słabych kryminałów. Tak jak we wszystkich innych krajach. Co najmniej tyle samo.
Czasem pojawiają się teorie, że Skandynawowie piszą kryminały dlatego, że w tym regionie jest niewielka przestępczość. Ma to jakieś znaczenie?
Wyobrażam sobie, choć nie wiem tego na pewno, że w czasach wojny czyta się mniej powieści i ogląda mniej filmów wojennych aniżeli w czasach pokoju. Coś w tym jest, że miło jest siedzieć w salonie, przy kominku i czytać kryminał, mając poczucie bezpieczeństwa, i jednocześnie z tego bezpiecznego miejsca przeżywać powieściowy chaos. Klasyczna powieść kryminalna jest formą konserwatywną, która zaczyna się od jakiegoś morderstwa, po czym powstaje chaos, a następnie zadaniem śledczego jest przywrócenie spokoju i porządku, przywrócenie status quo. Powieść kryminalna odgrywa we współczesnym społeczeństwie rolę terapeutyczną. Myślę, że zaspakaja dwie potrzeby współczesnego człowieka: potrzebę przeżywania napięcia oraz potrzebę bezpieczeństwa: wiemy bowiem, że na końcu książki zawsze powracamy do stanu równowagi.
(img|645473|center)
W pana spokojnej Norwegii 22 lipca 2011 roku popełniony został okropny czyn: Anders Breivik pozabijał ludzi. Jak to wytłumaczyć?
Myślę, że taki przypadek jest w równym stopniu możliwy we wszystkich krajach, w każdym miejscu, nawet najbardziej spokojnym, jak w Norwegii. Także w każdym czasie. Osobiście nie uważam, że Breivik był logiczną kulminacją rozwoju społecznego w Norwegii, a więc że społeczeństwo musiało stworzyć taką osobę jak Breivik. To był splot wielu rozmaitych wydarzeń. Gdyby splot przypadków ułożył się inaczej, Breivikowi nie udałoby się i nie zadałby pan prawdopodobnie tego pytania. Nie siedzielibyśmy tu i nie próbowalibyśmy prowadzić analizy społeczeństwa norweskiego na podstawie czynu Breivika. Masakra na Utoya będzie dla mnie i dla mojego pokolenia najokropniejszym wydarzeniem, które miało miejsce za naszego życia. Ale nie jestem pewny, czy będzie to ważne wydarzenie dla kolejnych pokoleń. Nie jest wcale pewne, że pozostanie ono narodową traumą, taką, jaką dla Szwedów jest wciąż morderstwo premiera Olofa Palmego, którego zabójcy nie znaleziono i do dziś nie wiadomo, jakie były jego motywy. W Norwegii mamy zarówno
sprawcę, jak i jego zeznania na 1500 stron, gdzie Breivik tłumaczy, dlaczego zabił tych ludzi. Być może w przyszłości takich morderców będzie trzeba traktować podobnie jak kataklizmy naturalne w rodzaju trzęsienia ziemi – czyli takie, przed którymi po prostu nie można się uchronić. Przecież gdyby społeczeństwo chciało się uchronić przed osobami w rodzaju Breivika, to musielibyśmy stworzyć system bezpieczeństwa pełen ograniczeń, w którym nikt nie chciałby żyć.
Czy trudno jest pisać o takich okropieństwach jak zabójstwa? Czy pisarz nie ma problemów z „zabiciem" jakiejś osoby w książce?
Kiedy usuwam jakąś postać, to nie myślę o zabójstwie, gwałtowności czy krwi. Sam akt zabójstwa to tylko pewna forma estetyki literackiej w gatunku, jakim jest powieść kryminalna, i nie ma nic wspólnego z morderstwem czy przemocą w świecie rzeczywistym. Dla mnie, jako pisarza, ważne jest, jakie to następstwa z punktu widzenia dramaturgii będzie miało powieściowe zabójstwo, w jakim miejscu opowieści się znajdujemy, w jaki sposób to wpływa na dalszą narrację. Oraz to, jakie emocje wywołam u czytelnika. Jako pisarz powieści kryminalnych jestem jak chirurg: podnoszę rękę i tnę skalpelem, nie dostrzegając dramatyzmu tego czynu.
Jest pan „ojcem" Harry'ego Holego. Jak został „poczęty" bohater pańskich powieści?
Harry został poczęty w samolocie między Oslo a Sydney w 1997 roku.
(img|645474|center)
Narodził się w samolocie?
Lepiej powiedzieć, że „został tam poczęty", bo przecież „płód" musi się rozwinąć. „Urodził się" się nieco później, już w w Australii. Kiedy po 33 godzinach lotu wysiadłem w Sydney i zacząłem pisać, Harry był już częścią tej historii. Robił dokładnie to samo co ja, też przybył do Sydney, poszedł do tego samego hotelu, w którym ja mieszkałem, i w czasie mojego pobytu w Australii albo ja szedłem śladami Harry'ego, albo on szedł moim śladem. Moim ówczesnym zamysłem było właściwie napisanie czegokolwiek i wysłanie do wydawnictwa – sądziłem, że usłyszę grzeczną odmowę z zachętą do wysłania innego utworu, jeśli coś jeszcze napiszę. Dlatego zaskoczeniem było, kiedy zadzwonili z wydawnictwa, mówiąc, że mają ochotę wydać tę książkę. Uczyłem się jeszcze wtedy pisania powieści, tworzenia głównego bohatera, którym był Harry Hole, i nie byłem z tego całkiem zadowolony. Więc gdy zaproponowali mi wydanie powieści, to w pierwszym odruchu chciałem poprosić, żeby mi ją odesłali, bo chciałbym ją całkowicie przerobić. Ale wtedy
nie było na to czasu. Więc wydano tę pierwszą książkę w 1997 roku ( „Człowiek nietoperz" ). Od tego czasu Harry Hole, główna postać wielu moich powieści, zmienił się znacznie. W dwóch pierwszych książkach nie był nawet głównym bohaterem. Ważniejsze było jego otoczenie i to, co się działo wokół Harry'ego. To dopiero w trzeciej ( „Czerwone gardło" ), a może nawet dopiero w czwartej powieści ( „Trzeci klucz" ) Harry stał się główną postacią napędzającą akcję.
Winston Churchill powiedział o pisaniu książek: „Książka zaczyna się jako rozrywka, potem zamienia się w flirt. Potem zostaje twoją kochanką, która staje się twoim panem, a następnie tyranem. Na koniec stajesz się tak wściekły, że chcesz wykończyć potwora i rzucić go czytelnikom". Rozpoznaje pan siebie w tym opisie?
Nie! Jestem w stadium „kochanki". Wszystkie swoje książki porzucałem, gdy były moimi „kochankami".
Harry Hole nie przejął kontroli nad pana życiem?
Nie. Nie zrobił tego.
A jednak wszyscy, tak jak ja, wypytują pana o Harry'ego Holego...
Udzielanie wywiadów i pisanie książek to taka sama praca, niezależnie, czy masz tysiąc czy 10 milionów czytelników. Robota jest w sumie ta sama. Gdybym pracował jako nauczyciel i potem zaczął pracę w banku, to byłaby wielka odmiana. Przejście od tysiąca do 10 milionów czytelników niewiele w życiu zmienia.
Dzięki tym milionom czytelników ma pan pieniądze i sławę. Co jeszcze chce pan osiągnąć?
Mógłbym przejść na emeryturę. Mam to szczęście, że mogę rano wstać i robić dokładnie to, na co mam ochotę. A najbardziej mam ochotę pisać książki! Mam ochotę napisać – jak chyba wszyscy pisarze – coś, co jest prawdą. Uchwycić coś, co jest prawdą, i sformułować to w opowieści w taki sposób, jak nikt wcześniej tego nie zrobił. Nigdy mi się to nie udało, ale moją ambicją jest czegoś takiego dokonać. Na razie potrafię tylko rzucić nowe światło na coś, co już istnieje i czego nie oglądano wcześniej w taki sposób. To mogę zrobić jako pisarz tworzący fikcję literacką: ściągnąć zasłonę z czegoś, co już istnieje, i ukazać to w nowym świetle.
Pieniądze pana nie zmieniły? Jak to jest mieć dużo pieniędzy?
To jest wolność, pieniądze dają ci wolność, możesz robić, co zechcesz. Ale ja nie mam jakichś specjalnych potrzeb materialnych. Nie mam ochoty mieć jachtu...
Kupił pan sobie ferrari?
Nie, mam rower! Myślę, że jest dobry. To tani rower. W tym sensie jestem beznadziejnym milionerem. Płacenie mi tak wielkich pieniędzy jest zupełną pomyłką! Jedyną rozsądną rzeczą, na jaką wydałem moje pieniądze, było założenie Fundacji Harry'ego Holego, która co roku finansuje rozmaite projekty mające na celu zwalczanie analfabetyzmu. Dochody z dwóch książek, które właśnie napisałem, idą do tej fundacji. Pierwsze miliony, za które mogłem spłacić mieszkanie i kredyty, były dla mnie ważne. W tej chwili zarabianie pieniędzy nie motywuje mnie ani nie zmienia mojego życia.
Nie odczuwa pan wyrzutów sumienia, że ma pan tyle pieniędzy?
Oczywiście, że odczuwam! W jakim innym celu zakładałbym tę fundację? Dużo pisze się o wstydzie. Wstyd ma niezasłużenie złą opinię. Za dużo wstydu jest szkodliwe zarówno dla jednostki, jak i dla społeczeństwa. Ale społeczeństwo całkowicie pozbawione wstydu byłoby nie do wytrzymania. Myślę, że dawanie na cele dobroczynne, kiedy się w pewnym momencie czuje, że się otrzymało za dużo, spowodowane jest wstydem i takie poczucie wstydu jest zdrowe. I ja też odczuwam ten wstyd.
Na zdjęciu: Jo Nesbo we Wrocławiu, 23 kwietnia 2016 r.
(img|645476|center)
Wiadomo, że będzie pan pisał swoją wersję „Makbeta"...
W tej chwili piszę powieściową wersję „Makbeta", do czego namówiło mnie moje angielskie wydawnictwo w związku z jubileuszem szekspirowskim. Zaproszono dziesięciu pisarzy, a mnie pozwolono wybrać „Makbeta". Akcja mojej książki rozgrywa się w latach 70. i nie traktuje o koronie króla, ale o urzędzie szefa policji w mieście na wskroś skorumpowanym. Ale to przyszłość, książka nie ukaże się przed rokiem 2017.
I jeszcze powstaje film?
Tego nigdy nie wiadomo. Do niektórych książek kupiono prawa autorskie, pracuje się nad scenariuszem, reżyser jest zaangażowany, więc zobaczymy. Z Hollywoodem nigdy nic nie wiadomo, dopóki ewentualnie nie zaczną filmować, więc nie poświęcam temu zbyt wiele czasu ani myśli.
W sobotę 23 kwietnia przyjechał pan do Wrocławia na spotkanie z polskimi czytelnikami. Był pan już wcześniej w Polsce?
Byłem raz.
Dawno?
Sześć lat temu.
Polaków pewnie ciekawią wojenne losy pana ojca. Mógłby pan o tym trochę opowiedzieć?
Ma pan na myśli to, że kiedy w czasie wojny miał 19 lat, a Niemcy okupowali Norwegię, zgłosił się na ochotnika, żeby walczyć na froncie wschodnim przeciwko Stalinowi, razem z Niemcami?
Był tzw. bojownikiem frontowym (frontkjemper – tak w Norwegii określa się członków ochotniczych oddziałów walczących w czasie II wojny światowej po stronie III Rzeszy – red.)?
Tak, i dużą część wojny spędził w okopach pod Leningradem. A potem trafił do lazaretu w Austrii.
Na zdjęciu: Jo Nesbo we Wrocławiu, 23 kwietnia 2016 r.
(img|645477|center)
Jakie były jego motywy, dlaczego walczył po stronie Niemiec?
O całej tej historii dowiedziałem się, dopiero kiedy byłem nastolatkiem. Byłem w szoku. Niemiecki żołnierz, nazista, zawsze był dla mnie uosobieniem zła i okrucieństwa. Pamiętam, że próbowałem sobie wyobrazić ojca w niemieckim hełmie i nie potrafiłem, to było dla mnie niemożliwe. Ojciec był osobą, którą tak bardzo szanowałem i lubiłem. Dlatego musiałem go o wszystko zapytać, a on opowiadał, także o tym, iż po wojnie przesiedział trzy lata w więzieniu za to, że walczył po stronie Niemiec. Był bardzo szczery, powiedział: „popełniłem błąd i za to odsiedziałem trzy lata więzienia, i uważam to za zasłużoną karę". Ale ja wciąż pytałem, jak to się stało, że dokonał takiego wyboru? Opowiedział mi wtedy, że w 1940 roku wraz ze swoimi dziadkami przyjechał z USA do Norwegii, skąd pochodziła rodzina i gdzie urodził się mój ojciec. Miał wtedy radykalnie antykomunistyczne poglądy. Bezrobocie w Europie było wysokie, trwał kryzys gospodarczy, stare demokracje – Francja i Anglia – były bankrutami. Wyglądało na to, że Europę
przejmą „silni ludzie", Hitler i Stalin. I ojciec powiedział mi, że w tamtej sytuacji, stojąc przed wyborem między Stalinem a Hitlerem wybrał Hitlera. Tak dla niego świat wyglądał w 1940 roku. Mimo to ojciec w czasie wojny miał kolegów także w antyniemieckim ruchu oporu. Spytałem ich kiedyś, wiele lat po wojnie, czy nie bali się, że ojciec ich wyda Niemcom. Odpowiedzieli, że nawet im to do głowy nie przyszło. Po prostu byli po przeciwnych stronach, ale mogli razem siąść do stołu i dyskutować. Ojca szanowano także za to, że zgłosił się dobrowolnie, żeby pojechać na wojnę. Ryzykował życie w imię ideałów, w które wierzył. Nigdy nie powiedziałem, że go szanowałem za wybór, którego dokonał, ale wiem, jak wiele ryzykował, dokonując go. Wielu Norwegów współpracowało w czasie wojny z Niemcami, zarabiając niezłe pieniądze, mieli zatem wyraźne motywacje finansowe, żeby współpracować z Niemcami. Z moim ojcem było inaczej, nie mógł wiele zyskać, ale mógł wszystko stracić. Oczywiście zapytałem ojca: „A co z eksterminacją
Żydów, z obozami koncentracyjnymi? Nie słyszałeś o tym?". Ojciec powiedział, że wiedział, że Hitler nie przepadał za Żydami, ale w tamtych czasach nie było tak, jak się dziś uważa, że monopol na antysemityzm miały Niemcy. Antysemityzm był rozpowszechniony w całej Europie. Chodziły pogłoski o obozach koncentracyjnych, ale – jak mówił ojciec – podczas wojny raz po raz pojawiają się różne pogłoski i 90 procent z nich to nieprawda. Powiedział, że zdawał sobie sprawę, iż prześladowano Żydów, ale to, że zagazowywano ich na śmierć w obozach koncentracyjnych – to było niewiarygodne. O norweskich „bojownikach frontowych" podczas II wojny światowej, o tym, jaka była ich motywacja, napisałem w książce „Czerwone gardło".
— rozmawiał Henryk E. Malinowski (ScanPress.net)
Jo Nesbo jest norweskim pisarzem, autorem powieści kryminalnych i muzykiem rockowym. Jego książki przetłumaczono na 50 języków i do tej pory sprzedano w 27 mln egzemplarzy, w tym ponad milion w Polsce. Opublikował m.in. cykl powieści, których bohaterem jest policjant Harry Hole. Pełna wersja wywiadu z wideo dostępna jest na www.scanpress.net