Można pracować w parlamentarnej grupie polsko-brytyjskiej i nie mówić ani słowa po angielsku - wynika z testu przeprowadzonego przez „Rzeczpospolitą”.
Znajomość języków obcych nie jest obowiązkiem posła ani senatora. I nasi politycy w większości nie są poliglotami, twierdzi gazeta.
Znajomość jednego bądź kilku języków obcych zadeklarowali w ankiecie na początku kadencji wszyscy senatorowie. Do władania angielskim przyznaje się 75 z nich. 83 twierdzi, że mówi po rosyjsku.
Sejm danych podać nie chciał. „Rzeczpospolita” przeprowadziła więc test. Lektor języka angielskiego, podający się za zagranicznego dziennikarza, dzwonił do posłów by dowiedzieć się jaka jest sytuacja polityczna w Polsce.
Dziennik urządził ten sprawdzian wyłącznie posłom, którzy pracują w grupach parlamentarnych (np. polsko - brytyjskiej), w których język angielski wydaje się co najmniej użyteczny, jeśli nie niezbędny przy pracy.
Co pokazał test? Zdarzają się posłowie, którzy słysząc obcy język od razu odkładają słuchawkę, albo po polsku przyznają rozbrajająco, że nie rozumieją co się do nich mówi.Inni od razu informują: „I don't speak English”. Jeszcze inni nieskładnie, z błędami, próbują rozmawiać. „Rzeczpospolita” cytuje fragmenty takich „rozmów” przeprowadzonych z Renatą Beger z Samoobrony i Wojciechem Wierzejskim (LPR).