Spada dramatycznie czytelnictwo, ale biblioteki w dużych miastach rosną w siłę - pisze „Metro”.
Tylko 38 proc. Polaków miało przez ostatni rok kontakt z książką - wynika z badań Biblioteki Narodowej i TNS OBOP. Tak alarmującego spadku czytelnictwa nie było od 1990 r. Jest jednak miejsce, gdzie dramatu wcale nie widać. Biblioteki publiczne w największych miastach przeżywają rozkwit.
Duże miejskie biblioteki nie czują się zaniedbane ani zapomniane. Pieniądze na utrzymanie i nowe zakupy dostają w większości od samorządów. Czy popularność bibliotek może powstrzymać dalszy spadek czytelnictwa? Niebezpieczeństwem jest decyzja ministra kultury, który tnąc wydatki resortu z powodu kryzysu, zmniejszył dotacje dla bibliotek w całej Polsce z 28,5 do 10 mln zł.
- Biblioteki tracą 40 proc. budżetu na zakup nowych książek. To będzie mieć złe skutki. Czytelnicy bez dopływu nowości mogą się zniechęcić - mówi Joanna Pasztaleniec-Jarzyńska z Biblioteki Narodowej.
Przeszkodę widzi też w tym, że biblioteki nie są promowane przez media.
- Tu nikt nikogo nie zabija, nie ma kradzieży, skandali. Dlatego o bibliotekach jest mało w mediach.
Nadzieją może być program fundacji Melindy i Billa Gatesów - Rozwój Społeczeństwa Cyfrowego. Fundacja ma tworzyć i rozwijać biblioteki w miejscowościach poniżej 20 tys. mieszkańców, tak by stały się aktywnymi ośrodkami życia lokalnego. Jako pierwszy porozumienie w tej sprawie podpisał kilkanaście dni temu wojewoda mazowiecki.
Program potrwa pięć lat, ma objąć cały kraj.
- W dużych miastach wystarczy podążyć wzorem Wrocławia, który wdrożył wielki plan rozwoju bibliotek. Zrobiono dokładne badania migracyjne, struktury ludności, zidentyfikowano białe plamy, połączono różne filie bibliotek. Dziś w Mediatece przy Rynku Głównym we Wrocławiu codziennie jest tłoczno. Podobnie w Olsztynie w Mediatece Planeta - mówi Joanna Pasztaleniec-Jarzyńska z Biblioteki Narodowej.