Jak żyć z nazwiskiem, które budzi grozę? Rozmowy z potomkami czołowych przywódców III Rzeszy
Jak żyć ze świadomością, że twój ojciec zgładził kilka milionów ludzi? W nowym kraju, powstałym na gruzach państwa, które podpaliło świat? Te i wiele podobnych pytań Tatiana Freidensson stawia swoim bohaterom, wywodzącym się z rodzin m.in. Hermanna Göringa, Rudolfa Hössa, Erwina Rommla. I w poruszającym reportażu literackim oddaje głos ludziom noszącym ”przeklęte” nazwiska. Jak patrzy na świat syn Hansa Franka? Przeczytaj fragment książki.
Kim był Hans Frank? Po agresji Niemiec na Polskę w dniu 26 października 1939 został mianowany generalnym gubernatorem na okupowanych terenach, swoją rezydencją uczynił krakowski Wawel. Przeprowadził się tam już w początkach listopada 1939 roku. Odpowiedzialny za masowe zbrodnie, to on powołał powstanie gett dla ludności żydowskiej. Osobiście obniżał racje dzienne dla Żydów do 20 g. chleba dziennie. W dzienniku, który bardzo skrupulatnie prowadził, pod datą 24 sierpnia 1942 zanotował: ”Trzeba stwierdzić na marginesie, że skazujemy na śmierć głodową półtora miliona Żydów”. Niklas Frank, jedno z pięciorga dzieci Hansa, otwarcie mówi, kim był jego ojciec, konfrontując się z całą prawdą o koszmarnej przeszłości, której nie pozwala odejść. Zupełnie jakby chciał winę wziąć na siebie.
Jest autorem książek ”Mój ojciec Hans Frank”, oraz ”Moja niemiecka matka”. Wywołały one w Niemczech skrajne reakcje i falę dyskusji na temat problemu rozliczenia z nazistowską przeszłością w kontekście rodzinnym. Potrzeba zrozumienia tego, co stało się z Niemcami i z własną rodziną, Niklasa Franka doprowadziła na skraj obłędu.
Tatiana Freidensson prowadząc narrację stara się, by czytelnik w każdej chwili pamiętał, że ma do czynienia z prawdziwym człowiekiem, z krwi i kości, który nie zawsze radzi sobie z rodzinną przeszłością. Zadaje zmuszające do refleksji pytania: ”Wszyscy ci, którzy potępiają Franka-syna, są przekonani, że popadł w szaleństwo w swoim prześladowaniu ojca. A może to wszystko nie tak? A może Niklas jest przesiąknięty ojcem, niczym strzępkami pleśni? Być może ten monolog syna, rozciągający się na dziesięciolecia, jest czymś w rodzaju torsji dręczących go bez ustanku? I takie publiczne oczyszczanie organizmu jest sposobem na przeżycie po wydaleniu z siebie zarazy, która pożera Niklasa od wewnątrz?”.
Przeczytaj fragment książki Tatiany Freidensson, ”Mój ojciec był nazistą”, w polskim przekładzie Hanny Pustuły-Lewickiej, Wydawnictwo Rea SJ.
– Zmęczyłem się. – Niklas przeszedł przez salę i zamarł na kilka sekund, w końcu podszedł do ławy oskarżonych. Nie usiadł na miejscu ojca, lecz obok.
– Nie za gorąco? – pytam. – Mogę potrzymać panu płaszcz.
– Zimno mi. Tu jest zimno jak w trupiarni, czyżbyś nie czuła? – odpowiada Niklas. – Aż bije we mnie od mojego sąsiada z lewa...
Ja nie czuję żadnego zimna. I poza Niklasem na ławie nikogo nie ma.
– Zatem siedzi pan teraz na tej samej ławie oskarżonych, na której siedział pana ojciec – mówię. – Jak pan myśli, co on czuł, znajdując się tutaj, w tej sali?
– Wtedy często chodziliśmy do kina, przed filmem zwykle pokazywano kronikę ”Wochenschau” – przegląd tygodnia, w którym między innymi była mowa o procesie norymberskim. Może się to wydać śmieszne, ale moja matka była bardzo dumna z tego, że ojciec siedzi w pierwszym, a nie drugim rzędzie. Wśród głównych zbrodniarzy wojennych. Była dumna, że i tutaj był jedną z najważniejszych postaci. W latach pięćdziesiątych (matka zmarła w 1959 roku) podarowaliśmy jej telewizor. Wtedy często pokazywano filmy dokumentalne o tym procesie. Zwykle, kiedy pokazywano ławę oskarżonych, był to pierwszy szereg – poczynając od Göringa i Ribbentropa, potem pojawiał się już nasz ojciec. I cała rodzina Franków była przed telewizorem, podążała dokładnie w ślad za kamerą. Wzdychaliśmy z rozczarowaniem, jeśli go przypadkiem nie pokazano.
W trakcie postępowania matka pisała do niego listy. U mnie przechowały się ich setki. Pisała do ojca każdego dnia. Odpowiadał jej codziennie. Co prawda musiał pisać o wiele więcej – miał jeszcze kochankę, do której też codziennie wysyłał list. Matka pisała do niego: ”Znakomicie wyglądałeś, schudłeś, bardzo ci z tym do twarzy”. Oto ona – groteska. Mąż walczy o życie, my ledwo wiążemy koniec z końcem, bo wszystko straciliśmy, matka nie ma żadnych dochodów. I cieszy się, że mąż dobrze wygląda. Podczas próby samobójstwa – usiłował podciąć sobie żyły – coś sobie uszkodził i dlatego jedną ręką przytrzymywał drugą. Czyli był wtedy uosobieniem nędzy pod każdym względem. A tu – dobrze wyglądasz! Groteska.
Hans Frank pośród czołowych nazistów sądzonych w procesach norymberskich. Został skazany na mocy wyroku z 1 października 1946 przez Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze na karę śmierci przez powieszenie.
– Wspomniał pan o jego próbach samobójczych. Były dwie – mówię, i sięgam po papiery do torby. – Zaraz coś przeczytam…
Frank nerwowo pochrząkuje i próbuje po niemiecku poskarżyć się na mnie Eisensteinowi, czego tamten i tak przecież nie rozumie...
– Ta panienka przeraża mnie swoim pedantycznym podejściem!
– Pan mnie też straszy – mówię do Niklasa.
– Tak? – Frank wydaje się rozbawiony. – Czym?
– Sobą – odpowiadam i nie pozwalając mu na reakcję, zaczynam tłumaczyć fragment z ”Norymberskich wywiadów”, Leona Goldensona: ”Miał dwie szramy na szyi z dwóch stron na poziomie chrząstki tarczowatej – powiedział, że usiłował skończyć z sobą w pierwszym dniu niewoli (3 maja 1945 roku) w Tegernsee. Powtórzył próbę samobójstwa 5 maja 1945 roku, rozrywając żyły na lewej ręce na zgięciu łokciowym i koło nadgarstka. (…)
’Próbowałem odebrać sobie życie, bo wszystko złożyłem w ofierze Hitlerowi. A człowiek, któremu ofiarowaliśmy wszystko, pozostawił nas samych. Gdyby skończył ze sobą cztery lata wcześniej, wszystko byłoby w porządku’.
– Gdyby ojciec normalnie odebrał sobie życie, wszystko byłoby w porządku, tak uważam – powiedział Frank. – Ale z drugiej strony, nie byłby wtedy sądzony. I chociaż jestem przeciwnikiem kary śmierci, naprawdę uważam, że mój ojciec na nią zasłużył. Gdyby nie proces, sam oddałbym go pod sąd. Na pewno.
Czyżby? Frank ciągnie dalej: – Od sekretarki ojca, która była jego ostatnią kochanką, dowiedziałem się, że w dniu aresztowania, w domu koło Schliersee, leżał na stole złoty albo pozłacany pistolet. Na pewno wykonany przez uwięzionych Żydów. Zapytałem pannę Krawtschik, tak się nazywała, dlaczego ojciec się nie zastrzelił. Ona uśmiechnęła się do mnie miło i powiedziała, że był na to zbyt wielkim tchórzem. I ja się cieszę, że był tchórzem, inaczej nie byłoby procesu. A w Tegernsee na początku maja został pobity przez amerykańskich żołnierzy. Właśnie wyzwolili obóz koncentracyjny Dachau, napatrzyli się tam na sterty trupów i wściekli urządzili ”polskiemu rzeźnikowi” publiczne lanie. Wtedy podciął sobie żyły. Wrzucili go do ciężarówki i zawieźli do Berchtelsdorf, do amerykańskiego szpitala. Po drodze, w tej ciężarówce, usiłował gwoździem podciąć sobie gardło.
Chwała Bogu obydwie próby były nieudane i mógł jednak stanąć przed sądem. Na początku mu się chyba wydawało, jestem tego pewien, że dla niego, męża stanu, najstraszliwszą karą może być zesłanie gdzieś do tartaku w Holandii, jak to było w przypadku cesarza Wilhelma. Ale stopniowo zaczynał rozumieć, że chodzi o jego życie. Jak każdy człowiek, bał się śmierci. I dlatego przyjął w więzieniu chrzest, został pobożnym katolikiem. Gdy siedzę na tym miejscu, ogarnia mnie złość. Złoszczę się, kiedy myślę o jego zachowaniu. To częściowe przyznanie się do winy tak czy inaczej pozostało tylko żałosną próbą. Potem zaczął oskarżać o wszystko swojego byłego wroga Himmlera. Zresztą mojego ojca mocno nienawidził także Göbbels. Jak szeptano w Berlinie, Göbbels zapisał w swoim dzienniku: ”Frank ubzdurał sobie, że jest królem Polski”. Nawet kursowało takie powiedzenie, że na zachodzie żyją Frankowie, czyli Francuzi, a Frank żywi się na wschodzie – to aluzja do korupcji. Ale Hitler nie lubił pogrążać swoich starych współtowarzyszy i trzymał go w Polsce, chociaż Speer, Himmler, Lammers i przede wszystkim Borman chcieli pozbyć się mojego ojca. (…)
Hans Frank na paradzie w Krakowie w 1939 roku. Frank był osobistym doradcą i adwokatem Adolfa Hitlera w latach 1927-1933.
Już po jednej trzeciej procesu, w każdym razie po tym, jak pokazano film o Oświęcimiu, oskarżeni zrozumieli, że nie mają żadnych szans – i że wyrok będzie sprawiedliwy. Siedzieli w tej sali, na tej ławie. I patrzyli, patrzyli, patrzyli na te wszystkie straszliwe zdjęcia, zrobione przez Rosjan i Amerykanów...
”I raptem odechciało im się śmiać, wtedy, gdy dowódca Donovan oznajmił, że zostanie pokazany dokumentalny film, znaleziony przez wojska amerykańskie... Frank podczas pierwszych kadrów kiwa zgodnie... Keitel zdejmuje słuchawki i zerka z ukosa na ekran... Ribbentrop przymyka oczy, patrzy w bok... Sauckel gorączkowo ociera z czoła pot... Frank, konwulsyjnie łykając ślinę, usiłuje wstrzymać napływające łzy... Göring oparł się o ogrodzenie ławy oskarżonych, jest jakby senny i tylko z rzadka spogląda na ekran... Frank mamrocze: ’To straszne!…’ Rosenberg niespokojnie kręci się na miejscu, czasem rzuca spode łba szybkie spojrzenie na ekran, spuszcza głowę, znowu podnosi oczy, aby sprawdzić reakcje pozostałych... Göring jest mroczny, siedzi, oparty na łokciu... Streicher mówi: ’Nie wierzę w to!’ Göring pokasłuje... Adwokaci wydają jęki... Teraz Dachau... Frank boleściwie kiwa głową: ’To straszne!…’ Dönitz siedzi, łapiąc się za głowę rękoma... Spuścił głowę także Keitel... Frank gryzie paznokcie... Funk gorzko szlocha na widok obnażonych kobiecych trupów, zrzucanych do dołu, odruchowo zaciska ręką usta…(…)
Niklas położył ręce na stole sędziowskim. – W tej sali ojciec na własne oczy zobaczył, co narobił! – Ale też oddał w ręce sądu dowody swojej winy nie do obalenia – zauważyłam. Te jego straszne dzienniki, które prowadził przez wiele lat i w których opisywał swoje zbrodnie. Mógł je spalić, mógł zrobić z nimi, co chciał. Oddał jednak sędziom główny dowód przeciwko sobie…
Z dziennika Hansa Franka: ”Zanim naród niemiecki stanie w obliczu powszechnego głodu, niech głód dotknie terytoria okupowane i tych, którzy je zamieszkują... Te rejony są łupem wojennym Rzeszy Niemieckiej... Nie bałem się oświadczyć, że w przypadku, gdy zginie jeden Niemiec, winna być rozstrzelana setka Polaków”.
Niklas się uśmiecha. – No tak, był po prostu durniem, że je oddał. Chociaż na pewno wszystko to była prawda. (…)
Uderzyło mnie, że (…) Niklas wybrał dla siebie w sali numer 600 właśnie to miejsce. (…) Mieliśmy do dyspozycji całe pomieszczenie i mógł zająć każde miejsce – na przykład pośrodku sali. Mógł też oprzeć się o stół sędziowski, albo, co byłoby zrozumiałe, zająć miejsce przeznaczone nie dla podsądnych, lecz dla obserwatorów. Ale Niklas wybrał właśnie ławę oskarżonych. Nie zatrzymał się obok, nie wskazał na nią ręką – po prostu usiadł tam, obok miejsca, na którym siedział ojciec. Przypadek? Możliwe. Ale z jego ruchów, pewnych i spokojnych odczytałam, że było to jedyne miejsce, na którym od początku zamierzał usiąść. Dlatego, że nadal kojarzył siebie z ojcem – czyniąc zadość z jednej strony własnym cierpieniom i własnemu masochizmowi, z drugiej – zadając sobie gwałt, sprawiając sobie ból, gwoli zaspokojenia wewnętrznego sadyzmu.
– Czy można zadać pytanie?
– Mów. – Niklas, niczym uczniak wymęczony uprzykrzoną lekcją, kładzie ręce przed sobą i opiera na nich głowę.
– Czy pan naprawdę nie czuje ani odrobiny litości dla swojego ojca?Proszę nie odpowiadać od razu! Rozumiem, że to był potwór. Sześć milionów... Ale jeśli się spojrzy na niego jak na człowieka... Nie po to, by usprawiedliwić, ale żeby zrozumieć. Niech pan pomyśli – nieszczęsny człowiek, porzucony przez matkę, przykuty do niekochanej, niemiłej dla niego żony, która nawet nie próbowała go zrozumieć, a romansowała na prawo i lewo. W końcu wreszcie człowiek, tłumiący swoją homoseksualność (Frank chmurzy się, ale milczy) – i stąd, z tego tłumienia jego pociąg do okrucieństwa...
– Naczytałaś się Freuda!
– I co?
– Masz kogo żałować!
– Ja nie żałuję, tylko szukam klucza do zrozumienia...
Niklas mówi do mnie łagodnie, powoli, jakby miał przed sobą nierozumne dziecko:
– Zrozumienie zawsze zakłada przebaczenie. I na odwrót. A przebaczenia dla tych ludzi być nie może, więc nie próbuj ich zrozumieć. Przez dziesięciolecia moich poszukiwań i badań nie znalazłem niczego, co mogłoby mi pomóc w przebaczeniu ojcu... (…)
O autorce: Tatiana Freidensson (ur. w 1984 roku), dziennikarka i producentka filmowa. Ukończyła z wyróżnieniem Uniwersytet Państwowy im. M.W. Łomonosowa w Moskwie i Wszechrosyjski Państwowy Uniwersytet Kinematografii im. S.A. Gierasimowa. Jest autorką wielu filmów dokumentalnych dla telewizji rosyjskiej, w tym cyklu ”Dzieci Trzeciej Rzeszy”, na podstawie którego powstała niniejsza książka.
Cykl cieszył się ogromną popularnością w Rosji i wywołał burzliwą dyskusję wśród widzów. Książka zawiera szerszy materiał: niepublikowane wcześniej wywiady, opis pracy nad filmem oraz, to co najciekawsze, subiektywne spojrzenie i odczucia autorki.
Tatiana Freidensson, ”Mój ojciec był nazistą”, Wydawnictwo Rea SJ.
Bohaterami książki są potomkowie nazistowskich zbrodniarzy: Hermanna Göringa, Hansa Franka, Rudolfa Hoessa, Erwina Rommla i Clausa von Stauffenberga, których odszukała i namówiła do opowieści o swoich niesławnych przodkach młoda rosyjska dziennikarka Tatiana Freidensson. Autorka zebrała prywatne listy bohaterów, zdjęcia, a także wspomnienia psychologa i psychiatry, zajmujących się więźniami podczas procesu w Norymberdze w 1946 roku.