Jak zarabiać wielkie pieniądze na nielegalnej imigracji
Co jakiś czas światowe media obiegają przerażające historie o nielegalnych imigrantach, którzy setkami toną przy brzegach Włoch. Ale to jedynie czubek góry lodowej. Problem przemycania ludzi jest wieloaspektowy i skomplikowany, a z roku na rok narasta i staje się coraz trudniejszy do rozwiązania. Bramy Europy Zachodniej i Ameryki Północnej szturmują miliony zdesperowanych mieszkańców biednej większości świata, krajów pogrążonych w wojnach, chaosie i nędzy, marzący o lepszym życiu, a czasem po prostu o przetrwaniu. Ich pragnienia wykorzystują przemytnicy ludzi, którzy za grube pieniądze organizują przerzut zainteresowanych przez granice i zapewniają pokonywanie kolejnych przeszkód, aż do punktu docelowego. Najbardziej profesjonalne, zorganizowane sieci przerzutowe budują swoją renomę, dotrzymując zobowiązań, co napędza im kolejnych "klientów".
Biznes na handlu żywym towarem
Bramy Europy Zachodniej i Ameryki Północnej szturmują miliony zdesperowanych mieszkańców biednej większości świata, krajów pogrążonych w wojnach, chaosie i nędzy, marzący o lepszym życiu, a czasem po prostu o przetrwaniu. Ich pragnienia wykorzystują przemytnicy ludzi, którzy za grube pieniądze organizują przerzut zainteresowanych przez granice i zapewniają pokonywanie kolejnych przeszkód, aż do punktu docelowego. Najbardziej profesjonalne, zorganizowane sieci przerzutowe budują swoją renomę, dotrzymując zobowiązań, co napędza im kolejnych "klientów".
Swoją działalnością obejmują wiele krajów, a zarabiają na niej krocie. Według Międzynarodowej Organizacji do Spraw Migracji dochody tej gałęzi przemysłu przestępczego wynoszą od 3 do 10 mld dolarów rocznie, według innych szacunków - sięgają 20 mld. Spośród nielegalnych biznesów więcej przynosi tylko handel narkotykami.
Dobra organizacja zapewnia skuteczność
Na rynku przemytu imigrantów działają zorganizowane gangi, u steru których stoją ludzie zawsze pozostający w cieniu. Są mózgami prowadzonych operacji, ale od finalnych wykonawców przerzutu dzieli ich wielu pośredników - ogniw przemytniczego łańcucha, z których każde odpowiada za wybrany element procederu. Taki podwykonawca zna tylko najbliższych współpracowników, cała reszta struktury pozostaje przed nim ukryta. Pełną orientacją na jej temat dysponuje jedynie szef, do którego dostęp mają nieliczni zaufani "menedżerowie" wyższego szczebla. Z tego powodu dotarcie do głowy przestępczej organizacji przez śledczych, którzy zajmują się tropieniem przemytników, jest niezwykle trudne.
Działanie przestępczych sieci jest możliwe dzięki różnym uwarunkowaniom. Przede wszystkim dzięki popytowi na oferowane przez nie "usługi", ale również dzięki lukom prawnym, korupcji, niespójnej polityce imigracyjnej państw docelowych, stosowaniu przez przemytników najnowszej techniki i ich niezwykłej pomysłowości.
Zadania prześledzenia tych uwarunkowań i dotarcia do niektórych ogniw przemytniczego łańcucha podjęli się: kryminolog Andrea Di Nicola oraz dziennikarz Giampaolo Musumeci w książce " Wyznania przemytników ludzi ".
Podróż do raju podzielona na etapy
"Najważniejsze to troszczyć się o klientów, nigdy nie narazić swojej reputacji" - wygłasza swoje credo jeden ze "średniaków" w biznesie przemytniczym. Podobnie jak w innych - również legalnych - przedsięwzięciach, także w tym podstawą jest kwestia zaufania oraz zapewnienie klientom bezpieczeństwa. Dlatego werbunkiem chętnych zajmują się najczęściej ludzie z tej samej grupy etnicznej czy religijnej. Potem na każdym etapie transferu klientom zapewniona zostaje opieka "pilota" zorientowanego w realiach kraju i regionu, przez który następuje przerzut. Za każdy odcinek odpowiada inne ogniwo łańcucha.
Właściwy podział ról w przestępczej organizacji jest kluczem do jej sukcesu i zadowolenia klientów. Oprócz osób zajmujących się werbunkiem ("przedstawicieli handlowych") i nadzorujących kolejne etapy transferu, w proceder zaangażowanych jest wiele innych. Nad całością czuwa koordynator akcji, środki finansowe albo techniczne (łodzie, ciężarówki, broń) dostarczają inwestorzy. Kto inny zajmuje się odzyskiwaniem pieniędzy od klientów, opłacaniem urzędników czy funkcjonariuszy. Do tego dochodzą przewoźnicy, obserwatorzy tras, osoby zajmujące zakwaterowaniem, zaopatrzeniem, utrzymaniem porządku.
Każde ogniwo musi dobrze zarabiać
Każdy z tych współpracowników przemytniczej sieci zarabia. Swoje prowizje pobierają werbownicy w terenie, właściciele kwater i środków transportu, ludzie pilnujący lokali i robiący zakupy dla klientów, kierowcy, szyprowie. Zarabia oczywiście szef siatki, jego obstawa, kasjerzy i podwykonawcy, np. fałszerze dokumentów czy prawnicy. A także wszyscy, którzy biorą od przemytników łapówki, bo w krajach transferowych korupcja kwitnie na wszystkich poziomach.
Pewny i niewidoczny dla wymiaru sprawiedliwości przepływ gotówki zapewnia korzystanie z systemu hawala. Zapoczątkowany przez kupców z Bliskiego Wschodu i Azji Środkowej, oparty na pełnym zaufaniu pomiędzy tworzącymi go ogniwami, pozostaje całkowicie poza kontrolą służb skarbowych. Pieniądze przepływają pomiędzy hawaladerami, choć nie dzieje się to fizycznie, ale jedynie "na słowo".
Sytuacja na świecie powoduje, że źródło dochodów przemytników zdaje się mieć doskonałe perspektywy rozwoju. W przeciwieństwie do innych przestępczych biznesów, nieprzewidziane straty w przemycie ludzi (ze względu np. na przejęcie transportu przez władze albo katastrofę) stają się łatwe do odrobienia, ponieważ "podaż towaru jest niewyczerpana".
Ceny uzależnione od jakości usług
Przemytnicze sieci są elastyczne i dostosowują swoje propozycje do popytu i oczekiwań klientów. Zasoby większości spośród tych ostatnich są ograniczone, dlatego najczęściej korzystają oni z "oferty podstawowej", na którą składa się nieodzowne minimum. W pakiecie klienci otrzymują niewygody, ograniczone bezpieczeństwo i brak gwarancji sukcesu.
Dla nieco zamożniejszych klientów lepszą propozycją jest "wycieczka grupowa", w ramach której mają zapewniony, razem z podobnymi sobie, transport do miejsca docelowego, jakie takie zakwaterowanie i wyżywienie. Najbardziej zasobni i wymagający klienci mogą sobie pozwolić na komfortową podróż "all incusive" - z przelotami samolotem, otrzymaniem fałszywej tożsamości i innymi usługami dodatkowymi. Ile muszą zapłacić imigranci, aby dostać się do wymarzonego celu? Podróż do Włoch z Afryki Północnej kosztuje 1,5-3 tys. dolarów (z Afryki subsaharyjskej - dodatkowo 2,5 tys.), z Turcji - 2,5-5 tys., z Chin - 15 tys., z Wietnamu - 28,5 tys. Aby dostać się z Iraku do Niemiec, trzeba wyłożyć 7-14 tys., a z Afganistanu do Wielkiej Brytanii - 25 tys. Przerzut do Stanów Zjednoczonych z Meksyku to koszt 1-4 tys. dolarów, z Gwatemali - 7 tys., z Somalii - 10 tys., z Pakistanu - 22 tys., z Chin - 40-70 tys.
Dla każdego znajdzie się metoda
Dla lwiej części imigrantów taka "wycieczka" w jedną stronę to najważniejsza inwestycja w życiu. Aby ją sfinansować, wykorzystują oszczędności całej rodziny, wyprzedają jej majątek, zapożyczają się. Przemytnicza oferta jest dostosowana do ich zasobów finansowych, oczekiwań i specyfiki kanału przerzutowego.
Jeśli do przemytu ma być użyty samochód osobowy, klient może zostać upchnięty za deską rozdzielczą lub w innych pustych wnękach. Albo ukryty pod siedzeniem, z którego został sam szkielet, po uprzednim wypruciu wyściółki. W ciężarówkach standardową metodą jest budowanie podwójnego dna. W tych rozwiązaniach wiele zależy od odporności imigranta na ciasnotę.
Aby oszukać skanery termiczne, którymi prześwietlane są ciężarówki, przemycani ludzie umieszczani są w śpiworach napełnionych lodem albo owijani termoizolacyjną folią aluminiową. Subtelniejsze sposoby polegają na odgrywaniu przez imigrantów - przebranych w dobre ciuchy i legitymujących się podrobionymi dokumentami - rodzin wybierających się na wakacje. W przypadku Chińczyków czy Murzynów możliwe jest też wykorzystywanie cudzych paszportów, bo ich rysy twarzy dla europejskiego oka bywają trudne do rozróżnienia.
Najwięksi bossowie przemytniczego świata
Niektóre organizacje przemytnicze osiągają niebywałe rozmiary i obroty idące w dziesiątki milionów euro. W latach 90. XX w. najpoważniejszym przemytnikiem ludzi w Europie był Josip Loncarić, z pochodzenia Chorwat. Interesy prowadził wraz z żoną - Chinką, córką jednego z szefów włoskiej triady. Sieć Loncarića odpowiadała za przerzut 90 proc. Chińczyków przedostających się nielegalnie do Włoch, 50 proc. imigrantów z Bangladeszu, 30 proc. z Filipin i znaczny odsetek osób innych narodowości.
Szacuje się, że jego organizacja co roku umożliwiała dotarcie do Europy 35 tys. imigrantów i zarabiała na tym ok. 70 mln euro. Pomimo wysiłków śledczych, Chorwatowi udało się umknąć wymiarowi sprawiedliwości (choć we Włoszech skazano go zaocznie na ponad 20 lat więzienia) i... przejść na emeryturę.
Przez ostatnie lata niekwestionowanym liderem przerzutu ludzi przez Morze Śródziemne jest Turek Muammar Kucuk. Jego specjalność to przerzut imigrantów drogą morską na jachtach. "Wielki Turek" przebija ofertę konkurencji jakością usług - pobiera pieniądze dopiero po dotarciu klientów do celu, zapewnia im bezpieczniejszą podróż, zaopatruje swoje załogi w mapy i środki łączności. Za każdy sezon zarabia dziesiątki milionów euro, które inwestuje w legalne interesy. Ponoć kupił firmę farmaceutyczną i setkę domów w Izmirze w Turcji, z którego operuje.
Grube ryby, średniaki i płotki
Autorzy książki skontaktowali się bezpośrednio lub pośrednio z przedstawicielami przemytniczego biznesu. Odwiedzili skazanych, którzy odsiadują wyroki, a także tych, którzy nie dali się złapać. Byli w Egipcie i na tunezyjskich Wyspach Karkanna, w Serbii i w Ugandzie.
Wśród opisanych przez nich "średniaków" przemytniczego biznesu znaleźli się tacy, jak Afgańczyk Muszaraf, który sprowadzał do Włoch ok. 3 tys. nielegalnych imigrantów rocznie, zarabiając na tym 18-30 mln euro, czy Kurd Fachr ad-Din, przerzucający do Wielkiej Brytanii ok. 5 tys. osób rocznie i zarabiający 10 mln euro.
W stolicy Ugandy Kampali działa kongijski pseudomisjonarz ukrywający się pod inicjałami P.M. Dzięki znajomości lokalnych stosunków i wiedzy o konfliktach zbrojnych w regionie, każdemu ze swoich klientów jest w stanie stworzyć wiarygodną "legendę" o byciu ofiarą takiego konfliktu. Przekonuje ona ugandyjskich urzędników, a potem Biuro Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców, dzięki czemu klient uzyskuje status uchodźcy politycznego.
We Włoszech Pakistańczyk Kabir załatwia swoim rodakom Pasztunom zaproszenia do pracy sezonowej w rolnictwie. Po przybyciu na miejsce pozbywają się oni dokumentów i podając się za Afgańczyków, zgłaszają się do służb imigracyjnych z wnioskiem o azyl. Po jego otrzymaniu mogą swobodnie poruszać się po całej Unii Europejskiej. Kabir zarabia na tym procederze "tylko" 100 tys. euro miesięcznie.
Wiele bram wiedzie do Europy
Obecnie najbardziej intensywny ruch nielegalnych imigrantów ma miejsce pomiędzy Turcją a Grecją oraz wybrzeżami Afryki Północnej a włoskimi. W granicach Unii najbardziej oblegany jest szlak przez kanał La Manche. Przerzut z Francji do Wielkiej Brytanii najczęściej polega na ukrywaniu imigrantów w ciężarówkach (za wiedzą kierowców lub bez), szykujących się do przeprawy przez kanał. Szacuje się, że z samego Calais udaje się przemycić co najmniej 30 osób dziennie, co daje 11 tys. rocznie.
Z Turcji do Grecji można dostać się przez graniczną rzekę Ewros. Zanim w 2012 r. w jej zakolu stanął płot, chroniący niewielką część granicy, rzekę przekraczało codziennie 250 imigrantów (czyli ponad 90 tys. rocznie). Szlak przerzutowy pomiędzy obydwoma krajami wiedzie też drogą morską.
W mediach częściej jednak pojawiają się informacje o szlaku morskim z Afryki Północnej do Włoch. Łodzie wyruszają z Libii, Tunezji lub Egiptu. Ich celem są wybrzeża Sycylii albo kontynentalnej Kalabrii, a najczęściej wysepki o nazwie Lampedusa - leżącej najbliżej Afryki i w związku z tym najłatwiej dostępnej. W 2011 do jej brzegów (i dwóch sąsiednich wysepek) przybiły 452 łodzie z prawie 52 tys. osób (a łącznie do Włoch - 760 łodzi).
Nieszczelną granicę lądową pomiędzy Słowenią a Włochami przekracza według szacunków 100 osób dziennie, a więc ok. 35 tys. rocznie. Kolejną bramą do Europy jest granica pomiędzy Serbią a Węgrami.
I ty możesz zostać imigrantem!
Choć autorzy " Wyznań przemytników ludzi " nie analizują wszystkich powodów migracji, wskazują na wiele mechanizmów, które na nią wpływają. Dla przykładu: efektem zaostrzenia przez Włochów kar dla organizatorów przemytniczego procederu, stał się paradoksalnie... rozwój tego rynku. W związku z tym, że wzrosło ryzyko, poszły w górę również ceny oferowanych usług. Tym samym biznes zrobił się bardziej intratny i zaczęło się nim zajmować coraz więcej przestępców. Konkurencja z jednej strony była korzystna dla imigrantów, bo wymusiła wyższą jakość usług. Z drugiej strony jednak zwiększyła ryzyko natknięcia się na oszustów i przemytników nieprofesjonalnych.
W naszym kraju, w którym każdy zna kogoś, kto wyjechał za granicę "za chlebem", temat nielegalnej imigracji nie ma tak jednoznacznie negatywnych skojarzeń, jak w "starej Europie". Może dlatego łatwiej nam zrozumieć motywacje, pragnienia i nadzieje innych, którzy szturmują bramy "lepszego świata".
Warto też pamiętać, że wielu z dzisiejszych imigrantów to potomkowie ludzi, którzy niegdyś żyli na terytoriach zamienionych przez państwa europejskie w kolonie. Niosąc im "światło cywilizacji", metropolie eksploatowały je gospodarczo, często doprowadzając do ekonomicznej zapaści, a ich mieszkańców do nędzy. Z tego punktu widzenia, dzisiejszą sytuację można uznać za coś w rodzaju przejawu... sprawiedliwości dziejowej.
Andrea Di Nicola, Giampaolo Musumeci, Wyznania przemytników ludzi , Świat Książki, Warszawa 2015.