Jak Ameryka uwierzyła Michelle... w Szatana
Listopad, rok 1980. Nakładem niewielkiego, amerykańskiego wydawnictwa Pocket Books ukazuje się książka "Michelle Remembers" ("Michelle pamięta"). Na jej okładce niewinna, mała dziewczynka ściska lalkę w różowej sukience. Wokół niej rozstawione są świece, nad wszystkim uśmiecha się Szatan. "Szokująca, prawdziwa historia ostatecznego zła - Szatan opanował dziecko" - zachęca do lektury hasło reklamowe. Poniżej podpisani są autorzy: Michelle Smith i Lawrence Pazder, psychiatra.
Listopad, rok 1980. Nakładem niewielkiego, amerykańskiego wydawnictwa Pocket Books ukazuje się książka "Michelle Remembers" ("Michelle pamięta"). Na jej okładce niewinna, mała dziewczynka ściska lalkę w różowej sukience. Wokół niej rozstawione są świece, nad wszystkim uśmiecha się Szatan. "Szokująca, prawdziwa historia ostatecznego zła - Szatan opanował dziecko" - zachęca do lektury hasło reklamowe. Poniżej podpisani są autorzy: Michelle Smith i Lawrence Pazder, psychiatra. Nie jest to jednak kolejny tani horror, podróbka niezwykle popularnego w tych czasach "Egzorcysty". Smith i Pazder twierdzą, że to autobiograficzne wyznanie. A wszystkie opisy okr
Michelle Smith i Lawrance Pazder po raz pierwszy spotkali się w 1973 roku, kiedy kobieta postanowiła wziąć udział w terapii. Za decyzją o wizycie u terapeuty stało poronienie i następująca po nim depresja. Później jednak Smith utrzymywała, iż od początku czuła, że ma Pazderowi do powiedzenia coś ważniejszego. Nie wiedziała jednak co, jakby problem, który przekonał ją do terapii został zakopany pośród wspomnień. A może wymazany z pamięci?
(img|465054|center)
Słysząc o tych przeczuciach, Pazder namówił pacjentkę na dogłębną terapię. I nagle wydarzenia wymknęły się spod kontroli. Podczas jednej z sesji Michelle krzyczała przez dwadzieścia pięć minut bez przerwy. Gdy skończyła, przemówiła do lekarza głosem pięcioletniej dziewczynki. Pogrążona w hipnozie zaczęła opowiadać straszliwe historie - o satanistycznym tajnym kulcie i dwóch latach swojego dzieciństwa, który zdominowały rytuały i gwałty.
Odzyskane wspomnienia kobiety zostały opisane na kartach "Michelle Remembers". Okazało się, że w dzieciństwie mała Michelle została wciągnięta w sprawki potężnego, pradawnego kultu satanistycznego. Z obudzonych wspomnień kobiety wynikało, że jej matka, Virginia Proby, należała do międzynarodowej sekty, "starszej nawet niż Kościół Katolicki". W latach 1954-55, gdy rodzicielka opiekowała się małą Michelle, zabierała ją na zebrania sekty i zmuszała do uczestniczenia w jej obrządkach. Dziewczynka była przetrzymywana wbrew swej woli, zamykana w klatkach, bita, torturowana i gwałcona.
Najbardziej przerażający rytuał był jednocześnie ostatnim. Trwająca 81 dni bez przerwy krwawa impreza miała kosztować życie kilku osób, zaś mała Michelle była jej główną uczestniczką. Na kozetce u Pazdera Smith przypominała sobie najdrobniejsze szczegóły przerażającego, niekończącego się maratonu, podczas którego mordowano nie tylko dorosłych, ale i dzieci, ją zaś wielokrotnie zgwałcono i utarzano w ludzkich szczątkach.
Horror dziewczynki miała przerwać dopiero interwencja sił nadprzyrodzonych. A dokładniej - przybycie Jezusa Chrystusa, Matki Boskiej i archanioła Michała, którzy przeszkodzili w przywołaniu Szatana. To biblijny Michał miał być odpowiedzialny za amnezję Michelle i usunięcie jej blizn. Anioł chciał, by dziewczynka cieszyła się normalnym życiem, a o przebytym koszmarze przypomniała sobie we "właściwym czasie".
Niekwestionowany bestseller
Jeżeli, drogi czytelniku, historia Michelle Smith, wydaje ci się lekko naciągana lub nieprawdopodobna, to masz rację. I jesteś sprytniejszy niż wielu amerykańskich czytelników z początku lat 80. Bo książka, o której autentyczności zapewniali zarówno Smith, jak i Pazder, stała się prawdziwym bestsellerem.
Duża w tym zasługa amerykańskiej prasy brukowej - obszerne artykuły na temat "Michelle Remembers" znalazły się w dwóch wpływowych magazynach: "People Weekly" (dzisiaj tylko "People", najbardziej poczytna gazeta w Stanach Zjednoczonych) i popularnej, sprzedawanej w supermarketach "National Enquirer". Opisujący książkę dziennikarze ani przez moment nie kwestionowali jej prawdziwości. Historie na temat krwawych rytuałów podawano jako fakty, które w purytańskiej, głęboko religijnej Ameryce trafiły na podatny grunt.
Swoje zrobiło też osobliwe tournee urządzone przez Smith i Pazdera. Autorzy "Michelle Remembers" jeździli po całym kraju przekonując swoich czytelników, że wszystko, co opisano w książce, wydarzyło się naprawdę. Twierdzili, że ich relacja została potwierdzona przez wielu duchownych, utrzymywali nawet, że świadectwo Smith zawieźli do samego Watykanu.
Trudno dziś oszacować, w jak dużym nakładzie sprzedała się książka. Wiadomo jednak, w przybliżeniu, ile zarobili jej autorzy. Ze sprzedaży wydania w miękkiej oprawie otrzymali ponad 240 tysięcy dolarów. Sama zaliczka na wersję twardookładkową wynosiła dalszych 100 tysięcy dolarów. Historią Smith zainteresowane było także Hollywood, więc wydawnictwo zarezerwowało sobie prawa do sprzedaży tej historii.
(img|465055|center)
To jednak nie wszystkie korzyści. Charyzmatyczny, świetnie spisujący się podczas publicznych wystąpień Lawrence Pazder załatwił sobie także "fuchę" eksperta od satanizmu. Wielokrotnie występował w amerykańskiej telewizji, omawiając tajne rytuały i przybliżając wspomnienia swojej żony (w międzyczasie on i Smith zakończyli poprzednie związki i wzięli ślub). Jego autorytet był tak duży, że zgłaszali się do niego nie tylko dziennikarze, ale i policjanci. Jak podaje gazeta "The Mail on Sunday" w latach 80. i 90. Pazder był ekspertem przy ponad 1000 spraw, w których podejrzewano udział kultystów. Ba, podczas głośnego procesu rodziny McMartinów (zob. niżej) skontaktował się nawet z rodzicami domniemanych ofiar i wystąpił jako ich konsultant sądowy.
Kariera Pazder i Smith osiągnęła szczyt w 1989 roku. Do swojego programu zaprosiła ich wtedy sama Oprah Winfrey. Małżeństwo opowiadało historię okrutnego dzieciństwa na oczach milionów amerykańskich telewidzów, zaś popularna prowadząca ani razu nie zakwestionowała jej autentyczności. Pochylająca się z czułością i współczuciem nad tragedią małej Michelle, przekonywała widzów, że wszystko to wydarzyło się naprawdę.
Ofiary systemu
Sukces wydawniczy "Michelle Remembers" i rozgłos, jaki książka zyskała w mediach, doprowadziły do przedziwnej, trudnej do wytłumaczenia histerii, która ogarnęła wielu Amerykanów. Przekonani o tym, iż na świecie istnieje potężna i wszechobecna sekta satanistyczna, chętnie obwiniali jej sprawców o wszelkie zło. Wiele morderstw, gwałtów, a nawet zwykłych dziwactw zaczęto tłumaczyć praktykami satanistycznymi. Historie o czcicielach diabła znalazły też posłuch wśród stróżów prawa.
Ofiar histerii wywołanej przez Smith i Pazdera było wiele, ale największym echem odbiły się dwa spektakularne procesy z wątkami "satanistycznymi", których szczegóły przedstawiamy na kolejnych stronach.
Pierwsza sprawa rozpoczęła się w 1983 roku, gdy troskliwa matka Judy Johnson zaniepokoiła się bolesnymi wypróżnieniami swojego synka. Przekonana, iż jej dziecku dzieje się krzywda, zawiadomiła policję. O domniemany gwałt oskarżyła nauczyciela Raya Buckeya, uczącego w szkole dla małych dzieci prowadzonej przez rodzinę McMartinów (sam Buckey, mimo innego nazwiska, również należał do rodziny).
Dość szybko okazało się, że oskarżenia Johnson są nieprawdopodobne. Kobieta zarzucała Buckeyowi nie tylko gwałt, ale i spółkowanie ze zwierzętami, a także... unoszenie się nad ziemią. Na jaw wyszło również, że Johnson cierpiała na paranoję i schizofrenię i miała bardzo poważny problem z nadużywaniem alkoholu. Na tyle poważny, że nie dożyła nawet procesu - zapiła się na śmierć nim doszło do wstępnych przesłuchań.
Jednak lawina ruszyła, a zaniepokojone władze, najprawdopodobniej tylko po to, by mieć święty spokój, rozesłały do rodziców wszystkich dzieci uczących się u McMartinów niepokojące listy. Pisano w nich, że w sprawie Roya Buckeya rozpoczyna się postępowanie. I informowano, że mogły być zagrożone także inne dzieci. Wybuchła panika.
Przerażeni rodzice byli pewni, że szkołą rządziła szajka pedofilów-satanistów, wykorzystujących uczniów w swoich obrzydliwych rytuałach. Potwierdzały to zeznania dzieci. Poddane bardzo przekonującym przesłuchaniom wyznawały, że były ofiarami gwałtów i innych okropnych czynów. Opisywały szkołę jako siedlisko wszelkiego zła, rządzone przez rodzinkę z piekła rodem.
Ale dziennikarze, którzy przyglądali się sprawie, szybko zaczęli dostrzegać przedziwne luki. Dzieci były przesłuchiwane przez profesjonalnych policjantów, często w stresującej atmosferze. Przekonywane przez miłych funkcjonariuszy, starały się im przypodobać. Często konkretne zarzuty nie wychodziły wcale od nich - one im tylko nie zaprzeczały. W zeznaniach mnóstwo jest także wątków fantastycznych, typowo dziecięcych fantazji na temat latających wiedźm czy wykopanych w ziemi tajnych korytarzy, którymi poruszali się kultyści (a których pod szkołą po prostu nie znaleziono).
(img|465057|center)
Ostatecznie, gdy doszło w końcu do procesu, oskarżenie okazało się zbyt słabe. Prowadzący sprawę prokurator w ogóle odstąpił od oskarżenia większości członków rodziny, gdyż uznał, że dowody są nieprzekonujące. Przed sądem stanęli tylko Ray Buckey i Peggy McMartin Buckey, jego matka. Oboje zostali oczyszczeni ze wszystkich zarzutów. Nim to się jednak stało Ray Buckey spędził w więzieniu pięć lat.
Druga sprawa rozpętała się dziesięć lat później, w 1993 roku. O brutalne morderstwo trzech małych chłopców oskarżono wtedy 17-letniego Jessiego Misskelleya, 16-letniego Jasona Baldwina i 18-letniego Damiena Echolsa. Nastoletni chłopcy wydawali się idealnymi podejrzanymi - trzymali się na uboczu, słuchali ostrego rocka i ubierali na czarno. Baldwin i Echols już wcześniej sprawiali problemy i byli zatrzymywani za wandalizm i drobne kradzieże. Co więcej, Echols cierpiał na drobne problemy psychiczne i przez pewien czas przebywał w szpitalu psychiatrycznym.
Prasa od razu zwęszyła temat. O podejrzanych zaczęto pisać jako o satanistach. Zabicie trzech dzieci miało być częścią okrutnego rytuału ku czci diabła. Spekulowano na temat przynależności całej trójki do międzynarodowego kościoła Szatana, rozpisywano się na temat ich mrocznych skłonności i makabrycznych zainteresowań. Podejrzenia podgrzewali przedstawiciele władzy, dla których była to najbezpieczniejsza i najszybsza ścieżka do zamknięcia sprawy.
Obradującej w takich okolicznościach ławie przysięgłych nie przeszkadzał brak dowodów i bardzo niechlujnie przeprowadzone śledztwo (nie zbadano chociażby śladów krwi, zaś ciała ofiar zostały przebadane przez patologa dopiero po kilku godzinach od znalezienia). Jej członkom nie przeszkadzała nawet ograniczona inteligencja jednego z oskarżonych - psychologowie stwierdzili, że IQ Misskelleya, jedynego, który przyznał się do winy, wynosiło około 72 punktów (norma plasuje się pomiędzy 90 a 100). Wszystkich skazano. Misskelleya na 40 lat więzienia, Baldwina na dożywocie, Echolsa zaś na karę śmierci. Ponad 18 lat spędzili w ciężkich więzieniach, a Echols przez 23 godziny na dobę był trzymany w celi śmierci.
(img|465058|center)
W walkę o uwolnienie trójki z Zachodniego Memphis (West Memphis Three), jak nazwała ich prasa, zaangażowali się między innymi wokalista Pearl Jam Eddie Vedder i słynny aktor Johnny Deep. Telewizja HBO wyprodukowała dogłębny, trzyczęściowy film dokumentalny, w którym krytykowano policję i punktowano wszystkie zaniedbania i przeinaczenia. By zainteresować nim widzów, Metallica po raz pierwszy w swojej karierze pozwoliła wykorzystać własne utwory w filmie. Ostatecznie, po 18 latach i 78 dniach w więzieniu Misskelley, Baldwin i Echols zostali zwolnieni. By to się jednak stało, musieli zgodzić się na przedziwną ugodę - przyznali się do winy i zostali ponownie skazani, tym razem na odsiedziane już 18 lat i 78 dni. Dzięki tej prawniczej sztuczce prokuratura zabezpieczyła się przed oczywistymi sprawami o odszkodowanie.
Niewiarygodny diabeł
Jak to się stało, że książka o diable i potężnej sekcie zawładnęła wyobraźnią tysięcy ludzi i, pośrednio, doprowadziła do wielu przedziwnych, niesprawiedliwych procesów? Trudno powiedzieć, tym bardziej, że autentyczność wyznań Michelle Smith była podważana już na początku lat 80., tuż po premierze "Michelle Remembers".
Jeszcze w 1980 roku Paul Gresco, dziennikarz kanadyjskiego magazynu "Maclean's" przeprowadził wywiad z ojcem Smith. Zaprzeczył on oskarżeniom swojej córki i przedstawił swoją żonę (która nie żyła od 1964 roku, nie mogła więc sama się bronić) jako zwykłą, wrażliwą matkę. Jego opinię potwierdzili sąsiedzi rodziny Smithów i koleżanki z dzieciństwa małej Michelle. Gresco dowodził także, że z niewyjaśnionych powodów w książce Smith i Pazdera nie ma ani słowa o dwóch siostrach Michelle - Cheryl i Tertii, a przecież nimi też opiekowała się matka i one też powinny być ofiarami sekty.
Dalsze śledztwo dziennikarza wskazywało na poważniejsze rozbieżności. Koleżanki małej Michelle nie przypominały sobie, by na dłużej opuszczała ona szkołę - choć, aby wziąć udział w 81-dniowym maratonie ku czci szatana, musiała zwolnić się z zajęć. Nie mogąc potwierdzić tożsamości żadnego z uczestników opisywanych przez Smith rytuałów (nie podała żadnego nazwiska, poza nazwiskiem swojej matki), Grasco skupił się na łatwych do sprawdzenia szczegółach. Ot, chociażby na przywoływanym w książce wypadku samochodowym, który nie został opisany w żadnej lokalnej gazecie - mimo iż zajmowały się one wszystkimi wypadkami w okolicy.
Inny dziennikarz zajmujący się tą sprawą, Kerr Cuhulain, skupił się z kolei na przedziwnym podobieństwie wspomnień Smith i filmu "Egzorcysta". Wyreżyserowany przez Williama Friedkina obraz cieszył się w latach 70. olbrzymią popularnością, zaś swoją premierę miał w roku 1973 - tym samym, w którym Smith trafiła pod troskliwe skrzydła Pazdera. Zdaniem Cuhuliana, opisy rytuałów współgrają też z opisami prawdziwych rytuałów afrykańskich animalistów. To informacja o tyle interesująca, że Pazder spędził w Afryce dużo czasu w latach 60. I podobnie jak w Ameryce Północnej lat 70., po Afryce lat 60. krążyły niewiarygodne legendy na temat satanistycznych sekt i ich sekretnych rytuałów.
Ciekawa jest linia obrony Lawrence'a Pazdera. Przyciśnięty przez gazetę "The Mail on Sunday" wyznał, że jego zdaniem nie ma znaczenia, czy wspomnienia Smith są prawdziwe czy nieprawdziwe - ważne tylko, by ona sama była przekonana, że mówi prawdę. Cóż, Roy Buckey (5 lat w więzieniu), Jessie Misskelley (18 lat w więzieniu), Jason Baldwin (18 lat w więzieniu) i Damien Echols (18 lat w celi śmierci) byliby chyba innego zdania.
Tomasz Pstrągowski, WP.PL