Trwa ładowanie...
jacek
23-04-2010 13:37

Jacek Pałkiewicz: najważniejsza jest pasja

Jacek Pałkiewicz: najważniejsza jest pasjaŹródło: Inne
d10ok01
d10ok01

Jacek Pałkiewicz – dziennikarz, reporter i podróżnik – opowiada o strachu, przetrwaniu w ekstremalnych warunkach oraz o tym, co go spotkało na Syberii.

WP: Często Pan podkreśla, jak dużo oczekuje Pan od swoich współtowarzyszy. Czego nie jest Pan zdolny zaakceptować: słabości fizycznej czy psychicznej?

Jacek Pałkiewicz : Drużyny są bardzo różne w zależności od charakteru i celu wyprawy. Przygotowanie fizyczne jest na drugim, trzecim planie, a przed tym jest dużo ważniejszych rzeczy. To jest długa lista cech, którymi powinien się charakteryzować uczestnik wyprawy i trudno wymagać od jednej osoby, by wykazywała się wszystkimi. Staram się, aby w wyborze ludzi cech pozytywnych – z mojego punktu widzenia – było jak najwięcej. Podam przykład: 20 lat temu wyjeżdżałem na Borneo, to była wyprawa życia. Zrobiłem pięciodniowy trening, w górach, w izolacji. Po pięciu dniach na kolacji ogłaszałem wyniki i dochodzimy do piątej osoby, bo tylu mogłem zabierać, a uczestników było jedenastu, i tak patrzę na jednego, a on mówi: „Powiedz mi, dlaczego ja nie?” Ja do dziś nie wiem, dlaczego go nie wybrałem! Nie miałem przekonania, niby wszystko było dobrze, ale coś mnie niepokoiło. Być może on mógłby lepszy od tych, którzy się zakwalifikowali.

WP: Czyli nie wziąłby Pan ze sobą zupełnie obcej osoby?

Jacek Pałkiewicz : Nie. Na trudną wyprawę absolutnie nie. Na wyprawę prostą, gdzie nie ma ryzyka – tak. Współtowarzyszy na trudne wyprawy dobieram wśród ludzi, których znam.

d10ok01

WP: Bardzo często pisze Pan o strachu jako nieodłącznym towarzyszu wypraw, a jednocześnie przestrzega Pan przed rozpędzaniem wyobraźni w przewidywaniach niebezpieczeństw. Jak zachować równowagę?

Jacek Pałkiewicz : Jeśli ktoś mówi, że nie czuje strachu, to jest to dla mnie nienormalne, ponieważ strach jest reakcją ludzką i naturalną. W warunkach komfortowych trudno mówić o strachu, ale w odmiennym środowisku, gdy człowiek znajduje się w innych warunkach w stosunku do tych, w których się wychował, które zna, każdy krok jest związany z niebezpieczeństwem. Nawiasem mówiąc, ludzie niechętnie rozmawiają na ten temat.
Strach to adrenalina. Gdy się podróżuje, chciałoby się najwyżej, najdalej, w miejsce najbardziej dzikie. Kiedy wchodzimy głęboko w inne światy, to oczywiście zwiększa się zagrożenie, zwiększa się niebezpieczeństwo i wtedy strach co chwilę pojawia się. Receptą na to, by podnieść poprzeczkę adrenaliny, mieć największą satysfakcję, jest wiedza, kiedy zatrzymać się pół kroku przed granicą, której nie można przekroczyć: czuję, że jest strach, to jest pierwszy sygnał: „Czy ja mogę jeszcze krok do przodu?”. Im więcej ma się doświadczenia, ten jeden krok będzie dokładniejszy. Jeśli mając doświadczenie wiem, że jeszcze jeden krok mogę zrobić, jeszcze nie przekroczę tej granicy, mocniej to czuję. Ale jeśli ktoś jest pierwszy raz w tych warunkach to dla niego interpretacja może być zupełnie inna: może bagatelizować, na fali entuzjazmu idzie ciągle przed siebie.

WP: Na ile Pana reakcja w dramatycznych momentach była od początku do końca przewidziana, a na ile Pan improwizuje?

Jacek Pałkiewicz : Jako zasadę trzeba przyjąć, że im więcej ma się doświadczenia, łatwiej zareagować w trudnej sytuacji. Następnie nie wolno stracić panowania nad sytuacją. Zwykle powtarzam, że im większe doświadczenie, tym łatwiej podjąć decyzję.
Wiedziałem, że we wschodniej Syberii rzeki mają tę cechę, że lód jest niby gruby, a później okazuje się, że może się załamać. Myśmy to pokonali i to bez uszczerbku, były tylko jakieś małe odmrożenia. Kiedy człowiek chce i z pasją i siłą próbuje walczyć z kłopotami, jego możliwości są nieograniczone, tak wielkie, że trudno je przewidzieć. Ekstremalne chwile pozwalają na sprawdzenie swoich możliwości, bo tego nikt się nie nauczy na uniwersytecie, w salach konferencyjnych, na wykładach. Ekstremalne doświadczenia pozwalają człowiekowi uwierzyć w siebie, ja to nazywam zdobyciem szóstego biegu. To daje przewagę.

d10ok01

WP: *Do jakich granic częściej Pan dochodził? Słabości własnego ciała, niedostępności terenu? * Jacek Pałkiewicz : Strona fizyczna to daleki plan. Każdemu się wydaje, że trzeba się długo przygotowywać do wyprawy. Powtarzam: to jest rzecz zupełnie drugoplanowa. Pierwsza, najważniejsza sprawa to siła woli: głowa, mózg, który ciągnie i nie pozwala się poddać, i to przekonanie o słuszności, że muszę iść do przodu, nie mogę się poddać. To jest główna rzecz. Oczywiście bywają sytuacje, w których człowiek dał z siebie wszystko i już na kolanach próbuje iść dalej, czołga się. Wtedy ważny jest element fizycznego przygotowania. Bo jeśli ktoś jest sprawny fizycznie, to jeszcze o ten jeden krok przesunie się, a jeśli ktoś jest słabszy – nie będzie w stanie. Ale to są niuanse i tak rzadko takie przypadki się spotyka, że za każdym razem powtarzam, że każdy musi zdawać sobie sprawę, że najważniejsza jest pasja.

WP: Jako jedno z doświadczeń survivalowych wymienia Pan metody edukacji japońskich menadżerów. Co to za techniki?

Jacek Pałkiewicz : To są dawne dzieje. Mnie wtedy – w końcu lat 70. – uderzył ten reżim, niezwykła dyscyplina, taka pruska dyscyplina. Menadżerowie z wielkich japońskich firm z foteli dyrektorskich wpadali w reżim rekrutów. Dla ich kolegów w Europie było to szokujące! Dziś jest to uważane za normalne.

d10ok01

WP: W Pasji życia wspominał Pan o nauce wychodzenia z tonącego samochodu. Czy może Pan zdradzić, jak w tej sytuacji sobie poradzić?

Jacek Pałkiewicz : Ja nie lubię udzielać rad tego rodzaju, bo one są fałszywe, bardzo zawężone, zwłaszcza gdy jest się w bardzo wygodnych warunkach. W warunkach realnych wszystko wygląda zupełnie inaczej.
Jeśli chodzi o samochód, to trzeba wykazać niezwykle dużo opanowania, co nie jest rzeczą łatwą. Trzeba mieć dużo siły psychicznej, żeby wytrzymać, żeby się nie szarpać, żeby nie próbować wyjść z samochodu od razu, bo drzwi się nie otworzą. Ciśnienie zewnętrzne nie pozwala na otwarcie drzwi. Jedynym sposobem jest odczekanie, aż samochód wypełni się wodą do końca. Dopiero wtedy drzwi się otwierają, ponieważ nie ma różnicy ciśnień. Ale wyczekanie na ten moment jest najtrudniejsze.
Ćwiczyliśmy to w szkole przetrwania dziesiątki razy. Nie ukrywam, że za każdym razem zjeżdżając do wody i wyczekując, aż samochód wypełni się wodą, to nie były przyjemne chwile. A nie wyobrażam sobie, jak bardzo to trudne dla kogoś, kto nigdy wcześniej tego nie przeżył.

WP: Na jednym ze zdjęć z Somalii widać Pana obstawę: kilkunastu mężczyzn z bronią. W drodze przez Syberię towarzyszyło Panu dwu hodowców reniferów. Czy czuje Pan odpowiedzialność innych ludzi za swoje życie i bezpieczeństwo? Czuje Pan, że to nie tylko Pan dba o bezpieczeństwo uczestników wyprawy?

d10ok01

Jacek Pałkiewicz : Nie. Ja czuję odpowiedzialność za ludzi, którzy jadą ze mną. Dbam o siebie, pomimo tego, że ochrona jest ze mną. Cały czas kontroluję sytuację. W Somalii miałem ochronę złożoną z kilkunastu zuchów, dwadzieścia cztery godziny na dobę i rzadko bywało, bym miał pięć, dziesięć minut relaksu. Cały czas napięcie, zagrożenie wiszące w powietrzu. Stolica Somalii Mogadiszu jest podzielona na cztery sektory, które są w rękach czterech watażków i jak przejeżdżałem z jednej dzielnicy do innej, moja ochrona zatrzymywała się i musiałem jak najszybciej biec do innego samochodu. Gdy pierwszy raz przechodziłem, to nie wiedziałem, co się dzieje. Jak zostawiałem moich zaufanych, wchodziłem w ręce zupełnie nowych ochroniarzy. Sytuacja była napięta: „Czy jestem w dobrych rękach?”. Jeśli chodzi o Syberię pomimo tego, że miałem dwu hodowców reniferów, którzy jechali z nami, którzy się tam urodzili, którzy znali klimat, etc., miałem z nimi nieraz utarczki, dyskusje. Uważałem, że
powinniśmy jeszcze dalej pojechać, zrobić ruch w lewo czy w prawo i okazywało się, że to słuszne. Oni byli przekonani, że człowiek, który przyjeżdża z Europy nie jest w stanie doświadczyć połowy tego, co oni. Dlatego zawsze obniżali poprzeczkę do poziomu turystów prowadzonych za rękę. A ponieważ my nie byliśmy turystami, tylko zespołem zahartowanym w bojach, często musiałem wymuszać na nich pewne decyzje.

WP: Uczy Pan, jak przetrwać w mieście, w dżungli, na pustyni. Jak zaś bezpiecznie i samotnie może podróżować kobieta?

Jacek Pałkiewicz : To jest temat na całą książkę. Samotne podróżowanie kobiet stało się tak powszechne, że teoretycznie nie ma różnicy między kobietą a mężczyzną w podróży. Oczywiście jeśli kobieta jest sama, to jej europejskie zachowanie, kultura, edukacja będzie w niektórych częściach świata szokująca. Krótka spódnica, dekolt, uśmiech, odkryte ramiona mogą być odczytane jako prowokacja seksualna. Nie trzeba daleko jechać, wystarczy do krajów arabskich. Trzeba sobie zdawać z tego sprawę. Zagrożenia mogą być przestępcze – kobieta teoretycznie jest łatwiejszą ofiarą, teoretycznie bandyta łatwiej poradzi sobie z bezbronną kobietą niż z szerokim w barach mężczyzną. O tych elementy bezpieczeństwa trzeba pamiętać, nie wolno tego przegapić i o tym zapomnieć.
Na pewno kobiety nie mogą mieć kompleksów jeśli chodzi o świat podróżniczy.

d10ok01

WP: Wielu młodych ludzi marzy o tym, by podróżować. Poświęcają temu wszystkie zarobione pieniądze, każdy dzień urlopu. Nie chcą jednak, by podróżowanie było jedynie ich hobby, ale by stało się profesją. Co Pan poradziłby takiej osobie?

Jacek Pałkiewicz : W życiu podejmuje się decyzje i każda z nich wiąże się z kosztami. Trzeba mieć przekonanie, trzeba mieć zęby i pazury, żeby to gryźć, żeby za wszelką cenę przełamać trudności. Nic z nieba nie spada. Jak się raz człowiek potknie, trzeba drugi raz spróbować, jak nie wyjdzie drugi raz – to następnym razem. Nie wolno się zrazić, nie wolno się poddać. Przekonanie, siła woli, pasja. To jest ciężki kawałek chleba. To nie jest tak, jak ludzie mówią: „Pałkiewiczowi to się udało. Pałkiewicz to farciarz”. Nie, jemu się nie udało, on na to zapracował. To jest wyprawa, to jest ciężka praca, a nie wakacje. Płynie z tego ogromna radość i satysfakcja, bo gdyby ich nie było, człowiek nie jechałby.
Trzeba zdawać sobie sprawę, jak ciężki to chleb. Dwadzieścia lat temu przeszedłem Borneo, w najtrudniejszych warunkach, jakie można sobie wyobrazić i zarzekałem się, że za żadne skarby świata nie powtórzyłbym takiej wyprawy. I przez dwadzieścia lat kręciło mnie w sercu, w duszy, dlaczego by tam jednak nie pojechać, zobaczyć Dajaków, łowców głów, jak oni się zmienili, jak żyją ich dzieci. I w zeszłym roku jesienią pojechałem po raz drugi. Oczywiście w połowie drogi myślałem: „Za jakie grzechy?” Były chwile niezwykłe trudne, ale gdy dotarłem do domu, gdy wróciłem, mogę mówić z ogromną satysfakcją, że tam byłem.

WP: Gdzie teraz Pan wyrusza?

d10ok01

Jacek Pałkiewicz : Niedaleko Borneo, na Nową Gwineę, do plemienia Korowaj. Plemię od kilku lat poznane przez naszą cywilizację, żyją na drzewach, dwadzieścia metrów nad ziemią budują szałasy, żyją w małych enklawach. Warunki są podłe: dżungla, bagna, malaria. Gdyby to była wyspa Bali i 5-gwiazdkowy hotel, gdyby ktoś zaproponował podróż tam, to miałbym problem ze znalezieniem czasu. Ale na Nową Gwineę zawsze.

Rozmawiała Marta Buszko.

d10ok01
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d10ok01