"Pierwsza para polskiej opozycji" - tak o Grażynie i Jacku Kuroniach pisze Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin. Książka - opowieść o ich miłości na tle niespokojnych czasów opozycji demokratycznej w PRL-u właśnie trafia do księgarń.
"Jeśli ktoś myśli, że to historia o szczęśliwej miłości, ten się myli. Historia Jacka i Gajki Kuroniów jest wyjątkowo smutna. Pełna cierpienia, rozłąki i tęsknoty. Więcej w niej czekania niż wspólnego życia. A mimo to nikt, kto ich choć raz razem widział, nie miał wątpliwości, że łączyło ich coś nieprzeciętnego" - pisze Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin.
Grażyna Borucka i Jacek Kuroń poznali się latem 1955 roku na obozie walterowskim w Wolinie. Ona była 15-letnią zastępową, on, sześć lat starszy, był twórcą walterowskich drużyn harcerskich, uważał się za komunistę, chciał naprawiać świat. Po latach wspominał to swoje pierwsze spotkanie z Gajką: "Kiedy zaczyna się miłość, to przylatuje anioł, którego nikt nie widzi oprócz tych, co się kochają. Ja czułem tego anioła, ale nie miałem odwagi powiedzieć, że to miłość". Pobrali się cztery lata później, a 8 marca 1960 roku urodził im się syn Maciek.
"Za co Gajka go kochała? Na pierwszy rzut oka trudno odgadnąć. (...) Nawet Brandys dziwił się w Miesiącach: Co taki zachrypnięty buldożer robi z taką delikatną kobietą?" - pisze Katarzyna Skrzydłowska - Kalukin. A Grażyna uchodziła za piękność - szczupła, z wspaniałymi ciemnymi włosami, wielkimi brązowymi oczami.
Brat Jacka, Andrzej, nieco przewrotnie tłumaczy fakt, że Kuroniowie przez 27 lat wspólnego życia zawsze zachowywali się wobec siebie tak, jakby przeżywali miodowy miesiąc - nie mieli czasu znudzić się sobą, bo Jacek jedną trzecią tego czasu przesiedział w więzieniach. Po raz pierwszy trafił tam w marcu 1965 roku za napisanie "Listu otwartego do członków PZPR". "Zostałaś stworzona na żonę kryminalisty" - kwitował Jacek z więzienia paczki i listy Gajki. Wyszedł w maju 1967 roku, a już marcu 1968 aresztowano go ponownie i skazano na trzy lata więzienia.
Gajka doprowadziła do perfekcji sztukę wysyłania do więzienia paczek. Kupowała w tym celu specjalne plastikowe pojemniki z nieprzezroczystym dnem, na które sypała zakazaną w paczkach kawę, na to nakładając tekturkę i grubą warstwę domowego smalczyku ze skwarkami, czasami na dnie była także schomikowana buteleczka z koniakiem. Piekła i suszyła biszkopty, aby zmieścić jak najwięcej w ograniczonych limitach wagi paczki. Sucharki biszkoptowe owijała w plasterki sera, aby w dozwolonym kontyngencie słodyczy przemycić pożywny nabiał.
Grażyna nie miała do Jacka żalu o wybór drogi, który skazywał ją na brak pewności, niestabilność, strach, ciągłe rewizje, rozłąkę z mężem. "To było oczywiste - dla Jacka najważniejsza jest sprawa, późnie dopiero całe życie, rodzina, dzieci, zakupy. Kolejność ważności była jasna i Gajka nigdy jej nie podważała" - pisze biografka.
Po wprowadzeniu stanu wojennego internowana została cała rodzina Kuroniów - Jacek, Maciej i Gaja.Ona siedziała w Olszynce Grochowskiej, Gołdapi i Darłówku - Jacek i Maciek - w więzieniu w Białołęce. W czerwcu 1982 roku Gajkę zwolniono ze względu na stan zdrowia. Wydawało się, że chodzi o problemy kobiece, jednak Marek Edelman, który badał Gaję zwrócił uwagę na dziwny kaszel. Okazało się, że cierpi na bardzo rzadką, nieuleczalną chorobę płuc, nieuchronnie prowadzącą do śmierci. Edelman postawił sobie cel - utrzymać Gaję przy życiu do czasu wyjścia Jacka z więzienia. Ani jej, ani Jackowi nie powiedział prawdy o rokowaniach choroby - tłumaczył później, że nie chciał odbierać im nadziei. Edelman opiekował się Gają w swoim mieszkaniu w Łodzi.
Grażyna zmarła 22 listopada 1982 roku. Jacek dowiedział się prawdy na dzień przed śmiercią żony, wtedy też dopiero dostał przepustkę z więzienia, aby ją zobaczyć.Byli małżeństwem 23 lata, on przeżył ją o 22 lata, ale do końca mówił o niej jako o miłości swego życia.
* Książka "Gajka i Jacek Kuroniowie" ukazała się nakładem wydawnictwa Czerwone i Czarne. *