Rozdział 1
Czytasz te słowa z niewłaściwych przyczyn.
Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jakie to uczucie kochać się z mesjaszem – naszym mesjaszem – lepiej odłóż tę książkę, gdyż jesteś po prostu zwykłym podglądaczem.
Jeśli jesteś zagorzałym wielbicielem Pieśni starego poety i kieruje Tobą niepohamowana ciekawość dalszych losów pielgrzymów, którzy wraz z nim przybyli na Hyperiona, muszę Cię rozczarować: nie mam pojęcia, co się stało z większością nich. Pomarli blisko trzysta lat przed moim narodzeniem.
Jeżeli liczysz na to, że lepiej zrozumiesz przesłanie przekazane nam przez Tę, Która Naucza, prawdopodobnie również sprawię Ci zawód. Muszę bowiem przyznać, że o wiele bardziej interesowała mnie jako kobieta niż jako nauczyciel czy mesjasz.
Jeśli wreszcie interesują Cię jej lub moje losy – cóż, masz w rękach niewłaściwy dokument. Wprawdzie nie ma w nich żadnych tajemnic, ale nie towarzyszyłem jej w ostatnich chwilach, sam zaś dopiero czekam na śmierć, pisząc te słowa.
Jeżeli w ogóle czytasz to, co napisałem, jestem zdumiony, choć nie pierwszy to wypadek, gdy rozwój wydarzeń mnie zdumiewa. Ostatnie kilka lat mojego życia stanowił nieprzerwany ciąg nieprawdopodobnych sytuacji, z których każda kolejna okazywała się cudowniejsza i bardziej nieunikniona od poprzedniej. Spisuję wspomnienia, żeby się nimi podzielić; może nawet nie tyle podzielić nimi – skoro dokument, jaki wyjdzie spod mojej ręki, zapewne nigdy nie zostanie znaleziony – ile raczej je uporządkować, tak na piśmie, jak i w głowie.
„Skąd mam wiedzieć, co myślę, dopóki nie zobaczę, co powiedziałem?”, jak powiedział jeden z pisarzy żyjących w świecie przed hegirą. Właśnie: muszę zobaczyć te wszystkie wydarzenia ułożone po kolei, żeby się przekonać, co o nich myślę. Kiedy ujrzę fakty i uczucia opisane czarno na białym, uwierzę, że rzeczywiście w nich uczestniczyłem i ich doświadczałem. Jeżeli czytasz z tych samych powodów, dla których ja piszę – chciałbyś wprowadzić jakiś porządek w chaos ubiegłych lat, ująć w karby rozsądku przypadkowe zdarzenia, które kierowały naszym życiem na przestrzeni kilku standardowych dziesięcioleci – to kto wie, czy jednak nie kierują Tobą właściwe motywy.
Od czego mam zacząć? Może od wyroku śmierci? Tylko czyjego – mojego czy jej? A jeżeli mojego, to którego? Jest w czym wybierać... Niech więc będzie ostatni z nich: zacznę od końca.
Piszę te słowa zamknięty niczym kot Schrödingera w pudełku krążącym wysoko na orbicie wokół objętego kwarantanną Armaghastu. Moje więzienie niezbyt przypomina pudełko: jest raczej gładką elipsoidą o wymiarach trzy na sześć metrów. Do końca mojego życia pozostanie całym moim światem. Jego wnętrze stanowi spartańska cela, w której umieszczono czarną skrzynkę odpowiedzialną za przetwarzanie zużytego powietrza i odchodów, koję, syntezator żywności, wąską ladę, pełniącą jednocześnie funkcję stołu jadalnego i biurka do pisania, oraz umywalkę, prysznic i muszlę klozetową, z niepojętych dla mnie powodów oddzielone od reszty pomieszczenia plastowłókninowym przepierzeniem. Nikt mnie tu nigdy nie odwiedzi; w takich warunkach mówienie o „prywatności” zakrawa na kiepski żart.
Mam tu jeszcze tabliczkę i pisak. Po skończeniu strony kopiuję ją na mikropergamin produkowany przez przetwornik odpadków. Jedyną widoczną zmianą w moim otoczeniu jest rosnący z dnia na dzień stosik cienkich jak folia kartek.
Nigdzie nie widać fiolki z gazem trującym, zainstalowanej w statyczno-dynamicznej skorupie pudełka dla kota i podłączonej do filtrów powietrza w taki sposób, że wszelkie próby rozbrojenia mechanizmu doprowadziłyby do opróżnienia jej z cyjanku – podobnie zresztą jak próby uszkodzenia samej skorupy. Detektor promieniowania, podłączony do niego zegar i próbkę pierwiastka promieniotwórczego również wtopiono w zamrożone pole energetyczne skorupy. Nie będę wiedział, kiedy losowo działający zegar uruchomi detektor; nie zorientuję się, gdy ten sam zegar usunie ołowiany płaszcz, przesłaniający drobinkę izotopu, podobnie jak nie będę miał pojęcia, kiedy z próbki wystrzeli jakaś cząstka.
Z pewnością jednak zauważę, jeżeli w chwili pojawienia się cząstki detektor będzie włączony. Przez tę sekundę czy dwie, zanim gaz mnie zabije, powinienem poczuć w powietrzu zapach gorzkich migdałów.
Mam nadzieję, że będzie to dosłownie sekunda czy dwie.
Formalnie rzecz biorąc, zgodnie z prastarym paradoksem fizyki kwantowej nie jestem w tej chwili ani żywy, ani martwy. Istnieję w stanie niestabilnym, pod postacią nakładających się fal prawdopodobieństwa, dawno temu zarezerwowanym dla kota w eksperymencie myślowym Schrödingera. Ponieważ skorupa pudełka jest niczym innym jak czystą, zamrożoną energią, gotową uwolnić się przy choćby najlżejszej próbie ingerencji, nikt tu nie zajrzy, żeby sprawdzić, czy żyję. Teoretycznie nikt nie jest bezpośrednio odpowiedzialny za moją egzekucję; to niezmienne prawa kwantowe decydują o tym, czy przeżyję następną mikrosekundę. Nie ma obserwatorów.
Jednakże to ja jestem obserwatorem i na ten konkretny kolaps funkcji falowej czekam z całkiem sporym zainteresowaniem. Będzie taka krótka chwila, gdy usłyszę syk ulatującego gazu, a cyjanek nie dotrze jeszcze do moich płuc, serca i mózgu. Dowiem się wtedy, jak wszechświat postanowił dalej ewoluować.
Przynajmniej jeśli chodzi o mnie samego, co, jeśli się nad tym głębiej zastanowić, jest jedynym aspektem ewolucji wszechświata, jaki interesuje większość ludzi.
Tymczasem jem, śpię, wydalam, oddycham i przechodzę przez codzienny rytuał zdarzeń godnych co najwyżej zapomnienia. Cóż za ironia losu, skoro żyję (o ile „żyję” jest tu dobrym słowem) teraz tylko po to, by pamiętać. I pisać o tym, co pamiętam.
Niemal na pewno czytasz te słowa z niewłaściwych przyczyn, ale w naszym życiu nie brakuje sytuacji, gdy przyczyny nie są najważniejsze. Liczy się tylko to, że coś robimy. W końcowym rozrachunku warte zapamiętania będą dwa niezmienne fakty: ja spisałem moje wspomnienia, a Ty je czytasz.
Od czego zacząć? Od niej? Jest osobą, o której chcesz czytać, ja zaś chcę ją zapamiętać ponad wszystko inne. Może jednak powinienem zacząć od opisu wydarzeń, które zaprowadziły mnie najpierw do niej, a później tutaj – choć po drodze odwiedziłem wiele miejsc w naszej galaktyce i poza jej granicami.
Chyba zacznę od początku: od mojego pierwszego wyroku śmierci.