Rozdział 1
Wnuczka Corrada Prizziego brała ślub przed barokowym ołtarzem kościoła Santa Grazia di Traghetto, kościoła przynoszącego szczęście rodzinie Prizzich, Wyglądała prześlicznie, wsłuchana w śpiewny głos biskupa i podniosłe pienia odpowiadającego mu chóru. Panem młodym był jej kuzyn, Patsy Garrone, członek ścisłego kręgu rodziny Prizzich, nieco niższy, lecz za to bardziej energiczny od swojej przyszłej żony.
Pocięte zmysłowymi promieniami światła wnętrze świątyni wypełniały miękkie, puszyste dźwięki kościelnej muzyki. Osiemdziesięcioczteroletni don Corrado Prizzi siedział w pierwszej ławce po prawej stronie nawy. Drzemał, lecz nawet w spoczynku jego twarz miała w sobie chłód i drapieżność potwornej "korony cierniowej", ogromnej rozgwiazdy asterias acanthalis. Co pewien czas jego małe oczka, wesołe jak kostki lodu, otwierały się, przebiegały kilka wersów w książeczce do nabożeństwa i znów się zamykały.
Obok don Corrada siedział jego najstarszy syn, Vincent, ojciec panny młodej, tęgi, zwalisty mężczyzna, dla którego liczyły się wyłącznie pozory. Siedział z dłońmi zaciśniętymi na kolanach i marszcząc brwi, nucił pod nosem wojskowego marsza. Kolejne miejsca zajmowali brat Vincenta, Eduardo, oraz jego trzecia nieślubna żona, Baby. Eduardo zwracał się tak do wszystkich swoich nieślubnych żon nie po to, żeby pokazać, jak bardzo jest nowoczesny, lecz - jak to kiedyś wyjaśnił matce - ponieważ Cristoforo Colombo, wyruszając na pierwszą wyprawę, ochrzcił jedną ze swoich trzech karawel Nina, czyli właśnie baby, "dziecina". "W szystkie są bardzo drobne. Dlaczego więc nie mówisz im Pinta?" - spytała matka. W rodzinie wiedziano natomiast dobrze, że żadna z nich nie zasługuje na to, by ją nazwać na cześć flagowego okrętu wielkiego odkrywcy - Santa Maria. Eduardo był jedynym elegantem w rodzinie: srebrzyste, falujące, tapirowane włosy, garnitury od Cifonellego (Roma), buty i portfel firmy Gucci.
Bezpośrednio za don Corradem siedział Angelo Partanna, jego najstarszy przyjaciel i doradca rodziny. Był to wysoki, żylasty, łysy jak kolano i wiecznie tryskający energią mężczyzna nieco po siedemdziesiątce.
Dalsze ławki po prawej stronie kościoła zajmowali, mieszając woń swojego potu z gęstniejącym zapachem setek płonących świec, rozsadzeni według starszeństwa pomniejsi Prizzi, jeszcze jeden Partanna oraz całe zastępy Sesterów i Garronych, grubo okraszone krewnymi z większości głównych rodzin fratellanza w Stanach Zjednoczonych. Sal Prizzi ożenił się z Virgie Licamarito, siostrą Augiego Licamarita zwanego Kantem, głowy rodziny z Detroit. Dwie córki Garronego wyszły za synów Gennara Fustina, głowy rodziny z Nowego Orleanu, która kontrolowała całe południowe wybrzeŻe Stanów Zjednoczonych. Siostrzenica don Corrada, Caterina, poślubiła syna Religia Carramazzy, głowy rodziny z Chicago, a sam don Corrado spokrewniony był z Samem Beneficem, głową rodziny z Nowej Anglii, oraz Carlem Viggonem zwanym Kanistrem, szefem grupy z Cleveland.
Wszystkie przedsiębiorstwa kierowane przez fratellanza tworzyły luźny konglomerat, który sprawnie funkcjonował tylko dzięki temu, że potrafiono neutralizować siły policji oraz utrzymywać niezmiennie przyjazne stosunki z klientami-ofiarami.
Interesy rodziny Prizzich w stu procentach zaleŻały od tego rodzaju dobrych kontaktów z niekryminalnym odłamem społeczeństwa, o jakie nie musi się troszczyć żadna normalna firma. Kontakty te obu stronom przynosiły zyski. Błędem byłoby sądzić, że członkowie rodziny Prizzich różnią się zdecydowanie od łudzi zarabiających na życie w sposób legalny, z którymi łączą ich interesy - obopólne korzyści i wysokie dochody sprawiają, że i jednym, i drugim w równym stopniu zależało i zależy na współpracy. Nie można uważać Prizzich za czarne charaktery, a ich legalnie działających wspólników za kryształowe postacie. Jedni i drudzy wykluli się tej samej długiej nocy z kultury oszalałej na punkcie pieniądza; pomagając sobie, wspólnie rośli w siłę, aż stali się dominującą siłą polityczną i ekonomiczną w życiu społeczeństwa.
Dalsze rzędy po lewej stronie nawy zajmowali siedzący z kamiennymi minami prości gangsterzy podlegli Prizzim wraz ze swoimi capiregime - gwardia honorowa złożona z około siedmiuset łudzi, jedna trzecia wszystkich soldati. Bliższe ławki przeznaczone były dla łączników rodziny: policjantów z brygady naczelnego inspektora, z komendy miejskiej i ze wszystkich komisariatów dzielnicowych; przybyli ubrani po cywilnemu.
Wśród nich siedział także dyrektor jednej z największych międzynarodowych korporacji, nuncjusz papieski, przywódcy związków zawodowych oraz gwiazdy filmu, opery, teatru, telewizji i sportu. Drużbą pana młodego był aktualny mistrz świata wagi półciężkiej w boksie. Druhną panny młodej była Miss America, poznana przez nią z tej okazji dziś rano. W pierwszych trzech ławkach senatorzy i kongresmani siedzieli ramię w ramię z wysokimi urzędnikami policji i znakomitoŚciami telewizyjnymi, obok nich zaś najbłyskotliwsze i najtęższe umysły z prokuratury okręgowej i generalnej, a także spośród dziennikarzy i pracowników Białego Domu.
Na chórze zainstalowali się kamerzyści sieci telewizyjnych oraz kamerzyści filmujący ślub na taśmach wideo dla rodziny Prizzich. Szum głosów stłoczonych tam reporterów radiowych zlewał się z podniosłym śpiewem chórzystów, zawodzeniem biskupa, odpowiedziami ministrantów oraz trzaskami migawek aparatów fotograficznych. Wnuczka Corrada Prizziego wychodziła za mąż.
Charley Partanna siedział w jedenastym rzędzie po prawej stronie obok swojego kuzyna Pauliego Sestera, kierownika wytwórni filmowej. Był dużym, zwinnym, czterdziestodwuletnim mężczyzną przypominającym najbardziej Phara Lapa, jednego z najlepszych koni wyścigowych wszech czasów - mocne, wyraziste rysy, wydatna szczęka, czoło jak odłam skalny, oczy barwy chromu. Podobnie jak ojciec, w wieku lat siedemnastu stał się "uznanym mężczyzną", członkiem szacownego stowarzyszenia.
Charley był synem Angela, sottocapo Vincenta, i egzekutorem Prizzich. Pierwszą robotę wykonał, kiedy miał trzynaŚcie lat, na Gun Hill Road w Bronksie, gdzie tego dnia był po raz pierwszy w życiu. Jego ojciec nie widział innego sposobu, żeby sprzątnąć Małego Phila Terrone, największego handlarza prochami i trawą w północnej części dzielnicy, którego zawsze otaczał tłum ludzi. Charley był wówczas chłopaczkiem w krótkich spodenkach. Mnóstwo innych dzieciakÓw, chyba ze trzydzieścioro, kłębiło się wokół Terronego, walcząc o rzucane im przez niego drobne, gdy Charley wyszedł zza samochodu i jednym strzałem rozwalił mu głowę. Następnie upuścił broń na ziemię i wmieszał się w tłum.
Charley był jak taran. Nic nie mogło go zawrócić z raz obranej drogi. Układał sobie plan, po czym wypełniał go dokładnie, nie zapominając o niczym. Kiedyś policja Otoczyła pewne mieszkanie. Reflektory, megafony, snajperzy na dachach i w oknach, zupełnie jak na filmie; wszystko po to, żeby nie wymknął im się Tancredi zwany Dołeczki, gangster w służbie Prizzich, który rozwalił dwóch gliniarzy. Tancredi zdołał powiadomić Prizzich, że bardzo mu przykro, ale musi się jakoś dogadać z glinami, żeby zyskać na czasie i nie dać się im ukatrupić, więc zamierza wyjawić, co wie o udziale Prizzich w handlu heroiną. Potrzebuje czasu, żeby jego prawnik mógł dogadać warunki, na jakich się podda, a żądne zemsty gliny nieco ochłonęły. Don Corrado nie wierzył własnym uszom. Ale kiedy poinformował o wszystkim Angela Partannę, ten błyskawicznie podjął decyzję.
- Nie ma sprawy! Poślę Charleya, podziurawi tego chuja na sito.
Charley miał dwadzieścia lat. Była to jego czwarta rozwałka.
Eduardo Prizzi umówił ich na spotkanie z szarżą policji brooklyńskiej i po wzajemnych zapewnieniach ustalono, że wszystkim chodzi wyłącznie o jedno: żeby ten skurwiel, który zabił dwóch posterunkowych, nakrył się nogami, i to najlepiej bez zbędnego narażania życia innych funkcjonariuszy, a telewizja i prasa przypisały całą zasługę policji.
Charley tymczasowo otrzymał od policji nową tożsamość. Nazajutrz w gazetach figurował (bez zdjęć) jako George Fearons, detektyw pierwszej klasy uzbrojony w karabinek szturmowy. Wjechał na górę służbową windą, podszedł do kuchennych drzwi mieszkania, w którym zabarykadował się Tancredi, i krzyknął do niego, że chce mu powiedzieć, co Prizzi mogą zdziałać w jego sprawie. Tancredi nie otworzył drzwi, ale się do nich zbliżył, żeby wysłuchać Charleya, a Wtedy ten kropnął go przez dechy. Potem zjechał służbową windą na dół, oddał broń glinom i wyjaśnił im, jak się sprawy mają. Czterech pojechało więc na górę, wkopali drzwi frontowe i kuchenne, po czym władowali jedenaście kul w umierającego gangstera.