Homo Pornograficus, czyli jak zmieniają nas czerwone tuby i tindery
Bezpruderyjny i trafiający w sedno problemów współczesnego mężczyzny przewodnik po ”samczej” seksualności. Czyli Andrzej Gryżewski, terapeuta i seksuolog w rozmowie z Przemysławem Pilarskim. Jak na nas działa oglądanie pełnych tricków filmów pornograficznych i czy w dzisiejszych czasach pornografia wygrywa z seksem? Przeczytaj przedpremierowy fragment ”Sztuki obsługi penisa”.
Przemysław Pilarski: Pornografia jest dziś tak powszechna i dostępna, jak nigdy dotąd. W jaki sposób wpływa na nasze życie seksualne?
Andrzej Gryżewski: Pornografia koduje nas nie tylko na upodobania seksualne, ale też jest odpowiedzialna za powstawanie rozmaitych fałszywych mitów, np. o długości penisa albo czasie trwania stosunku. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że to są aktorzy, a nie prawdziwe życie. Że są filmowani pod odpowiednim kątem, a to, co widzimy na ekranie komputera, zostało wcześniej zmontowane. A co najważniejsze, plan zdjęciowy do filmu 20-minutowego trwa 6-8 godzin!
Pełna profeska.
Kobiety, które przychodzą do mojego gabinetu, narzekają na swoich partnerów, którzy naoglądali się porno i teraz chcieliby je łomotać godzinami, tak jak ci faceci na filmach. A kobietom wcale nie chodzi o łomotanie, to jest dla nich zupełnie aseksualne. Wydaje mi się, że gdyby w pornografii pokazywany był taki seks, jaki mamy w realu, to gdyby ktoś to oglądał, masturbując się jednocześnie, kodowałby się na te zachowania. I wtedy przenosiłby do swojego życia realne wzorce seksu oparte na bliskości, czułości, budowaniu poczucia bezpieczeństwa. Na naturalności. Myślę zresztą, że czeka nas pod tym względem rewolucja.
Dlaczego tak uważasz?
Zaczęto produkować pornografię etyczną. Nie uświadczy się w niej wyżej wymienionych tricków, nie będzie hektolitrów kefiru, markujących spermę. Nie zobaczy się nakładek na członka z cyberskóry, przypominających realnego fallusa tylko powiększonego dwu-trzykrotnie. Nie usłyszy się jęków i pisków, które oddzielnie w studiu nagrywane są przez emerytów chcących sobie dorobić. Będzie za to nacisk na promowanie bezpieczeństwa, aktorzy będą jawnie używać prezerwatyw oraz lubrykantów. I będą za to zarabiać godziwe pieniądze.
Istnieje też porno feministyczne, które nie uprzedmiotawia kobiet.
Porno uprzedmiotawia kobiety, mężczyzn przekształca w seksroboty, a na dodatek wywraca do góry nogami obraz seksu. Mężczyzna odpalający filmik na stronie XXX wchodzi w rolę reżysera, zupełnie inną od tej, w której jest osadzony w swoim życiu seksualnym. Ma całkowitą kontrolę nad tym, co będzie się działo. Wybiera sobie, jakie kobiety chce oglądać, jak długo, w jakich pozycjach, z jakimi technikami i fetyszami. A w życiu jest zdany na to, co się pojawi. Na relację z partnerką, w której ma tylko 50 procent udziałów.
Parytet.
Kolejnej pięćdziesiątki nie kontroluje, bo należy ona do partnerki. Przypomina to sytuację maratończyka, który na treningu (odpowiedniku naszego oglądania porno) biegnie na sterydach albo jest podwożony samochodem, a w trakcie wyścigu (czyli w seksie na żywo) zdany jest wyłącznie na swoje siły. Ponadto – zupełnie inaczej niż w realnym seksie – osoba oglądająca pornografię nieustannie dostarcza sobie bodźców, które podtrzymują pożądanie. Na dodatek w każdej chwili może wybrać to, na co ma w danej chwili ochotę: oral, anal, fisting, przebieranki, zmiana pozycji, trójkąt, BDSM, podwójna penetracja, rimming.
W realnym seksie też trudno o to tak na poczekaniu.
No właśnie. Pornografia zawsze, 24 godziny na dobę jest dostępna, nie ma fochów, dzieci na głowie, pracy na jutro, okresu, konfliktu z matką. Pornografia nie zrobi czegoś źle – nie ściśnie nie tak członka, nie ma luźnej pochwy. Nie oceni cię, kiedy wytryśniesz za szybko. To wszystko oczywiście podoba się mężczyznom, przez co porno staje się matrycą nakładaną przez nich na rzeczywistość. Domagają się tego samego w seksie realnym, ale to przecież niemożliwe. I właśnie dlatego ogromna rzesza mężczyzn, rosnąca z roku na rok, nie współżyje w związku, tylko realizuje się seksualnie, masturbując się przy komputerze. Obecnie 36 procent mężczyzn w stałych związkach nie współżyje albo współżyje bardzo epizodycznie, unikając zbliżeń.
Przez pornole?
W tej populacji sporo jest miłośników pornografii, portali randek seksualnych, czatów, sekstingu i seksu płatnego. Śmiało mogę powiedzieć, że w dzisiejszych czasach pornografia wygrywa z seksem.
Nie bez powodu Elon Musk uważa, iż żyjemy w wirtualnej rzeczywistości.
Pornografia ma też niekorzystny wpływ na młodych ludzi. Internet jest dla nich niestety obecnie pierwszym źródłem informacji o seksualności. Dlatego mamy w seksuologii żelazną zasadę, że można oglądać porno, ale dopiero po tym, kiedy ma się już za sobą jakieś doświadczenia seksualne. Jeśli ktoś jeszcze ich nie miał, jest większe prawdopodobieństwo, że zakoduje się na nienormatywne, przejaskrawione zachowania. Jego obraz seksualności będzie obrazem odbitym w krzywym zwierciadle. Przez to może skrzywdzić siebie i partnera.
Czy szybki seks z coraz to nowymi osobami poznawanymi przez internet również może nam wykrzywić ten obraz?
I znowu, odpowiedź na to pytanie warunkuje wiele zmiennych. Poznałem w gabinecie taki przypadek: on po trzydziestce, dobrze prosperujące biznesy a po pracy, właściwie każdego wieczora spotyka się na seks z inną kobietą z Tindera. Już dwa razy leczył się z kiły i kłykcin, bo pękła mu prezerwatywa. Tyle ma kontaktów seksualnych w miesiącu, że swoje życie nazywa krainą pękających prezerwatyw.
Pechowiec jakiś.
Robi podstawowe błędy w seksie. Po pierwsze nie stosuje lubrykantu, więc podczas pierwszego seksu jest duże tarcie, bo ona nie zdążyła się podniecić i nawilżyć i prezerwatywa pęka. Po drugie, a może właśnie po pierwsze, nie stosuje żadnej gry wstępnej, pocałunków, pieszczot, tylko od razu dokonuje penetracji. Tłumaczy to tym, że zależy mu na szybkim orgazmie i nie będzie tracił czasu na głupoty.
Poradnik pomaga uwolnić się od nierealnych oczekiwań i stereotypów na temat tego, co mężczyzna w łóżku powinien zaprezentować.
To już duża ignorancja seksualności kobiet!
Ale pracowałem również z pewną piosenkarką, która wyszła z toksycznego związku, a następnie przez rok spotykała się na niezobowiązujący seks z internetu. Przez ten rok współżyła z kilkunastoma mężczyznami i dwiema kobietami. Obecnie jest szczęśliwą mężatką, z dziećmi. Wiem to od niej, bo pisze do mnie raz w roku mail okolicznościowy i z mediów. Szybki seks nie sprowadził jej na manowce.
Mój znajomy ciągle powtarza, że szuka miłości na całe życie. Ale chyba szukanie bardziej go kręci niż miłość. Umawia się na randki przez internet i nic z nich nie wynika.
I tu trafiamy w sedno. Jak mawia Paula Hall, w uzależnieniu od seksu liczy się samo gonienie za królikiem, a nie złapanie go. Pewnie trudno mu się przyznać, ale chodzi mu o samo umawianie się, a nie znalezienie konkretnej osoby.
Nie ma ideałów, więc po czym można poznać, że nasze oczekiwania względem potencjalnego partnera czy partnerki są przesadzone?
Po tym, że pomimo spełnienia przez potencjalną partnerkę 80 procent oczekiwań, to grymasimy, gdy nam nie odpowiada 5 procent u niej. Warto dać szansę takiej relacji, pospotykać się kilka razy i dopiero zadecydować, czy nie widzimy przyszłości z taką osobą.
Ten nadmiar oczekiwań może przekładać się też na seks. Umówię się, ale tylko z taką kobietą, która pozwoli mi się związać i będzie mówiła w trakcie brzydkie słowa po niemiecku. Ok, znalazłem jedną, ale potem długo, długo nic… I narasta frustracja.
Otóż to. Jak taka kobieta miała odgadnąć, że się lubi w seksie przekleństwa po niemiecku? Po grymasie twarzy? Przecież to może znaczyć wszystko! Warto się komunikować, w końcu jesteśmy ludźmi i podstawą porozumiewania się jest artykułowanie naszych pragnień i oczekiwań.
Żeby się umówić na seks przez internet, trzeba zazwyczaj posiadać pełną dokumentację fotograficzną odpowiednich części ciała. Nikt nie myśli, że te zdjęcia mogą potem zostać użyte w zupełnie innych celach, choćby do szantażu. To samo z wirtualnym seksem – na portalach z porno jest pełno amatorskich filmów zarejestrowanych z kamerek. Ich bohaterowie pewnie zazwyczaj nie wiedza, że dają show nie dla jednej, ale dla tysiąca osób.
Niestety, to się często zdarza, że zdjęcia wysłane komuś prywatnie kursują potem po internecie bez wpływu i kontroli osoby na nich sfotografowanej. Nawet w aplikacjach, w których nie można danego zdjęcia zapisać, ludzie robią zrzut ekranu na smartfonie i już mają fotkę u siebie na dysku i mogą pokazać znajomemu albo puścić do internetu. Niektórzy klienci mówią, że wysyłali fotki swoich byłych dziewczyn do internetu, by podniecali się nimi inni.
W jakim celu?
W celu zemsty lub upokorzenia. Przypominam, że taka zachowanie jest karalne i to srogo. Nieraz też hakerzy włamują się na komputer i upubliczniają intymne zdjęcia danej osoby. Ofiarami takiej sytuacji, z którymi pracowałem w gabinecie, było kilku celebrytów, dwóch polityków, trzech księży i policjant. A to tylko szczyt góry lodowej.
Wielu masz w terapii facetów, którzy umawiają się na seks przez internet?
Jeśli chodzi o statystyki z mojego gabinetu, to umawia się na randki czy uprawia seks przez internet około 80 procent mężczyzn i około 65 procent kobiet. To mi się nie zgadza, a te brakujące 15 procent? To mężczyźni, którzy się umawiają z innymi mężczyznami. Mam sporo żonatych klientów, którzy lubią niezobowiązujący seks z innymi mężczyznami.
A ilu jest takich, którzy znaleźli w sieci miłość?
Około 25 procent mężczyzn i 10 procent kobiet.
A te dziesięć brakujących procent to pewnie mężczyźni zakochujący się w innych mężczyznach?
Tak. To są albo mężczyźni homoseksualni, albo single biseksualni, albo żonaci, którzy po kilku lub kilkunastu latach rozwodzą się z żoną i biorą ślub poza Polską, z mężczyzną.
Jak nie internet, to co? W klubach też chodzi przeważnie o seks, a na ulicy lepiej nie zaczepiać, bo można dostać po pysku.
Partnerów do seksu i miłości ludzie teraz szukają głównie w internecie. Łatwiej spotkać do seksu niż do miłości.
A gdzie najczęściej spotykają do miłości?
Najczęściej w pracy – koleżanka z innego działu, szefowa, podwładna. Ostatnio jedna moja klientka, prezenterka telewizyjna, szukała, szukała i nie mogła znaleźć. No i weszła w relację z operatorem kamery. Naprawdę świetnie im się układa i kibicuję tej parze. Miłość można znaleźć pod nosem.
W tym wypadku przed nosem.
Fragment pochodzi z książki ”Sztuka obsługi penisa”, Andrzeja Gryżewskiego i Przemysława Pilarskiego, wydanej nakładem Wydawnictwa Agora. Premiera 31 stycznia 2018.
O autorach:
Andrzej Gryżewski - psycholog, seksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny , certyfikowany edukator seksualny. Absolwent Wydziału Psychologii warszawskiej WSFiZ, w zakresie seksuologii klinicznej i sądowej. Aktywny uczestnik krajowych i międzynarodowych konferencji seksuologicznych. Członek Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczej i Behawioralnej. W latach 2007-2012 współpracował z prof. dr hab. Z. Lwem-Starowiczem w Instytucie Seksuologii Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego.
Przemysław Pilarski - scenarzysta, stand-uper, dramaturg; kiedyś dziennikarz, krytyk literacki. Członek Pracowni Podejrzanych Praktyk Teatralnych przy Teatrze Powszechnym w Warszawie oraz Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
O książce:
Niektórzy mężczyźni przyprowadzają penisa do seksuologa tak, jak przyprowadza się psa do weterynarza. ”Proszę, oto on. Niech pan go uzdrowi, a ja poczekam sobie na korytarzu”. Penis nie jest obcym ciałem, dzikim zwierzęciem, czempionem, który musi wygrywać seksualne olimpiady, ani nieposłusznym sługą, którego trzeba przywoływać do porządku niebieskimi pigułkami. Jest częścią męskiego ciała, o którą trzeba umieć zadbać tak samo, jak o serce, wątrobę i mózg, a wtedy będziemy mogli długo go używać – nie tylko dla własnej przyjemności.